Jean des Cars: „Księżniczka Matylda”
"Byłem o tyle wrażliwy na ten klimat, że hotel de Montmorency należał kiedyś do mojej rodziny i że moja babcia po mieczu, czarująca księżna des Cars, którą uwielbiałem, została namalowana przez Herberta w 1903, rok przed śmiercią księżniczki Matyldy" – pisze Jean des Cars we wstępie do biografii bratanicy Napoleona – "i niezmiennie cieszyłem się, codziennie kontemplując ten wizerunek". "Moja babcia, księżna des Cars" – te słowa przykuły moją uwagę, nie postać Matyldy. To książka o arystokracji napisana przez potomka arystokratów, który nie wyparł się swojego pochodzenia. Jean des Cars nie ukrywa swojej fascynacji historią, zamiast – jak wielu – potępiać przodków "krwiopijców" i deklarować wielką miłość dla socjaldemokratów.
Księżniczka Matylda Bonaparte (1820-1904) była córką króla westfalskiego Hieronima, bratanicą Napoleona Bonaparte. Urodzona na wygnaniu, wróciła do Paryża jako dorosła kobieta. Rozwiodła się z mężem, rosyjskim hrabią Anatolem Demidowem i odtąd pędziła życie w towarzystwie kolejnych przyjaciół i kochanków. Była znawczynią i mecenaską sztuki i literatury, jej salon stał się miejscem spotkań twórców (by wymienić Prousta, de France, Flauberta, Dumasa, Taine'a Renana…), a ona sama zyskała miano "Notre Dame des Arts", co można przetłumaczyć – Madonna Sztuk(i). Wygnanie miała przeżyć jeszcze raz, po upadku II Cesarstwa. Udało się jej wrócić i dożywała we Francji swoich lat, daleko od polityki, w salonie swojego pałacyku i atelier, gdzie z upodobaniem malowała.
Postać ciekawa, ale mniej więcej w połowie książka zaczęła mnie nudzić i o mały włos, a skończyłabym lekturę na 200. stronie z 494. Powód był banalny: pewnej chwili miałam dość wątków romansowych, które jednak stanowiły ważny element życiorysu Księżniczki, i jej rozaczliwych wyznań względem (niegdysiejszych) kochanków. Podstarzała pani Bonaprte i niemłodzi kochankowie stali się nieco nudni. Wytrwałam jednak do końca biografii ze względu na żywą, emocjonalną – jak to u des Cars – narrację, przechodzącą miejscami w reportaż.
Pojawiają się tu ciekawsze momenty, głównie wszelkie katastrofy, jakich doznał Dom Bonaparte: tragiczna śmierć ukochanego bratanka Matyldy, Napoleona Eugeniusza (zasieczonego przez Zulusów), upadek Cesarstwa (warto przeczytać kilka słów prawdy o zbrodniach komunardów), choroby i schyłek życia księżniczki. Słowem, wszelkie przełomy.kiedy to kochankowie i nielubiani krewni schodzą na drugi plan. Rozbawił mnie wątek rosyjski, tak, Francuzi mieli (i mają) słabość do tej nacji, któż z nich by pomyślał, że rosyjski mąż inaczej wyobraża sobie małżeństwo, że może pić, a nawet spoliczkować publicznie żonę? Ale to właśnie dzięki wątkowi rosyjskiemu w książce pojawia się, mglisty, obraz Warszawy, przez którą w 1841 Demidowowie podróżowali do carskiego Petersburga. Biednej, ściętej lodem zimowej Warszawy,"gdzie lód tak ściął Wisłę, że Matylda nie mogła określić, czy to jest nadal wielka rzeka, czy może długa droga pokryta lodem".
Z zainteresowaniem czytałam też o przełomie, którego Matylda była świadkiem. Była świadkiem przejścia XIX wieku w wiek XX. Początki metra i automobile, kino i telegraf – zwiastowały nową epokę, która miała rozpocząć się de facto po Wielkiej Wojnie. We Francji umacniała się władza republikańska i Matylda godnością znosiła świadomość, że monarchia już się nie odrodzi. Oficjalnie odcinająca się od polityki (by nie narażać się rządzącym Republiką), po cichu żyła myślą o restauracji cesarstwa i do trumny, obok krucyfiksu, kazała sobie włożyć portrecik Napoleona.
Matylda Bonaparte to postać ciekawa i pełna kontrastów: arystokratka, ale mówiąc dzisiejszym językiem, lewicująca; bezdzietna i wydaje się, nietęskniąca za pełną rodziną, ale szukająca kontaktu z dziećmi i darząca je gorącymi uczuciami; sporadycznie uczestnicząca w życiu religijnym, przed śmiercią poprosiła o księdza i została pochowana po katolicku.
Kiedy Jean des Cars, w tekście głównym czy w przypisach, zaznacza, że jakaś książka jest "fascynująca", że on ją przeczytał "głęboko poruszony", w pełni mu wierzę, ponieważ sama tak odbieram jego własne. Stąd, mimo chwilowego zniechęcenia, każdą z nich muszę przeczytać od deski do deski.
Aleksandra Solarewicz
J. des Cars, "Princesse Mathilde", Paryż 1988
Kategoria: Recenzje
A gdyby jeszcze Księżniczkę Matyldę można było przeczytać po polsku. Ech, pomarzyć…
Proszę zwrócić się się do polskiego wydawcy książek Jeana des Cars, bo ostatnio wyszły po polsku co najmniej dwie (Berło i krew oraz Kobiety, które zawładnęły Europą), i podsunąć pomysł. To najprostsza droga w tej chwili.