banner ad

Klasztory Meteory, Grecja

| 16 grudnia 2013 | 0 Komentarzy

Klasztory MeteoryW kaplicy klasztoru św. Stefana, wzniesionego wysoko wśród gigantycznych form skalnych, znajdujących się u podnóża gór Pindos w centralnej Grecji, zakonnice udają się na nieszpory – jak zawsze, gdy wieczór przechodzi w noc. Ich głosy, zawodzące w takt przesycony ponurą powagą, stają się pomrukiem, dla niewtajemniczonych brzmiącym niczym zaklęcia. Same zakonnice, owinięte czarnymi habitami, z twarze szczelnie okolonymi przez czarne chusty, siedzą w bezruchu lub przesuwają się wolno od jednej ikony do drugiej – dziwnych, budzących strach wyobrażeń Chrystusa, Maryi lub któregoś ze świętych – wzdłuż sklepienia kaplicy. Oświetlające całą scenę świece zwisają ze stropu, zawieszone na miedzianych łańcuchach.

 

Brak innego źródła światła; przestrzeń wypełniają cienie i przesuwające się czarne figury, współgrające z zawieszonymi gdzieniegdzie kadzidłami, słodkawymi i wyraźnymi, wydzielającymi ciężką woń klauzury. Sen zaczyna mnie ogarniać pomimo niewygodnych, twardych ławek, na których siedzimy. Chcąc się z niego otrząsnąć, nieustannie zmieniam pozycję lub krzyżuję nogi. Niemal natychmiast jedna z sióstr sunie w moim kierunku i delikatnie uderza mnie w kolano spoglądając na mnie głębokimi, niebieskimi oczyma. Jej twarz wyraża mieszaninę uprzejmości i niekwestionowanego autorytetu. Niczym dziecko, przyłapane w trakcie psoty, prostuję nogi. A śpiew trwa i trwa…

 

Później, niedaleko miasta Kalambaka, siedzimy w tawernie i pijemy wino. Czerwone i białe nakrycia w kratę pokrywają stoły, a wizerunki jakiejś amerykańskiej gwiazdy o blond włosach wiszą wzdłuż ściany. W mroku, na zewnątrz, z ciemności wyłaniają się olbrzymie skały – to Meteora, której nazwa pochodzi od słowa oznaczającego coś wysoko w powietrzu. Nagie i szare, stoją niczym monstrualne fortece. Ukryte wśród nich, jak gdyby zawieszone pomiędzy niebem a ziemią, znajdują się średniowieczne klasztory prawosławne. Wiele z nich, w tym ten, w którym właśnie uczestniczyliśmy w nieszporach, pozostawało zamieszkane po dziś dzień. To jest pustkowie, schronienie ascetów.

 

Zastanawiam się głośno dlaczego te klasztory zbudowano w takich miejscach i po co ktokolwiek dziś chce wracać do tego średniowiecznego stylu życia. "Popełniasz błąd myśląc średniowiecznego – stwierdza mój towarzysz sącząc swoje wino – musisz pomyśleć – wschodniego". Wschodniego – to znaczy do głębi mistycznego, bizantyjskiego chrześcijaństwa.

W jedenastym stuleciu pierwsi eremici przybywali do Meteory szukając ucieczki od świata. Tu, wśród jaskiń i rozpadlin niedostępnych skał, znajdowali idealny dom, niejako stworzony dla tych, którzy poszukiwali odosobnienia chcąc poświęcić się umartwianiu ciała za pomocą surowych praktyk, tak, by oczyścić dusze. Krajobraz był dokładnym odbiciem ich pragnienia odrzucania tego, co ziemskie i skupienia się na sprawach Nieba.

 

Gdy już udało im się odnaleźć drogę na szczyt skał i zbudować jakiekolwiek schronienie, nic już nie zakłócało eremitom spokoju i możliwości rozważania Boga w ciszy ich własnych serc. Pościli całymi dniami – a nawet tygodniami, zdając się na łaskę lokalnych chłopów, od których otrzymywali czasem skromny posiłek. Wytrzymywali całymi latami bez mycia, co stanowiło jeden z widocznych znaków świętości (ci wcześni eremici byli zresztą wyłącznie płci męskiej): ten, kto gardzi swoim ciałem tak bardzo, że pozwala ubraniu butwieć na nim, zatraca się w kontemplacji Wieczności, nieświadomy nawet zapachu, jaki roztacza.

 

W trakcie kolejnych stuleci wojny zmusiły mnichów do życia w grupach – przede wszystkim z uwagi na bezpieczeństwo. W XIV wieku mnich Atanazy przybył tu z góry Athos, monastycznego konglomeratu, rozciągającego się na otoczonym przez Morze Egejskie półwyspie o szerokości około 50 kilometrów, na południowy wschód od Tesaloniki. Wraz z dziewięcioma innymi mnichami założył pierwszy klasztor Meteory.

 

Podobnie, jak na Górze Athos, kobietom zabroniono odwiedzania klasztorów pod jakimkolwiek pozorem, a mnichów instruowano, by nie dzielili się z nimi jedzeniem nawet, gdyby któraś z umierała z głodu (na Górze Athos nie dopuszczano nawet obecności zwierząt płci żeńskiej, a sam Atanazy – jak twierdzi jeden z jego wczesnych biografów, nie pozwalał, by słowo kobieta skalało jego wargi choćby raz). U szczytu wieków średnich liczba klasztorów osiągnęła 24. Spośród nich tylko trzy pozostają zamieszkane: Przemienienia (Wielki Meteoron), Wszystkich Świętych i Św. Stefana.

 

Niestety nie wiadomo dokładnie, jak asceci dostawali się na swoje miejsce odosobnienia, ani też jak wciągali tam materiał potrzebny do budowy klasztorów. Istnieje dosyć prawdopodobna hipoteza, że wynajmowali lokalnych myśliwych i pasterzy kóz, a zatem ludzi dobrze znających przejścia i szczeliny w skałach. Biograf Atanazego wspomina dosyć zdawkowo, że "biorąc [ze sobą] pewnego wspinacza, umieszcza go na kamieniu i budując sobie chatkę pozostaje tam przez długi czas". Aż do początku obecnego stulecia (XX – przyp. tłum) mężczyźni odwiedzający klasztory bądź to wspinali się po sznurowych drabinach (często nadwyrężonych i niedostatecznie zabezpieczonych), bądź też byli wciągani w koszach, często kołyszących się nad przepaścią. Gości pouczano, by unikali zawrotów głowy zamykając oczy aż do momentu wciągnięcia ich do góry, a także, by śpiewali jakąś pieśń lub hymn celem zachowania spokoju.

 

Około roku 1920 mnisi zaczęli wycinać w skałach stopnie, prowadzące do budynków, a w 1948 ukończono brukowaną drogę, dającą możliwość dotarcia do ciągle zamieszkanych klasztorów samochodem. W tym samym roku kobietom zezwolono na ich odwiedzanie (Meteora prześcignęła tym samym Górę Athos; u wejścia na Świętą Górę – jak nazywa się Athos, nadal ustawiony jest znak, zakazujący kobietom wstępu. Aż do lat 50-tych pojazdy kołowe także pozostawały zabronione, sprawiając, że jedynym sposobem na dotarcie do któregoś z klasztorów był marsz lub jazda na mule. Decyzja o budowie drogi jest nadal powodem kontrowersji wśród niektórych mnichów – w przeciwieństwie do nie pozostawiającego wątpliwości stanowiska o zakazie wobec kobiet).

 

W roku 1961 monastyr Św. Stefana, najstarszy z tutejszych klasztorów, a zarazem jedyny widoczny ze wspomnianej wyżej drogi, został zasiedlony przez zakonnice. Jest on najłatwiej dostępny; ośmiometrowa kładka nad przepaścią prowadzi gościa do imponujących, okutych żelazem drzwi klasztoru, otwierających się na słoneczny dziedziniec, którego surową prostotę zmiękcza obecność azalii i bugenwilli, a także kwiatów umieszczonych w ceramicznych naczyniach. To pełne spokoju założenie, gdzie dokonuje się duchowa podróż w spokoju i samotności serca. Zakonnice w różnym wieku – przy zadziwiająco dużej liczbie osób młodych, o gładkiej cerze i błyszczących oczach, pracują z zawiniętymi rękawami u uśmiechem na twarzach. Umieszczona nieopodal tabliczka odwołuje się wszak do "Kościoła Chrystusa" jako "Nowej Arki", mającej zbawić świat od "kataklizmu grzechu". Przyjemny dziedziniec i szczęśliwe twarze mogą być mylące: nie ma niczego słonecznego w pracy, która jest tam wykonywana.

 

Ta praca, tu – w miejscu zawieszonym między ziemią na niebem, jest nie mniej niż życiem spędzonym na kontemplacji tego, co wieczne – lub, innymi słowy, wewnętrznym poszukiwaniu tego, co niezbędne i trwałe. By kontynuować tę podróż, ludzie zostawiają wygodne miejsca by udać się na jałową, skalistą ziemię, gdzie jazgot poprzedniego życia zostaje w tyle, a zaczyna się walka we wnętrzu. Każdy, kto odbył taką pustynną podroż, powie, że jej doświadczenie wymaga zdrowej dawki szacunku i nie może być przedsięwzięte zbyt łatwo. W tradycji bizantyjskiego chrześcijaństwa poszukiwanie odbywa się w kontekście modlitwy liturgicznej, w trakcie której modli się całe ciało – śpiewając, klękając, czyniąc znak krzyża, a także gromadząc w duchu cały zasób człowieczeństwa.

 

Zostawiamy Meteorę w niedzielne popołudnie, mijając po drodze kościół, przed którym mężczyźni w dobrze wyprasowanych garniturach zbierają się na zewnątrz paląc papierosy. Żadnych kobiet w polu widzenia; możliwe, że są już w środku zapalając świece i ustawiając je w rynienkach z piaskiem w tylnej części kościoła. Także oni modlić się będą całym ciałem – przemieszczając się, bijąc pokłony u stóp ikon, zapalając więcej świateł i poruszając ustami w rytm modlitwy, podczas gdy brodaci księża w złotych narzutach intonować będą modły przepisane w świętej liturgii.

 

Siostry na szczycie klasztornych gór kontynuują życie pełne nieustannej kontemplacji. Dla nich niedziela pozostaje ważnym świętem, co oznacza, że wypełnia ją więcej liturgii i modłów. Będzie więcej śpiewu, pokłonów, więcej zapalania świec. To, co na pewno da się powiedzieć o tym surowym trybie życia, to że jest w nim duchowa kontynuacja, poczucie bezkresnej modlitwy i pragnienie dobra – a także, że próby przemiany człowieczeństwa są bezgraniczne i nieprzeniknione.


Mary Frances Coady

Tłum. Mariusz Matuszewski

Kategoria: Historia, Mariusz Matuszewski, Religia, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *