Kołomijec: Karykatura Kościoła
28 marca br. lubelska Telewizja Polska wyemitowała pierwszy odcinek – jak go nazwano – „młodzieżowego” programu o tematyce religijnej Essa. Kicz i pośmiewisko. Chyba tylko tak można określić to coś. Pomijając już zażenowanie, które człowiek (a przynajmniej człowiek młody) odczuwa oglądając ów program, jest to rzecz beznadziejnie stworzona, zupełnie nieinteresująca. Naturalnie – ktoś powie – a czegóż innego spodziewać się po wytworze państwowej telewizji? Lecz tutaj nie chodzi nawet wcale o nieudolność, czy brak talentu. Ten program jest po prostu kolejnym świetnym odzwierciedleniem tego, jak państwo i niektórzy hierarchowie katoliccy, wypełniający współczesną agendę pt. Look how cool and modern we are, guys! Will you let us play with you now? poniżają i kompromitują sam Kościół – nas, wiernych.
Robi się już od kilkudziesięciu lat z Kościoła katolickiego jakieś dziwadło, pokrakę, którą można oglądać najlepiej w cyrku. Zamiast powagi i majestatu godnego Magisterium, mamy oazę z palemkami, niby kącik dla dzieci, gdzie rodzice mogą zostawić swoje pociechy na czas zakupów i gdzie wszyscy, wraz z dorosłymi mężczyznami (którzy ponoć mają być nam nauczycielami, od których oczekiwałoby się choć krztyny powagi) trzymamy się za rączki, pląsając po kościółku pod brzdęki gitary. (W Watykanie od przewracających się w grobach ciał, winny się chyba wszystkie kolumny pokruszyć!)
Przyznać należy, że Sobór Watykański II zakończył (czy tego ojcowie soborowi chcieli, czy nie) erę świetności Kościoła. Wydaje się, że jedyną możliwością powrotu do istoty, będzie jeno Paruzja. Wycofano się w cień, wspominając tylko od czasu do czasu o jakimś ekumenizmie. Papież zrzekł się części swoich tytułów, tiara zniknęła z jego głowy. To nagłośnione poskromnienie nazywa się tak naprawdę pustka i pycha. Zawsze atrybuty władzy podkreślały autorytet papieski. Zrzeczenie się ich po tylu wiekach nieodłączności z papiestwem mogło być tylko grą aktorską. Tylko chwytem, by pokazać prostemu ludowi, jaki to papież jest z nim równy. Otóż równi jesteśmy tylko i wyłącznie przed Bogiem. I niech nigdy nie będzie inaczej.
Współcześnie przeprowadzono niezły fikołek intelektualny. Uważa się bowiem, że bogactwo wokół papieża jest pychą. Ale to właśnie otoczenie dobrem doczesnym było podkreśleniem władzy duchowej papieża. Ukazywało jego siłę sumienia, iż mógł się oprzeć pokusie dóbr materialnych i działać na rzecz zbawienia ludu Bożego. To był widoczny dowód tego, że był godzien tronu.
Ależ, co tu mówić o tytułach! Dziś zwykły ksiądz boi się zwrócić uwagę rodzicom, których dziecko biega po kościele i krzyczy, przeszkadzając innym w skupieniu i modlitwie albo też boi się nie wpuścić do świątyni osoby, która ubrała się niestosownie, bo przecież jeszcze się jakiś pan w krótkich spodenkach obrazi i nie przyjdzie w kolejną niedzielę na mszę (cóż za niepowetowana strata!).
Wydać się komuś to może małostkowe, ale czyż nie szczegóły budują ogół? Czy istnieje choroba, która objawia się natychmiastowo i na całym ciele chorego? Coraz trudniej księży katolickich rozróżnić od ludzi świeckich. Człowiek, który rozeznaje w życiu swe powołanie, który wybiera życie kapłańskie – musi zdać sobie sprawę, że jest to życie pełne wyrzeczeń, a przez to i szczególnego rodzaju cierpienia, dzięki któremu dąży do świętości. Urząd nauczycielski musi się wyróżniać. A jednak robi się wszystko, by było inaczej. Księża coraz częściej noszą koszule zamiast sutanny, nie noszą wcale biretów. Wygląda to, jakby za wszelką cenę pragnęli wygody i – mimo bycia księdzem – móc czuć się jak świeccy. Nie chcą wyróżniać się z tłumu. Czyżby ze strachu? Znam przypadki oplucia księdza, obrzucenie go inwektywami w samym centrum miasta w biały dzień. Może tego się boją inni? Ale czy Chrystus nie powiedział nam, kogo mamy się bać? Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic już więcej uczynić nie mogą. Pokażę wam, kogo macie się obawiać; bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie! (Łk 12, 4-5)
Za to nie boją się nikogo biskupi – oto dostojnicy, z których większość jest chyba najbardziej oderwanymi od wiernych kapłanami. Swoje nikłe zainteresowanie potrzebami Kościoła wyrażają w okazjonalnych Listach pasterskich. Ludzie ci nie potrafią jasno bronić Kościoła, walczyć o zbawienie dla wiernych. Są to paradoksalnie jednocześnie ludzie z ogromną władzą. Po Soborze Watykańskim II wprowadzono do Kościoła barbarzyńską zasadę kolegialności. Na jej mocy biskupi stali się niemalże równi papieżowi. Przez to nieszczęście wzrosła rola konferencji episkopatów krajowych oraz synodów. Doprowadziło to do oddania wielkiej autonomii biskupom w poszczególnych państwach, zbudowano praktycznie kościoły narodowe. Gdzież jest uniwersalna władza papieży? Czyż naprawdę Kościół katolicki, tym bardziej w czasach tak rozwiniętej technologii, potrzebuje takiego rozczłonkowania?
Nadzieję widać natomiast w młodych. W młodych, którzy gardzą Kościołem, robiącym wszystko (kosztem swej istoty), byleby zwiększyć liczbę ochrzczonych, byleby więcej było w „tabelkach”, robiącym z siebie pośmiewisko. Młodzi chcą Kościoła trwałego, Kościoła stałego, Kościoła Tradycji – Kościoła, który zaprawdę stoi na skale. Jeślibyśmy pragnęli rozrywki czy atrakcji – proszę się nie martwić – pójdziemy do kina.
Maksym Kołomijec
Kategoria: Publicystyka, Społeczeństwo, Wiara