Januszewski: Wzgórze
To pewne, że dla habsburskiej monarchii nastał czas czynów. W ich bezpośredniości niewiele warte rozumowania. Teraz nie tylko ustają wszelkie spory o przeszłość, o dzisiejsze postanowienia i przedsięwzięcia, ale nastaje czas dla wszystkich spełnienia obowiązku. Uczynią to niezawodnie polscy poddani cesarza w pierwszym rzędzie i najzupełniej. Nie tylko skłaniają ich do tego polityczne względy, nie tylko dla nich zaważyć musi także, iż pośrednio, ale w wysokim stopniu, idzie o zasłonięcie katolicyzmu przed naporem prawosławia, ale nakazuje im to dobra sława polskiego nazwiska. Nadeszła bowiem chwila stwierdzenia, że wyznawane uroczyście przez lat czterdzieści przywiązanie do monarchy i monarchii jest żywotną prawdą.
Stanisław Koźmian , Podczas wojny z Serbią (1 sierpnia 1914 r.)
Poruszając się drogą krajową nr 94 na odcinku Kraków – Wieliczka, na wysokości Bieżanowa, zauważymy po prawej stronie liczące ok. 265 m n.p.m. wzgórze z okazałym, wskazującym niebo betonowym postumentem. Warto zadać sobie pytanie – co upamiętnia ten pnący się dumnie ku niebu szary pomnik?
***
Ogłoszenie mobilizacji 1 sierpnia i wybuch wojny 6 sierpnia 1914 r. powitali galicyjscy Polacy z nadzieją i entuzjazmem. Do punktów werbunkowych Cesarskiej i Królewskiej Armii napłynęły tak wielkie rzesze ochotników, że austriackie struktury wojskowe nie były w stanie ich wszystkich przyjąć. Wzruszenie i głębokie polskie uczucia patriotyczne, połączone z lojalizmem w stosunku do wiedeńskiego tronu, udzielały się również krakowianom wszelakich stanów. Na poparcie tych słów warto przytoczyć choćby relacje historyka, dra Jana Dąbrowskiego, który odnotował w swoim dzienniku pod datą 19 sierpnia:
Nastrój ludności mamy również dobry. Wszyscy idą przeciw Rosji. O żadnym słowianofilstwie nikomu się nie śni. Wojsko spokojne; przez Kraków przewinęło się go tysiące, a nigdzie nie widziałem, już nie nadużyć, lecz nawet pijanego żołnierza. Idą ubrani w kwiaty, zwłaszcza polskie pułki, z obrazami Matki Boskiej na czele; obsypują ich podarunkami. Wszyscy wierzą święcie, że Rosja musi być pobita (…)[1].
Trzy dni wcześniej z inicjatywy austrofilskich środowisk konserwatywnych został zawiązany Naczelny Komitet Narodowy (NKN)[2]. Zanim stał się on politycznym zapleczem legionów Polskich w zenicie swej działalności, starał się przeforsować złożenie przez władze wiedeńskie deklaracji przekształcenia Austro-Węgier w trialistyczną monarchię Austro- Węgro-Polską po wyzwoleniu ziem Królestwa Polskiego spod władzy rosyjskiej. Gorącymi orędownikami tego tzw. rozwiązania austro-polskiego byli m.in. wybitny polityk zachowawczy, profesor prawa Władysław Leopold Jaworski (1865–1930), ziemianin Zdzisław Tarnowski (1862–1937), czy nestorzy polskiego konserwatyzmu galicyjskiego, jak Leon Biliński (1846–1923) i Michał Bobrzyński (1849–1935). Propozycja deklaracji uzyskała wprawdzie aprobatę i poparcie Najjaśniejszego Pana Franciszka Józefa I, ale ostatecznie upadła wobec zdecydowanego sprzeciwu węgierskich kół rządowych. Nie przeszkodziło to jednak w dalszym rozwijaniu orientacji austriackiej.
***
Walki na froncie galicyjskim toczyły się w 1914 r. ze zmiennym szczęściem dla strony habsburskiej. Pod koniec sierpnia austriackie zgrupowanie gen. Kummera zajęło Kielce, podchodząc lewym skrzydłem pod Radomsko, podczas gdy armie gen. Dankla i Auffenberga podeszły aż pod Lublin, po wielu zwycięskich zwarciach planując ofensywę w kierunku Wołynia. Wkrótce jednak sytuacja się odwróciła: Rosjanie przełamali front pod Lwowem, a odwroty wrześniowy i listopadowy sprawiły, że wojska carskie już pod koniec listopada stanęły pod Krakowem, zajmując niemal całą Galicję, za wyjątkiem niewielkiego fragmentu z Wielkim Księstwem Krakowskim, Podhalem oraz terenami leżącymi na południowy zachód od Krakowa (Żywiec, Sucha, Biała Krakowska). Wciąż broniła się także Twierdza Przemyśl.
