Jakubczyk: Dokąd pójdziemy?
Kryzys spowodowany nagłym napływem uchodźców do Europy, przymusowe przydziały liczbowe, sterowane z Brukseli, ponadto presja ich akceptacji, jakiej poddaje ona kraje członkowskie Eurokołchozu, bulwersuje jednakowo tak zamożnych, jak i tych nieco uboższych.
Jako emigrantowi z 25 letnim stażem, temat ten jest mi bardzo bliski.
Oczywiście, proporcje ilościowe, motywacje, a zwłaszcza podejście bliskowschodnich i afrykańskich uciekinierów do krajów ich przyjmujących odbiega od tych, którymi kierowały się nasze rodziny, próbujące zapewnić swemu potomstwu lepszy byt. Największą jednak asymetrią pomiędzy naszymi nowymi współmieszkańcami a większością tubylców Starego Kontynentu jest ich religijność – w szczególności islam, którego wyznawcy intensyfikują konflikt kulturowy pomiędzy tymi dwoma obozami. Na domiar złego, cała sytuacja pogorszona jest ich niechęcią do poszanowania [nie mówiąc o asymilacji] z Europejską kulturą i tradycją jak także całkowicie bierną wobec tego postawą polityków rządzących państwami europejskimi, pozbawioną jakichkolwiek logicznych rozwiązań obecnego stanu rzeczy które mogliby oni nam zaoferować.
Swego czasu zamieściłem na łamach, wtedy jeszcze, portalu KonserwatywnaEmigracja tłumaczenie tekstu pana Thomasa Storcka pt. ‘Propozycja dla Europy’ (https://myslkonserwatywna.pl/propozycja-dla-europy/) w której autor powtarzał za Flemingiem Rose, że winę za ową przywódczą obojętność wobec zaistniałych napięć ponosi narzucona im przez nich samych poprawność polityczna: „Europa musi zrzucić z siebie politycznie poprawny kaftan bezpieczeństwa, który uniemożliwia krytykę mniejszości w jakiejkolwiek dziedzinie,” podczas gdy muzułmańscy emigranci muszą „nie tylko przyswoić język swoich gospodarzy, ale także szanować ich kraj, jak również ich polityczną i kulturową spuściznę….” . Ale szanować co? Jaką spuściznę? Okazuję się bowiem, że tak naprawdę Europa nie ma owym uchodźcom nic konkretnego do zaoferowania. Pogrążona w demoliberalnym bagnie, pozbawiająca się swoich regionalnych dystynkcji i wypierająca się swojej chrześcijańskiej tożsamości i tradycji świeci tyko oczami: ‘Po pierwsze, niby na jakim podłożu Dania lub jakiś inny naród Europy mógłby stawiać muzułmanów przed takimi wymogami? Na jakich kryteriach prawdy były by one oparte?’ i dalej ‘Liberalna tolerancja, do której przyjęcia wzywamy muzułmanów, nigdy nie będzie w stanie przeciwstawić się wyznawanym przez nich absolutom. To własnie ta sama tolerancja jest główną przyczyną absurdalnej negacji wskazania konkretnych błędów indiwidualnych muzułmanów, jak i kultury islamu samej w sobie. Serce Liberalnej Europy świeci pustką, relatywizmem tak krytykowanym przez Benedykta XVI. Podstawom absolutnym przeciwstawić może się jedynie prawda, a nie obstawianie tolerancji wyrastającej z filozoficznego nihilizmu.’
A więc najpierw powinniśmy spojrzeć na siebie. Na nasz stan duchowy. Przecież większość Europejczyków, których oburza ‘zacofaństwo’ i ‘klerykalizm’ mahometan, w tym samym stopniu gardzi tym, co konstytuuje prawdziwą Europę – Kościół katolicki w szczególności!
Kończąc swój artykuł Rose proponuje nam wyjście z tej ‘niewygodnej’ sytuacji; ’ jeżeli my, katolicy, powrócimy do tej samej stałości Wiary, jaką posiadali nasi ojcowie, to moglibyśmy powiedzieć do swoich nowych współmieszkańców: "Wybaczcie że lekceważyliśmy was, wybaczcie iż nie podzieliliśmy się z wami największym skarbem, jakim mamy – nie dobrobytem, nie wolnością, nie bezpieczeństwem – tylko Ewangelią Jezusa Chrystusa, bogactwem Wiary, pewnym sposobem na wieczne zbawienie. Czy to niedorzeczne? Nie mniej absurdalne, niż bierne przyglądanie się kompletnemu rozkładowi Chrześcijaństwa, a islam – nawet jeżeli jego zwolennicy złagodnieją i zamienią się w tolerancyjnych Europejczyków – zostanie główną religią tego kontynentu. Jeżeli Europa nie chce już bronić nie tylko własnego dziedzictwa, ale także prawdy o Inkarnacji Jezusa Chrystusa na tym świecie, wtedy nie widzę żadnego powodu, dla którego katolicy mieliby wybierać pomiędzy bojownikami muzułmańskimi a laickimi. Niewątpliwie, obydwie grupy posiadają swoje zalety, być może sekularyści daliby nam trochę więcej wolności i być może na trochę dłużej, mimo to w końcowym rozrachunku żadna z nich nie współbrzmi ani z Objawieniem Bożym, ani z realnymi potrzebami ludzkiej natury. Tylko w Kościele katolickim, „naturalnym domu ludzkiego ducha” – jak mawiał Hilaire Belloc, nie tylko Europejczyk, ale każdy inny człowiek może znaleźć prawdę, pokój i faktyczną wolność.”
Powyższe słowa w pełni pokrywają się z dokumentem napisanym przez Benedykta XVI zadresowanym do wykładowców i studentów Papieskiego Uniwersytetu Rzymskiego "Urbaniana", który należy do Kongregacji Ewangelizacji Narodów; ‘"Zmartwychwstały Pan polecił Swoim apostołom, a przez nich również Swoim późniejszym uczniom, aby zanieść Jego słowa aż po krańce ziemi i nauczać wszystkie narody". Czy Jego słowa obowiązują nadal? Wielu wewnątrz i na zewnątrz Kościoła zadaje sobie pytanie: „Czy nasza misja może jeszcze coś zdziałać dzisiaj??? "
"Czy nie byłoby bardziej odpowiednim, aby spotkać się w dialogu międzyreligijnymi i razem służyć światowemu pokojowi?" Odpowiedzią na to pytanie jest inne: "Czy dialog może być substytutem życia misyjnego?". W rzeczywistości, wielu dziś uważa, że religie powinny szanować siebie nawzajem, a w ramach dialogu przerodzić się we wspólną siłę na rzecz pokoju. Zgodnie z tym sposobem myślenia, brane za pewnik jest to, że różne religie są wariantami jednej i tej samej rzeczywistości. Pytanie o Prawdę, to, co pierwotnie zmotywowało chrześcijan bardziej niż kogokolwiek innego, jest tutaj zepchnięte na pobocze. Zakłada się, że analiza autentycznej prawdy o Bogu jest nieosiągalna i że w najlepszym razie można takową reprezentować różnymi, nieokreślonymi symbolami. To wyrzeczenie się prawdy wydaje się realistyczne i użyteczne dla pokoju między religiami świata. Jest to jednak zabójcze dla wiary. W rzeczywistości, wiara traci swój wiążący charakter i powagę, wszystko jest zredukowane do symboli wymiennych, zdolnych jedynie do odnoszenia się do niedostępnej tajemnicy boskości z dalekich pozycji".
Tyle Pontifex Romanus emeritus.
Na dzień dzisiejszy, sytuacja wydaje się beznadziejna. Przeciętny zjadacz chleba, taki jak ja, nie ma oparcia w nikim, nawet najwyższi hierarchowie Kościoła [ze sporadycznymi wyjątkami – oczywiście] przejęci są raczej fauną i florą niż problemami wynikającymi z zaistniałych okoliczności.
Czy powrócimy do swych, tak przecież wielkich korzeni?
Coraz częściej zastanawiam się nad tym, co moje Córki zastaną wokół siebie, kiedy już dorosną…czasami nachodzi mnie lęk. Autentyczni Europejczycy, wiernie stojący przy Piotrowym tronie, zostali pozostawieni samym sobie. Kiedy już w pełni zdamy sobie z tego sprawę, dojdziemy do wniosku, że trzeba się otrząsnąć, rozwiązaniem jest wpajanie naszym potomkom prawdziwych wartości, utrwalanie i pielęgnowanie naszej tożsamości i wyczekiwanie powrotu Cesarza [to nie żart]. W między czasie wszystkie znaki na niebie i ziemi zmuszają nas do akceptacji tego, że niebawem każdy z nas bez zająknięcia będzie mógł stwierdzić, jak swego czasu pisał pan Adam Danek, parafrazując poetę Kazimierza Wierzyńskiego: „Moją ojczyzną jest Europa podziemna, walcząca w mroku, samotna i ciemna.”
Arkadiusz Jakubczyk
Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Kultura, Myśl, Polityka, Publicystyka
To co dla nas wydaje się być szczytem, zwieńczeniem, nadbudową – od strony nieba jest niezbędną podstawą, bez której nic nie uda się zbudować.
PROCREATIO !!! – główny cel małżeństwa, rodzinotwórczy, rodo – twórczy, aż po ojczyzny całe, bo "pasja twórcza jest istotą ojcostwa".
Polecam "Planowanie Zaludnienia" Walentego Majdańskiego i "Gigantów" tego samego autora. A jak Pan Bóg pozwoli to szanowne Córki znajdą polskich Synów (mam trzech), byle tylko jedne (córki) i drudzy (synowie) wiedzieli po co się pobierają !!!
Pozdrawiam zatroskanego Ojca !!!