banner ad

Kącik „My Reakcja”: O dobrych baronach, grabieżczym PRL’u i beczułce piwa dla spragnionych sióstr

| 17 stycznia 2018 | 2 komentarze

Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że jeszcze przed II wojną światową polskie społeczeństwo wyglądało zupełnie inaczej, między ludźmi poszczególnych klas zachodziły naturalne relacje cechujące się szacunkiem, zrozumieniem, poczuciem służby i obowiązku. Drugi w dziejach globalny konflikt odarł nasz naród (podobnie jak wiele innych, choć w mniejszym stopniu) z cnót doskonalonych przez całe stulecia. Historia którą przywołuję poniżej, pokazuje mały epizod z życia na naszych ziemiach. Jest to zarazem, w mojej opinii, doskonały przykład owych, wyżej wspomnianych "naturalnych relacji", które to mogą na pierwszy rzut oka brzmieć dość mgliście.

Inspirację stanowił dla mnie list Sióstr Dominikanek z Klasztoru N.P.Marii Śnieżnej w Krakowie, które "osłabione ciągłym postem" zwróciły się do Antoniego Jana barona Goetza z prośbą o "jałmużnę w formie beczułki piwa". Ale zacznijmy od początku historii. Otóż w 1844 r. niejaki Jan Ewangelista Goetz, zaledwie 29-letni, zdobywszy uprzednio, podczas podróży przez Niemcy, Austrię i Szwajcarię, znaczne doświadczenie w piwowarstwie, znajduje w prasie ogłoszenie zamieszczone przez wiedeńskiego kupca i ziemianina, Josepha Neumanna, który poszukuję wspólnika do założenia browaru na jego ziemiach w Okocimiu. Tak oto powstaje browar znany po dziś dzień.

J.E. Goetz (bądź też Gotz, jak podają inne źródła) to barwna postać, zasługująca na osobny wpis, o tym jednak innym razem. Podczas krwawych wydarzeń w Galicji, w lutym 1846r. nasz bohater unika śmierci  dzięki pomocy przyjaciół i zatrudnianych pracowników. Ci drudzy podobno bardzo cenili sobie pracę w browarze. Jak notuje Goetz w swoim pamiętniku, zachwalali: "on daje nam pracę i zarobek, jakiegośmy nigdy nie mieli". Sześć lat później, po śmierci wspólnika i odkupieniu udziałów od wdowy po nim, Jan Ewangelista staje się wyłącznym właścicielem browaru oraz dóbr okocimskich.

Odtąd zaczyna się cykl inwestycji, nieustannych rozbudów i modernizacji budynku browaru, nazywanego później Starym Pałacem. Na początku XX w. jego browar (pod zarządem kolejnego barona) był, pod względem wielkości, szóstym zakładem piwowarskim w Austro- Węgrzech (a było ich około 1600), zarazem największym na ziemiach polskich. Właściciel trudnił się także filantropią, ufundował choćby pierwszą podstawową szkołę ludową, neogotycki kościół czy plebanię założoną po wystaraniu u biskupa tarnowskiego ustanowienia nowej parafii. Stworzył też bibliotekę publiczną (działającą po dziś dzień), a także ochotniczą straż ogniową, na czele której sam czasami stawał!

W 1864r. został wyróżniony przez cesarza Franciszka Józefa Złotym Krzyżem Zasługi z Koroną za zasługi podczas obrony Brzeska. Pięć lat później papież Pius IX udekorował go natomiast Krzyżem Komandorskim Orderu św. Sylwestra. Widząc wzrastającą potęgę, a także szlachetne postępowanie Franciszek Józef w roku 1881 nobilitował go szlachectwem I stopnia. Pochowano go w krypcie rodowej w okocimskim kościele parafialnym. Poprosił przed śmiercią, by w trumnie złożono go w polskim kontuszu!

W 1893r. interes przejął kolejny znakomity przedsiębiorca, syn Jana Ewangelisty, Jan Albin. Odkąd w 1909r. otrzymał z rąk Franciszka Józefa I tytuł Freiherra (równoważny z godnością barona), nazywany był (po prawnym ustaleniu polskiego brzmienia swojego nazwiska w 1911r.) Janem baronem Goetz- Okocimskim (z dewizą herbową "Pracą i prawdą"). Oprócz działalności w branży piwowarskiej był konserwatywnym politykiem, działaczem samorządowym oraz społecznym. Wpierał finansowo, podobnie jak ojciec, ważne przedsięwzięcia takie jak budowa pomnika Adama Mickiewicza w Krakowie. Wraz z żoną, Zofią hr. Sumińską wybudował w pobliżu browaru kompleks pałacowy w stylu wiedeńskim, z przylegającym parkiem w stylu angielskim.

