Haguet: „Cud świętej Teresy”
Prosty, czarno-biały, bez wodotrysków. Z Tereską i o Teresce. Stareńki film pt. "Cud św. Teresy" z 1952 roku jest przykładem tego, jak oszczędna forma sprzyja wydobyciu głębokiej treści. To najlepiej pokazuje Karmel. Najwięcej pozwala zobaczyć w świętej Teresce.
Film opowiada całe jej życie. Krótkie, szczęśliwe dzieciństwo, śmierć matki i odejście kolejnych sióstr do klasztoru. Potem wybłagana zgoda papieża na przyjęcie do Karmelu samej Tereski i jej tam pobyt, aż po śmierć i – w retrospekcji – późniejszą kanonizację.
Mało się w tym filmie mówi. Ważne są obrazy, kształty, mimika, gesty, gra światła i cienia. Jest czas, by obserwować twarz głównej bohaterki, obdarzonej anielskim uśmiechem. Ten uśmiech pojawia się na twarzy Tereski w bardzo trudnych sytuacjach. France Descaut, o delikatnej dziewczęcej urodzie, znakomicie odegrała tę rolę. Kontrastują z tą dziecięcą postacią sylwetki innych zakonnic, nie pasują do Tereski nawet ponure mury klasztorne. Przeżywa wśród nich nie tylko "cuda", ale chwile czarnej nocy, bólu, przykrości (kiedy np. przełożona wyrzuca za drzwi pieska Teresy, który uciekł tu z domu za swoją panią), a potem śmiertelnej choroby. Największy cud dzieje się dopiero w finalnej dla Teresy scenie, gdy umierająca podnosi na chwilę głowę, by w zachwycie popatrzeć w oczy Temu, kogo widzi już będąc po drugiej stronie.
Aleksandra Solarewicz
"Cud św. Teresy", reż. André Haguet, F. Descaut (Tereska) i inni, USA 1952
Kategoria: Recenzje