Kisiel, Jabłoński: Boży porządek w rodzinie
Czym jest powołanie do bycia mężczyzną i mężem, czym jest powołanie do bycia kobietą i żoną dzisiaj? Czy naprawdę żyjemy w „innych czasach” niż te z Listów świętych Apostołów Piotra i Pawła, w czasach, w których pierwszą wartością jest jakieś mityczne partnerstwo małżonków? Patrząc na statystyki rozwodów czy chorób psychicznych, słuchając księży, terapeutów i animatorów wspólnot chrześcijańskich zajmujących się duszpasterstwem i kierownictwem rodzin, oceniając pod kątem czynników demograficznych obecny system wartości kulturowych i instytucjonalnych, wcale się takiego wrażenia nie odnosi.
Oczywiście, demografia nie jest wartością samą w sobie. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, w jakich warstwach społecznych i w jakich państwach dzieci ciągle się rodzą i skontrastować je ze społeczeństwami zachodnimi – na czele z polskim, gdzie dzietność jest niewiele lepsza niż w przodującym niechlubnie pod tym względem społeczeństwie koreańskim. Na pewno także inne czynniki mają w tym swój udział – wysokie koszty edukacji dziecka, wysoki popyt na mieszkania (wyższe ceny mieszkań i czynszów) oraz wiele innych – ale to za mało, by wyjaśnić niską dzietność.
Najważniejszym czynnikiem pozostaje głęboka rysa w systemie wartości, czyli odejście kobiet od Bożego powołania i zmasowany atak popkultury oraz instytucji politycznych na nie. Wystarczy przytoczyć pogardliwe i szydercze określenia jak „kura domowa” czy „kobieta do kuchni” przy jednoczesnym wciskaniu na siłę „samorozwoju” i „kariery zawodowej”. Najgorszym aspektem jest rozpętanie „wojny domowej” kobiet przeciwko mężczyznom. Żeby wywołać dzisiaj wybuch szyderstw lub toczącą się pianę z pyska u przeciętnej kobiety, wystarczy przytoczyć List św. Pawła do Efezjan (5,21 „Żony, bądźcie poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony tak jak Chrystus jest głową Kościoła”) lub jeszcze bardziej radykalnie sformułowany List św. Piotra (3,6 „Tak Sara była posłuszna Abrahamowi nazywając go panem. Stałyście się jej dziećmi, gdyż dobrze czynicie i nie obawiacie się żadnego zastraszania” – czyż to zastraszanie nie odnosi się dzisiaj do wrogiej kobiecemu powołaniu kulturze?). Już słyszymy argument, że „to były inne czasy”, ale przecież kilkadziesiąt lat temu Pius XII napisał encyklikę „Castii Conubii”, gdzie posłuszeństwo żony wobec męża nie tylko zostało potwierdzone, ale i wobec narastającego feminizmu jeszcze mocniej podkreślone.
Mężczyzna ma przewodzić rodzinie. Kiedy w jakiejś sprawie nie można dojść do porozumienia, wtedy mężczyzna bierze na swoje barki podejmowanie decyzji. Mężczyzna powinien wybierać wspólnotę duchową, nadaje kierunek życiu duchowemu rodzinie, daje błogosławieństwa jej członkom. Mężczyzna powinien kontrolować domowy budżet. Większość kobiet jest, i to niestety nie jest stereotypem, rozrzutna i mocniej ulega pokusom współczesnej reklamie i technikom marketingowym. Po 4 latach doświadczenia jednego z nas stwierdza on smutnie, że kobietom dużo łatwiej jest „wcisnąć” coś, czego zapewne by nie kupiły, gdyby nie zapytał. Mężczyźni ze swoim uporem i wrodzoną nieufnością rzadko kiedy dają się nabrać na „miłą atmosferę” i „dodatkowe usługi”. Dalej, mężczyzna powinien rozsądzać spory między dziećmi. Większość (nie mówimy wszystkie) kobiet ma tendencję do prawienia długich kazań i szantaży emocjonalnych (w stylu, „jak nie posprzątasz pokoju, to nie kochasz mamusi”), wpędzania w nadmierne poczucie winy. Mężczyzna jest „prostszy” w działaniu, bardziej ceni spokój niż emocjonalne zaspokojenie. I dlatego będzie dążył do prostszego i bardziej konsekwentnego rozwiązania. Kara nadana dziecku musi mieć nieuchronny charakter, tymczasem matki często ulegają szantażom dzieci i uchylają kary – nie ma nic gorszego, niż pokazanie dziecku, że reguły i granice nie istnieją!
Na koniec, mąż, wedle oczywiście ekonomicznych możliwości, powinien odciągać kobietę od pracy zarobkowej. Bo czyż nie pracą na cały etat jest trójka dzieci przy jednoczesnej trosce o dom, własną urodę i męża? Tak, tak, drogie Panie, to nie z pracą czy dziećmi macie sakrament, tylko z mężem i to o niego macie dbać – ze wzajemnością oczywiście – w pierwszej kolejności. Podkreślmy: najpierw Bóg, potem najpierw mąż, potem dzieci, potem dom i dopiero na piątym miejscu praca (ja bym powiedział, na szóstym, bo wcześniej powinno być dbanie o urodę). To są oczywiście ogólne reguły i w sytuacji, w których mężczyzna zawodzi, zdarza się, że kobieta musi wziąć cugle domowego budżetu i życia społecznego. Ale to jest właśnie stanem nienormalnym. Kiedy kobieta bierze odpowiedzialność, rozleniwia swojego mężczyznę. Staje się on reproduktorem, który po pracy odpala komputer czy telewizor i nie jest w zasadzie zainteresowany życiem rodzinnym. Ma to fatalne dla dzieci konsekwencje psychologiczne. To własny ojciec jest odbiciem „Ojca Naszego, który jest w niebie” dla dzieci. Nieobecny mężczyzna to nieobecny Bóg. Tymczasem dla mężczyzny rodzina jest i powinna być jego królestwem, jego małą armią, jego najważniejszą firmą. Dopiero, gdy mężczyzna będzie czuł, że to on rządzi, że może dać coś z siebie więcej niż tylko pieniądze i nasienie, dopiero wtedy będzie angażował się w życie duchowe rodziny. Taka jest nasza męska psychika, która niestety ciągnie we wrodzone lenistwo. Chcecie sobie Panie wyhodować leniwego, unikającego życia rodzinnego pantofla, który nie przekaże dzieciom żadnych wartości?
Posłuszeństwo żony wobec męża nie ma nic wspólnego z równością wobec prawa stanowionego. Boże powołania dla mężczyzny i kobiety są równe w swojej godności. Niestety, Polakom, których przodkowie żyli dziesięciolecia pod obcą władzą, „władza” kojarzy się źle. Jest to spaczone pojęcie. Przecież Jezus Chrystus wyraźnie powiedział, że kto chce być nad innymi, powinien im przede wszystkim służyć. Władza męża także jest służbą. To obowiązek stanu dla mężczyzny dbać o swoją żonę. Z każdej władzy rozliczy nas Chrystus – z tej także, moi drodzy Panowie.
Rola „matki i gospodyni domowej” nie jest ani podła, ani gorsza, wręcz przeciwnie, jest esencją Bożego powołania. Bóg nie będzie miał Wam, drogie Panie, za złe, że nie zrobiłyście kariery zawodowej lub naukowej. Ale na pewno poczujecie Jego gniew, jeśli zaniedbacie męża i dzieci. Mówię, „męża”, ponieważ wiele kobiet myśli, że jeśli pracują i zajmują się dziećmi, to już wszystko jest w porządku. Tymczasem, powtórzmy to, to nie z pracą, dziećmi i salonem kosmetycznym żona ma sakrament, tylko z mężem.
Czas, jaki mamy, jest krótki. Doba aktywnego życia to około 15-18 godzin. Masz się zająć modlitwą, mężem, dziećmi i domem, a także dbać o rozwój osobisty, ale ten prawdziwy, nie przybijając stemple w urzędzie czy kopiując tabelki w korporacji, tylko ubogacając swoje życie na tyle, by innym było przyjemnie z Tobą przebywać i rozmawiać. Jeśli dołożysz do tego 8-10 godzin pracy dziennie, nieuchronnie zaniedbasz jedną z tych rzeczy, których zaniedbywać nie powinnaś. Praca na pełen etat niszczy fizycznie i psychicznie kobietę, sprawia, że szybciej się ona starzeje, szybciej niszczą się jej dłonie i cera, jest bardziej zdenerwowana, ma mniej odpoczynku i więcej stresu. W dodatku jeśli ma dzieci i pracę naraz, to musi najpewniej zrezygnować ze swojego hobby i dbania o urodę. Przecież fitness, wellness, ćwiczenia kosztują sporo czasu i wysiłku – rzadko kiedy po 10 godzinach pracy w korporacji ma się jeszcze siłę na cokolwiek.
Tutaj chodzi przede wszystkim o stwarzanie ciepła w domu, poczucie bezpieczeństwa dla dzieci i tworzeniu z nimi mocnych relacji (bo czemu Pani z przedszkola albo o zgrozo żłobka ma to tworzyć?) To jest związane z kobiecą biologią, bo mężczyźni w ciążę nie zachodzą i nie mają równie mocnego instynktu co macierzyński. U mężczyzn relacja z dziećmi to rodzaj pracy wbrew własnemu lenistwu, praca, która może dać co prawda największą satysfakcję, ale pozostaje pracą i walką wbrew sobie.
Ale można żyć wbrew naturze, wolny wybór. Można dzisiaj być niewolnicą korporacji czy innego pracodawcy, a potem po godzinach być niewolnicą specjalistów od marketingu i reklamy. Dzisiaj to niestety nie mężowie, ale oni są specjalistami w badaniach nad kobiecą psychiką.
Potem taka znerwicowana Matka-Polka w wieku 40-lat z brzydkim makijażem i nadwagą dziwi się, że w domu jest mąż, który w dodatku ją denerwuje (nic dziwnego, jak ten mąż jest dla niej ciałem obcym) i bierze z nim rozwód albo zatruwa mu życie na wszelki możliwy sposób. Mało to jest matek-polek wyżywających się na mężu i na dzieciach za stres i zmęczenie nagromadzone w pracy?
Mądrość Kościoła dawno zdiagnozowała problem kobiecego i męskiego powołania. Powołaniem kobiety nie jest praca, powołaniem kobiety jest stwarzanie życia (zarówno tego fizycznego jak i duchowego), opieka nad nim i dbanie o innych. Nie znamy kobiety, która mając 4 lub więcej dzieci powiedziałaby, że żałuje swojej roli „gospodyni domowej”. Znamy za to wiele kobiet, które doczłapały się do wysokich stanowisk zawodowych i są jednym wielkim kłębkiem nerwów.
Na koniec świadectwo pewnej matki z 4 dzieci z wyższym wykształceniem i bardzo dobrą pracą: „gdyby nie to, że musiałam pracować, to wolałabym siedzieć w domu, robić paznokcie i dbać o moje dzieci”. Są kobiety, matki, które mogły też zasłonić się „karierą zawodową” albo „karierą naukową”, a mimo to wolały wypełnić Boże powołanie. Bo to realizowanie Bożego powołania sprawia prawdziwą radość kobiecie, a nie nawet najlepsza praca. Zresztą, mogę dać Ci jeszcze przykład pani Schaffly, doktor prawa z USA – ona zajęła się karierą naukową i zawodową po odchowaniu szóstki dzieci. Na wszystko jest czas i miejsce. Wszystko ma swoje priorytety ważności.
Bycie wyrobnicami to dla dzisiejszych kobiet awans społeczny, czują się wtedy kimś. Jest zdolność kredytowa, można wziąć kredyt i wydać więcej pieniędzy na niepotrzebny remont czy wakacje w Egipcie ze swoim „Januszem“, a później zaiwaniać jak wół i kolekcjonować zmarszczki ze stresu. Psychiatra i psycholog też swoje na takiej rodzince zarobią. Wasze marzenia i priorytety – być niewolnicą. Tak, dla dzisiejszej kobiety być posłuszną mężowi i dbać o domowników to przeżytek, ale być posłuszną jakiemuś obcemu facetowi (ew. kobiecie, które są dla kobiet nawet gorszymi szefami) w firmie to już spoko i cymes. To jest szatańskie odwrócenie nie tylko wartości, ale i zdrowego rozsądku. To nie jest wolność. To dobra droga do życia na kredyt, strachu o jutro i wpakowaniu dzieci między ogień codziennych problemów zawodowych, podczas gdy rodzina ma być przede wszystkim szklarnią miłości.
