Kilijanek: Warszawskie harce
We wszystkich mediach od lewa do prawa słychać w ostatnich dniach głównie o jednym: LGBT. Oto prezydent Warszawy, pan Rafał Trzaskowski, postanowił włożyć lewacki kij w konserwatywne mrowisko ogłaszając wpuszczenie homo-propagandzistów do stołecznych szkół, aby tam mogli bez przeszkód edukować naszą młodzież. To temat rozporkowy, a te zwykły budzić największe emocje. W końcu jest marzec i chyba nie tylko koty to poczuły.
Sami tego chcieli
Wybraniec młodych i wykształconych z wielkiego miasta rozwija skrzydła. Nie walczy z zadłużeniem Warszawy, zapowiadane linie metra zjechały na boczny tor, a do korków i tak już wszyscy zdążyli się przyzwyczaić, więc po co męczyć obywateli miasta stołecznego zmianami w tym zakresie? Są ważniejsze tematy, jak prawa LGBT i edukacja seksualna dla dzieci. Jeśli ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości co do poglądów Rafała Trzaskowskiego, widząc kto został wiceprezydentem Warszawy, to teraz powinny one zostać ostatecznie rozwiane. Trzaskowski wprowadza agendę lewacką i co mu zrobicie? Obecny prezydent wygrał wybory z dużą przewagą i każdy demokrata powinien się werdyktowi „suwerena” podporządkować. Suweren przemówił przy urnie i wybrał kandydata, który teraz spełnia oczekiwania swojego elektoratu – nie jest PiSem. Czy wypada protestować?
Ad rem
Wprowadzenie tzw. edukatorów, aktywistów ruchów lewackich i homoseksualnych do szkół to naturalna konsekwencja wyniku wyborów. Cały kraj huczy, w zależności od tego, która stację telewizyjną się włączy, albo od krytyki albo od poparcia dla poczynań prezydenta Trzaskowskiego. Ale nie tylko stacje telewizyjne są podzielone. Podzielone jest społeczeństwo. I choć przeciwnicy propagandy gejowskiej z zadowoleniem głoszą, że 70% Polaków jest przeciwko tej propagandzie w szkołach, to nie jestem przekonany, czy ich entuzjazm ma mocne podstawy. Po pierwsze, wynika z tego, że 30% Polaków popiera skrajnie niebezpieczną i haniebną postawę, co już jest niepokojące.
Po drugie, uważam ten wynik za zawyżony, a przynajmniej nieodpowiadający moim osobistym doświadczeniom. Jeśli zapytamy kogoś czy chce, żeby jego dziecko uczyło się w szkole masturbacji czy miało wtłaczane przekonanie o korzyściach seksu gejowskiego, prawdopodobnie większość pytanych zaprzeczy. Ale wystarczy zapytać czy chcą, aby ich dziecko uczyło się jak bezpiecznie uprawiać seks, jak zabezpieczać się przed chorobami wenerycznymi i ciążą i już wynik może się drastycznie zmienić na niekorzyść zdrowo widzących ten temat osób.
Kilkanaście lat temu, za rządów SLD, wprowadzono do szkół pierwszy, jeszcze nieszkodliwy, stopień edukacji seksualnej. Nazywano to „Wychowaniem do życia w rodzinie”. W małej wiejskiej szkole na Lubelszczyźnie, do której uczęszczałem, na te zajęcia, nazywane nawet wśród uczniów, edukacją seksualną, nie chodziło tylko kilka osób. Nie wierzę, że sytuacja uległaby drastycznej zmianie, gdyby pewnego dnia edukatorka kazała nam udawać seks czy zakładać prezerwatywy na sztuczne penisy.
Czy Polacy więc chcą edukacji seksualnej? Myślę, że Polaków wciąż bardziej interesuje stała i niezachwiana możliwość spłacenia kolejnych rat kredytu na mieszkanie, niż to czy ich dziecko nauczy się obsługi prezerwatywy w szkole czy od kolegów. Gdyby było inaczej, może mielibyśmy do czynienia z falą protestów, a nie tylko z krytyką ze strony katolickich publicystów, starających się przekonać świat za wszelką cenę, że w tej walce mają za sobą większość Polaków, nawet jeśli prawda jest w tym przypadku bardziej niż odległa…
Ręce precz od naszych dzieci…
… krzyczy PiS ustami swego prezesa. Wszystko byłoby jasne – partia prawicowa, roi się w niej od katolików, odwołuje się często do wartości chrześcijańskich – jednak czy ta partia zrobiła cokolwiek, żeby ratować dzieci przed zepsuciem moralnym? Może jakieś ograniczenia w dystrybucji pornografii i antykoncepcji? Może prawny zakaz propagandy homoseksualnej? Może usunięcie z telewizji publicznej filmów, które już w zwiastunach kipią niemoralnością? Nie. Mamy u rządów prawicę, więc jest wolny rynek i pełen rozsądek: dostęp do świerszczyków – tak, dostęp do broni – nie. No i wolność światopoglądowa też u nas obowiązuje – w rozsądnych granicach, ma się rozumieć. Nie można zakazać wyrażania swojego homoseksualizmu, w przeciwieństwie do wyrażania swojego antyhomoseksualizmu, co nie byłoby wolnością wyrazu, światopoglądu czy czegokolwiek innego z całej, bogatej palety liberalizmu, ale obmierzłym „faszyzmem”. Telewizja z kolei, jest niezależna, rzekłbyś, jak sądy, i zawsze wierna ideałom. A w szczególności tym płynącym z Nowogrodzkiej. Te sprzeczności można pogodzić sloganem „wartości chrześcijańskich”. W tym haśle każdy odnajdzie to, co chce, skoro pod wspólną nazwą chrześcijan umieszcza się i katolików i sekty protestanckie, można tez pod tą nazwą umieścić PiSowskie ideały.
Ręce precz od naszych dzieci – rzecze Kaczyński, i jakby po cichu dodawał – żebyśmy je sami mogli zagospodarować. Aby zostali przykładnymi mieszkańcami Polin, czcicielami Holocaustu, najlepszym rodzeństwem Wielkiego Brata, w zapamiętaniu i z nabożeństwem budującym kolejne Forty Trumpy, a krwawienie w obcych wojnach biorące za przywilej. Kusząca alternatywa, nieprawdaż?
Gorzka konstatacja
Z problemem edukacji seksualnej przyjdzie nam się mierzyć w przyszłości jeszcze wielokrotnie i kto wie czy sam PiS kiedyś nam jej nie zaproponuje. Słowa, jak te, wypowiedziane przez prezesa Kaczyńskiego kuszą żeby w nie uwierzyć, ale w istocie nie znaczą nic. Nie sądzę, aby umiejętnie przeprowadzona akcja propagandowa na rzecz homoseksualizmu czy seksedukacji, mimo wszystko, wywołała zdecydowaną reakcję obronną poza środowiskami, niejako skazanymi na tego typu aktywność: narodowcami, świadomymi katolikami, obrońcami życia itp. Polakom nie przeszkadza nieczystość, rozwody, aborcja, antykoncepcja. Ochoczo korzystają z tych środków, myśląc, że umilają sobie życie. I proszę mi tu nie mówić o modzie na czystość przedmałżeńską – to dobre na nagłówek konserwatywnej gazety, ale niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Albo o licznych marszach dla życia. Marsze do urn od lat pokazują coś zgoła innego i to właśnie to, a nie nadmierny prawicowy optymizm jest miarą żałosnej rzeczywistości. Ta smutna rzeczywistość pokazuje, że lada moment nie będzie można mówić o skali oporu wobec propagandy na rzecz niemoralności, ale raczej o skali poparcia dla niej. Polacy! Pobudka!
Karol Kilijanek
Kategoria: Karol Kilijanek, Myśl, Polityka, Publicystyka
Bardzo dobry tekst!