Goździk: Próba obrony arcychrześcijańskich władców (Ludwika XVI, Karola X i de iure Henryka V)
Do poniższej wypowiedzi skłonił mnie komentarz opublikowany pod postem poświęconym 225 rocznicy zgilotynowania króla Ludwika XVI. Zarzucono w nim wymienionym w tytule władcom, że za sprawą ich działań "Francja wygląda dzisiaj jak wygląda". Oto komentarz w pełnym brzmieniu: "Tylko że sami Burbonowie zdeterminowali historię, że potoczyła się w taki a nie inny sposób. Brak reform w czasie Ludwika XVI, twardy kurs panowania Karola X i zaprzepaszczenie szansy na restaurację monarchii przez hrabiego Chambord po 1871 roku spowodowało, że Francja wygląda dzisiaj jak wygląda".
Mam pełną świadomość, że poniższy szkic zaledwie dotyka omawianego problemu, nie ma tu mowy o jego wyczerpującym rozstrzygnięciu. Obfitość źródeł, opracowań i poglądów na tą kwestię sprawia, że udzielenie jednoznacznych odpowiedzi wymagałoby wnikliwych badań, a ich efekt z powodzeniem mógłby zapełnić karty opasłego tomu. Ja natomiast ograniczam się do posiadanych (lub ogólnodostępnych materiałów), z tej także przyczyny z literatury tematu korzystam w przypadku Ludwika XVI. Co do dwóch kolejnych omawianych tu postaci zdaję się na opracowania autorytetu w tej dziedzinie, w osobie profesora Jacka Bartyzela.
Część 1 – Król Francji i Nawarry, Ludwik XVI Bourbon
Zacznijmy więc od króla Ludwika XVI. Autor komentarza zarzucił mu brak reform. Rzeczywiście, wprowadzenie przez niego zmian mogło by go uchronić przed gilotyną. Warto jednak zastanowić się nad przyczynami, dla których trwał on na swoim stanowisku. "Katastrofa Ludwika XVI nie była nieuchronna. Spowodowała ją uparta a nieudolna obrona wartości, których w tym czasie wielkiej społecznej transformacji nie można było ocalić"(1). Król miał rzec w 1789r. diukowi de Montmorency- Luxembourg, że "nie porzuci swojej szlachty ani swej władzy"(2). "Otóż ani wtedy, ani nawet wcześniej nie było można bronić tych dwóch wartości jednocześnie"(3). Widzimy zatem, że brak skłonności reformistycznych nie wynikał ze słabości, a z jego poczucia misji, jaka została mu powierzona przez Boga. Propozycje ustępstw proponowane przez Turgota czy Neckera były zgodne co do konieczności odejścia od absolutyzmu, a także przywilejów feudalnych. Ludwik nie mógł na nie przystać, wolał stracić głowę niż pójść na odstępstwa godzące w "Najstarszą Córę Kościoła".
Nie należy także zapominać o sferach, w jakich jego dokonania wychwalano. "Powiększył flotę, przez co Francja zaczęła w tym sektorze konkurować z Anglią, mogąc wziąć udział w amerykańskiej wojnie o niepodległość. W 1783 król pośredniczył w rozmowach pokojowych, będąc właściwie jedynym francuskim władcą, który wygrał wojnę z Anglikami"(4). Konflikt ten pogorszył znacznie finanse państwa. Wówczas król "postąpił bardzo roztropnie omawiając kryzys finansowy ze swoimi ministrami: Turgotem i Malesherbes'em, a później Colonne'em, i dostrzegając logikę ich argumentów związanych z koniecznością opodatkowania szlachty oraz kleru i ograniczeniem wydatków dworu". Chwalono także zniesienie tortur, utworzenie robót publicznych czy osuszenie chorobotwórczego błota zalegającego zwłaszcza w miastach(5).
Zajrzyjmy wreszcie do książki bacznego badacza, Alexisa vicehrabiego de Tocqueville'a, który o działalności Ludwika XVI wypowiadał się nader przychylnie, choćby w kwestii jego podejścia do ochrony ubogich. "Król powiększa wszystkie fundusze przeznaczone na urządzanie warsztatów dobroczynnych po wsiach i na pomoc dla ubogich, często też ustanawia na te cele fundusze nowe"(6). Autor przytacza dalej kwoty przeznaczone na ten cel w przykładowych okręgach: Haute- Guyenne (1779r.) – 80 000 liwrów, Tours (1784r.) – 40 000 liwrów, Normandia (1787r.) – 48 000 liwrów. "W tej dziedzinie swoich rządów Ludwik XVI nie chciał polegać jedynie na ministrach; nieraz załatwiał te sprawy sam"(7). Gdy królewska zwierzyna niszczyła pola uprawne monarcha przedłożył Turgotowi własnoręcznie napisane rozwiązanie problemu. Torqueville podsumowuje epokę "Gdyby odmalować dawny ustrój w kształcie, jaki przybrał w ostatnich latach swojego istnienia, wyszedłby portret bardzo pochlebny i mało podobny"(8). Widzimy zatem, że co najmniej w niektórych dziedzinach monarcha wykazywał się znaczną sprawnością. Jak twierdził gorzko hrabia d'Allonville, jedyną winą Ludwika XVI było to, że został on królem.
Część 2 – Król Francji i Nawarry, Karol X Bourbon
Przejdźmy teraz do Karola X, którego panowanie przypadło na lata 1824-1830. W komentarzu zarzucono mu "twardy kurs panowania". W tej kwestii głos przekazuję profesorowi Jackowi Bartyzelowi, który w upublicznionym fragmencie swojej książki, zdaję się, skutecznie broni noszącego koronę krótko brata Ludwika XVI(9). Szczególną uwagę zwraca cytat z "Dziejów Francji" Bainville'a, który pozwolę sobie przywołać poniżej:
"Osądzając Restaurację wedle jej osiągnięć, stwierdzić trzeba, że Francuzi korzystali wtedy z pokoju i dobrobytu i że tych dobrodziejstw prawie wcale sobie nie cenili. Restauracja była uczciwym i rozumnym systemem rządów, który podwójnie zasłużył sobie na miano, jakie mu nadano, bowiem przy tych rządach Francja po niebywale ciężkich wstrząsach szybko się dźwignęła. Wielu z tych, którzy przyczynili się do obalenia Restauracji, później ją opłakiwało" (10).
Karol X nie pasował do czasów, w jakich przyszło mu panować. Uchodził za osobę pobożną, uczciwą i stałą w swoich przekonaniach, zarazem pełną elegancji i wdzięku. Jakże porewolucyjne pokolenie mogło tolerować władcę, który nadal źródło swej władzy dostrzegał w Bogu. Był on arcychrześcijanskim władcą ludu, któremu wmawiano, że wszystko co należy do "dawnego ładu" jest zaledwie "zabobonem", fałszem, który należy zwalczać. "Można jednak na to spojrzeć jako na nierozerwalny węzeł tragiczny, spleciony z dwu krzyżujących się sił: <sytuacyjnego> realizmu politycznego i wierności zasadą tradycyjnej monarchii chrześcijańskiej"(11).
Początek panowania Karola X został przyjęty entuzjastycznie przez liberałów, zniesiona została cenzura prasy. Znamiennym było złożenie potrójnej przysięgi podczas uroczystości koronacyjnej (przeprowadzonej w pełnej zgodności z tradycyjnym ceremoniałem). Król bowiem oprócz obrony "świętej religii" i rządzenia zgodnie z prawami królestwa, poprzysiągł także zgodność "z duchem nowych czasów" (a więc z Kartą Konstytucyjną). Danej przysięgi nigdy nie złamał, a w swoich decyzjach decydował się na pewne ustępstwa w kierunku liberalnej opozycji. "Nowocześni" ludzie tamtych czasów nie mogli się nadziwić, że podczas ceremonii monarcha przejawiał pewną niższość wobec koronującego go arcybiskupa. Kraj cieszył się względnym spokojem do czasu, aż nie pojawił się niejaki Adolf Thiers, karierowicz i wróg Burbonów, który "postanowił na gruzach zwalonej dynastii budować swoją karierę polityczną"(12). Korzystając ze swojego sprytu podkopywał grunt pod tronem, nie naruszając jednocześnie prawa. Stał się liderem opozycji, a do celów antymonarchicznych założył nawet własny dziennik "Le national".
"Taktyka obozu liberalnego obliczona była zatem najwyraźniej na sprowokowanie władcy do takiego sposobu obrony swojej suwerenności, aby móc przedstawić go jako <tyrana> i <despotę>"(13). Niestety król, wraz z sobie zaufanymi ludźmi, w tę pułapkę wpadł. Juliusz xiążę de Polignac był wykonawcą jego polityki, człowiekiem szlachetnym choć nieutalentowanym politycznie, zarazem przyjacielem monarchy. Niestety jego oddanie królowi nie poszło w parze z zasługami na jego rzecz. Ponadto, król w krótkim czasie podjął kilka decyzji, które opozycja potraktowała jako wystarczający pretekst do wyjścia na ulice pod kierownictwem Thiersa (mowa tu choćby o przywróceniu cenzury prascy, czy rozwiązaniu Izby Deputowanych). W wyniku rebelii nielegalnym "namiestnikiem Królestwa" został Ludwik – Filip przyjmując rewolucyjny sztandar. Karol X wraz ze swoim następcą zostali zmuszeni do abdykacji na rzecz wnuka Karola, hr. de Chambord.
Część 3 – Hrabia de Chmbord, de iure król Henryk V
eraz o "zaprzepaszczaniu szansy na restauracje" za sprawą hr. de Chambord, de iure Henryka V. Zgodnie z treścią komentarza przejdę od razu do lat 70. XIXw. Był to czas ogromnego zamieszania we Francji, ustrój miał charakter "prowizoryczny", a władza spoczywała w rękach Zgromadzenia Narodowego. Choć spośród 645 mandatów aż 400 przypadło monarchistom, należeli oni do dwóch frakcji – 220 "orleanistów" dążyło do ukoronowania potomków Ludwika – Filipa, a byli to ludzie skłonni do konszachtów ze spadkobiercami Rewolucji. "Zadowalała ich <półmonarchia>: parlamentarna, liberalna i bezwyznaniowa"(14). Byli oni nawet skłonni uznać pierwszeństwo do tronu hr. de Chmbord, jeżeli przyjmie on orleańską wizję monarchii i uczyni z nich swoich sukcesorów.
Po przeciwnej stronie sytuowali się "legitymiści" zmagający się z wieloma trudnościami. Pozornie większość z nich opowiadała się za monarchią "z Bożej łaski", przy jednoczesnych liberalnych ustępstwach na rzecz poddanych (danych przez monarchę, nie wymuszonych na nim). W praktyce jednak nawykli do ugodowości w kierunku koncepcji parlamentarnej, na skutek współpracy z orleanistami we wcześniejszym okresie. "Monarchii prawdziwej – tradycyjnej i arcychrześcijańskiej (tres-chretienne) – broniło konsekwentnie jedynie ok 60 deputowanych (…)"(15). Na ich czele stał Henri Simon Charles markiz de Dreux-Breze, szef gabinetu politycznego i oficjalny przedstawiciel hr. de Chmbord we Francji. Grupa ta starała się sprawić, by króla wezwano do objęcia należnego mu tronu.
Zwrócić należy także uwagę na to, że odbudowa królestwa nie była już wówczas priorytetem legitymistów – na czoło wyszła idea wielopłaszczyznowej Kontrrewolucji, która w oparciu o Syllabus miała zaleczyć rany zadane przez rewolucję. "Restauracja będzie prawdziwa i pełna jedynie wówczas, kiedy spełni się <podwójny cud>, który przywróci jednocześnie władzę papieżowi i królowi"(16). Także de iure Henryk V przedkładał panowanie Chrystusa Króla ponad swoje własne. Tymczasem Zgromadzenie Narodowe postawiło ewentualnej restauracji jeden warunek – flagą królestwa ma zostać trójkolorowy, rewolucyjny (używany po dziś dzień) sztandar. Hrabia w sekrecie przybył do swojego zamku w Chambord, skąd wydał manifest, w którym zgodził się na liberalne ustępstwa (np. powszechne głosowanie), ale także stanowczo odrzucił warunek dotyczący flagi, powołując się na honor. W takich słowach odnosił się do owej chorągwi:
"Otrzymałem go jako święty depozyt od starego króla, mojego dziadka, zmarłego na wygnaniu; był on dla mnie zawsze nieodłącznym od wspomnienia opuszczonej ojczyzny; powiewał nad moją kołyską; chciałbym, aby ocieniał mój grób. W odnowionej chwale tego sztandaru bez skazy przyniosę wam ład i wolność. Francuzi! Henryk V nie może opuścić białej chorągwi Henryka IV!"(17).
Następnie hrabia wyjechał z kraju w oczekiwaniu na wezwania go na tron. Na czele państwa stał wówczas Thiers, który w międzyczasie odszedł od „orleanizmu” na pozycje republikańskie. Ta decyzja pozwoliła obydwu opcjom monarchistycznym na chwilowe zjednoczenie i doprowadziła do odwołania prezydenta w głosowaniu. Jeszcze tego samego dnia na czele państwa stanął legitymista, xiążę Mogenty, który miał ustąpić natychmiast, gdy sprawa restauracji będzie przesądzona. Hr. de Chmbord przyjął nawet na audiencji orleańskiego pretendenta do tronu zw. hrabim Paryża, na którym to spotkaniu miał uczynić sukcesorami korony potomków hr. Paryża (do czego w istocie nie doszło, gdyż było to niezgodne z odwiecznym prawem monarchii francuskiej).
De iure Henryk V podlegał wielostronnym naciskom, także ze strony papieża i obcych monarchów, by przyjął trójkolorowy sztandar. W parlamencie podejmowano prace nad wdrożeniem ustroju monarchicznego, a projekty uchwał zaprezentowano hrabiemu w Salzburgu. W obliczu kolejnej odmowy co do sztandaru, zaproponowano kompromis polegający w skrócie na połączeniu białej fali z lilią z rewolucyjnym tricolore. Prace były daleko posunięte, urzędnicy łudzili się, że król zechce przyjąć władzę z ich rąk oraz na ich warunkach. Ten jednak pozostał nieugięty, w liście do Chesnelonga pisał o podstępnym przeinaczeniu jego intencji, zapewniał także o trwaniu przy swoich przekonaniach. W planach było także wystąpienie przed Zgromadzeniem Narodowym, które miało poddać się jego władzy, było to jednak niemożliwe do realizacji.
Czy postępowanie de iure Henryka V należy potępić? Czy brak ustępstw z jego strony powinniśmy odczytywać jako jego osobistą klęskę? Jestem przekonany o tym, że nie. Król pozostał nieugięty wobec misji, którą powierzył mu Bóg. Akceptacja wynikających z rewolucji ustępstw stanowiła by pogwałcenie wielowiekowej tradycji Królestwa Francji. Owszem, Henryk V miał możliwość włożenia na głowę korony. Jednakże, czy było by to prawdziwe królestwo? Czy może raczej jego namiastka, idąca z duchem czasu i przymykająca oko na zatrute owoce rewolucji? Uważam, że niekoronowany monarcha postąpił słusznie, dziedzictwo uznał za ważniejsze od własnej władzy. Czy dziś znalazł by się ktokolwiek zdolny do takiego ustępstwa?
(1-3) J. Baszkiewicz – Ludwik XVI, wyd. Ossolineum 1983, s.275-276
(4,5) H. Gebhard – Wolność równość morderstwo, wyd. AA, 2017, s.31-32
(6-8) A. de Tocqueville – Dawny ustrój i rewolucja, wyd. Aletheia, 2009, s.213-214
(9) J. Bartyzel – Umierać, ale powoli, wyd. Arcana, 2002
(10) J. Bainville, Dzieje Francji, przeł. T. Stryjeński, Warszawa 1946, s. 397 (cytat za (9))
(11) M. Zdziechowski – Cheateaubriand i Bourbonowie s.242 (cytat za (9))
(12) http://www.legitymizm.org/rocznica-karol-x (fragment (9))
(13-17) http://www.legitymizm.org/ebp-henryk-v-02
Tomasz Goździk
Kategoria: Historia, Publicystyka, Tomasz Goździk