Goździk: Thibon „Równowaga i harmonia”
Książkę otwiera krótki esej Tomasza Glanza pod tytułem Filozof zdrowego rozsądku i to właśnie ten krótki tytuł możemy uznać za doskonałą zapowiedź tego, co czeka nas podczas lektury blisko dziewięćdziesięciu tekstów zebranych w trzech rozdziałach. Thibon większość opowieści zaczyna od rzeczy trywialnych i z pozoru nieznaczących: od sloganu zaczerpniętego z ulotki reklamowej, od zreferowania wymiany zdań z osobą wyznającą zgubne poglądy, od obserwacji poczynionej podczas podróży czy wspomnienia dotyczącego zmian zachodzących w najbliższej okolicy.
Drobnostki stanowią punkt wyjścia dla głębokich rozważań, których celem jest odzyskanie wewnętrznej harmonii. Thibon niczym lekarz – zaczyna od powierzchownych oględzin i zgłębienia natury problemu, by w kolejnym krok zaproponować remedium. Równowaga i harmonia przypomina trochę szalenie popularne podręczniki, które zawierają gotowe odpowiedzi na wszelkie pytania nurtujące ludzkość: jak być bogatym? Jak osiągnąć szczęście? Jak radzić sobie z problemami? W odróżnieniu od bestsellerowych czytadeł, Thibon oferuje czytelnikowi mądrość nie podając jej na tacy – czeka na nas bogactwo godne tolkienowskiej Morii, ale wchodząc do niej otrzymujemy kilof, z pomocą którego sami musimy wydobyć bogactwo.
Thibon, w stylu przypominającym Chestertona, poddaje błyskotliwej krytyce rzeczywistość lat 70. Posunięty już wówczas w latach autor, urodzony w 1903 r., miał szansę prześledzić zmiany, które dekonstruowały społeczeństwo i wprowadzały do niego zamęt, zamieniając wspólnotę na grupę indywidualistycznych, hedonistycznych jednostek. Dotarcie do „wewnętrznych owoców” należy do głównych ambicji Francuza.
Gustave Thibon bywa określany mianem „filozofa ziemi”, do czego w pełni uprawnia dzielenie niemal całego żywota między pracę w gospodarstwie i pozyskiwanie oraz przekazywanie wiedzy. Czytając eseje nie sposób odpędzić się od wrażenia, że autor, choć był erudytą-samoukiem i człowiekiem obdarzonym ogromną wiedzą, pozostał człowiekiem bardzo przyziemnym i skromnym, piszącym w taki sposób, jakby oczyszczał grządki z chwastów.
We wstępie Francuz zaznacza: „Lubię komunikaty przekazywane jasno, instynktownie nie ufam wszystkiemu, co musi być rozszyfrowywane” (s. 23). Nie oznacza to jednak, że książkę można przeczytać jednym tchem. Czytelnik zdecydowanie lepiej zainwestuje swój czas, jeśli po każdym eseju pozwoli sobie na luksus refleksji, zestawiając omawiane przykłady z własnym życiem i analizując zasadność recept oferowanych przez Thibona. Tylko tak odkryje prawdziwą wartość Harmonii i równowagi. Harmonia jest tutaj drogą do „odbudowania żywego porządku” i przywrócenia społeczeństwu równowagi, czyli stanu, w którym oddziałuje na siebie wiele równoważących się sił. Jak to osiągnąć? Poprzez wgląd w głąb siebie.
Pewien przedsmak lektury może zapewnić przytoczony przez Thibona wyjątek z Don Kichota. Zainspirowany pomysłem swojego pana sługa Sancho marzy o posiadaniu własnej wyspy. Na skutek intrygi staje się gubernatorem skrawka lądu, ale niemożność pofolgowania swojemu łakomstwu skłania go do powrotu do niskiego stanu i możliwości raczenia się do woli posiadaną przez siebie żywnością, choć był to jedynie kawałek chleba i świeża cebula.
Podobnych mechanizmów znajdziemy w esejach całe mnóstwo – ludzie ślepo podążają za dobrami materialnymi, zachciankami i modą, zapominając o tym, co faktycznie pozostaje ważnym w ludzkim życiu. W zapatrywaniach Thibona nie warto przeprawiać się przez zakorkowany Paryż celem zjedzenia kolacji w eleganckiej restauracji, skoro można zadowolić się skromnym posiłkiem w gronie przyjaciół. Nie warto latać na modne wakacje, z których ludzie wracają zmęczeni, ale też usatysfakcjonowani zazdrością sąsiadów, skoro można spędzić wolny czas bardziej produktywnie. Dla części czytelników takie podejście może się wydać zwyczajnie głupie bądź zacofane, ale nabiera ono sensu kiedy skupimy się na prawdziwych korzyściach, wypierając korzyści zmyślone. „Jeśli zaś chodzi o zarzut, że nie nadążamy za duchem czasu, odpowiedziałbym, iż najlepszym sposobem obecności w swojej epoce nie jest bezrefleksyjne poślubianie jej najbardziej rzucających się w oczy i hałaśliwych prądów, ale ostrzeganie przed nimi i naprawianie dokonanych przez nie zniszczeń” – przekonuje Thibon (s. 97).
Tomasz Goździk
Kategoria: Recenzje, Tomasz Goździk