„Życie za życie. Maksymilian Kolbe”
Poruszył mnie ten film, bo opisuje piekło, a w nim siłę i niezniszczalność dobra. Pokorny, cichy, spokojny i bardzo silny duchem jest jeden ze skromnych zakonników, który na koniec okaże się większy niż ci, pośród których żył i umierał. Ojciec Maksymilian.
Historia przedstawia się tak: w żwirowni KL Auschwitz osunęła się ziemia i w chaosie, jaki to wywołało, udaje się uciec jednemu z więźniów. Jan ukrywa się potem u zakonników. Od Franciszkanów dowiaduje się, że Niemcy zemścili się na współwięźniach za tę ucieczkę, skazując dziesięciu na śmierć głodową. Okazuje się, że jeden z nich poszedł do bunkra ochotniczo. Był to ojciec Maksymilian. Jan nie dowierza, nie rozumie. – Dlaczego? Po co? Dopytuje – zakonnicy opowiadają mu, kim był Ojciec i jak odnosił się do bliźnich. – Kiedy ktoś zgrzeszył, on brał winę na siebie i pokutował za niego – opowiada jedn z zakonników – i wtedy winny czuł się naprawdę podle…
Po wojnie Jan wraca w rodzinne strony, a tam dowiaduje się, że z całej jego rodziny przeżył tylko brat, który jest teraz na Zachodzie. Jan nie ma więc już właściwie nikogo na świecie. Wreszcie i on wyjeżdża do USA. Tego okrutnie skrzywdzonego przez Niemców człowieka, świadka i uczestnika strasznych wydarzeń dotyka w pewnej chwili wiadomość o beatyfikacji ojca Maksymiliana. On, wątpiący, patrzący na Ojca i jego "szalonych" braci z lekką ironią, widzi scenę beatyfikacji na ekranie TV. "Pęka" wtedy – pada na kolana.
W pamięci utkwiły mi konkretne sceny. Jako pierwsza, scena w gabinecie hr. Druckiego-Lubeckiego (Krzysztof Luft), gdzie gość – ubogi zakonnik dopytuje o działkę, na której chciałby wybudować klasztor. Otwarcie mówi, że nie ma pieniędzy, jakich oczekuje Hrabia. Przyznaje, że postawił już na tym gruncie kapliczkę Matki Bożej, jak gdyby od razu przekazując ziemię Jej. Hrabia słucha, patrzy i nagle… przekazuje ziemię zakonnikom.
Taki właśnie jest Maksymilian Kolbe. Mało mówi, uważnie patrzy w oczy rozmówcy – czy to brata, czy prześladowcy. Mówi wolno, spokojnie, cicho. Działa planowo, reaguje z pokorą. Tylko iskierka bólu miga w oczach Ojca, kiedy Niemcy cynicznie informują o aresztowaniu. Cichy jest koniec Ojca, gdy ostatki sił podnosi wychudzoną rękę, rozgrzeszając współwięźnia w celi śmierci.
Nie jest jednak fajtłapą jak za przeproszeniem, wystraszony brat Anzelm (Artur Barciś) po Wojnie.
Ojciec, który "złamał" Hrabiego, potem Niemców, a potem niedowiarka Jana.
Aleksandra Solarewicz
"Życie za życie. Maksymilian Kolbe", reż. K. Zanussi, Polska – Niemcy 1991
Kategoria: Recenzje