Kącik „My Reakcja”: Wykształćmy sobie króla!
Jakie jest największe wyzwanie polskiego monarchizmu? Większość osób zainteresowanych tematem wskaże tu zapewne na brak oczywistego pretendenta do tronu. I słusznie, znajdujemy się w sytuacji znacznie gorszej niż Bawaria, Portugalia, Austria czy Francja, które wciąż posiadają swoich de iure monarchów, stanowiących nośnik tradycji, reprezentujących swe państwa na arenie międzynarodowej(1), patronujących organizacjom charytatywnym czy kulturalnym, a także gromadzącym coraz pokaźniejsze grono zwolenników(2).
Tymczasem w Polsce musimy nie tyle odbudować monarchię, lecz zbudować ją od początku. Dynastie, zasiadające kiedykolwiek na naszym tronie albo wymarły, albo z rozmaitych przyczyn utraciły prawa do niego, włącznie z Wettynami (których na tron wynosiła Konstytucja III Maja) oraz Romanowami(3). Co więcej, bardzo wątpliwym jest, by w odrodzonym Królestwie Polskim ktokolwiek zechciał monarchę z obcego państwa.
Nie warto poważnie traktować rozmaitych uzurpatorów, którzy raczej szkodzą idei monarchicznej aniżeli jej służą, tworząc pseudoelitarne kółka wzajemnej adoracji i nadając fikcyjne tytuły i odznaczenia. Z pewnością nie tędy droga. Może zatem przedstawiciel jednego z niekrólewskich, Polskich rodów? Warto zauważyć, że Czartoryscy (a także m.in. osamotniony dziś xiążę Sanguszko żyjący w Brazylii) podobnie jak Jagiellnowie, wywodzą się od Giedymina. Po dziś dzień w mediach możemy usłyszeć o Radziwiłłach, Lubomirskich, Sapiehach, czy Zamoyskich, bowiem przedstawiciele znamienitych niegdyś rodów wciąż zajmują znaczące pozycje w polityce, biznesie czy kulturze, pomimo ogromnych strat jakie zadano im podczas wojen, czy w okresie komunizmu. Jednakże, czy arystokratyczne pochodzenie wystarczy by zostać królem?
Choć reprezentanci tradycyjnych elit po dziś dzień słyną ze starannej edukacji, kultywowania tradycji, przywiązania do wartości rodzinnych, etykiety, a także z etosu służby na rzecz potrzebujących, wśród osób dorosłych trudno byłoby znaleźć kogoś gotowego by unieść ciężar korony. Któż bowiem wychowuje dziś swe dzieci w nadziei na to, że kiedyś obejmą one tron? Zapewne nawet w umysłach najbardziej zadufanych snobów nie dochodzi do tak śmiałych fantazji. Wobec tego szansę dostrzegam w najmłodszym pokoleniu, z tym właśnie wiąże się koncepcja, którą chciałbym pokrótce przybliżyć.
Postuluję utworzenie elitarnej, prestiżowej placówki edukacyjno- wychowawczej, która stanie się „kuźnią elit”, przygotowując młodzież do objęcia w przyszłości kluczowych stanowisk państwowych, kościelnych czy kulturalnych. Pewną inspirację może tu stanowić angielskie Eton, które obok Oxfordu bądź Cambridge, od setek lat stanowi niemal nieodłączny element edukacji przyszłych możnych w Wielkiej Brytanii.
Program należałoby skonstruować w taki sposób, by młodzi adepci zdobywali wiedzę, kumulowali ją oraz by byli w stanie zrobić z niej jak najlepszy użytek w życiu dorosłym. Co jest niezwykle istotne, nie byłoby w nim miejsca dla ateistycznej tudzież antyreligijnej propagandy, która nieustannie stara się wdzierać do europejskich szkół. Tu normę wyznaczaliby najlepsi, motywujący pozostałych do wzmożonego wysiłku. Oprócz historii, teologii, prawa, języków klasycznych, muzyki czy sztuki, nacisk byłby położony na wartości takie jak honor, szacunek, lojalność czy męstwo. A kto zasiadłby w szkolnych ławach? Myślę, że pozostałości polskiej arystokracji posiadają wystarczająco liczne potomstwo i środki finansowe, by zapełnić szkolne ławy. Pozostałe miejsca przypadłyby dzieciom bogatych „nowych elit”, a może także najzdolniejszym młodzieńcom z nisko sytuowanych rodzin, którym odpowiednie stypendium pozwoliłoby zapracować na społeczny awans.
W kwestii lokalizacji, skłaniałbym się ku zaadaptowaniu historycznego obiektu (zamku czy pałacu), w spokojnej okolicy wypełnionej przyrodą, z dala od miejskiego zgiełku. Dziś często marginalizuje się znaczenie dostojnych wnętrz, kojącego wpływu natury czy estetyki otaczającej nas przestrzeni. Niesłusznie, bowiem badania dowodzą, że pacjenci szpitali mający widok na zieleń zdrowieją szybciej. Można więc sądzić, że uczniowie w takich okolicznościach także będą odnosić lepsze rezultaty. Do roli nauczycieli i wychowawców zatrudnione zostałyby autorytety w poszczególnych dziedzinach, niezważające na "europejskie standardy" w nauczaniu i ograniczenia nakładane przez szkodliwe twory pokroju Komisji Edukacji Narodowej.
Na straży porządku i ładu stałyby surowe zasady kształtujące charaktery. Obowiązywałby stosowny ubiór, etykieta budująca dystans w relacji uczeń – mistrz, rozbudowany ceremoniał, a także system nagród i kar. Brzmi to pięknie, ale ktoś może zapytać, „a kto za to zapłaci”? Myślę, że perspektywa wywindowania rodzimej sfery publicznej na nieznany (bądź zapomniany już poziom) jest bezcenna, warta poniesienia bardzo dużych nakładów, bowiem w przypadku powodzenia, korzyści będzie czerpać cały naród i to przez bardzo długi czas. Kto wie, być może w ten sposób ujawni się jednostka wybitna, która uniesie ciężar korony?
(KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ)
Tomasz Goździk
Przypisy:
1) Georg, młodszy brat arcyksięcia Karola (de iure cesarza Austrii i króla Węgier), często reprezentuje Węgry podczas oficjalnych wydarzeń, choć formalnie nie jest zatrudniony w charakterze dyplomaty.
2) Pokazuje to choćby popularność facebookowych kont monarchistów z poszczególnych państw, np. rosyjskich (ponad 150 tys. polubień) czy brazylijskich (niemal 90 tys.).
3) Żaden z carów Rosji nigdy nie został koronowany w rycie katolickim w Warszawie; tymczasem na czele dynastii Wettynów stoi dziś adoptowany xiążę Aleksander, którego „panowanie” jest kwestionowane przez niektórych członków rodziny.
Kategoria: Myśl, Polityka, Publicystyka
W zasadzie to tak z grubsza powinien wyglądać każdy uniwersytet …
Myślę, że dany w ten sposób przykład stanowiłby inspirację i pewien wzór do naśladowania dla innych placówek, co z czasem przekształciłoby się w zdrową konkurencję i rywalizajcę. Aż się prosi o regaty na Wiśle!