Kumor: Jaka będzie nowa Europa?
Celowo czy przez przypadek? Gdy mamy do czynienia z wypadkami wykraczającymi poza codzienność, zwykle zadajemy sobie takie pytanie. Czy to coś dzieje się jako wypadkowa różnych głupot, czy też jest w tym jedna ręka?
Wojny, niepokoje społeczne, rewolty, bunty, powstania, rewolucje… Spontan, czy zdalne sterowanie?
Patrząc na tłumy ludzi zalewające dzisiaj Europę, po tym jak celowo zdestabilizowano kilka bliskowschodnich i afrykańskich krajów, trudno nie zadawać sobie pytania, czy jest to tylko niezamierzony skutek tamtych działań, czy może jest w tym szaleństwie metoda zmiany oblicza Starego Kontynentu.
A może jedno i drugie. Jak przy wszystkich tego rodzaju wypadkach – patrz pierwsza wojna światowa – można wskazać na procesy, które "wyrwały się spod kontroli", na których różne "grupy zainteresowań" surfują jak na oceanicznej fali. Jedno wszak jest pewne, wielu inżynierów społecznych uważa wielkie tragedie za konieczną osnowę budowy nowego porządku, za "katalizator" nowego, które i tak musi przyjść. Przyszłość – jak wiadomo – rodzi się w bólach, a czasem też poród trzeba sprowokować; ba, mówi się nawet, że dzięki takim prowokacjom, udaje się unikać lub ograniczać ofiary, "zmniejszać koszty ludzkie"…
Anarchiści XIX wieku twierdzili, że nowy, lepszy świat może się narodzić wyłącznie na gruzach starego porządku, dlatego usiłowali bombami doprowadzić do chaosu. Dzisiejsi "anarchiści" już nie są naiwni i planują przyszłe wypadki przy pomocy nowoczesnych metod.
Oczywiście, gdybyśmy wierzyli w teorie spiskowe, warto byłoby przypomnieć powiastkę o frustracji kierowników systemu.
Chodzi o to, że zwykły Kowalski nie docenia, ile dla niego robią elity kierujące światem; tankuje sobie benzynę na stacji jak gdyby nigdy nic, pije czystą wodę, mieszka w logistycznie skomplikowanych wielomilionowych metropoliach, wymagających ciągłego czuwania służb, traktuje energię elektryczną i ciepłą wodę w kranie jak powietrze, tanią żywność w supermarketach uważa za prawo człowieka i jeszcze ma czelność narzekać i raz po raz swoją niesubordynacją płynącą z głupoty i niezrozumienia, sypać piasek w tryby systemu.
Przecież gdyby nie system, to tacy Kowalscy, kierujący się na co dzień plątaniną prostych instynktów i żądz pacyfikowanych przez przemysł rozrywkowy i mass media – pozabijaliby się według jakiegoś mad-maxowego scenariusza.
To nasi oświeceni kierownicy kombinują za nas, skąd wziąć energię za 50 lat, jak ograniczyć nadmierny wzrost urodzeń i posprzątać planetę.
Oni czasem są niewdzięcznością po prostu zmęczeni.
Dlatego niektórzy z nich gotowi są machnąć ręką – niech będzie chaos, niech będzie NIC, niech ludzie mrą jak mrówki – sami wtedy przyjdą prosić o obietnice bezpieczeństwa i stabilizacji, sami grzecznie usiądą na wskazanym miejscu.
No, ale to jest teoria spiskowa. Trudno zaś za "spiskowe" uznać słowa jednego z czterogwiazdkowych generałów USA… Generał Wesley Clark, który dowodził wojną powietrzną przeciwko Jugosławii w 1999 roku, w przypływie szczerości stwierdził, że "w ciągu pięciu lat Stany Zjednoczone zamierzają kopnąć w tyłek siedem państw (We are going to take out seven countries in 5 years, starting with Iraq, then Syria, Lebanon, Libya, Somalia, Sudan and, finishing off Iran).
Wówczas (a był rok 2007) słowa te wywołały śmichy-chichy; dzisiaj może można by polemizować z zestawioną listą, ale mniej więcej pokrywa się ona z obszarem, gdzie USA są zaangażowane w różne kampanie.
Czy rozwalając Libię, małpy polityki zachodnioeuropejskiej były aż tak głupie, by sądzić, że usunięcie Kadafiego przyniesie w tym kraju liberalną demokrację i prosperity (notabene istniejące już od dawna za Kadafiego)? Czy politycy Zachodu nie dysponowali informacjami wywiadu, opiniami ekspertów?
No pewnie dysponowali i wiedzieli, że napad na Libię to stworzenie kolejnego państwa "upadłego".
Dlaczego więc to zrobili?
Po pierwsze, dlatego, by wyeliminować Libię, jako regionalnego gracza; by usunąć przeszkodę. Po to zrobiono to wobec wszystkich innych państw obejmowanych sponsorowanymi "rewolucjami", od Egiptu, po Ukrainę.
W rozgrywkach globalnych nie liczy się cierpienie, bo kierownicy systemu racjonalizują śmierć zwykłych ludzi – podobnie jak terroryści – niewinni muszą umierać dla powstania lepszego jutra.
Pozwala to określać setki tysięcy zabitych i zamordowanych w Iraku czy w Syrii jako collateral damage, takie po prostu oops, śmierć przy okazji.
Co ciekawe, o ile wcześniej kryzys imigracyjny Europy pokazywano przede wszystkim na obrazkach spragnionych europejskiego socjalu Murzynów prących z wnętrza Afryki via Libia ku brzegom słonecznej Italii, o tyle teraz uwagę kieruje się przede wszystkim na Syrię. Sugeruje się, że przede wszystkim stamtąd ludzie uciekają. Stwarza to uzasadnienie szerszego zaangażowania Zachodu i dokończenia akcji obalania rządu Asada.
Argument idzie tak: – Musimy zlikwidować źródło, dlatego demokracja musi wygrać w Syrii. Stany Zjednoczone już zapowiedziały dodatkowe dostawy uzbrojenia. Problemem pozostają Rosja, Iran i Chiny, które nadal wspierają Asada. Wygląda na to, że prowadzona tam proxy-wojna o nowy porządek globalny zostanie podgrzana do nowej temperatury.
Kryzys imigracyjny pokazuje też, że potrzebna jest nowa, bardziej asertywna Europa, i projekt Unii Europejskiej musi być skutecznie realizowany. Europa musi być rządzona jak jedno państwo, czas skończyć z "podziałem dzielnicowym".
Wrzód unijny musi pęknąć i fala imigrantów może się tutaj okazać zbawiennym katalizatorem. A jaka będzie nowa Europa? Kowalskiemu może się bardzo nie podobać. Ale co z tego?
Andrzej Kumor
za: goniec.net
Kategoria: Andrzej Kumor, Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo