Jakubczyk: Nie ma tego złego…
W tym roku obchodzimy 1050 rocznicę chrztu państwa polskiego, jak również setną rocznicę śmierci Jego cesarskiej i królewskiej Mości Franciszka Józefa. Można byłoby dopuścić się skrótu myślowego i stwierdzić, iż są to rocznice upamiętniające początek i koniec obecności Starej Europy na nadwiślańskich ziemiach. Świadczą o tym, między innymi, nagły powrót neopogańskich i samo przez się antykościelnych sentymentów, których fale zalały polskie umysły. Są one produktem bardzo łatwego przyswajania przez Polaków liberalnej „wolności” i wszystkiego, co z tym związane, a fundowanych nam przez różnej maści ulepszaczy ludzkości. Fakt faktem, że ze względu na żelazną kurtynę, która przez jakiś czas dzieliła nasz kontynent, byliśmy zmuszeni do czekania na ów „wyzwoleńczy” proces liberalizacji, jednakże Sarmaci, przepełnieni naturalnym romantyzmem i wręcz kobiecą emocjonalnością, w bardzo szybkim tempie wzięli sobie do serc zachodnie wzorce, zamazując tym samym jakiekolwiek różnice pomiędzy etapami gangreny zżerającej Germanię, Romę, Galię i naszą rodzimą Sclavinię.
Stwierdzenie, że świat a w szczególności Europa, stoi na głowie, nikogo chyba już nie zaskakuje. Ale niejednego z pewnością zasmuci. Tylko dlaczego?
Przecież „Ideologia zachodniego samobójstwa” – czyli liberalizm, agonia, której jesteśmy świadkami i jej kluczowe elementy, to odrzucenie chrześcijańskiego realizmu i całkowite zaprzeczenie antropologii chrześcijańskiej. Zastąpienie teocentryzmu egocentryzmem – w istocie zastąpienie biblijnego Ego sum qui sum (Jestem, który Jestem) na kartezjańskie cogito ergo sum (Myślę, więc jestem), w końcu to tzw. oświecenie zastępujące scholastykę.
Liberałowie – emacypatorzy, widzą człowieka jako istotę z tworzywa sztucznego, która może być kształtowana przez swoje otoczenie, kulturę, lub jej brak itd. – aby w końcu stać się obywatelem doskonałym, częścią wymarzonego przez nich nieskazitelnego społeczeństwa. Zamiast złamanej przez grzech istoty potrzebującej uzdrowienia przez łaskę, widzą w nim istotę z czystym kontem – tabula rasa. Konsekwencją takiego myślenia jest dążenie do utopii, która przecież, zakorzeniona w fałszywej antropologii, jest absolutnie nie do zrealizowania w rzeczywistym świecie. Owe utopijne marzenia zamieniają się w koszmary. Marzenia Rousseau i Robespierre'a stają się koszmarem gilotyn i Wielkiego Terroru; marzenia Marksa i Engelsa stają się koszmarem Gułagów i pól śmierci czerwonych khmerów; marzenia Nietzschego koszmarem ludobójstwa obozów koncentracyjnych. To dziesiątki milionów ofiar socjalistycznych ideologii Lenina, Stalina, Hitlera i Mao. Rozwśczieczonych nacjonalizmów. Wreszcie, dwie generacje ofiar wojen demokratycznych.
Jednak, uparci i zadufani w sobie liberałowie, oślepieni przez swą wiarę w przyszłość, którą sobie wyimaginowali, nie wyciągają żadnych wniosków z tych lekcji. Nie czują nic poza pogardą dla przeszłości. Dziś, ich ofiary to przede wszystkim dziesiątki milionów dzieci nienarodzonych, rutynowo uśmiercanych w klinikach aborcyjnych. A zatem, dlaczego mielibyśmy płakać nad degenracją owej anty-cywilizacji? Tylko dlatego że jej sieć rozciąga się nad byłymi obszarami Christianitas? Nie, jej upadek nie jest czymś, nad czym należy ubolewać, jest raczej okazją do celebracji.
Niby z jakiej przyczyny, człowiek Tradycji (onegdaj po prostu normalny) powinnen ubolewać, że ci którzy zerwali więzy z autentyczną teologią i filozofią chrześcijańską, jak również dorobkiem minionych pokoleń, są teraz rozrywani na strzępy, że są na krawędzi, zbierając owoce swoich uczynków? Dlaczego powinniśmy przejmować się dziećmi Williama Ockhama, Bacona, Kartezjusza, Hobbesa, Locke’a, Rousseau, Hume’a, Hegla, Marksa, Schopenhauera i Nietzschego? Samobójstwo zachodu jest niczym innym, jak tylko naturalną konsekwencją złych pomysłów błądzących filozofów. Dlaczego powinniśmy żałować, że ta lista straceńców i wywrotowców okazała się listą przegranych?
Dlaczego powinniśmy ubolewać, że kultura śmierci umiera? Dlaczego powinniśmy się martwić, że myśli samobójcze doprowadzają do samobójstwa „kulturę”, którą same powołały do życia? Dlaczego powinniśmy zapobiegać nihilizmowi przed unicestwieniem siebie? Po co się martwić, że to „nic” zbliża się do niczego?
Ale, jest jeszcze jedno…
W świetle postępującej islamizacji Europy mamy do czynienia z dodatkowym wyzwaniem. W związku z tym pytaniem najważniejszym jest raczej to, co nastąpi najpierw. Czy w miarę posuwającej się agonii, ta bezduszna maszyna zdoła jeszcze wypłukać z pierwiastka duchowego najeżdzające ją hordy pustynnych rzezimieszków i napełni się przez to nowymi siłami witalnymi, czy też górą będą ci drudzy? Pozostaje nam jedynie stać z boku i przyglądać się tej walce – tak czy inaczej, druga runda jest jeszcze przed nami.
Stare porzekadło mówi, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dbajmy o prawidłowe wychowanie i przygotowanie do walki duchowej kolejnego pokolenia. Łódź Piotrowa, zachwiana każdą falą powyżej wspomnianych sztormów, wywołanych przez zagubionych i fałszywych filozofów i ich ideologii na przestrzeni wieków, chociaż poobijana – nadal kontynuuje swój rejs. Dogłębnie wstrząśnięta, jej załoga czasami zdaje się operować bez kompasa i konsekwentnego przywództwa, pozostaje jednak nieustraszona; wstrząśnięta teraźniejszością – nigdy nie przestaje być wiernym świadkiem Chrystusa.
Arkadiusz Jakubczyk
Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Myśl, Religia