Na początku grudnia Rosjanie podeszli od wschodu pod umocnienia Twierdzy Kraków, zajmując uprzednio Niepołomice i Wieliczkę. Walki toczyły się ok. 14 km od krakowskiego Rynku Głównego, a jedną z najdalej wysuniętych placówek zajętych przez wojska carskie było umocnione bieżanowskie Wzgórze Kaim. Zagrożenie rosyjskie wisiało nad Krakowem niczym złowrogi śmiertelny całun. Trzeba zdać sobie sprawę, że zdobycie Twierdzy Kraków otwierało wojskom Mikołaja II drogę w kierunku południowo-zachodnim tj. na Śląsk Cieszyński, Czechy i w dalszej perspektywie na Wiedeń. Groziło to odcięciem oddziałów austriackich walczących w Karpatach i w konsekwencji – wtargnięciem Rosjan do serca Monarchii. Co więcej jednak – oznaczało koniec polskich planów trialistycznych. Można się oczywiście spierać, czy wyizolowanie i pokonanie Austro-Węgier oznaczało ich rozpad. Nawet jeśli nie doszłoby do realizacji tego scenariusza, bezapelacyjnie Imperium Rosyjskie zostałoby rozszerzone o Galicję. Ewentualny polemista, wychodzący z kręgów endeckich, może rzecz jasna zauważyć, że zajęcie Galicji przybliżało o krok realizację koncepcji zjednoczeniowej i samorządowej w oparciu o carat. Idea ta miała wszak wielu zwolenników w polskich kręgach politycznych Królestwa. Problem jednak w tym, że czynniki rosyjskie były wybitnie niechętnie ustosunkowane do takiego rozwiązania. Oprócz ministra Sergiusza Sazonowa i kilku polityków z kręgów kadeckich, czarnoseciennie nastawione szczyty carskiego państwa widziały rozwiązanie sprawy polskiej raczej w polityce stanu wyjątkowego i nahajki[3]. Odezwa Wielkiego Księcia Mikołaja Mikołajewicza, choć pięknie sformułowana, pozostawała tylko pustosłowiem. Wydmuszką bez konkretów. Namacalnym dowodem dobrej woli Rosjan mógł stać się dopiero Legion Puławski. Jego losy niech będą jednak odpowiedzią na pytanie o rzeczywiste plany strony carskiej wobec ziem polskich.
Grudniowe austriackie zwycięstwo w walce o Twierdzę Kraków, symbolizowane przez obelisk na Wzgórzu Kaim, nie tylko uratowało Państwo Habsburskie od klęski, ale stało się również początkiem drogi do postawienia sprawy polskiej na gruncie międzynarodowym. Kamieniem węgielnym tej drogi stał się następujący dwa lata po opisywanych wydarzeniach Akt 5 listopada. Polscy żołnierze służący w cesarskiej i królewskiej armii, ofiarnie wylewający swoją krew w krakowskich i limanowskich walkach, bili się o Państwo Polskie, nie zawsze zdając sobie z tego sprawę. Niestety ich wysiłek, na równi z wysiłkiem kół politycznych zorientowanych na Austrię, jest dziś całkowicie przemilczany. Pamiętajmy o tej ofierze, gdy spojrzymy kiedyś na bieżanowski postument.
***
Swoją drogą stan przywoływanego pomnika ,,woła o pomstę do nieba”. Odlane godła Naddunajskiej Monarchii niszczeją, postument sprawia wrażenie zaniedbanego i zapomniany, zaś cały ten teren, przynajmniej sądząc po pozostawionych śladach, wygląda na stałe miejsce libacji alkoholowych. Co więcej – do obelisku nie prowadzi żadna oznaczona ścieżka, wzgórze zaś jest wytrwale zabudowywane przez firmy deweloperskie, które stawiają tam kolejne pasma domków jednorodzinnych, podchodzących niemalże na kilka metrów od pomnika. Pozostawię tę sytuację bez komentarza.
Konrad Januszewski
[2] Początkowo w skład NKN-u wchodziły ugrupowania od socjalistów i postępowców, po konserwatystów i narodowych demokratów. Ci ostatni wzięli rozbrat z Komitetem w październiku 1914 r. Konserwatyści krakowscy nadawali ton działaniom tego organu aż do jego rozwiązania.
Kategoria: Historia, Inni autorzy, Publicystyka
Potrzeba nam monarchii habsburskiej dzisiaj…
Ja tam Habsburgów nie potrzebuję. Polecam "Upadek Myśli Konserwatywnej w Polsce". A dzisiaj to historia powtórzyłaby się jako farsa,
Tekst o zapomnieniu – bardzo mądry!