Górecki: Nienowy Nieład
Wstęp
Historia magistra vitae est. O wartości czerpania lekcji z przeszłości nie trzeba przekonywać nikogo. Zasada ta obowiązuje także, a może przede wszystkim najważniejsze zagadnienia zmian społecznych i politycznych. Powszechność jej świadomości prowadzi jednak do licznych nadużyć i szukania paraleli powierzchownych co wynika zarówno z niedokładnej oceny warunków współczesnych jak i braku wiedzy historycznej, posługiwania się kliszami, wiedzą powierzchowną i uproszczonymi jej wersjami, których miejsce (niestety) jest w szkolnych podręcznikach.
W poszukiwaniu odpowiedzi na pytania w wymienionych materiach każdy chcący wznieść się ku szczytom hierarchii władzy, pragnie czerpać lekcje od historycznych zwycięzców. Na pierwszy rzut oka zdaje się to być podejściem w pełni zdroworozsądkowym. Wszak najwięksi generałowie w historii, przygotowując się do bitwy, studiowali perypetie swoich przeciwników, poszukując tego, co dało im zwycięstwa, wystrzegając się warunków mogących dać rezultat porażki, przede wszystkim jednak, w tej metodzie zawsze kluczowe pozostaje trafne oszacowanie swojej pozycji i znalezienie dobrej paraleli historycznej. W kontekście poszukiwań przepisu na zwycięstwo polityczne, ta część okazuje się być najtrudniejsza. Zasady sztuki wojny pozostają uniwersalne, a te same strategie i taktyki mogą być używane przez różne strony we wszystkich wojnach świata, zależnie od okoliczności. W polityce jednak, jeśli ma być ona czymś więcej niż zimną wojną domową między bezideowymi stronnictwami, konkurującym o ograniczone zasoby państwowych apanaży i łapówek, konieczne jest wzięcie pod uwagę aksjologicznych różnic, które wpływają na przyjmowane plany odniesienia społecznego zwycięstwa, jak i na ich podstawie jest w ogóle możliwe prawdziwe rozróżnienie między przyjacielem a wrogiem, podstawa polityczności. Wszak, oskarżany wielokrotnie o indyferentyzm, wybitny teoretyk polityki Carl Schmitt w swoich prywatnych notatkach Glossarium pisał, że “naszymi przyjaciółmi są ci, którzy podzielają z nami wiarę w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, będącą także obietnicą naszego własnego zmartwychwstania; naszymi wrogami zaś są ci, którzy tę wiarę odrzucają. To prawda Objawienia stwarza zatem podział na przyjaciół i wrogów oraz zmusza każdego do podjęcia decyzji i opowiedzenia się po jednej lub po drugiej stronie.” (1).
Ideologiczne aspiracje “prawicowego jakobinizmu”
Na tej podstawie rysuje się poważna kontrowersja, związana z tendencjami widocznymi dzisiaj w środowiskach wywodzących się z tradycji polskiego nacjonalizmu, nominalnie katolickiego, dzisiaj reprezentowanego w mediach najbardziej prominentnie przez portal Nowy Ład, związany z czasopismem Polityka Narodowa, oba zaś wywodzące się ze środowiska Młodzieży Wszechpolskiej. Środowisko owo wraz z otrzymywaniem pokaźnych dotacji od rządzącego establishmentu rozpoczęło kreowanie ideologii samozwańczego “prawicowego jakobinizmu”, którego podstawowymi założeniami są:
1. Odbicie słownictwa związanego z postępem i nowoczesnością z rąk progresywnej lewicy, w celu pokazania że jedynie nacjonaliści (i partia rządząca?) są orędownikami prawdziwego postępu i nowoczesności – określanej tromtadracko jako “neoprogresywizm”.
2. Rehabilitacja Rewolucji Francuskiej, nawet (a wręcz szczególnie) w jej najbardziej radykalnej formie terrorystycznego jakobinizmu, z perspektywy nacjonalistycznej i “prawicowej”.
3. Egzaltacja zjawiskiem Wiosny Ludów.
4. Stworzenie historycznej analogii między powyższymi zjawiskami i współczesnym konfliktem między ruchami nacjonalistycznymi, populistycznymi i uznawanymi za “prawicowe” a kosmopolitycznymi elitami liberalnymi.
5.Wniosek konieczności zawłaszczenia owych zjawisk w strategii dyskursu politycznego przez owe grupy, co miałoby stać się atutem w ich marszu po władzę.
Punkty te w oczywisty sposób są ze sobą powiązane, a u ich podstawy leży akceptacja linearnego, progresywnego i materialistycznego poglądu na historię. Dzieje się to pomimo posługiwania się przy innych okazjach retoryką chrześcijańską i pomimo prywatnej religijności koryfeuszy owej ideologii, której kwestionować tu nie mam zamiaru. Tezy te, nie dość jednak że sprzeczne ze światopoglądem chrześcijańskim, na różnych etapach powyższych, posługują się uproszczeniami i demagogią, sprawiającymi, że owe wnioski i tezy są nieuprawnione i sprzeczne także z rzeczywistością i sobą nawzajem.
Nacjonalizm, “neoprogresywizm” i kult cargo postępu
Wskazówki poszukiwania recepty na zwycięstwo nacjonalizmu we współczesnym świecie wyartykułował w swojej publikacji Jan Hucuł (2). Choć z omawianych tu artykułów nie jest on chronologicznie pierwszy, to w najlepszy sposób wyraża światopogląd krytykowanego tu środowiska, jego podstawy, błędy i aspiracje. Podsumować je można następująco: “Tradycyjna prawica przegrała, dlatego po jej ostatecznym pogrzebaniu, nacjonalizm musi przejąć przywództwo na prawicy i poprowadzić ją do przejęcia władzy nad społeczeństwem, konkurując z jego obecnymi elitami.” Na pierwszy rzut oka ten tok myślenia wydaje się być niebezpodstawny. Nie da się bowiem ukryć, że społeczną podstawą tradycyjnego konserwatyzmu była w XIX wieku klasa arystokratyczna, która już pod koniec tego wieku została odsunięta od odgrywania istotnej roli przy kształtowaniu polityki społeczeństw Europy, ustępując miejsca klasie burżuazyjnej. Wraz ze śmiercią tej klasy, poległa również część postulatów tradycyjnej doktryny konserwatyzmu, za którymi apologia dzisiaj, nawet jeśli słuszna, nie pozostaje niczym więcej niż ćwiczeniem intelektualnym i częścią debaty historycznej. Wydaje się więc absurdalnym oskarżenie, jakoby:
'Wizja świata wyznawana po prawej stronie […], w swoich […] założeniach, opiera się na przekonaniu o konieczności utrzymania społecznego status quo, a w ambitniejszej wersji – o restytucji dawnego porządku z całym jego kodem kulturowym i strukturami społecznymi. […] opiera się na prostym sentymencie do świata, który nigdy nie istniał. Restytucja, o której marzą środowiska konserwatywne, na dłuższy okres w zasadzie nie miała miejsca w historii. Wszelkie tego typu próby kończyły się odtwarzaniem fasadowych struktur instytucjonalnych i nie skutkowały powrotem do dawnego ładu społecznego. Nie dało się odwrócić zmian, które już zaszły, gdyż człowiek nie jest kartką zapisanego tekstu, z której można wymazać poszczególne fragmenty – można co najwyżej próbować je zakryć, lecz i tak będą co jakiś czas przebijać z głębi.
Światopogląd konserwatywny czy reakcyjny jest tu rozpatrywany z perspektywy stricte materialistycznej, jako prosta funkcja stosunków społecznych i ekonomicznych. Jak już wspomniałem, istotnie postulaty te były częścią owej doktryny w XIX wieku oraz jak trafnie zauważa pan Hucuł, próba ich restytucji zakończyła się porażką. Pomija on jednak zupełnie podstawy metapolityczne owych idei, których konsekwencją była między innymi owa obrona stosunków społecznych.
Tą podstawą dla ruchów konserwatywnych i reakcyjnych w XIX wiecznej Europie (a przynajmniej tych, o których można powiedzieć że podejmowały o swoje idee w ogóle jakąś walkę, zbrojną czy polityczną) był konsekwentnie i integralnie pojmowany katolicyzm (a przynajmniej chrześcijaństwo), z którego wynikało przekonanie o ułomnej naturze człowieka, a więc konieczności istnienia stabilnych i ciągłych rządów. To stopniowe odchodzenie od tych podstaw i uleganie doktrynom indyferentystycznym i rewolucyjnym sprawiło, że owa prawica przegrywała kolejne polityczne potyczki. Głębokie niezrozumienie dla tych procesów historycznych, ojciec “neoprogresywizmu” ukazuje następujący fragment:
'Dewizą naszych działań nie może być hasło „umierać, ale powoli”, lecz realne budowanie przyszłości – jej kształtowanie i definiowanie w taki sposób, by pozwalała realizować nasze pryncypia, a jednocześnie stanowiła atrakcyjną ofertę, która będzie rozbudzała wyobraźnię mas i skłaniała je do zaangażowania.'
Pogardliwe przywoływanie hasła, będącego tytułem książki profesora Jacka Bartyzela, stanowi już klasyczny topos we współczesnej nacjonalistycznej publicystyce w kontekście wirulentnego odcinania się od wszystkiego co konserwatywne. Znamienne jest to, że notorycznie hasło to (3) nie jest traktowane zgodnie ze swoim oryginalnym znaczeniem, a w jego interpretacji, specyficznej dla tego sortu komentatorów, owo znaczenie jest dokładnie odwrócone (już samo to świadczy dobitnie o niemerytorycznym charakterze wszelkiego rodzaju polemik które to hasło w ten sposób wplatają), by mogło zostać zeszkalowane i przedstawione jako synteza wszystkich idiosynkrazji odnoszących się do konserwatyzmu. Nie chodzi tu jednak o konserwatyzm per se, jakkolwiek pojmowany, według któregokolwiek z współczesnych czy historycznych znaczeń. Termin ten w takim ujęciu używa się na oznaczenie summum malum powodów porażek “tradycyjnej prawicy”, dowolne nim żonglowanie pozwala na jednoczesną dezaprobatę zarówno wobec trzymania się absolutnych wartości moralnych, jak i odchodzenia od nich w stronę socjalliberalizmu przez współczesne partie “konserwatywne”. W zależności od aktualnych potrzeb, konserwatyzm może w nacjonalistycznej publicystyce oznaczać cokolwiek. Stąd, tego rodzaju demagogiczna krytyka wpisuje się w nurt reinterpretacyjny tego pojęcia rozpoczęty przez nurty lewicowe i progresywne, które nie zważając na oderwanie od oryginalnego kontekstu polityki dziewiętnastego wieku, konserwatywnym i reakcyjnym nazywały wszystko, co stało na drodze marszu rewolucji najpierw burżuazyjnych, a potem komunistycznych. Jedyną różnicą jest tu postrzeganie konserwatyzmu i reakcjonizmu jako wroga do pewnego stopnia wewnętrznego, każdego nurtu prawicy, który śmie nie podporządkować się nowym porządkom i kierownictwu “neoprogresywnego nacjonalizmu” i “jakobińskiej prawicy”.
Odnosząc się jednak do istotniejszego, niż owe demagogiczne wykręty, elementu powyższego cytatu – budowania przyszłości tak, by realizowała nasze pryncypia. Jakie dokładnie pryncypia kryją się za tytułowym neologizmem “ideologii neoprogresywizmu”? Podążając za ową nazwą, nie powinno być niespodzianką, że są nimi postęp i nowoczesność. Autor początkowo trafnie zauważa, że:
'są to pojęcia, które intuicyjnie są bliskie każdemu człowiekowi, gdyż prawie każdy chce w jakimś stopniu być osobą nowoczesną i ceni nowoczesność – kojarzy się ona z lepszym życiem, bogactwem, rozwojem technologicznym, wygodą czy nauką, która jest nadal przez wielu ceniona. Jest ona również zbiorem pojęciowym otwartym na nowe skojarzenia i powiązania.'
Jakie jednak nowe skojarzenia i powiązania mają zostać nałożone na progresywną siatkę pojęciową nacjonalistycznej ideologii? Autor żadnych nie proponuje, podtrzymuje bowiem w pełni klasyczne rozumienie tych terminów:
'Nowoczesność w tym podejściu ma charakter jakościowy – oceniana i mierzona jest postępem przynoszącym człowiekowi wymierną korzyść w ciągłym, długotrwałym procesie zmian. Choć nieodzownym elementem postępu jest niszczenie pewnych zastanych struktur, pojęć i porządków, a następnie ich odbudowywanie w ulepszonej formie, to jakościowe podejście do nowoczesności pozostaje jednocześnie gwarantem stabilności struktur, które w historycznym procesie zdały egzamin swej sprawności.'
Trzeba przyznać, że tak postrzegany postęp jest niejako zgodny z ortodoksyjnie pojmowaną koncepcją tradycji – przekazywania z pokolenia na pokolenie wartości i instytucji przy jednoczesnym poddaniu ich krytyce z perspektywy wartości ponadczasowych. Prawdziwym postępem okazuje się więc dążenie do ideału, nie bójmy się tego powiedzieć – ideału społeczeństwa chrześcijańskiego.
Na czym polega więc problematyczność powyższego stwierdzenia? Na tle idei chrześcijańskich właśnie na tym, że są one w owym mozolnym ideario “neoprogresywizmu” kompletnie nieobecne. Ów postęp, co sam autor przyznaje, jest po prostu wskrzeszeniem oryginalnych planów tworzenia społeczeństwa nowoczesnego, rzekomo wykolejonych przez postmodernizm. Za fasadą egzaltowanego słowotoku, od wieków charakterystycznego dla nacjonalistów, kryje się dobrze znany, prostacki, utylitarny kult rozwoju materialnego dobrobytu.
Genezą samego pojęcia nowoczesności jest światopogląd u swych podstaw antychrześcijański. Wiąże się ono z trójpodziałem dziejów na idealizowaną starożytność, demonizowane wieki średnie i ową cudowną nową epokę, która pozbyć się ma zabobonów epoki jej poprzedzającej, wprowadzając ludzkość w nową erę dobrobytu. Mimo, że w każdej z tych epok zachodził wymierny postęp i wzrost poziomu życia, dokonywano przełomowych odkryć naukowych i technicznych, większość ludzi w nich żyjąca nie czuła się mieszkańcami żadnej nowej ery. Dla człowieka tradycyjnego upływ czasu był bez znaczenia dla kwestii podtrzymywania etyki związanej z sacrum. Chrześcijaństwo wprowadziło tu cezurę przyjścia na świat Pana Jezusa, Zbawiciela i wraz z Nim nowej ery, wewnątrz której jednak ponownie nic nie ulega zmianie na przestrzeni stuleci w kwestiach takich jak obowiązywanie zasad Ewangelii czy konieczności życia sakramentalnego do zbawienia duszy.
Opieranie zasad etycznych leżących u podstaw społeczeństwa na progresywnej, linearnej wizji historii, w której neoprogresywizm dialektycznie przezwycięży postmodernizm, aby przywrócić wartości materialnego postępu charakterystyczne dla progresywnego modernizmu, nie tylko stoi w radykalnej sprzeczności ze światopoglądem chrześcijańskim. Jest to przede wszystkim godna pożałowania próba przywdziania się w strój podobny do zwycięzców naszych czasów, w ich wartości i terminologię, licząc, że w ten sposób uda się powtórzyć ich zwycięstwo nad masami. Właśnie to w istocie jest przykładem prawdziwego kultu cargo. Nie proponując nawet żadnej spójnej filozofii czy planu dla swojego środowiska (choćby miały być one dalekie od zasad religii czy dotychczasowych ideologii), dywagacje te sprowadzają się do dziecięcych przekomarzanek:
– “Mój tata jest silniejszy od Twojego”
– “Nie, bo mój jest silniejszy od Twojego nieskończoność plus jeden razy bardziej”a
– “My jesteśmy najbardziej progresywni na świecie”
– “Wcale nie, bo my, jesteśmy najbardziej neo-turbo-mega-hiper-progresywni na świecie”
Podsumowując, oparte na wzorcach obozu przedwojennej endecji, idee “nowoczesnego” nacjonalizmu, porzucając (i dobrze) nieaktualne już dla Polski szczegółowe rozwiązania programowe, przyjmują jednak jej aksjologię, opierającą się na próbie asymilacji paradygmatu progresywnego i demokratycznego, znalezienia “własnej drogi” do nowoczesności, nie wypełniając go jednak żadną konkretną treścią programową. Trafnie określany w różnych tekstach Nowego Ładu główny cel, jakim jest zdobycie przysłowiowego rządu dusz, nie może zostać zrealizowany, jeśli dla tych dusz nie ma się żadnej propozycji, choćby i najbardziej absurdalnej, którą możnaby skrytykować. Ostatecznie jedynym konkretnie wyrażonym postulatem jest chęć zadbania o materialny dobrobyt obywateli Polski. Cel oczywiście dobry – ale czy wysuwając go, owo środowisko odróżnia się jakkolwiek od innych, funkcjonujących w polityce masowej, stronnictw? Odpowiedź na to pytanie pozostaje, niestety, przecząca.
Seweryn Górecki
1. Cytat za: prof. Jacek Bartyzel, W poszukiwaniu zasad dobrego społeczeństwa http://www.legitymizm.org/poszukiwanie-zasad-dobrego-spoleczenstwa
2. Jan Hucuł, Neoprogresywizm – nowa nowoczesność jako próba odpowiedzi na wyzwania postmodernizmu https://nlad.pl/neoprogresywizm-nowa-nowoczesnosc-jako-proba-odpowiedzi-na-wyzwania-postmodernizmu/
3. Zawołanie to jest przypisywane królowi Portugalii Sebastianowi, który otoczony w bitwie przez wojska muzułmańskie podczas swojej krucjaty w Maroku, wezwał nim swoich żołnierzy do tego, by drogo oddali swoją własną krew. Bohaterstwo i siła w walce, pomimo pewności porażki są cnotami, które nacjonalistom, odwołującym się do tradycji polskiego patriotyzmu, powinny być miłe.
Kategoria: Myśl, Polityka, Publicystyka
Popełniłeś artykuł na bardzo aktualny temat Panie Sewerynie, jednakże moim zdaniem troszeczkę za bardzo zero-jedynkowo podchodzisz do kwestii nacjonalizmu i całego środowiska, które to jest bardzo zróżnicowane – od progresywistów którzy chcą aktualny ład przyprawić nacjonalistycznym sosem, po klero-faszystów pragnących zbudować katolickie państwo narodu polskiego aż po szeroko rozumianą trzecią drogę, gdzie pojawia się mocny akcent socjalny i międzynarodowy (nie wspominając o ruchu kamrackim…). Nie traktowałbym "nowego ładu" jako ideowej awangardy polskiego nacjonalizmu.
Drugą sprawą jest to, że w nauczaniu kościoła katolickiego, szczególnie w Polsce pojawia się sporo głosów (sb Piotr Skarga, św Józef Sebastian Pelczar, bł Stefan Wyszyński) wskazujących, że naród jest po rodzinie podstawową komórką społeczną i musimy się dla niego poświęcać oraz oddawać mu należny szacunek. Współcześnie narody są wymazywane z powierzchni Europy, stajemy się cytując klasyka "nomadyczną niepiśmienną trzodą" pozbawioną pamięci o przeszłości oraz nadzieji na przyszłość. Stąd, ja osobiście nacjonalizm rozumiem jako mocne, a wręcz trochę przejaskrawione akcenowanie naszej tożsamości etnicznej na przekór globalistycznym lib-współcześniakom.
Broniąc nieco nacjonalizmu na koniec chciałbym wskazać na zjawisko niemieckiej konserwatywnej rewolucji, która moim zdaniem w dużej mierze stworzyła współcześnie rozumiany nacjonalizm. Tworzyli ją w dużej mierze ludzie, którzy pamiętali ostatni przebłysk starego ładu jaki miał miejsce przed I wojną światową. Widzieli jego upadek. Zrozumieli, że zamiast bawić się w rupieciarstwo muszą stworzyć (no właśnie) nowy ład, będący połączeniem pewnej esencji europejskiej tradycji i przemian społecznych jakie nastąpiły wraz z rozwojem przemysłu. Stworzyli więc z nacjonalizmu antyliberalny mroczny czołg, który z rozpędem miał zniszczyć znienawidzony demoliberalny ład, ale tutaj już zapędzam się w narrację wprost z piosenki zespołu "Honor".
„Możliwości monarchii dziedzicznej uległy wyczerpaniu, jej państwowotwórcze siły zrealizowały się do końca. (…) jedyną możliwością żeby do niej powrócić była by restauracja (…) restauracja nie uda się wbrew woli ludu, wbrew woli narodu. Tym samym byłaby ona jedynie szczególnym wariantem demokracji z monarchistycznym wierzchołkiem. Można więc, bez rozważania argumentów za i przeciw, zostawić ją na boku. (…) Demokracja jest dzisiaj tak silna, że nawet swoich przeciwników zmusza do tego, aby ją zwalczali za pomocą demokratycznych środków i metod.” – Fredrich Georg Junger , Oblicze demokracji, W. Kunicki, Rewolucja konserwatywna w Niemczech 1918-1933, Poznań 2005