Po jego śmierci tradycje rodzinne kontynuował syn Antoni Jan (2.) baron Goetz- Okocimski. W 1920r. jako żołnierz walczył na froncie wojny polsko- bolszewickiej. Później należał do rozmaitych rad i towarzystw. Podobnie jak ojciec i dziadek, zajmował się filantropią, był także myśliwym. Należał do Polskiego Stronnictwa Zachowawczego, a także był posłem na sejm. W 1936 został przez papieża uhonorowany wysoką godnością Papieskiego Szambelana, za zasługi dla Kościoła. W obliczu coraz bardziej niestabilnej sytuacji w Europie, począwszy od 1938r. otrzymywał anonimowe listy wzywające do przyznania się do niemieckich korzeni. Nie chciał on jednak wyrzec się związków z Polską. Opuścił swój majątek wraz z żoną i matką zaraz po wybuchu wojny, przed wkroczeniem oddziałów niemieckich. Do swego majątku już nigdy nie powrócił. Za granicą sprawował funkcje wojskowe we Francji i Wielkiej Brytanii. Udzielał się jak tylko mógł by pomóc Polakom. W 1952r. przeniósł się do Nairobi w Kenii, gdzie prowadził herbaciarnię. Zmarł 10 lat później na gorączkę tropikalną.

Ostatni epizod tej historii nastąpił 21 października 2017r. Do kraju powróciły szczątki ostatniego barona, które spoczęły pośród przodków, w krypcie kościoła parafialnego w Okocimiu.  Uroczystości rozpoczęły się w pałacu należącym niegdyś do rodziny. Następnie konny karawan przy asyście honorowej, w obecności rodziny, mieszkańców i przedstawicieli samorządu przewiózł trumnę do krypty. Duchowieństwu przewodził x. inf. Adam Kokoszka. Wielkim orędownikiem powrotu ciała barona do kraju był prof. Jan Włodek. Udało się to wreszcie po przeszło półwieczu dzięki wspólnym staraniom potomków barona oraz Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Okocimskiej. Było to zarazem wypełnienie testamentu Jana Ewangelisty i Albina, którzy pragnęli by krypta stanowiła miejsce pochówku ich samych, a także przodków.

Tak oto dobiegła końca piękna historia. Tytuł barona w linii męskiej wygasł na Janie Albinie wraz z jego śmiercią w Afryce. Pałac znacjonalizowano, obiekt mieścił różne placówki publiczne aż do 2002r., kiedy zaniechano jego użytkowania, prawdopodobnie z uwagi na bardzo zły stan techniczny  a na kosztowny remont brakowało funduszy. W 2007r. radni sprzedali obiekt za 4 miliony złotych. Korzystając z prawa pierwokupu budynek nabyło 19 potomków i spadkobierców Goetzów. Warunkiem zakupu był kapitalny remont oraz zachowanie funkcji mieszkalnych. Następnie obiekt odkupiło małżeństwo Urbanów z zamiarem utworzenia… piwnego spa.

Niestety dawne funkcje rezydencjonalne zostały utracone, zapewne bezpowrotnie. Cieszy natomiast, że ogromnym nakładem środków, pałac odzyskał dawny blask. Na chwilę obecną renowacja dobiegła już zapewne końca. Co do browaru, po II wojnie światowej władze PRL dokonały nacjonalizacji, a w 1990r. przekształcono go spółkę Skarbu Państwa notowaną na giełdzie. Dziś głównym akcjonariuszem jest duński Carlsberg.

Czas na konkluzje. Powyższa historia zawiera wiele elementów dawnego ładu, które funkcjonowały na naszych ziemiach aż do II wojny światowej, kiedy to "zamordowano" tradycyjne społeczeństwo. Po pierwsze mamy tu dobroczynność. Siostry, wnioskując z treści listu, regularnie za sprawą uprzejmości barona delektowały się piwem z jego browaru. Także inni ludzie korzystali z obiektów ufundowanych przez rodzinę, kościoła, szkoły, biblioteki i wielu innych. Dalej mamy tu szacunek, choćby dla pracowników, który bardzo chwalili sobie pracę dla kolejnych pokoleń Goetzów, gotowi byli nawet bronić pracodawcy w chwili zagrożenia. Mamy tu piękny przykład awansu społecznego, pracowity Jan Ewangelista stworzył podwaliny biznesu, który rozkwitał pod zarządem jego przodków. Sprawie przez dziesięciolecia przyglądał się cesarz, który widząc postępy dwukrotnie nagradzał ród godnościami. Także papież doceniał podejmowane przez nich wysiłki, tym razem z kwestii religijnej. Mamy wreszcie prawdziwie patriotyczną postawę, dla której ród wyzbył się tożsamości niemieckiej. Wojenny gwałt położył kres jednemu z największych imperiów majątkowych powstałych pod zaborem na terenie Galicji. Liczne dobra rodziny zawłaszczyli szabrownicy, pałac wraz z browarem ukradło państwo. Nie sposób także nie wspomnieć o tradycji, którą z dumą i godnością kultywowały 2 pokolenia przodków Jana Ewangelisty.

A co mamy dziś? Wielkie majątki skupiają się w rękach ludzi, którzy często nawet nie widzieli poszczególnych elementów swojej majętności. Bogacze miast budować okazałe rezydencje zamykają się w klatkach ze stali i szkła. Zapewne niewielu pracowników było by dziś skłonnych do poświeceń dla swojego pracodawcy. Są oni bowiem zaledwie środkiem do pozyskiwania pieniędzy. Pod naporem wymuszanego przez państwo dotowania potrzebujących zanikła prawdziwa dobroczynność. Wreszcie, nie mamy już sprawnego systemu nagradzania za rozmaite zasługi, jaki stanowił mechanizm nobilitacji. Warto choćby wspominać czasy, kiedy życie miało swoją wartość i smak… Czy siostry otrzymały upragniony trunek, nie wiadomo.

Tomasz Goździk

Kategoria: Historia, Publicystyka, Społeczeństwo

Komentarze (2)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Danek Z. pisze:

    Tekst dobry literacko.

     

    RE: "Powyższa historia zawiera wiele elementów dawnego ładu, które funkcjonowały na naszych ziemiach aż do II wojny światowej, kiedy to "zamordowano" tradycyjne społeczeństwo".

     

    Gwoli ścisłości: zgodnie z faktami, tradycyjne społeczeństwo polskie, to znaczy społeczeństwo o tradycji narodowej wywodzącej się z Polski Szlacheckiej, nie zostało "zamordowane", ale potężnie wyniszczone. (Nadal żyjemy!) Wyniszczone nie przez jakieś nieokreślone siły, tylko głównie przez komunistów. Czyli przez rządzących tyrańsko Polską od r. 1945 do r. 1989, oddanych Moskwie rewolucjonistycznych polonofobów (pochodzenia polskiego i niepolskiego), utrzymywanych przy władzy przez okupujących Polskę wojskowo moskwicinów.

     

    Ci ostatni nazywali wtedy siebie "sowietami", a swój kraj "Związkiem Sowieckim". Od r. 1922 do r. 1941 byli w sojuszu z Niemcami. W tych latach zgodnie usiłowali na spółkę szkodzić Polsce.

     

    Autor niemal zupełnie nie wspomina epoki komunistycznej w Polsce: kierowniczej funkcji ambasadora moskiewskiego oraz szkodniczej działalności ślepo podległych mu tutejszych komunistów. Ta działalność zakończyła się latach 80-ych ub. wieku całkowitym upadkiem gospodarczym i cywilizacyjnym Polski.

     

    Czyżby autor był przekonany, że rządy komunistyczne w Polsce to były rządy "konserwatystów", i wskutek tego ma do nich nastawienie lojalne, pełne szacunku?

     

    Bycie wiernym "tradycji" peerelowskiej, komunistycznej, czyli tradycji buntowniczo-rewolucyjno-antynarodowej, i nazywanie tej wiernej postawy "konserwatyzmem"  NIE jest konserwatyzmem. Tylko jest rewolucjonizmem przedstawianym fałszywie jako "konserwatyzm", udawaniem bycia "konserwatystą".

     

    Oczywiście, można uparcie dawać dowolną nazwę dowolnej rzeczy. Na przykład uparcie nazywać rewolucjonizm "konserwatyzmem", buntowniczego szkodnika "konserwatystą", antybolszewika "bolszewikiem". Jednak  takie nazywanie pozostaje niezmiennie fałszywe, czyż nie?

     

    Nie jest też konserwatyzmem oddanie się pod obcą władzę i wynarodowienie się. Takie, jakiemu poddawali się liczni w Polsce w czasach Zaborów. Jest faktycznie odmianą pokojowego niszczenia tradycyjnej struktury i porządku, czyli odmianą przewrotu rewolucyjnego.

     

    Zatem "tradycja" oddania się pod obcą władzę i wynarodowienia się nie jest tradycją konserwatywną, tylko odmianą tradycji rewolucjonistycznej, buntowniczej. Czyli tradycji niszczycielskiej wobec tradycji konserwatywnej.

     

    A nostalgia za obcą władzą i za własnym wynarodowieniem jest odmianą nostalgii rewolucyjnej, czyż nie?

     

    … Wydaje się, że prastara postawa w Polsce, oparta na przekonaniu: "Polska powinna być krajem wyłącznie defensywnym" – postawa, która ściągnęła na Polaków tyle straszliwych nieszczęść w przeszłości – jest dziś nazywana przez niektórych w naszym kraju "postawą konserwatywną".

     

    Defetyzm to NIE konserwatyzm, tylko odmiana postawy rewolucyjnej, buntowniczej.

  2. Skanderbeg pisze:

    Danek Z. A wiernym należałoby być konserwatystom galicyjskim? Którzy swój region doprowadzili do nędzy? I żyjących tam ludzi upadlano? W II RP, często również dbano o interes klasowy a nie ogólnonarodowy. Sprzeciwiano się reformie rolnej, nawet za odszkodowaniem. A Wielomski już udowadniał, że to dałoby szansę na pojawienie się polskiej klasy przemysłowców. Zresztą, kogo czcić? taki janusz Radziwił służył sanacji a potem PRLowi. Bocheński również, choć ten potrafił to jednak ideowo uzasadnić

    Dmowski miał rację piszą c"Upadek Myśli Konserwatywnej w Polsce".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *