Jabłoński: Podróże z wiarą i rozumem – bazylika w oku sztormu
„Od rana pada deszcz” jak napisał Herbert, a śpiewał Gintrowski. Nie było jednak żadnego pogrzebu szwaczki, choć istotnie wielu ludzi było najwyraźniej w żałobie. Z drugiej jednak strony – faktycznie, był to swoisty pogrzeb, być może wielu szwaczek, krawczyń, tkaczek, zwykłych ludzi jak my. A być może i nie, być może żadna z tych dziewczynek, o których pogrzebach nikt nie wspomina inaczej, jak wychodząc na ulice i zwołując wiece, nie zostałaby żadnym z powyższych, tylko umarłaby nawet nie „z naparstkiem na palcu”, ale bez palca, ręki, głowy lub jej części. Czy to jednak powód, by prewencyjnie jej to wszystko odebrać i wyrzucić w częściach do kosza? Trudno o tym mówić, ilekroć ktoś podniesie takie zdanie, „Wszyscy się z tego śmieją”.
Tymczasem poczciwy deszcz coraz bardziej „cerował niebo z ziemią”, toteż postanowiłem się przed nim schować w bezpieczne miejsce, wrót do którego strzegł sam Pan z najpotężniejszą bronią na swych barkach – Świętym Krzyżem. Widziawszy dopiero co, zupełnie niezrozumiałe, zważywszy na pogodę, tłumy na zewnątrz, sądziłem, że w środku nie ujrzę zbyt wielu osób. Położona na uboczu, w samym kącie budynku, kaplica była jednak wypełniona, jak zawsze zresztą ilekroć ją odwiedzam. Przy czym najwięcej nie było emerytek, lecz pań nieco starszych ode mnie lub w moim wieku. Po chwili zaś wszedł ksiądz i zaczęła się msza, równo o godzinie 17:00, 03.10.2016 r. w Bazylice Świętego Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.
Nie ma przypadków, są tylko znaki. To nie los sprawił, że pierwszym czytaniem, jakie Kościół Matka nasza przygotował nam na dzień wczorajszy, był fragment z listu do Galatów, pierwszego rozdziału: 6 Dziwuję się, iż tak prędko przenosicie się od tego, który was wezwał do łaski Chrystusowéj, do inszéj Ewangelii: 7 Która nie jest insza, jedno są niektórzy, co wami trwożą i chcą wywrócić Ewangelią Chrystusowę. 8 Ale choćby my, albo Aniół z nieba przepowiadał wam mimo to, cośmy wam przepowiadali, niech będzie przeklęctwem. 9 Jakośmy przedtem powiadali, i teraz zasię mówię: Jeźliby kto wam opowiadał mimo to, coście wzięli, niech będzie przeklęctwem. 10 Bo teraz przed ludźmili sprawę mam, czyli przed Bogiem? Czyli szukam, abym się ludziom podobał? Jeźlibych się jeszcze ludziom podobał, nie byłbych sługą Chrystusowym. 11 Albowiem oznajmuję wam, bracia! iż Ewangelia, która jest przepowiadana odemnie, nie jest wedle człowieka. 12 Bom jéj ja nie od człowieka wziął, anim się nauczył, ale przez objawienie Jezusa Chrystusa.
Również i nie los sprawił, że po „Alleluja” ksiądz odczytał przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. 36 Któryż z tych trzech zda się tobie bliźnim być onemu, co wpadł między zbójcę? 37 A on rzekł: Który uczynił miłosierdzie nad nim. I rzekł mu Jezus: Idźże, i ty uczyń także. (Łk 10). Tę, którą Chrystus opowiedział, by wyjaśnić sens dopiero co wypowiedzianych słów: 25 A oto niektóry biegły w zakonie powstał, kusząc go a mówiąc: Nauczycielu! co czyniąc dostąpię żywota wiecznego? 26 A on rzekł do niego: W zakonie co napisano? jako czytasz?27 On odpowiedziawszy, rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga twego, ze wszystkiego serca twego i ze wszystkiéj dusze twojéj i ze wszystkich sił twoich i ze wszystkiéj myśli twojéj, a bliźniego twego, jako samego siebie. 28 I rzekł mu: Dobrześ odpowiedział; toż czyń, a będziesz żył.
Tymczasem cały czas z zewnątrz dobiegał dźwięk jakowegoś wycia, jakby trąbki stadionowej czy syreny, niczym na strajku lub wiecu robotniczym, czasem tylko przerywany odgłosami sygnałów pojazdów uprzywilejowanych. Tak głośny, jakby jego źródło było tuż za ścianą. Przypomniało mi to wręcz pewien (marny skądinąd) amerykański horror, gdzie na dźwięk syren mieszkańcy wymarłego miasteczka chowali się do swojego zboru. W naszym Kościele znajduje się jednak żywy, prawdziwy Bóg, toteż żadne zło nie miało do niego dostępu. A nad to wszystko między nami i wami otchłań wielka jest utwierdzona, aby ci, którzy chcą ztąd przejść do was, nie mogli, ani ztamtąd przejść sam. (Łk 16, 26). Toteż gdy jazgot osiągnął swoje apogeum, w trakcie modlitwy wiernych, ksiądz wymówił intencję – „módlmy się za wszystkie kobiety, które są dziś ubrane na czarno, by przypomniały sobie, że aborcja to zabijanie” i nikt nie wyraził sprzeciwu, bo czemuż by miał? Tak samo było również gdy na koniec mszy przestrzegł, że najgorsze co może spotkać człowieka, to utrata wstydu – gdy czynimy źle, nie żałujemy tego i się z tym nie kryjemy.
Po mszy do kaplicy przyszła grupa młodych niewiast z siostrami zakonnymi, by zmówić różaniec w intencji tych, co stali na zewnątrz, na deszczu. Patrząc na te dziewczyny, po raz pierwszy zobaczyłem tego dnia prawdziwie szczęśliwe niewieście twarze. Nawet to, że wszystkie co do jednej miały na sobie spodnie mi nie przeszkadzało, były zresztą naprawdę młode, być może nieco starsze od moich młodszych braci albo wręcz w ich wieku.
Gdy zaczęliśmy odmawiać różaniec, jąłem rozważać, czy faktycznie, to co proponujemy, o co walczymy jest tym, czego chciałby miłosierny Bóg? A jednak, jak można świadczyć o miłości, gdy nienawiść jest dozwolona, gdy państwo nie tylko usprawiedliwia, ale wręcz daje „prawo do nienawiści”? Czy Chrystus kiedykolwiek powiedziałby „uważam, że nie powinno się zabijać, ale każdy może mieć swoje zdanie, każdy powinien mieć prawo wyboru”? Nie, Chrystus zawsze był stanowczy, nie bronił niczyjego „prawa do grzechu”. Czekał na każdego grzesznika, ale gdy ów już przyszedł, mówił mu : Otoś się stał zdrowym, już nie grzesz, abyć się co gorszego nie stało. (J 5, 14) Jak jednak świadczyć wobec tych, dla których najwyższym prawem jest „prawo wyboru”, a miarą dobra i zła jest ustawa, orzeczenie sądu konstytucyjnego albo po prostu własna wola? Czy człowiek jest w stanie przekonać ich własnymi siłami? Obawiam się, że nie. Czyż jednak nic nie trzeba tedy robić? Nie, w żadnym razie! Zawsze trzeba ufać Bogu, wierzyć lecz i zarazem świadczyć uczynkami. Czynić dobro wobec każdego, nawet wroga oraz modlić się zań, ile sił starczy. Toteż tym gorliwiej, tym głośniej mówiliśmy „Ojcze Nasz” i „Zdrowaś Mario” im głośniejszy jazgot dochodził zza murów. Dokładnie tak samo, jak ledwie kilka dni wcześniej było pod sejmem, gdy odpowiadaliśmy modlitwą na krzyki przeciwników, lżących nie tylko nas, lecz i siebie, na przykład słowami, za przeproszeniem, „jesteśmy wk****one”.
Potem wspólna modlitwa się skończyła. Zostałem w pustej kaplicy zupełnie sam na sam z Najświętszą Marią Panną i Jej Synem, którzy patrzyli na mnie znad ołtarza. Miałem jeszcze do odmówienia „swój” różaniec. W skupieniu pogrążyłem się w kontemplacji. Zrozumiałem wtedy, dlaczego mimo iż Bóg jest wszędzie, to czeka On na nas szczególnie w swoim domu. Chrystus nie wzywa nas do swoich świątyń dlatego, że tylko tam On jest, ale dlatego, że tam jest tylko On, że wchodząc do kościoła, kaplicy, świętego miejsca, można zostawić wszystkie sprawy, które oddalają nas od Boga na zewnątrz, by bezpośrednio dostąpić z Nim kontaktu. Ta świadomość, tak intymnej Bożej obecności, napełniła mnie dawno nieodczuwaną radością. Gdy skończywszy wstałem i wyszedłem z Bazyliki, miałem na ustach prawdziwie szczery uśmiech.
Na dworze panowała już cisza. Przejście nawałnicy zostało przeze mnie przeczekane. Mijały mnie tylko smutne, czarne twarze ludzi w ciemnych strojach. Moja radość została łatwo zaatakowana przez smutek. Jak przemówić do tych ludzi? Czyż nie mają oni takich samych pragnień i potrzeb duszy jak my wszyscy? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem również, jaki był, jest i będzie skutek tejże nawałnicy, jaka przeszła ulicami Warszawy. Chcę wierzyć, że, wracając do przywołanego na początku wiersza Herberta, „Ale z tego też nic nie będzie.” Jeśli jednak stanie się inaczej, to obawiam się, że z nas „nic nie będzie”. Wierzę jednak, że do tego Nasza Pani nie dopuści. Tak czy siak, trzeba zawsze prosić, jak pisał Tenenbaum „Ale chroń mnie Panie od pogardy. Od nienawiści strzeż mnie Boże.” Nawet mimo, iż, a może zwłaszcza dlatego, że trudno by każdy z nas nie pytał, jak z kolei śpiewał Kaczmarski w Rublowie, „jak kochać ma wroga”.
Ostatecznie jednak, paru smutnym ludziom, nie udało się i nie uda odebrać nam prawdziwej, Bożej radości.
Jędrzej Zdzisław Stefan Jabłoński
Kategoria: Prawa strona świata, Publicystyka, Reportaż, Społeczeństwo