Kossak-Szczucka: „Z otchłani”
Jakiś polonista napisał szyderczo, że według Zofii Kossak-Szczuckiej obozy śmierci były karą za równouprawnienie kobiet. Chciałam bardzo sprawdzić, z czego to mianowicie wypływa wniosek pana profesora. Przeczytałam „Z otchłani” od deski do deski. W obozie Auschwitz, niewątpliwie, Niemcy stosowali za karę równouprawnienie…
Obóz w Oświęcimiu minął, a Kossak-Szczucka karana jest nadal. Bo przekłamała rzeczywistość, bo patrzyła przez pryzmat wiary. Bo patrzyła na więźniarki z pychą, bo uważała siebie za lepszą, i to Polkę w dodatku. No i była to antysemitka oczywiście. Komuś ciągle przeszkadza ta Kossak-Szczucka.
A jej wspomnienia ze strasznego miejsca napisane są wysokiej próby świadectwem literackim. Poniewierka, odczłowieczanie więźniów nie zniszczyły w niej wrażliwości na człowieka. Zna i doskonale charakteryzuje typy ludzkie i ich reakcje na cierpienie. Zdemoralizowane Niemki, prostytutki i lesbijki, Rosjanki – niezwykle odporne na złe warunki życia i bezgranicznie oddane swoim władzom. Francuzki, Włoszki szybko załamujące się w tych okolicznościach. Wreszcie, koleżanki z transportu, ich słabości i siłę.
Żeby chociaż Szczucka straciła zmysły, to by jej krytyka literacka przebaczyła. Ale nie. Znosi bicie i głód, dobrowolnie – za innych – nosi kubły z fekaliami (tak zwaną szajsą), obserwuje i modli się w głębi. Kto jak nie ona zapamiętała scenę, w której maszeruje kolumna nagich, płaczących kobiet, a polscy robotnicy zatrzymują pracę i ostentacyjnie odwracają twarze, by okazać swój szacunek? Kto jak nie ona widzi ciemną zimową nocą, jak stare obrzydliwe kapo urządzają sobie potańcówkę w rytm melodii pieśni kościelnej „Słuchaj Jezu”? I widzi to jak sabat czarownic, jak piekło. Jak niezwykle rysuje atmosferę mroku, w którym znowu „grają” druty pod napięciem. Grają tę melodię śmierci, która przyciągnęła kolejną ofiarę. Bo nie wytrzymała i "poszła na druty”.
Ta pisarka zawsze miała nad sobą Niebo i niebo dosłowne. Jak proste i przejmujące są jej słowa o łańcuchu Beskidów (które dobre przecież znała) widocznym z oddali. Już nie zacytuję z pamięci, ale brzmiały mniej więcej tak: „Czy myślałaś kiedy gibka narciarko, spoglądająca w dół, w Kotlinę Oświęcimską, że to miejsce stanie się dla ciebie kiedyś więzieniem?”. Tu błoto i krew, tam ośnieżone góry. Kiedyś czytałam inne wspomnienia więźniarki, która pisała, że w pogodne dni kobiety widziały na horyzoncie Beskidy i wpatrywały się w nie, czerpiąc z widoku poczucie wolności. Kossak-Szczucka też była wolna w więzieniu.
„Tylko prawda jest ciekawa”, ale i prawda może być podana w sposób ciekawy. Zofia Kossak-Szczucka nawet niosąc kubeł pełen „szajsy”, potrafiła patrzeć w górę i dostrzec w świecie piękno. To dlatego enta książka o KL Auschwitz jest warta przeczytania.
Z. Kossak-Szczucka, „Z otchłani”, Warszawa 1998
Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Recenzje