Jakubczyk: Reakcyjne bajki
Pan profesor Adam Wielomski, popełnił kolejny artykuł odnoszący się do prezydenckich wyborów we Francji. Sądząc po tytule*, odniosłem wrażenie, że skierownym jest on do mnie, lecz zawiodłem się, kiedy odkryłem, że jego adresatem jest pan profesor Jacek Bartyzel. Zważywszy że moje poglądy, w tym wypadku w pełni zgadzają się z poglądami profesora Bartyzela, jak również fakt, że obydwaj użyliśmy podobnych argumentów w naszej krytyce względem polityki pani Marii Le Pen, zdecydowałem się na skreślenie krótkiej polemiki z tymże artykułem.
Zacznę od ustosunkowania się do tzw. bajkowego politykowania. Pan prof. Wielomski stwierdza, że: ”Legitymiści mogą być ciekawi intelektualnie, ale nie są i nigdy nie będą jakąkolwiek siłą polityczną, a tzw. Ludwik XX nie ma żadnych praw do tronu Francji (nawet dla mnie, dla konserwatysty), o realnych szansach restauracji monarchii z nim jako królem nawet nie wspomnę. Nie mam nic przeciwko politycznym bajkom, o ile nie wpływają one negatywnie na spojrzenie na realną politykę. Jeśli jednak powodują skrzywienie politycznej perspektywy i zaczyna się wbijać nóż w plecy prawicy walczącej o realną władzę, to jest to postawa zaślepienia, która prowadzi donikąd”. Tyle że tych bajek doznawała historia już wielu. Niezaprzeczalnie, z różnymi końcowymi efektami, ale jednak. Do owych można zaliczyć np. postnapoleońską restaurację burbońską, porozbiorowe odrodzenie Polski czy upadek sowietów i odrodzenie Rosji. Kto, przy zdrowych zmysłach, na dziesięć lat przed tymi zdarzeniami dałby sobie uciąć rękę, że będą one miały miejsce? Adam Wielomski podkreśla swój konserwatyzm, a przecież jedną z podstaw konserwatyzmu jest wyobraźnia i nadzieja. Jak również świadomość, że czas należy nam liczyć w mileniach i nie ulegać demoliberalnemu tu i teraz.
Wbijanie noża w plecy prawicy? Jak podkreślił jeden z naszych czytelników, wprowadzenie przez socjalistów we Francji ustawy zrównującej związki pederastów z małżeństwami zmobilizowało do protestów sporą rzeszę obywateli V Republiki. W efekcie, powstało stowarzyszenie, a później partia La Manif pour Tous, która ma coraz szerszy zasięg. Co ciekawe, zrozumiał to Franciszek Fillon, i to w dużej mierze dzięki poparciu tego prężnego środowiska wygrał on prawybory na prezydenta w obozie centroprawicowym; nie kryły tego nawet systemowe media. Pani Le Pen w ogóle nie liczy się z jego postulatami, co więcej przybiera pozę jedynego i bezalternatywnego męża opatrznościowego francuskiej prawicy. Ale przecież nim nie jest. Co więcej, jej bliski współpracownik Florian Philippot jawnie prowokuje opinię publiczną, twierdząc, iż w miejscach publicznych podobnie jak burka zakazane powinno być noszenie krzyża, a nawet dopuszcza się bluźnierstw. Swego czasu zdobył się na takie oto wyznanie: "Papież Franciszek rozmnożył po Europie imigrantów, tak jak kiedyś jego idol chleb i ryby". Prawica? Nie wiem.
Kolejnym oświecającym nasze archaiczne umysły fragmentem tekstu, który z kolei uprzytamnia nam nasze zacofanie , jest wyjaśnienie że: „Dziś podstawową linią sporu w Europie nie jest podział lewica-prawica, rewolucja-kontrrewolucja, lecz państwo narodowe – globalizacja symbolizowana przez Unię Europejską”. Odkrycie Ameryki? W rzeczywistości polityczny podział na lewicę i prawicę jest bezpośrednim produktem procesów rewolucji. I jako takiego – nie powinno być dla niego miejsca w świecie Tradycji i słowniku prawdziwego konserwatysty. To wojna domowa nie po naszej stronie barykady. Rzecz jasna, w obecnie panującej sytuacji, państwo narodowe nierozumiane w sensie stricte etnicznym konserwatysta popierać powinien, ale tylko jako przejściowy etap, silne podłoże dla odbudowywania zjednoczonej Europy. Europy maurrasowskiej – katolickiej, klasycznej, hierarchicznej, a przede wszystkim ludzkiej. Nie jest ono końcowym celem, tylko środkiem.
Osobiście nie obchodzą mnie wybory. Uważam, że ich wyniki są z góry ukartowane. Ale jeśli już poruszamy ich temat, francuskich wyborów w szczególności, to jak ostanio zasygnalizował profesor Bartyzel na swoim fejsbuku, „maurrasiści zalecają Francuzom głosować w I turze na kogokolwiek z czworga kandydatów eurosceptycznych (Asselineau, Dupont-Aignan, Le Pen, Mélenchon).
I to – wbrew pozorom – ma sens, bo monarchiści ani nie "namaszczają" żadnego republikańskiego polityka na true prawicę, ani nie bawią się w jałowe dywagacje, jaka "prawica" jest możliwa i "realna", a jaka "bajkowa", a tylko interesuje ich to, aby w konkretnej, kluczowej dla interesu narodowego sprawie przechylić szalę na właściwą stron".
Osobiście, dziwi mnie tak szalenie jednoznaczne poparcie p. Wielomskiego dla Frexitu. Pamiętam, jak przeciwnym był on wobec Brexitu, który miał służyć tylko Niemcom. Na końcu powrócę do p. Bartyzela jako oryginalnego adresata tekstu p. Wielomskiego, który trafnie podsumował że: „ Jeśli ewentualna wygrana Marine Le Pen oznacza Frexit (co wcale nie jest takie pewne – a to, czy eurosceptycyzm Frontu, podobnie jak w przypadku PiS, nie polega na odrzuceniu integracji europejskiej en gros, a jedynie na żądaniu uszczuplenia wpływów brukselskich w krajach członkowskich – się dopiero okaże – A.J.), to może on być dla nas korzystny jedynie pod dwoma warunkami: 1) że wywoła efekt domina w całej UE, doprowadzając poprzez kolejne "exity" do jej rozpadu; 2) że nasz rząd zrobi to samo. Pierwszy warunek ma bardzo niski stopień prawdopodobieństwa, drugi – zerowy. A zatem Frexit tylko pogłębi obecną niekorzystną dla nas sytuację, wytworzoną przez Brexit, bo jeszcze bardziej wzmocni Niemcy. Cóż nam z tego, że Francja stanie się znów (być może) bardziej francuska, skoro Europa stanie się jeszcze bardziej niemiecka?
Arkadiusz Jakubczyk
* Moją odpowiedzią na oryginalny tekst p. Wielomskiego był artykuł pt. " Jeśli Front Narodowy – to dlaczego nie PiS? Po lekturze tekstu prof. Wielomskiego" – stąd moja konfuzja.
Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Myśl, Polityka, Publicystyka
Konserwatysta pisze o "popełnieniu artykułu"! Ręce opadają.
FN otrzymywał pieniądze z First Czech Russian Bank,po nałożeniu sankcji Nn FR to się skończyło.Le Pen oficjalnie uznała aneksję Krymu.Jej program obejmuje nie tylko wyjście z Unii,ale też z NATO i sojusz wojskowy z FR.Zwycięstwo Le Pen mogłoby oznaczać zniszczenie architektury bezpieczeństwa i beznadziejną sytuację nie tylko dla państw bałtyckich czy, tym bardziej, Gruzji i Ukrainy. Chodzi o nasze bezpieczeństwo narodowe.Mam nadzieję,że nie zostanie ona prezydentem.
http://sjp.pwn.pl/sjp/popelnic;2504840.html