banner ad

Jakubczyk: Konserwatysta w świecie POPiS-u

| 20 lipca 2017 | 0 Komentarzy

Z racji należytego czasu wypoczynku, pogrążony w kontemplacji, zostałem zmuszony przez trwający burzliwy okres w polskiej polityce na „zbicie” poniższego  tekstu. Stanowi on kompilację moich fejsbukowych przemyśleń na temat nadwiślańskiego bałaganu politycznego. Siłą rzeczy niektóre z komentowanych poniżej spraw nie są „pierwszej świeżości” a tekst służy raczej jako suma mojego podejścia do obecnie zachodzących turbulencji w naszym demoliberalnym bagienku.

***

Zacznijmy od rzeczy podstawowych. Nigdy nie należałem do sympatyków PiS-u (w sumie Partia Jarosława Kaczyńskiego i Partia Donalda Tuska to dla mnie jeden czort). Nie jest ona również partią klasycznie prawicową* tym bardziej konserwatywną, do czego próbuje przekonać nas świat ćwierćinteligentów i ekspertów telewizyjnych. Zresztą, jako antydemokrata uważam cały ten cyrk za przezabawny, co więcej potwierdza on absurd tego całego systemu. Niemniej jednak, jako konserwatystę i państwowca, nie zwalnia mnie to z pamiętania o tym „abyśmy byli posłuszni (…) naszym władcom i przywódcom na ziemi” oraz „abyśmy – wiedząc, że przez Ciebie zostali obdarzeni szacunkiem i dostojeństwem – byli im posłuszni, w niczym nie sprzeciwiając się Twojej woli". Konserwatyści muszą bronić instytucji państwa, ładu publicznego i stać w pełnej opozycji względem jakichkolwiek burd, rokoszy a nawet głodówek które w nie godzą i je naruszają. Tym bardziej że dzisiejsza (totalna?!) opozycja to zlepek kompletnych antypolskich – w prawdziwym tego słowa znaczeniu – nieudaczników.

Spójrzmy na kilka spraw które ostatnimi czasy dały w kość polskiemu społeczeństwu. Na początek kwestia  czarnych protestów i ustawy antyaborcyjnej. Fakt że PiS odrzucił projekt "Stop Aborcji" nie powinien nikogo dziwić. Żyjemy w czasach totalnej demokracji, systemie w którym liczą się tylko głosy tzw. wyborców i ściśle z nimi związane stołki czy jak kto woli – miejsca u koryta. Nienaruszalne wartości i honor nie mają z tym systemem nic wspólnego. Partie polityczne w swej istocie stanowią ów system a więc dlaczego miałyby się z niego wyłamywać – byłoby to absurdalne.

Jest jednak faktem że od kiedy Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory coś się w Polsce ruszyło. Faktem jest również to że największa partia stojąca w opozycji do niej, Platforma Obywatelska, nie ma Polakom niczego do zaoferowania. Tegoroczne „zloty” partyjne naświetliły jak śmiesznym i absurdalnym jest świat demoliberalny. Platforma wałkowała (ku swojej kompletnej zgubie) temat tak zwanych uchodźców, a jej programem wydaje się być tylko antyPiSactwo. Opinia publiczna, śledząca warszawski zlot PO miała okazję doświadczyć ich bezsilności i jałowości, nieistniejącej strategii, braku propozycji dla przeciętniego Nowaka i zadartych w górę nosów. PiS, z drugiej strony, Jarosław Kaczyński w szczególności, zaprezentował się jako zbawca, ścigacz i regulator – woźny wprowadzający porządek w szatni. Prawdę mówiąc, Polak głosujący ma tylko jeden wybór. Trwający rządowy kurs antybrukselski, przynajmniej obyczajowo antyliberalny jak również stabilne twardogłowie w sprawie korytarzy humanitarnych czy też relokacji bisurmanów, pomimo socjalistycznych odlotów programowych, napawa nadzieją na przyszłość.

No właśnie. Zatrzymajmy się na moment przy tak zwanych uchodźcach. Przeciwstawianie opinii Episkopatu wobec postawy rządowej i wpajanie ludziom że muszą oni opowiedzieć się za jedną ze stron, inaczej będą albo złymi katolikami albo antypaństwowcami jest nieuzasadnione. Po pierwsze, pamiętać należy że jakkolwiek Kościół i Państwo stanowią „symbiozę” odpowiadającą połączeniu duszy i ciała, to jednak Kościół nie może identyfikować się z żadnym organizmem politycznym z uwagi na właściwy sobie, ponaddoczesny cel tj. doprowadzenia jak największej liczby ludzi do zbawienia wiecznego, co z tym związane? Wymaga to zachowania (zdrowej) odrębności kompetencji władzy duchownej i władzy doczesnej. Definitywnie – państwo (i jego rząd) posiada inne niż Kościół kompetencje, co wynika z jego swoistego celu którym jest zapewnienie pomyślności doczesnej jego obywateli. Dla realizacji właściwych sobie zadań państwo jest wyposażone w zapewniający mu posłuch obywateli autorytet, o ile tylko nie popada on (rząd) w kolizję z obowiązkami wobec Boga, albo rządzący nie usiłują przejąć nienależnych władzy politycznej, boskich prerogatyw wszystko gra. A zatem, inne postawy w tych odrębnych (ale przenikających się) sferach (świętości i świeckości) nie wchodzą w tym przypadku w konflikt – bo siłą rzeczy nie mogą. Kościół może, a nawet powinien, wyrazić swoją opinię w tak ważnej kwestii, ale to rząd ma obowiązek decydować w kwestiach polityczno ustrojowych na tym padole łez. Kościół może ów rząd asystować i pouczać ale tylko tyle. Opinia polskich biskupów nie jest pod żadnym względem oficjalną nauką KK. Nakręcanie tego pseudokonfliktu służy jedynie religijnym purytanom i frasyniukowcom. Raz jeszcze Polacy powinni pamiętać o zdrowym dystansie i logice.  „Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga" (Mt 22, 15-21).

Przy okazji, chciałbym podkreślić raz jeszcze że często spotykane porównywanie PiS-u do przedwojennych sanatorów i Prezesa do Józefa Piłsudskiego bardzo mnie irytuje. Równie dobrze można porównać go z Romanem Dmowskim. Argumentować przecież można w obydwie strony. „Nie ma już ułańskiej Polski"; „Nie można kierować się w polityce mitami, nawet gdy jest to piękny mit Polski bohaterskiej". „Polska jest społeczeństwem chłopskim, zastrachanym i biernym", kogo przypominają te słowa? Piłsudskiego?  Nie sądzę.

Jeśli już zacząłem to dokończę. Z Dmowskim łączy Jarosława Kaczyńskiego przeświadczenie o tym, iż Polska, dbając o swój interes narodowy, powinna wzorce rozwoju materialnego czerpać z krajów zachodnich (lider Narodowej Demokracji zapatrzony był w potęgę Wielkiej Brytanii i w Amerykę). Istotnym jest także fakt że bogoojczyźniane akcenty w wystąpieniach Kaczyńskiego mają takie samo znaczenie, jakie miały w wystąpieniach Dmowskiego, który większość swego życia był agnostykiem. Chodzi o wykorzystanie katolicyzmu jako paliwa w polityce, która stawia na realizację interesu narodowego pojętego w sposób świecki. To właśnie Endecja, krzewiła w Polsce parlamentaryzm, powszechność praw wyborczych oraz monopol partii na udział w życiu politycznym. Dokonując tak bieśnych (innymi być nie mogą) porównań obecnych partii politycznych z tymi z okresu międzywojnia wychodzi na to że prezes Kaczyński to neoendek!