Te kobiety, które się teraz śmieją z roli gospodyni domowej, mają większe niż one szanse na bycie nieszczęśliwą i niespełnioną. Wyśmiewanie gospodyń domowych bierze się bardziej z ich nieposłuszeństwa wobec nauki Kościoła i z własnych kompleksów, ponieważ one nie mogą uwierzyć, że można być szczęśliwym, „tylko” zajmując się dziećmi, mężem i domem (ale gospodyni domowa ma tak naprawdę więcej czasu na zajmowanie się urodą i na swoje prawdziwe zainteresowania – praca to mus, hobby to przyjemność). A taka pracowniczka korporacji narobi się 8-12 godzin w firmie, przyjdzie, rzuci się na kanapę przed jakimś idiotycznym serialem w stylu „Gra o Tron” i będzie powoli, ale konsekwentnie staczać się w nerwicę i nadwagę. Drogie panie – praca zarobkowa kobiety nie jest żadnym błogosławieństwem, ale co najwyżej złem koniecznym, którego trzeba unikać, aby się wybawić. Plaga ta rozpowszechniła się w świecie w związku z I wojną światową i trwa po dzień dzisiejszy, ale jest to zło, nienormalność. Rodzaj ludzki nigdy tak nie żył i to na pewno nie jest dla niego dobre. Odpowiedzcie sobie same – chcecie być wyrobnicami PKB czy wolnymi ludźmi?
Na koniec parę faktów – w krajach uchodzących za „patriarchalne“ i religijne rodzi się więcej dzieci. Abstrahując od wypaczeń systemu prawnego (dyskryminującego kobiety, czego być nie powinno). W krajach, gdzie jak zaraza szerzy się ideologia „równości płci”, dzieci nie ma. To znaczy są, ale mają najczęściej na imię Mohammed, Ali, Mbutu czy Ahmed.
Zarówno Bóg, jak i natura, nie lubią, gdy się wyśmiewa naturalny, Boży porządek. A jak już wspomnieliśmy, Bogu obojętna jest kariera zawodowa czy naukowa kobiety – ale to, czy wywiązała się z dbania o sakramentalną więź z mężem oraz obowiązków stanu wobec dzieci – już nie. Jeśli to nie da do myślenia, oznacza to, że feministyczny wirus wżarł się za daleko do umysłów współczesnych „chrześcijanek” i nie pozostaje nic innego, jak wymiana personelu.
Kategoria: Publicystyka, Społeczeństwo
Skąd pomysł, że wszystkie kobiety uszcześliwia praca w domu? Że bardziej stresogennym będzie dla niej wymarzona praca zawodowa, a nie obieranie ziemniaków dzień w dzień?
Jakie kobiece "hobby" mają na myśli autorzy, skoro ogladanie serialu jest głupie? Chyba tylko robienie na drutach jest ich zdaniem właściwym dla kobiety. No i oczywiście łażenie na fitnessy, wellnessy i smarowanie się coraz to nowszymi mazidłami, żeby czasem nie zbrzydła.
"Skąd pomysł, że wszystkie kobiety uszcześliwia praca w domu? Że bardziej stresogennym będzie dla niej wymarzona praca zawodowa, a nie obieranie ziemniaków dzień w dzień? "
Pani Tereso – można z danej od Boga natury kobiety?
Tekst wyjątkowo płaski, prymitywny (pomimo poprawnej stylistyki), jeśli nie powiedzieć wprost – głupi. Założę się, że jego autorzy są młodzieńcami, spędzającymi wieczory na wyciskaniu przed lustrem pryszczy. Z wyrażonych tu poglądów przebija emocjonalna niedojrzałość, również niedojrzałość w postrzeganiu nie tylko życiowych ról kobiety i męzczyzny – ale w ogóle świata jako takiego. Ja zyję na świecie trochę dłużej niż jego autorzy, i dzięki temu wiem, że bardzo się mylą. Przede wszystkim, razi bardzo uproszczona wizja cech zarówno kobiet i męzczyzn. Nie, drodzy chłopcy, nie wszyscy panowie nadają się do kierowania, do przewodzenia, do tego, by decydować w imieniu całej rodziny, i – jak piszecie – nadawania jej jakiegoś duchowego ukierunkowania. Jest masa facetów nieodpowiedzialnych, nie potrafiacych gospodarować pieniędzmi (i ti nie tylko swoimi, ale także – w przypadku pełnienia przez nich określonych funkcji – także cudzymi). Piszecie, że to kobiety kierują się przy zakupach emocjami, pozwalajac sobie "coś wcisnąć". Jest dokładnie odwrotnie! To panowie potrafią znienacka podjąć zupełnie nieorpowiedzialną decyzję kupna czegoś bardzo drogiego i zupełnie w danej chwili niepotrzebnego, nie bacząc w ogóle na to, że domowy budzet ledwie zipie. Męska odpowiedzialność? Wolne żarty – większość panów beztrosko zwala zadanie prowadzenia budżetu, spraw związanych z zakupami na glowy swoich żon. Wiekszośc facetów nie lubi zakupów, nie orientuje się w cenach, tak jest im wygodniej. To panie najczesciej dopinają wszystko, jezdzą po różnych lokalnych ryneczkach, organizują towar jak najtaniej, i w możliwie jak najwiekszych ilościach. Kolejna rzecz – razi bardzo prymitywne spojrzenie na pracę zawodową kobiet. Dla autorów praca kobiet musi oznaczać tylko zaharowywanie się w korporacjach, kosztem dzieci i męża? A szanowni pryszczaci chłopcy nie spotkali nigdy kobiety, która potrafiła mądrze pogodzić jedno z drugim? Być może nie, ale cóż, całe zycie przed wami, wszak jesteście tylko pryszczatymi gimnazjalistami (ladnie się zrymowało). Może pójdziecie w przyszlości na studia, może spotkacie tam takie wspaniałe i madre kobiety, jakie ja miałam szczęście spotkac – panie z tytułami naukowymi, prowadzace wspaniałe wykłady, i jednocześnie – żony i matki. Ja mam przykład wspaniałej, pracującej matki prosto z rodzinnego domu – mam na myśli moją Mame, która przez wiele lat była nauczycielką, w tym, przez kilkanaście – katechetką. Jako nauczycielka uczyniła ogromną ilość dobra, starając się zaszczepić w uczniach miłość do Boga i Ojczyzny, i śmiem twierdzić, ze to było jej powolaniem na równi z wydaniem mnie na swiat. Na marginesie – czy takie panie jak Joanna Beretta Molla czy też Wanda Półtawska sa wam znane, czy może gimnazjalna podstawa programowa nie obejmuje wiedzy o tych zasłużonych osobach? Jeśli tak jest, dokształccie się proszę na własną rekę. Na zakończenie – drodzy młodzieńcy, praca zawodowa kobiet wcale nie jest – jak piszecie – złem. Żeby zrozumieć, że nie macie racji, trzeba znać trochę lepiej historię, a akurat w gimnazjach jest z tym problem. Otóż, praca zawodowa kobiety jest dla niej zabezpieczeniem w pewnych życiowych sytuacjach, jak choroba, śmierć męza – w dawnych czasach taka kobieta, nieposiadająca samodzielnego żródla utrzymania, była skazana na wegetację, żebraninę, czy wreszcie – prostytucję – bo to była jedyna rzecz która pozwalala jej utrzymywać siebie i dzieci. Jest poswiadczone historycznie, że ilość prostytutek dramatycznie wzrastała po zakończeniu wielu konfliktów (Wojna Trzydziestoletnia, Wojna Secesyjna, I Wojna Swiatowa). Nie na darmo wreszcie w wielu legendach wymienia się właśnie wdowy (oprócz sierot i starców) jako te głowne osoby biedne, pokrzywdzone, wymagające pomocy i opieki ze strony głownego bohatera. Praca zawodowa kobiety jest wreszcie gwarantem, ze nie jest ona bezbronna i bezsilna w sytuacji, kiedy jej mąż okaże się tyranem, alkoholikiem itp – kobieta zawsze będzie mogła odejść, wystapić o rozwód – i ja tez znam takie przypadki. Mąż lajdaczył się na całego z pokątnie poznanymi paniami, po pijaku rozstawiał wszystkich po kątach, z koronnym argumentem: Beze mnie sobie nie poradzisz! Poradziła sobie. Odeszła, pewnej nocy, spakowawszy najpotrzebniejsze rzeczy. Dzięki temu i ona, i jej dzieci miały zapewniony spokój i brak codziennego stresu. REASUMUJĄC, DRODZY CHŁOPCY: Wasz tekst jest przykładem typowego, młodzieńczego , zero jedynkowego postrzegania świata. Jest on jednakowy niezależnie od poglądów. Podobny waszemu, smarkaty radykalizm cechuje zarówno prawaków, lewaków, ekologów, narodowców, anarchistów – nie od parady kazde z tych słów zwykło sie opatrywać przedrostkiem gimbo-, dla wyrażenia niedojrzałości osób te poglady reprezentujacych. Z tego się wyrasta. Człowiek kiedyś dojrzewa, poznaje świat i sam w pewnym momencie swojego zycia dochodzi do wniosku, że rzeczywistość jest zbyt skomplikowana, niż to mu się wydawąło Was też to czeka. Inaczej – i to piszę poważnie – żadne dziewczyna Was nie zechce, a tego Wam nie zyczę!@
Ad Teresa) A kto by chciał jeść ziemniaki dzień w dzień. Leniwy umysl nie potrafi sprostać wyzwaniom kulinarnym. Oglądanie seriali to nie jest hobby to pranie mózgu. Podam Pani przykłady kobiecego hobby: literatura piękna, sztuka, organizacja przyjęć towarzyskich, organizacja pomocy sąsiedzkiej, wolontariat, propagowanie wysokiej kultury osobistej, pobożności itd.
Panowie, fakt, że musieliście ten felieton w dwóch pisać świadczy dość dobrze o zasadzie "gdzie kucharek sześć".
Tak niby wszystko ok. Tylko dlaczego artykuł skupił właśnie większą uwagę na kobiecie I jej powołaniu niż mężczyźnie. Dlaczego nie ma ani słowa o tym ile to mężczyzna powinien pracować by był przy tym jeszcze mężem ojcem I duchowym przewodnikiem rodziny.
Moje ulubione fragmenty:
"Masz się zająć modlitwą, mężem, dziećmi i domem, a także dbać o rozwój osobisty, ale ten prawdziwy, nie przybijając stemple w urzędzie czy kopiując tabelki w korporacji, tylko ubogacając swoje życie na tyle, by innym było przyjemnie z Tobą przebywać i rozmawiać"
-> fajnie zdefiniowany cel życia kobiety – żeby innym było przyjemnie z nią przebywać, jaja normalnie ;-)
"Praca na pełen etat niszczy fizycznie i psychicznie kobietę, sprawia, że szybciej się ona starzeje, szybciej niszczą się jej dłonie i cera, jest bardziej zdenerwowana, ma mniej odpoczynku i więcej stresu"
-> ja w takim razie chyba też jestem zniszczony fizycznie i psychicznie, cera coraz gorsza, nie mówiąc o stresie …. ;-)
"Potem taka znerwicowana Matka-Polka w wieku 40-lat z brzydkim makijażem i nadwagą dziwi się, że w domu jest mąż, który w dodatku ją denerwuje"
-> Każda pracująca kobieta ma brzydki makijaż i nadwagę? Każda "kura domowa" ma piękny, zadbany wizerunek i figurę? ;-) Denerwuje tylko mąż tej pracującej? ;-)
"Na koniec świadectwo pewnej matki z 4 dzieci z wyższym wykształceniem i bardzo dobrą pracą: „gdyby nie to, że musiałam pracować, to wolałabym siedzieć w domu, robić paznokcie i dbać o moje dzieci”.
-> ciekawe która matka 4ki dzieci ma czas "siedzieć w domu i robić paznokcie" ;-)
"(ale gospodyni domowa ma tak naprawdę więcej czasu na zajmowanie się urodą i na swoje prawdziwe zainteresowania – praca to mus, hobby to przyjemność)"
->> to już normalnie się nadaje na jakiegoś mema na demotywatory ;-)
"rzuci się na kanapę przed jakimś idiotycznym serialem w stylu „Gra o Tron”"
-> no tu już przegięcie, "Gra o Tron" idiotycznym serialem?? ;-)
"jeśli to nie da do myślenia, oznacza to, że feministyczny wirus wżarł się za daleko do umysłów współczesnych „chrześcijanek” i nie pozostaje nic innego, jak wymiana personelu."
-> ale, że co? ostateczne rozwiązanie jakieś? ;-)
Gorzej uogólniać chyba się nie da. Takie teksty są raczej pożywką dla feministów niż zachętą do kultywowania tzw. tradycyjnego modelu rodziny. Na prawdę da się mówić o tym lepiej, sam jestem ojcem trójki dzieci, moja małżonka pracuje na pełny etat w domu więc rozumiem o czym mowa – natomiast teksty jak ten wyrządzają moim zdaniem więcej szkody niż pożytku, tylko czekać aż zostaną zacytowane na gazwyb albo innym newsweeku.
"W krajach, gdzie jak zaraza szerzy się ideologia „równości płci”, dzieci nie ma. To znaczy są, ale mają najczęściej na imię Mohammed, Ali, Mbutu czy Ahmed." Dodać należy, iz akurat wśród tych ahmedów ta zaraza się nie szerzy. Skutek jest oczywisty: kto nie wie niech sprawdzi demografię Kosowa ostatnich 100 lat i tego konsekwencje.
Idee wymienione w tym artykule zdają się toczka w toczkę kalką ideologii biedyzmu, której reguły zostały wyłożone kilka lat temu na portalu konserwatyzm.pl: https://konserwatyzm.pl/zyj-dlugo-i-w-dostatku/
cytuje "Ojciec prowadzi wykłady ideologiczne i podtrzymuje w sercach domowników żar ogniska domowego, jest gwardzistą szwajcarskim świętego ognia familii. Jego słowo wsparte jest wręcz nadnaturalnym legitymizmem, on sam zaś przyznaje się do sprawowania dziejowej misji – jest mostem łączącym cielesny i ludzki charakter rodziny z jej transcendentnym i eschatologicznym przeznaczeniem"
Bardzo odważny, bezkompromisowy i niepoprawny politycznie, a jednoczesnie mądry tekst. Myślę jednak, że przekona jedynie przekonanych, bo jest zbyt bezkompromisowy. Ale gdybym ja taki tekst pisał, byłby bardzo podobny. Gratulacje !!
Pani Agata myli się, obaj autorzy są żonaci i dawno po studiach.
"A szanowni pryszczaci chłopcy nie spotkali nigdy kobiety, która potrafiła mądrze pogodzić jedno z drugim? Być może nie, ale cóż, całe zycie przed wami, wszak jesteście tylko pryszczatymi gimnazjalistami (ladnie się zrymowało). Może pójdziecie w przyszlości na studia, może spotkacie tam takie wspaniałe i madre kobiety, jakie ja miałam szczęście spotkac – panie z tytułami naukowymi, prowadzace wspaniałe wykłady, i jednocześnie – żony i matki. Ja mam przykład wspaniałej, pracującej matki prosto z rodzinnego domu – mam na myśli moją Mame, która przez wiele lat była nauczycielką, w tym, przez kilkanaście – katechetką. "
nie jest możliwe pogodzenie pracy na pełen etat z dobrym macierzyństwem. Wskaże mi Pani przykład kobiety na etacie (nie mówię tu o innych formach ztarudnienia), która miałaby więcej niż 2 dzieci i dobrze je wychowała?
"kobieta zawsze będzie mogła odejść, wystapić o rozwód "
jeśli uważa Pani porzucenie tego, komu obiecało się "miłość, wierność i że Cię nie opuszczę" za dobre wyjście, to nie wiem o czym my rozmawiamy. Wie Pani w ogóle, czym jest sakrament małżeństwa? jakie ma przymioty?
Przez przypadek wyszedł Pani kolejny argument przeciwko pracy zawodowej kobiet – że zachęca ona do rozwodów :(
"żadne dziewczyna Was nie zechce, a tego Wam nie zyczę"
pewnie czytając to żony autorów się śmieją
Nie wiem czy to Kisiel, czy Hrabia wymyślił ten fragment o rozrzutności, ale to różnie z tym jest i przepraszam, ale bez badań statystycznych w to nie uwierzę, ponieważ mam skrajnie odmienne doświadczenia osobiste. Dowód anegdotyczny to nie dowód.
Bądźmy szczerzy, ale kobiety do pracy zawodowej zmusza zwyczajnie ekonomia – wysokośc płac, koszty utrzymania domu, dzieci. Nie żyjemy w USA lat 50, gdzie mąż mógł pracować na jeden etat i utrzymać dom, żonę i gromadkę dzieci. Jeżeli oboje małżonkowie nie pracują, w polskich, czy w ogóle współczesnych realiach trudno jest utrzymać gospodarstwo domowe. Pod tym względem cofnęliśmy się do wczesnego etapu rewolucji przemysłowej, kiedy to kobiety do podjęcia pracy zawodowej zmusiły warunki ekonomiczne.
Kwota 4163,98 zł (średnia krajowa z listopada 2015, teraz jest 4,5k) brutto oznacza, że pracownik otrzymuje na rękę niecałe 3000 zł.
Najczęściej otrzymywana pensja (tzw. dominanta) to zaś 2469,47 zł brutto, czyli niecałe 1800 zł „na rękę”.
http://www.praca.pl/poradniki/rynek-pracy/przecietne-zarobki-w-polsce-nizsze-od-sredniej-krajowej_pr-1519.html
Nie da się utrzymać pięcioosobowej rodziny za jedną przeciętną polską pensję.
Znakomity tekst!! I ile komentarzy pod nim!? Rzecz niebywała na tym portalu… A to, jak fatalnie praca zawodowa wpływa na samopoczucie kobiety najlepiej obrazuje wpis Szanownej Pani agaty. Otóż ta "znerwicowana Matka-Polka w wieku 40-lat z brzydkim makijażem i nadwagą", chociaż nie zna autorów tekstu (jak sama uczciwie nas o tym informuje) w swoim przydługim wpisie zamiast rzeczowych argumentów częstuje pp. Kisiela i Jabłońskiego całą masą inwektyw ad personam przetykanych połajankami z wyżyn jej rzekomego życiowego obycia. Z wesołością czytałem jak Szanowna Pani agata radzi autorom: "Żeby zrozumieć, że nie macie racji, trzeba znać trochę lepiej historię, a akurat w gimnazjach jest z tym problem". Nie, Droga Pani – aby zrozumieć, że praca zawodowa kobiet ma fatalne skutki społeczne trzeba poznać teraźniejszość, a dokładnie rzecz biorąc statystyki demograficzne. Bo jak słusznie twierdzą "młodzieńcy, spędzający wieczory na wyciskaniu przed lustrem pryszczy", tam gdzie tradycyjne funkcje społeczne kobiety i mężczyzny zostały zachowane nie ma zapaści demograficznej. Proponuję, by Szanowna Pani agata, zarobione za pracę na pełny etat pieniądze wydała na podróż do jakiejkolwiek metropolii na zachodzie Europy. Gwarantuję, iż taka wycieczka z poznaniem tamtejszych dzielnic (nie zabytków) ma większy charakter poznawczy dla zagadnienia niż całe tomy historycznych książek. Natomiast warte zauważenia jest, że Szanowna Pani agata w swoich osobistych wynurzeniach (zapewne nieświadomie) podpiera tezy "pryszczatych gimnazjalistów". No bo czyż to nie praca na pełny etat jej Mamy-katechetki – i w efekcie brak czasu na wychowanie we własnym domu – nie była aby przyczyną, że jej córa dziś tak lekko pisze o złamaniu przyczeczenia składanego przed Bogiem: "Praca zawodowa kobiety jest wreszcie gwarantem, ze nie jest ona bezbronna i bezsilna w sytuacji, kiedy jej mąż okaże się tyranem, alkoholikiem itp – kobieta zawsze będzie mogła odejść, wystapić o rozwód – i ja tez znam takie przypadki" ??
Ja się odniosę do 2 wniosków:
> Mężczyzna powinien kontrolować domowy budżet.
Słyszeli Panowie o staropolskim pojęciu "trzymać klucze do kredensu"? To był obowiązek kobiet z dworów szlacheckich, który wcale nie oznaczał pilnowania konfitur. Być całodobową kucharką,sprzątaczką, lekarką… rządzkić służbą, zastępować męża, który poszedł do Powstania, i nie prowadzić "kasy". Przecież to się samo wykluczało od początku.
> Większość kobiet jest, i to niestety nie jest stereotypem, rozrzutna i mocniej ulega pokusom współczesnej reklamie i technikom marketingowym.
To ja się jednak wychowałam w zdrowych warunkach, bo dla mnie kobieta z natury jest i praktyczna, i oszczędna, jako ten wielonfukcyjny kombajn domowy. Znam panów, którzy z ciekawości kupują na promocjach, testują urządzenia i rzucają w kąt jak zabawkę. Znam ogród zawalony starymi autami jednej i tej samej marki, bo "kolekcjoner". Znam faceta, który kupuje coś niby dla dzieci, ale sam sprawdza i się tym bawi, a potem zapomina. Żona wtedy nie ma nic do gadania, bo jego pieniądze, drobne hobby itd. (to ta Wasza wymarzona "kontrola budżetu"?).
Reszta tutaj: https://myslkonserwatywna.pl/solarewicz-bajka-o-dwoch-babciach/