banner ad

Kilijanek: Idée fixe niektórych reżyserów

Wśród niezliczonych ludzkich wad, problemów i przywar mamy też i takie, które nazywamy natręctwami. Choć psychologowie i psychiatrzy, szczególnie w ostatnich latach, dwoją się i troją aby odkryć i opisać jak najwięcej z nich, to nie słyszałem dotąd aby sklasyfikowano natręctwo związane z chorobliwą, nieprzezwyciężoną i nawracającą niechęcią do Kościoła katolickiego. Czy eklezjofobia byłaby dobrą nazwą?

Ta wada jest szczególnie widoczna u wszelkiej maści liberałów i lewaków każdej opcji. Nasila się szczególnie, jeśli na publicznym przejawianiu jej objawów można się obłowić. Ostatni jaskrawy przykład problemów pewnych reżyserów jest zupełnie świeży – sprzed kilku dni. Chodzi o premierę najnowszego hitu braci Marka i Tomasza Sekielskich. Ów hit – nazywam go tak zgodnie z prawdą, ponieważ w ciągu trzech dni od premiery osiągnął, na popularnej platformie, ponad 5 milionów wyświetleń – nosi intrygujący tytuł „Zabawa w chowanego”. Nie wiem tak do końca, co lub kto się przed kim chowa: rozsądek przed reżyserami czy miłość do Kościoła przed niektórymi biskupami, ale na własny użytek przyjmuję, że to jasny cel przekazu postanowił się ukryć przed tym obrazem tak dobrze, że ten ani na chwilę go nie odnalazł. A szkoda.

Film miał chyba w wyobrażeniu autorów opowiadać o ofiarach „księży-pedofilów”, czyli tak samo jak  poprzedni film braci Sekielskich. W ich nowym obrazie położono dużo większy nacisk na brak działań hierarchów Kościoła, mających przerwać zbrodnicze praktyki jednego z księży, oraz na homoseksualizm, powiązany z wykorzystywaniem młodych osób i kryciem tych przestępstw. W efekcie, mamy film o biskupie, który pomaga człowiekowi oskarżanemu o pedofilię przenosić się z parafii do parafii, a nawet miedzy diecezjami; o kilku mężczyznach, którzy byli rzekomo molestowani przez księdza homoseksualistę oraz o całym systemie kościelnego zatajania przestępstw seksualnych popełnianych na niepełnoletnich. Przekaz, który ma trafić do widza to: Kościół to gniazdo zboczeńców, którzy kryją się nawzajem, a wymiar sprawiedliwości sobie nie radzi lub nie chce sobie radzić.

Co jeszcze tam znajdziemy? Wypowiedzi ofiar, które są tłem dla antykościelnej narracji i usprawiedliwiają ogólnie krytyczny wobec Kościoła przekaz. Mamy też coś, czego na próżno szukalibyśmy w poprzednim filmie Sekielskich, a co jest bardzo ciekawe: wypowiedzi ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego i red. Tomasza Terlikowskiego. Chciałoby się rzec, że nieco dziwne to miejsce i nie lepszy czas dla zaangażowanych w życie Kościoła osób, jak ci dwaj panowie. A jednak! Ich wypowiedzi trafiają w sedno problemu, mówiąc o „lawendowej mafii”, „chorobie rzymskiej” i układzie homoseksualistów, którzy dostali się na bardzo wysokie stanowiska kościelne i, stosując wzajemną protekcję, pogłębiają kryzys duchowieństwa, roztaczając nad innymi homoseksualistami parasol ochronny. Z wymowy fragmentu filmu, w którym występują niespodziewani goście wynika, że problem pedofilii i ukrywania jej jest nierozerwanie związany i powodowany właśnie działalnością homoseksualistów. W połączeniu z przesłaniem z obydwu filmów, gdzie pokazuje się przede wszystkim przypadki pedo- lub efebofilii homoseksualnej, daje to niezwykłe i piorunujące połączenie. Czyżby Sekielscy przemycali jakiś obrazoburczy przekaz pod pozorem zupełnie prawomyślnej walki z Kościołem? Chyba nie. Ale wątpliwości co do tego wyrażali także fani Sekielskich, wobec których (a może wobec kogoś jeszcze innego?) reżyserzy wygłosili pewną samokrytykę, która ze spójnością ma tyle samo wspólnego, co ich światopogląd. W nagraniu Sekielski Sunday Night Live, na którym bracia Sekielscy, siedzący na tle tęczowej flagi z romantyczną przeszłością, odpowiadają na pytania użytkowników Onet.pl, pada przynajmniej jedno ważne pytanie: „Dlaczego nie wyprostowaliście wypowiedzi księdza, który jednoznacznie połączył pedofilię z lawendową mafią i nie wyjaśniliście widzom, że pedofilia nie wynika z homoseksualizmu? (…)” Pytanie jest tym bardziej zasadne, że jak wiadomo takie filmy są nałogowo oglądane nie przez młodych, wykształconych, wyzwolonych z wielkich ośrodków, którzy potrafią myśleć naukowo, samodzielnie i zawsze kończąc przed dead linem, ale przez tępe mohery z małych miast i wiosek, którzy w przerwach miedzy różańcem, a koronką wertują YouTuba w poszukiwaniu paszkwili na Kościół, a którzy z pewnością bez takiego sprostowania nie będą wiedzieli, co mają myśleć. Pytanie było dobre, ale odpowiedz pozostawia uśmiech satysfakcji na twarzy każdego homofoba na długi czas. Cytuję: [Marek Sekieleski] „Ja powiem tak: wyraźnie w filmie jest… yyy nie ma związku… nie ma postawionego znaku równości między homoseksualizmem a pedofilią. [Tomasz Sekielski] Nie ma. [Marek Sekielski] Jest związek między homoseksualizmem wśród duchownych a ukrywaniem, między innymi, przestępstwa pedofilii. I to jest wyraźnie powiedziane. (…)” Po chwili namysłu, można się zastanawiać czy to, co powiedział Sekielski nie stawia homoseksualistów w jeszcze gorszym świetle? Nie dość, że są sprawcami czynów pedofilskich, pokazanych w filmie, to jeszcze jeden z reżyserów, przy milczącej aprobacie drugiego mówi, że tworzą oni mafię, która te przestępstwa ukrywa. I kto tu jest wreszcie homofobem?

Można śmiać się z twórców filmu czy z ich fanów lub wypominać podobne braki omawianej produkcji, jak w przypadku „Tylko nie mów nikomu”, ale to nie może nam przesłonić rzeczywistego problemu, który zdaje im się że obnażają, czyli dewiantów seksualnych, ukrywających się pod sutannami oraz ich lawendowymi protektorami. Problem niestety istnieje i nie staje się mniejszy. Poziom seminariów duchownych – tych, które jeszcze pozostały – jest tragiczny. Tolerowanie, a czasem promowanie homoseksualistów wbrew przepisom kościelnym trwa w najlepsze, a traci na tym autorytet Kościoła świętego i dobro dusz. Oczywiście, ani jedno ani drugie nie zyska na wypowiedziach w stylu ks. Isakowicza-Zaleskiego czy red. Terlikowskiego, które widzimy w filmie Sekielskich – to nie czas i miejsce na bicie się w nieswoje piersi, ku uciesze antykościelnej gawiedzi. Nikt jednak nie powinien patrzeć przez palce na to, co się dzieje, kiedy normalni księża bywają marginalizowani czy wręcz prześladowani, a podopieczni lawendowej mafii robią, czego ciało zapragnie.

Przed obejrzeniem tego filmu nigdy bym się nie spodziewał, że tak zakończę tekst o produkcji Sekielskich, ale nie mogę inaczej. Idée fixe braci Sekielskich doprowadziła do stworzenia filmu, który dzięki wypowiedziom ks. Isakowicza-Zaleskiego i red. Terlikowskiego i w połączeniu z resztą przekazu oraz opisywanymi przypadkami ofiar zwyrodnialców, uchodzących za księży (nie można wykluczyć, że święcenia tych osób w związku z ich homoseksualizmem są nieważne), należy w mojej cenie odbierać jako opowieść o działaniu homoseksualnej mafii w Kościele katolickim. Mafii dobrze zorganizowanej i bardzo niebezpiecznej. W ten kontekst wpisują się zaostrzone w ostatnich dekadach przepisy, mówiące o zakazie przyjmowania homoseksualistów do seminariów duchownych. Czyżby badania pokazujące nadreprezentację homoseksualistów wśród pedofilów odpowiadały prawdzie? Miejmy nadzieję, że cały ten gorszący problem zostanie rozwiązany jak najszybciej, gdyż z jego powodu cierpi chwała Kościoła świętego i dobro dusz, szczególnie osób skrzywdzonych przez zwyrodnialców seksualnych. 

 

Karol Kilijanek

 

 

 

Kategoria: Karol Kilijanek, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *