banner ad

Kilijanek: Polacy – dzieci we mgle

| 15 lipca 2025 | 0 Komentarzy

Życie w spokojnej i niebogatej Polsce znacznie ostatnio przyspieszyło. Brutalne morderstwa, rozruchy na zachodniej granicy, gry wokół politycznej niestabilności kraju rządzonego przez „mafie, służby i loże” powodują, że można się poczuć jak w jakimś filmie akcji. Jednym z wątków jest szukanie winnych zaistniałej sytuacji.

Polska żyje tzw. kryzysem migracyjnym. Po kilku nagłośnionych przypadkach przestępstw popełnionych przez migrantów, atmosfera wokół całej sprawy stała się gęsta. Polacy nagle zaczęli dostrzegać, że ich kraj zmienił się w ciągu ostatnich kilku lat, a im samym coraz trudniej się w nim odnaleźć. Jak zawsze w takich sytuacjach – a szczególnie w systemach fasadowej demokracji – opinia publiczna szuka winnego (a raczej czeka na jego wskazanie, jako że tłum jest z natury reaktywny). Dysponujący sporą siłą medialną obóz tzw. Zjednoczonej Prawicy, wskazał Polakom winnego ich wciąż pogarszającej się sytuacji. Otóż, winny jest rząd Tuska.

To fakt. Temu, co dzieje się obecnie, winny jest obecny rząd. O wiele ciekawszy proces jednak toczy się wzdłuż problemu rządu Koalicji Obywatelskiej, a chodzi o dokonywane przez PiS zrzucanie z siebie odpowiedzialności za obecny stan państwa. Czymś, co ze względu na swój tragizm nie może być już nazwane „ciekawym”, jest to, że Polacy po raz kolejny dali wciągnąć się do gry wrogich narodowi obozów i doskonale odnajdują się w tej sytuacji, stając w jednym szeregu z odpowiedzialnymi za to, z czym chcą walczyć! Naród polski zachowuje się jak dziecko we mgle, które bezwiednie porusza się w tym kierunku, w którym zostanie popchnięte przez jakieś niewidzialne, nienawistne ręce. Ten sam PiS, który zniszczył gospodarkę w czasie tzw. pandemii, ze zgrozą referuje wskaźniki ekonomiczne za Tuska. Ci sami politycy, którzy otworzyli na oścież drzwi do Polski imigrantom z wszelkich kierunków, teraz pozują na obrońców narodu, obiecując urząd do spraw deportacji! Przystawki tej samej partii, która wprowadziła do kraju miliony migrantów z Ukrainy, organizują pikiety na granicy, mające przeszkadzać w wwożeniu migrantów z Niemiec. PiS zwyżkuje w sondażach, Polacy już zapomnieli przez kogo ich kraj zmienił swoje oblicze, bo przed oczami mają tego, który sytuację cementuje i wyciąga z niej ostateczne wnioski, czyli likwiduje państwo. Mają nowego-starego idola, który po dawnemu wystawi swoim własnym wyborcom wysoki rachunek za łaskę bycia przez niego zarządzanym po następnym, demokratycznym rozdaniu. Polacy mają też winnego swojej niedoli, którego przecież niedawno wybrali sobie na pana, a dopiero co omal nie powierzyli mu pełni władzy w państwie. Czy to szaleństwo dobiegnie wreszcie końca?

Nie wiem jak inni, ale ja mam złe przeczucia. Polsce brakuje elity, która mogłaby nas poprowadzić. Po operacji odcięcia głowy, jakiej został poddany nasz naród, nikt nie podjął próby jej przywrócenia. Nikt nawet nie rozpoczął tego procesu, bo nie było komu tego zrobić; bo zewnętrzne siły trzymające Polskę w garści zainteresowane są w przedłużaniu tego bezkrólewia. Mowa tu tylko o rozpoczęciu, a przecież musiałoby to trwać pokolenia. Tak więc trwamy siłą rozpędu poprzednich pokoleń, która na zakręcie historii coraz bardziej traci na dynamice. Wiadomo, że na zakręcie nie wolno zwalniać, bo to grozi wypadnięciem z drogi. Czy Polska już leży w rowie? Z pewnością. Miejmy nadzieję, że jest tylko ranna. Choć i to niewielkie pocieszenie, bo pomocy nie widać znikąd, a w takim stanie długo nie da się wytrzymać. A czy jeśli pomoc nadejdzie, to Polacy skorzystają z kolejnej szansy? Nasz naród nie jest skłonny do refleksji. Polacy wykazują się niedojrzałością i powierzchownością, co przejawia się w niedostrzeganiu najprostszych prawideł. Chodzi mi tu konkretnie o rozumienie konsekwencji wyborów politycznych. Polacy nie rozumieją, co się z nimi dzieje. Nie widzą, że sami są winni nieszczęściu, które ich dotyka, a nie jakiś Tusk czy Kaczyński. Polakom brakuje głosu rozsądku, który przerwałby katastrofalne odbijanie się od dwóch ścian głębokiej studni, do której wpadli, a raczej wskoczyli, a na której dnie czeka ich koniec. I to nie żaden romantyczny, poetycki koniec po przegranej, honorowej walce; nie taki koniec, który sam się skończy i po którym naród będzie trwał dalej. Chodzi już o koniec, z którego nie ma powrotu. O prawdziwy koniec historii jednego z narodów, który nie podołał wyzwaniu utrzymania siebie przy istnieniu.

Karol Kilijanek

Kategoria: Karol Kilijanek, Myśl, Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *