Jaka wolność? O szkockim referendum słów kilka
W miarę zbliżania się szkockiego referendum 18 września 2014 roku coraz częściej pytany jestem o punkt widzenia wobec całej sytuacji. Spróbuję zatem odpowiedzieć poprzez niniejszy, krótki tekst.
Przekonanie, że Anglia, Szkocja i Irlandia powinny być trzema odrębnymi podmiotami formalnie zjednoczonymi jedynie osobą wspólnego monarchy (reprezentującego dynastię Staurtów), jest kwintesencją jakobityzmu, a zarazem idealnym rozwiązaniem dla Wysp Brytyjskich, aczkolwiek na dzień dzisiejszy niemożliwym do wdrożenia.
Idea rozkładu "Zjednoczonego Królestwa" jest bardzo podniecająca, jednakże nie mogę ukryć głębokiego poczucia niepokoju, które mi towarzyszy odnośnie przyszłości niezależnej Szkocji pod przywództwem Alexa Salmonda – którego wizja nie do końca zgadza się z tą jakobicką. Salmond niejednokrotnie już udowadniał swój brak szacunku dla Monarchii jako instytucji. Podejrzewam, że jest to tylko przedsmak tego, co nadejdzie w dziejach niezależnej Szkocji.
Po domniemanym odzyskaniu niepodległości, jakakolwiek istniejąca opozycja będzie musiała zakwestionować konstytucyjny projekt SNP – ów projekt głosi, że mieszkańcy Szkocji (a nie Korona) są suwerenem. Ten punkt jest bardzo ważny, bo jeśli projekt konstytucyjny SNP jest zaakceptowany, Szkocja będzie głęboko oddzielona od wspólnej doktryny konstytucyjnej, która także wiąże z Wielką Brytanią – Kanadę, Australię i Nową Zelandię.
Powyższe słowa mogą wzbudzać zdziwienie. Dlaczego ja, zadeklarowany jakobita, przejmuję się poddaństwem Szkocji wobec okupantów pałacu Buckingham? Należy pamiętać, że unia Trzech Koron (Union of the Three Realms) istniała na długo przed tą z roku 1707, dzięki której hanowerczycy "wtrynili" się na trony Anglii, Szkocji i Irlandii. Ekstremistyczny demokratyzm Salmonda nigdy nie byłby zaakceptowany przez Jakuba VI i jego następców, jak i ich wiernych poddanych.
Mimo tego uważam również, że obawy o bezpieczeństwo monarchii w Szkocji nie są wystarczająco dobrym powódem, aby zaprzepaścić okazję, jaką to referendum daje – a mianowicie decentralizację władzy Westminsteru. Musimy pamiętać, że tzw. seperacja nie będzie całkowitym odłączeniem się Szkocji od reszty Unii. Może być ona jedynie próbą ponownego pojednania na warunkach równopartnerstwa. Proszę się nie łudzić, nawet wtedy kiedy kampania "YES" okaże się zwycięską, niebawem zawiąże się nowa federacja. Federacja oparta na nowym traktacie, podpisanym między dwoma równymi narodami, budującymi wspólną nadrzędną strukturę. Szkocka niepodległość, o ile będzie końcem starego Zjednoczonego Królestwa, to z pewnością nie będzie procesem nieodwracalnym: ale okresem przejściowym, skierowanym ku utworzeniu od podstaw nowej formy federacyjnej. Obydwie strony są tego świadome.
Nadchodzące referendum jest szkocką próbą "negocjacji kontraktu" z Westminsterem. Niezależność jest jedynym sposobem, w jaki Szkocja może dążyć do równości wobec reszty Wielkiej Brytanii. Niezależność bowiem jest procesem prawnym, a jedyną rzeczą, która może zmienić status Szkocji, jest uzyskanie przez nią praw suwerennego państwa, uznawalnych na arenie międzynarodowej
Osobiście przerażającym dla mnie jest całkowite odejście Szkocji od idei monarchii, tym bardziej odwrócenie się od prawowitych władców kraju, dzisiaj uosabianych przez JKM Franciszka II.
Reasumując… Niezależność od angielskiej hegemonii – tak, ale szybkie odepchnięcie ultrademokratów z SNP od sterów władzy i silna rojalistyczna opozycja wobec ich projektu nowej Szkocji.
Co będzie, zobaczymy.
Arkadiusz Jakubczyk
Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Myśl, Polityka