Jakie zatem istnieją różnice pomiędzy prezesem Kaczyńskim a Marszałkiem? Zasadniczo, różni ich podejście do systemu partyjnego i demokracji. Dla przykładu, kiedy Piłsudski który jak wiadomo nie patyczkował się z opozycją, przybył na inauguracyjne posiedzenie Sejmu (27 marca) po (niepotrzebnych, jak zawsze) wyborach w roku 1928 a zasiadający na sali sejmowej posłowie lewicy zaczęli wznośić okrzyki antyrządowe, porównując Sanację do faszystów, po prostu zagroził im mówiąc: „Panowie, będziecie wyrzuceni z sali”, co tylko wzmogło okrzyki. Marszałek dotrzymał słowa, nie miotał się na mównicy, nie machał pięścią, tylko skinął palcem a na jego bezzwłoczne polecenie minister spraw wewnętrznych Felicjan Sławoj Składkowski wezwał policję, która wpadła na salę obrad i przy pomocy kolb karabinów skutecznie usunęła z sali komunistycznych krzykaczy. Co jednak najważniejsze to to, że Piłsudski kilka dni przed obradami rozkazał Składkowskiemu zgromadzenie sił, które mógłby w każdej chwili użyć wobec posłów. No właśnie, chciałbym w tym miejscu poruszyć temat o którym, chyba już wszyscy się wypowiedzieli, a który jest ściśle związany z powyżej przytoczoną sytuacją z obrad przedwojennego Sejmu.

Temat Jarosława Kaczyńskiego i jego puszczających ostatnio (18 07 2017) nerwach. Niektórzy twierdzą że to było zaplanowane – osobiście nie sądzę. Nie mylił się J.K Kochanowski kiedy stwierdził że Polaków charakteryzuje „kobiecość mężów i męskość kobiet”. Jakoś nie wyobrażam sobie takiego zachowania ze strony np. pani premier Beaty Szydło. Rozumiem frustrację i gniew Prezesa spowodowany wykorzystywaniem słów jego śp. brata Lecha przez jego politycznych antagonistów, ale jako osoba sterująca państwem zza kulis, szara eminencja, powinien on zawsze „trzymać nerwy w ryzach”. Wiem, łatwo powiedzieć, ale taką rolę sobie p. Jarosław wybrał i musi temu podołać.Ten całkowicie niepotrzebny emocjonalny wybuch był tym, czego oczekiwała od niego tzw. totalna opozycja – jest dla nich marzeniem spełnionym. I tu pies pogrzebany. Prowokacja Piłsudskiego była zaplanowana – i tego właśnie (między innymi) brakuje obozowi PiS – antycypacji, dystansu i zimnej kalkulacji. Miejmy nadzieję że Prezes PiS-u potknął się po raz ostatni. Jeśli jednak okaże się że to reguła to im kury szczać prowadzić, a nie politykę robić.

Podsumowując ciężki żywot konserwatystów w obecnym świecie, a w świecie POPiS-u w szczególności, zakończę słowami profesora Jacka Bartyzela: „Dla nas, tradycjonalistów, istotne bowiem jest tylko jedno pytanie: czy brudna i nieprzyjemna robota osuszania demoliberalnego bajora, jaką wykonuje bonapartysta i russoista J. Kaczyński, okaże się tylko etapem przejściowym do ustanowienia "chrześcijańskiej konstytucji państw", jak pisał Leon XIII, czy też ugrzęźniemy w czymś, co będzie republikańskim odpowiednikiem II Cesarstwa Ludwika Napoleona”.

 

Arkadiusz Jakubczyk

 

 

* PiS to demokratyczno-plebiscytarna lub liberalna «lewica prawicy» w której ramach mieszczą się, bonapartyzm (cezaryzm demokratyczny) i gaullizm; prawica chrześcijańsko-społeczna (hiszpańska CEDA, niemieckie Zentrum, austriacka Partia Chrześcijańsko-Społeczna, bawarska CSU); klasyczny liberalizm (J. S. Mill, W. E. Gladstone, lord Acton, R. von Mohl, J. Eötvös, A. Krzyżanowski); „wczesna” endecja (J. L. Popławski, Z. Balicki); włoska destra storica (C. B. di Cavour, S. Spaventa, B. Croce); konserwatyzm liberalno-demokratyczny (A. de Tocqueville, R. Aron); neoliberalizm (L. von Mises, F. A. von Hayek, M. Friedman); neokonserwatyzm (I. Kristol, N. Podhoretz) i współczesne partie konserwatywne, „ludowe” i „mieszczańskie” (amerykańska Partia Republikańska, Brytyjska Partia Konserwatywna, Fianna Fail, CDU/CSU, Partido Popular, Forza Italia i nasza nadwiślańska Prawo i Sprawiedliwość) –  prof. Jacek Bartyzel: Próba teoretyzacji pojęcia «prawica»

 

 

Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Myśl, Polityka, Prawa strona świata, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *