Kilijanek: Spory o małżeństwo
Zauważyłem, że bardzo często, kiedy jakiś autor o poglądach konserwatywnych wypowiada się na temat małżeństwa, jest atakowany, a w najlepszym przypadku nieprzychylnie komentowany przez niektórych kolegów konserwatystów. Dziwi mnie to niezmiernie, że w środowisku konserwatywnym, opierającym się, według deklaracji, między innymi na katolicyzmie, znajdujemy tak różne poglądy na sprawy tak fundamentalne. Czasem wydaje mi się, że spory są wynikiem pewnych nieporozumień; może niedokładnego wyrażenia swoich poglądów, chociażby ze względu na środki przekazu, którymi się posługują.
Powyżej nawiązałem do tekstu kolegów Kisiela i Jabłońskiego pod tytułem Boży porządek w rodzinie opublikowanym 11 września na portalu Myśl Konserwatywna.pl oraz do Facebookowej odpowiedzi na ich poglądy autorstwa profesora Adama Wielomskiego. Kisiel i Jabłoński piszą o tradycyjnie pojętym małżeństwie, a prof. Wielomski kontruje krytyką tego podejścia. Profesor mówi o przeżytych wzorcach, które nie wrócą, o emancypacji, „która już dokonała się (i bardzo dobrze)”.
Jakie małżeństwo było …
Od zarania ludzkości małżeństwo nie było czymś sztucznym, dodanym na siłę, ale instytucją związaną nierozerwalnie z naturą człowieka. Małżeństwo zaspokajało potrzeby wyryte w ludzkim sercu już od stworzenia. Jako naturalne dla człowieka, nie mogło stanowić i nie stanowiło przeszkody w rozwoju jednostki czy społeczeństwa, nie wymagało reformy. Było w zupełności kompatybilne z naturalnymi dążeniami i potrzebami człowieka. Zawierało prokreację oraz zaspokojenie potrzeby miłości, przynależności, akceptacji. Kościół też niczego tu nie zmienił, ale jedynie podał najlepsze sposoby urzeczywistniania małżeństwa oraz korzystania z jego dobrodziejstw. Obowiązywały słowa Boga: „[…] on zaś będzie panował nad Tobą.” (Rdz 3, 16).
… jakie jest…
Jednak grzech pierworodny spowodował utrudnienia w przeżywaniu małżeństwa tak, jak i we wszystkich pozostałych sferach życia. Problemy spotęgowane zostały zatraceniem poczucia grzechu, licznymi błędnymi doktrynami, które zakładają między innymi rozwód; oraz niebotyczną pychą liberalizmu, krzyczącą: non serviam. Małżeństwo w obecnych czasach stało się opcją, która nie jest traktowana jako coś naturalnego, jako jedyny dobry sposób na założenie rodziny. Małżeństwo często traktowane jest dziś jako zbędny balast, produkt dawnych czasów, kiedy to rzekomo forma przeważała nad treścią, a zabobon religii kazał ludziom formalizować stosunki, które w stanie wolnym od wszelkich uściśleń, ceremonii i form mogą funkcjonować lepiej, naturalniej, tak jak powinny.
Dziś, małżeństwo nie musi już odpowiadać naturze, a im bardziej jej przeczy, tym jest nowocześniejsze i bardziej chwalone. Nie musi się z niczym liczyć, o ile w ogóle zaistnieje. Można zawierać ślub, dopuszczając jednocześnie rozwód i zakładając z góry brak potomstwa. Dziś w małżeństwie są partnerzy, dwoje równych osób, których głos liczy się tak samo, z których żadne nie może górować, przewodzić czy służyć, których role nie są na stałe przyporządkowane ze względu na płeć i naturalne predyspozycje. Małżeństwo takie jest jak ciało bez głowy.
… jakie będzie…
Stan dzisiejszy, to stan klęski małżeństwa, a w niej klęski męskości i kobiecości, które to najpełniej odnajdywały się właśnie w małżeństwie. Ten stan powoduje upadek rodziny, przejawiający się plagą rozwodów, przemocy domowej, zaburzeń psychicznych oraz wszelkiego rodzaju patologii. To nie może potrwać długo, jeśli ludzkość ma przetrwać. Konieczny będzie swoisty reset, powrót do rozwiązań, które gwarantowały silną rodzinę, która z kolei była fundamentem silnego społeczeństwa. Ludzie, szukając ucieczki od tragedii, która rozgrywa się na naszych oczach, poszukają wzorców, których zastosowanie zniesie patologiczny stan dnia dzisiejszego i znajdą receptę na znormalizowanie stosunków w powrocie do tego, co naturalne i odrzuceniu tego, co dał liberalizm i błędy heretyków. Szukając ratunku, ludzie trafią z powrotem do zasad prawa naturalnego i uszlachetniających je nauk świętego Kościoła katolickiego.
Emancypacja
Nie wiem doprawdy co dobrego można widzieć w emancypacji, pojętej jako odejście od założeń tradycyjnego modelu rodziny, czyli panowania ojca nad żoną i dziećmi. Myśląc o emancypacji, jako tzw. wyzwoleniu się kobiety spod władzy mężczyzny, nasuwa się kilka pytań: kiedy nastąpiła emancypacja? Co ze sobą przyniosła? Do czego doprowadziła? Starania o zmianę statusu kobiet w społeczeństwie to wydarzenia niedawne, mające ledwo ponad sto lat. Według ogólnej narracji kobiety były zbyt mocno podporządkowane mężczyznom, co powodowało ich niezadowolenie i walkę o lepszy los. Zastanawiające, że aż tyle czasu potrzebowały kobiety na uświadomienie sobie swojego złego położenia. A może rzekome uświadomienie sobie wartości kobiety to tylko efekt akcji, mającej na celu przykrycie sprzeciwu wobec Boga i natury, sprzeciwem wobec męża? Kto panuje nad wyemancypowaną kobietą? Nie mąż. Nie Bóg, bo Bóg każe słuchać męża. Ona sama? Być może, ale chyba nie najlepiej jej to wychodzi, skoro emancypacja przerodziła się w usprawiedliwianie odrzucenia praw natury, co szkodzi samej kobiecie. Wyzwolona kobieta jest tylko… wyzwoloną kobietą i nikim więcej. Matką nie jest, może nią być w pewnych aspektach, jeśli zechce i jeśli w jej mniemaniu nie zaszkodzi to jej wyemancypowaniu. Ale równie dobrze może być katem własnego dziecka. Żoną nie jest. Jest partnerką, która w każdej chwili może zmienić parę, w której bawi się w małżeństwo. Kobietą jest (albo tym, co w niej z kobiety zostało), ale jeśli zechce, równie dobrze może być mężczyzną (a właściwie próbować się nim stać).
To szaleństwo doprowadziło świat do upadku obyczajów. Brakuje domu, więc brakuje dobrze wychowanych dzieci, a bez dobrze wychowanych dzieci, nie ma dobrze funkcjonującego społeczeństwa.
Ideały kontra szara codzienność
Idealnie byłoby, gdyby każdy mąż był odważny, mądry, wykształcony, zarabiał wystarczająco, aby żona nie musiała pracować; aby płodził dzieci w dowolnej liczbie zawsze większej niż dwa, chodził do kościoła i czytał Sumę Teologiczną do poduszki. Kobieta konserwatywnie idealna zajmowałaby się domem i wychowaniem dzieci. Byłaby zawsze wierna, pobożna, cierpliwa. Jej dom stanowiłby prawdziwy kościół, gdzie budowniczym mostów z Absolutem byłby małżonek. Niestety takie przypadki są niezwykle rzadkie – to przypadki świętych.
Ale czy odpowiedzią na małą ilość, nazwijmy to, małżeństw idealnych jest rezygnacja z dążenia do ideału małżeństwa? A tak chyba zakłada prof. Wielomski – Średniowiecze minęło, więc nie bajajcie o mężczyznach, którzy panują nad żonami, bo to przeżytek i dobrze.
