banner ad

Jakubczyk: Jaka spuścizna Benedykta XVI?

| 10 stycznia 2023 | 2 komentarze

Śmierć ś.p Benedykta XVI wywołała dwie, przewidywalne reakcje. Piusowcy zaczęli wskazywać na Jego modernizm, z kolei postępowcy – zatwardziały konserwatyzm. Polacy w szczególności, jak zawsze, z niebywałą intensywnością. Wytykając sobie nawzajem nadpobudliwą emocjonalność zapomnieli, że to przecież nasza tradycyjna przywara.

 

Tak czy inaczej, osobiście uważam że żadna ze stron nie ma racji. Chociaż nie lubię tej terminologii, to z mojego punktu widzenia, pontyfikat BXVI osiągnął nieoczekiwaną równowagę pomiędzy „nowoczesnością” a „tradycją”. Próbując tym samym uniknąć ekscesów zarówno „kumbaja” modernizmu, jak i tradycjonalizmu typu sede vacante.

Jako kardynał, Ratzinger zawsze przestrzegał przed patologiami, jakie rodzą rozdzielone od siebie rozum i wiara. A jako Benedykt XVI, w swojej interpretacji Magisterium Kościoła, wybrał drogę pośrednią. Starał się być otwartym na wyzwania naszych czasów, nie będąc na tyle im przychylnym, aby narazić na szwank tożsamość niezmiennej wiary katolickiej. Uznając, że świat „podlega wielu gwałtownym zmianom i jest wstrząśnięty kwestiami o głębokim znaczeniu dla życia wiary” musiał zajmować się, podobnie do Jego już przedsoborowych poprzedników na tronie Piotrowym, nowymi palącymi kwestiami. W tym postępującej sekularyzacji społeczeństwa, przy jednoczesnym zachowaniu wierności tradycji katolickiej. Czy ta droga była błędną? I tak i nie. Dlaczego? Ponieważ była naturalnym początkiem powrotu do przeszłości.

Co chcę przez to powiedzieć? Po pierwsze, myślę że argumenty wojny modernistyczno-konserwatywnej nt. postawy duchowej zmarłego papieża, to do niczego prowadząca ślepa uliczka. Po drugie, że życie Józefa Ratzingera powinno służyć przede wszystkim jako symbol. Symbol pokazujący obydwu stronom tej domowej sprzeczki, kierunek jaki Kościół powinien obrać w procesie oczyszczenia i samoleczenia. Procesie z pewnością sterowanym przez Ducha Świętego – który Go nigdy nie opuszcza. Nie da się ukryć że tłocząca Kościół, od (przynamniej) pontyfikatu sługi bożego Piusa XII, protestantyzacja wyrządziła wiele szkód. Jednak dzięki opatrzności działającej poprzez tak wielkich kapłanów jak m.in Marcel Lefebvre, nie straciliśmy aż tak wiele, by tych procesów nie dało się odwrócić.

Co do samej symboliczności drogi, to nie da się ukryć że Józef Ratzinger zaczynał swoją posługę kapłańską jako modernista. Był produktem swojej epoki. Człowiekiem liberalnego kolońskiego kardynała Józefa Fringsa. Wiele z jego wczesnych pism wskazuje na duży nań wpływ filozofii Hegla. Jednak już jako ​​prefekt Kongregacji Nauki Wiary i papież, jak podkreślił Carlo Maria Viganò, „przyczynił się przynajmniej do pewnego rodzaju przemiany serca w odniesieniu do błędów, które popełnił, i idei, które wyznawał (w młodości – przyp. A.J))”.

Jestem przekonany o tym, że z biegiem czasu BXVI zrozumiał że jedynym lekarstwem na modernizm jest powrót do Tradycji. Proces ten musi jednak zajść stopniowo. Milowymi krokami podjętymi przez Niego w tym kierunku były motu proprio Summorum Pontificum i zniesienie ekskomuniki z biskupów Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X, którzy zostali wyświęceni bez zgody papieża w 1988 roku. Było to pokłosie m.in. spotkania Benedykta XVI z biskupem Bernardem Fellayem, które miało miejsce 29 sierpnia 2005 roku. A więc BXVI przetarł szlak którym cały Kościół powinien podążyć. W szczególności młodzi, głodni Prawdy i niezmienności klerycy.

W swoim oświadczeniu (które pozwoliłem sobie przetłumaczyć z jęz. angielskiego)  po śmierci papieża, Athanasius Schneider ORC, napisał że „wraz ze śmiercią papieża Benedykta XVI wielu katolików poczuło, że stracili jasny i pewny punkt odniesienia dla ich wiary. (…) papież Benedykt XVI był papieżem, który w centrum swojego życia osobistego i życia Kościoła stawiał to, co nadprzyrodzone (…)  i niezmieną ważność świętej Tradycji Kościoła, która jest źródłem i filarem naszej Wiary wraz z Pismem Świętym. W tym sensie największym i najbardziej dobroczynnym aktem jego pontyfikatu było motu proprio Summorum Pontificum z pełną restauracją tradycyjnej liturgii we wszystkich jej przejawach: Mszy Świętej, sakramentów i wszystkich innych obrzędów świętych. Ten akt pontyfikalny przejdzie do historii jako epokowy. Papież Benedykt XVI potwierdził, że tradycyjny ryt Mszy św. nigdy nie został zniesiony i powinnien pozostać na zawsze w Kościele(…). (…) sam w sobie pontyfikat Benedykta XVI był wartościowy tylko z tego powodu, że wydał motu proprio (…), od którego rozpoczęło się gojenie rany w Ciele Kościoła (…)”.

Pamiętajmy o tym. Pamiętajmy Go takim. Śpieszmy do zdrowia wiary drogą Benedykta. Co do obecnego, jakże ubogiego pod każdym względem pontyfikatu to pozwolę sobie podsumować go w ten sam sposób, w jaki zrobiłem to kilka lat temu. Zachowując synowskie posłuszeństwo, wiedzmy że każdy pontyfikat dobiega końca, a jak nauczał św. Augustyn – „Cierpliwość jest towarzyszem mądrości”.

 

Arkadiusz Jakubczyk

Kategoria: Publicystyka, Religia, Wiara

Komentarze (2)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Don Federico di Carlo pisze:

    W pierwszym odruchu mój małostkowy nie docienijący wielkości i wyrafinowania intelektu zmarłego papieża umysł wyrzucił z siebie następujące: komunia na rękę, obrona do ostatnich dni, ba, minut pontyfikatu SWII, podziękowania dla Franciszka "za wszystko, co robi", schizofrenia, objawiająca się wielokrotnym zaprzeczaniem samemu sobie, zaszczepienie się trzema dawkami preparatu wyprodukowanego lub testowanego (lub jedno i drugie) z wykorzystaniem linii aborcyjnych.

  2. rex pisze:

    Autor tego artykułu nie wie, o kim mówi. Nie ma pojęcia o "magisterium" Ratzingera. Rozdaje jednym i drugim "ekscesy", błędnie sugerując, iż "droga pośrednia" jest prawdą.

    Głównym osobistym "osiągnięciem" Ratzingera jest próba (świadoma lub nie, sam Bóg osądzi) unicestwienia aktu wiary jako zdefiniowanego przez Sobór Watykański, wprowadzając weń zwątpienie (a przez to absurd, i zniszczenie samego umysłu ludzkiego poprzez zjednoczenie przeciwieństw, tak jak zresztą w ekumeniźmie).

    Zdejmując "ekskomunikę" przyjął nieostrożnych tradycjonalistów, na równi z anglikanami i innymi, do swojego ekumenicznego kościoła, w którym wszyscy są "w komunii".

    Wszystko jest dziś do przeczytania, do porównania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *