banner ad

Jakubczyk: Komunia w miłości – pięć groszy zamykające spory o małżeństwie

| 16 października 2017 | 0 Komentarzy

Rozpętała się ostatnio gorąca, portalowa dyskusja na temat istoty małżeństwa w ogóle, a ról obu płci w jego ramach w szczególe. Ku mojemu zaskoczeniu każdy z wypowiadających się w temacie pominął to, co w małżeństwie jest najważniejsze – a mianowicie dobrowolne poświęcenie swojego jestestwa na rzecz sakramentu. Do tego właśnie powrócę.

Co zadziwia mnie najbardziej, to że w pewnym aspekcie sporu gotów jestem zgodzić się z p. Wielomskim! Podobnie jak on, uważam, że „tradycyjny” model rodziny, do którego w swych wywodach odwołują się koledzy Kisiel, Jabłoński i Kilijanek, jest liberalno – protestanckim,  „XIX wiecznym modelem mieszczańskim, charakterystycznym dla społeczeństwa industrialnego”. Pomimo tego jest rzeczą jasną, że wszyscy, którzy wstępują w związki małżeńskie, wiedzą dobrze o naturalnym, a trojakim celu małżeństwa, tj. aby:

  • żyć z sobą w zgodzie, miłości i wierności aż do śmierci;
  • zachęcać się wzajemnie do bogobojnego życia;
  • wychowywać wspólnie dzieci swoje w bojaźni Bożej.  

Posłuszeństwo i rozsądek

Teraz od początku. Nie ulega wątpliwości, że wszyscy zainteresowani mieszają dwie sprawy: uległość żon wobec mężów i wspomnianą już kwestię podziału domowych ról. Dla mnie stanowią one dwa odrębne tematy. Pierwszym, który wydaje się być bardziej kontrowersyjny, to temat uległości i posłuszeństwa żon wobec mężów. Faktycznie, jak poucza tradycja, „mąż powinien starać się o wyżywienie i utrzymanie żony; żona powinna być posłuszną mężowi we wszystkim, co dobre jest i uczciwe”. Co jednak dokładnie oznaczają przytoczone słowa? Biskup Tihamér Tóth (1889-1939) wyjaśniał: „Rodzina, w której nie ma „rozkazu” i „posłuszeństwa”, prędzej czy później zginie. „Posłuszeństwo” w małżeństwie polega na tym, że ktoś się podporządkowuje. Kto? „Mądrzejszy ustępuje”. Tym mądrzejszym powinna być kobieta. (…) Jeżeli spotykamy idealne małżeństwo, jeśli przypatrzymy mu się z bliska, to przekonamy się, że żona, jako roztropniejsza, zawsze łagodzi sporne sprawy”. Owo posłuszeństwo odnosi się zatem nie tyle do człowieka, ile do Chrystusa. Żona ze względu na Chrystusa powinna być posłuszną mężowi; stąd wynika, że tylko w tych sprawach ma być posłuszna, które przewidział Chrystus” – pisał hierarcha. Pius XI z kolei tłumaczył że: „Posłuszeństwo to (ŻONY WOBEC MĘŻA – AJ) nie zaprzecza bynajmniej i nie znosi wolności, która słusznie przysługuje kobiecie na podstawie człowieczej jej godności i szczytnych obowiązków małżonki, matki i towarzyszki; nie nakazuje też posłuszeństwa wobec jakichkolwiek zachcianek męża, mniej zgodnych może z rozsądkiem i kobiecą jej godnością; (…). Posłuszeństwo to przeciwstawia się raczej tylko rozwydrzonej wolności, nie dbającej o dobro rodziny, zabrania w ciele rodziny serce odrywać od głowy z szkodą niepowetowaną dla ciała i z niebezpieczeństwem bliskiej jego zagłady. Gdy bowiem mąż jest głową, żona jest sercem i jak mąż posiada pierwszeństwo rządów, tak żona może i powinna kierować się we wszystkim przywilejem miłości. Stopień i sposób podporządkowania się żony wobec męża może być różny, zależnie od okoliczności w stosunku do osób, miejsc i czasu. Jeżeli mąż zaniedbuje obowiązki swoje, jest nawet obowiązkiem żony, zastąpić go w rządzie rodziny (…)”. („Casti connubii”).

Nietrudno zatem wywnioskować, że głoszoną przez Kościół była po prostu logiczna zasada równości małżonków przy istniejącym zróżnicowaniu ich ról i obowiązków. Owa uległość ma służyć harmonijnemu życiu w danym domostwie i rodzine. „W praniu”, jak każdy z nas wie, sprawy mają się inaczej. Owszem, jeśli małżonkowie nie mogą dojść do porozumienia (ale w takim razie po licho brali się za siebie?!) w jakiejś kwestii, ostateczne zdanie, aprobata, potwierdzenie wychodzi od męża, aczkolwiek w 99% przypadków decyzja jest podejmowana razem. Mózg i serce muszą ze sobą współdziałać. Jednakże,  żony, widzące kolejne nieudane inwestycje, biznesy i posady mężów, mają nie tyle prawo, co nakaz przejęcia steru w sprawach rodzinnych.

O podziale ról

Drugim tematem jest ów podział ról: czy takowy kiedykolwiek istniał?

Myślę, że spór ten jest naprawdę nie istotnym, jeśli w pełni zrozumiemy istotę duchowości małżeństw.

Małżeństwo jest najbardziej intymnym ze wszystkich związków międzyludzkich. To w nim, bardziej niż w jakimkolwiek innym, jedna z osób oddaje się drugiej bez rezerwy i w całości. Małżeństwo jest w swej esencji ziemskim obrazem zjednoczenia dusz ludzkich z Chrystusem, ponieważ w małżeństwie, w jego centrum i jego rdzeniem jest miłość. Mąż i żona należą do siebie nawzajem: nie są już dwojgiem, ale jednością. Jednak każde z małżeństw stanowi odrębną, unikalną całość. Jego dynamika i podział ról w nim zachodzący – również. W przeciwieństwie do koncepcji protestanckiej i purytańskiej, która np. uważa prokreację za jedyne znaczenie tej unii fizycznej, tradycja katolicka mówi o małżeństwie jako „tajemnicy miłości”. Jego przewodnią misją jest utrzymanie miłości w całej swej wielkości i czystości, w swym blasku; zachowanie jej głębi i witalności. Właśnie to jest zadaniem sakramentu małżeństwa – podział ról i obowiązków nie może tego deprecjonować, w hierarchii rodzinnej stoi bowiem na niższym szczeblu.

Spróbuję wytłumaczyć szerzej. Wewnętrzna efektywność i misja do spełnienia przez każde z małżeństw  różni się w zależności od ich indywidualnego charakteru. Uzależniona jest od otrzymanej dlań łaski. Zadaniem małżonków jest osiągnięcie najściślejszej komunii, powinni oni żyć jedno dla drugiego i unikać wszystkiego, co mogłoby jedno z nich wyobcować lub w jakikolwiek sposób oddalić ich od siebie. Muszą spróbować widzieć siebie nawzajem w centrum, uzupełniać się i wspomagać, a nie trzymać  schematów za wszelką cenę!

Jednym słowem, poza obowiązkami każdego małżeństwa, którymi są wzajemna miłość i wierność małżeńska, Bóg daje partnerom szczególne zadanie do spełnienia.

Trzeba zatem zrozumieć szczególne znaczenie każdego pojedynczego małżeństwa. W każdym z nich należy odkryć niepowtarzalne, indywidualne dla niego, boskie znaczenie. A jak wiadomo,  zmienia się ono w zależności od danej kombinacji dwóch związanych ze sobą i Bogiem osób.  Małżeństwo nie zostało pomyślane jako próba lub szkoła wyrzeczeń dla małżonków, raczej jako zjednoczenie dwóch istot w bezgranicznej miłości, dwóch istot dążących  do całkowitego zjednoczenia w sposób najbardziej wysublimowany, tak aby odzwierciedlać swym związkiem – związek  Jezusa i ludzkiej duszy.

„I zapomnij o sobie, kiedy mówisz, że kochasz” (ks. Twardowski)

Podział ról, zachowanie sztywnych schematów itd.  to purytanizm obcy katolicyzmowi. Ten sposób myślenia pomija sedno sprawy, a mianowicie, że prawdziwą miłością jest „walka z miłością do samego siebie”, co więcej  – miłość jest  rezultatem tej walki. Sednem sprawy jest nieustająca walka z naszą upadłą i bardzo egoistyczną naturą. Jak swego czasu dowodził pan Guzman, prawdziwe i trwałe szczęście w małżeństwie jest możliwe. Niezliczone małżeństwa są na to niezbitym dowodem. Ale nigdy nie znajdziemy tej radości, jeżeli będziemy skupiać się na sobie. Paradoks życia polega na tym, że aby znaleźć szczęście, którego szukamy, trzeba zapomnieć o sobie samym.

Panowie, jeśli chcecie długiego i szczęśliwego małżeństwa, musicie umrzeć dla siebie. Musicie umieścić swoją żonę na pierwszym miejscu. Reszta, w tym tzw. podział ról, ułoży się sama, w zależności od esencji waszego partykularnego powołania i dynamiki rodzinnej! Wy musicie jedynie kochać swoje żony przez poświęcenie i wstrzemięźliwość – takim samym sposobem Chrystus umiłował swoją Oblubienicę, Kościół. To jest tym czymś, tą prostą tajemnicą, której nie widzi tak wielu. 

 

Arkadiusz Jakubczyk

Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Myśl, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *