Jakubczyk: Dokąd pójdziesz, Brytanio?
Klimat referendalny na wyspach brytyjskich dochodzi zenitu. Bajdurzenia w temacie obydwu obozów (Leave i Remain) również.
Polscy komentatorzy polityczni prześcigają się w prognozach i deklaracjach. Nadwiślańska prawica wydaje się stać po stronie optującej za brytyjskim wystąpieniem z Unii Europejskiej. Prawdę mówiąc, ze względu na moją niechęć do centralizmu, relatywizmu i biurokratycznego charakteru Unii w jej obecnym kształcie, jestem w stanie to zrozumieć. Odbudowa chrześcijańskiego duchowo i uniwersalistycznego politycznie Imperium Europaeum (choć – jak wierzymy – nieuchronna), należy raczej do dalekiej przyszłości. A zatem cóż nam począć w międzyczasie?
Pytań nie brakuje.
Czy w rezultacie wystąpienia WB z UE, nastąpi np. postulowana przez pana Ronalda Laseckiego reorientacja Zachodu na współpracę z Rosją, Iranem, Chinami i światem arabskim? Z drugiej strony, czy pozostanie w jej strukturach zahamuje dominację Berlina na kontynencie? Czy w trosce o przyszłość Starego Kontynentu, powinniśmy wspierać – jak sugeruje pan Rafał Sawicki – „konsolidację ruchów konserwatywnych na płaszczyźnie kontynentalnej, by mogły one wypracować wspólną wizję Europy przyszłości, która będzie sensowną alternatywą dla spętanej kajdanami liberalizmu i atlantyzmu Unii. W przeciwnym wypadku obudzimy się w czasach, gdy światowy kapitalizm i globalne ocieplenie postawią nas przed perspektywą milionów imigrantów z południa, a my w tym czasie będziemy się kłócić o dwujęzyczne tablice na pograniczu Polski i Litwy.” Wreszcie, czy referendum stanie się katalizatorem separatyzmu szkockiego i rozpadu samego „Zjednoczonego Królestwa”?
Co na to sami najbardziej tym referendum zainteresowani, czyli Anglicy? Na dziesięć osób ze mną współpracujących, dziewięć deklaruje że głosować będzie za wyjściem, tym samym cała dziesiątka uważa że do tego nie dojdzie(!?). Anglicy nie są naiwni, bez względu na to co o nich myśli świat (nadwiślański w szczególności).
Tak czy inaczej, bez względu na to, kto okaże się bardziej wpływowym – wielkie korporacje i bankierzy (remain) czy głodni nowych i wyższych stołków politycy (leave) – to jak realnym będzie wpływ owej decyzji na codzienność moją i moich bliskich? Żaden. Czy zaoszczędzę kilka przysłowiowych groszy płacąc mniej podatków? Czy absurdalna „państwowa” służba zdrowia (NHS) nagle usprawni swoje funkcjonowanie i rzetelność? Wątpię.
Jedno jest pewne: cały ten spór wokół referendum to wewnętrzne sprawy lewiatańskiego świata. Tłumy wyborcze (referendalne) są weń włączane po to, ażeby nie straciły wiary w procesy demokratyczne, żeby nadal naiwnie wierzyły w swój wpływ na zmiany zachodzące w otaczającym je świecie. Matrix musi trwać. Osobiście nie zdziwiłbym się gdyby rezultat jutrzejszego referendum był już wiadomy, a decyzję podjęto i zatwierdzono w wykonawczych gabinetach londyńskiego City.
Natomiast dla Jakobity problem rozdzwięku pomiędzy WB a kontynentem jest (jak zawsze) o wiele głębszy. Co do europejskości Wielkiej Brytanii, jak również jej negatywnego stosunku wobec kontynentalnej Europy, to są one wynikiem odrzucenia przez nią swojej prawdziwej tożsamości, poczynając na nacjonalistyczno-religijnej rewolucji Henryka VIII, a na oddaniu jej, przez lichwiarzy i zdrajców, w uzurpatorskie ręce niderlandzkich heretyków 155 lat później kończąc. Kiedy 23 grudnia 1688 roku, zdradzony przez niemalże swoich wszystkich najbliższych, król Jakub II, uciekając z Londynu w poszukiwaniu bezpieczeństwa we Francji, wrzucił Wielką Pieczęć Anglii do mrocznych wód Tamizy, wraz z nią utoneła stara Anglia. To właśnie tak zakończyła się spójność Anglii z kontynentem. To właśnie w ten sposób dobiegł końca ład w obrębie Trzech Królestw, postrzeganych odtąd przez wierną Rzymowi część Europy kontynentalnej jako obcy jej byt. W konsekwencji tego wydarzenia, po dzień dzisiejszy, mamy do czynienia z poczuciem wyższości wśród Wyspiarzy, sztucznie nakręcanym całym szeregiem uzurpacyjnych londyńskich reżimów. Bez cienia wątpliwości, najgorszym z nich jest w swojej istocie nielegalne i nazywające się parlamentem, zgromadzenie westminsterskie. Czy powyższe to tylko romantyczne mżonki monarchisty – fanatyka? Być może.
„Prawda zawsze ma przed sobą przyszłość” – mawiał swego czasu kardynał Ratzinger, a temu nikt nie może zaprzeczyć! I właśnie dlatego uważam, że to królowie za morzem stanowią dla brytyjskiej przyszłości punkt odniesienia, to właśnie ich spadkobiercy (w nieokreślonej jeszcze przyszłości) będą stanowić podstawę dla prawdziwego przywrócenia monarchii i porządku na tych wyspach. Jak to kiedyś pięknie ujął Stelios Rigopoulos „ (…) będzie to coś podobnego do tolkienowskiego powrotu Króla, powrotu pokoju, szczęścia i dobrobytu do Śródziemia.” Wszystko to, w granicach odrodzonego Christianitas.
A zatem do urn ludu! Ja natomiast napiję się za zdrowie króla Franciszka II.
Arkadiusz Jakubczyk
Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Myśl, Polityka