Prawidłową odpowiedzią na pytanie o rolę męża i żony w małżeństwie jest natura obydwu płci. Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, wyposażając ich w pewne łatwo dostrzegalne, wzajemnie uzupełniające się cechy. Władczość i uległość. Siła i delikatność. Ekspansywność i stałość. Ruch i spokój. Zdecydowanie i wahanie. Atak i obrona. Tacy są mężczyzna i kobieta. Wzajemnie się uzupełniają i potrzebują siebie nawzajem. Ale nie każdy przecież pasuje do takich czarno-białych podziałów. Są słabi mężczyźni i silne kobiety. Są domatorzy, pantoflarze i kobiety interesu… Ale czy to oznacza, że model wskazywany jako idealny ma przestać obowiązywać? Nie. Model idealny to cel, do którego należy dążyć, a nie statystycznie dominujący element rzeczywistości. Ideał nie nabiera znaczenia poprzez bycie osiąganym możliwie jak najczęściej, ale posiada to znaczenie ze względu na prawdę, która znajduje w nim swoje najdoskonalsze odbicie. Jeśli w odpowiedzi na jakieś wynaturzone zachowania powstały ruchy kobiece i odbyła się tzw. emancypacja, która jest kolejnym wynaturzeniem (szczególnie w dzisiejszej postaci), to nie należy popierać jej, korzystać z jej wątpliwych osiągnięć czy przyjmować, jako coś nieuniknionego i nie do przezwyciężenia, ale raczej zapytać o adekwatną odpowiedź na powstały problem. Z pewnością nie jest nią tworzenie kolejnego problemu – kobiet, które walczą z mężczyznami, wydzierając im role społeczne, w których to oni powinni się znajdować.
Rozważając czasy minione, często zwracamy uwagę na popełnione błędy. Jednak nie wylewajmy dziecka z kąpielą. To, że były społeczeństwa, gdzie kobiety traktowane były nieodpowiednio, nie znaczy, że rozwiązaniem jest emancypacja, która wmawia kobietom, że powinny o wszystkim decydować same i nie uznawać tradycyjnych form, mówiących o panowaniu mężczyzny w rodzinie, społeczeństwie czy Kościele. To, że Kisiel i Jabłoński piszą o ideałach nie znaczy, że nie wiedzą, że te ideały nie są spełniane, wręcz przeciwnie. Piszą o tym, jak sądzę, żeby zachęcić do ich stosowania. Nie ma sensu nazywać anachronizmem czegoś, co zostało odrzucone w efekcie rewolty przeciwko normalności. To nie anachronizm, ale ofiara niesprawiedliwego ataku. Nawet, jeśli coś takiego się stało, to należy pracować nad odwróceniem tego stanu rzeczy, a nie kontentować się jego istnieniem i krytykować tych, którzy mają odwagę piętnować wynaturzenie i wskazywać dobro.
Karol Kilijanek
Kategoria: Karol Kilijanek, Myśl, Publicystyka, Społeczeństwo
Słowa Boga: „[…] on zaś będzie panował nad Tobą.” (Rdz 3, 16) były wypowiedziane PO GRZECHU PIERWORODNYM,to miała być kara dla kobiety za grzech pierworodny.
Taki rak, że aż nie wiem, od czego zacząć…
"Słowa Boga: „[…] on zaś będzie panował nad Tobą.” (Rdz 3, 16) były wypowiedziane PO GRZECHU PIERWORODNYM,to miała być kara dla kobiety za grzech pierworodny."
Bardzo ciekawy i śmiały wniosek, mogłaby Pani powołać się na jakieś źródło?
1) Owszem, jedna pensja powinna utrzymać całą rodzinę, wliczając porządne rodzinne wakacje. Wtedy można dyskutować. Panowie stworzyli socjalizm z jego ekonomią, a za jego skutki winią kobiety. 2) Co do płodzenia dzieci bez limitu – piękna idea, ale jak rozmawiam z mocno starszymi ludźmi, to oni, mając wiadomościz poprzednich pokoleń, tego nie potwierdzają. Zawsze ważna była kwestia zdrowia kobiety i potomstwa. Dorabiasz teorię.