banner ad

Gdy mieszamy porządki i tworzymy cenzurki (w odpowiedzi Magdalenie Ziętek)

| 20 lutego 2014 | 3 komentarze

kapitalizm

W analizach społecznych, w których trudno lub wręcz niemożliwym jest uniknąć wartościowania, przyjęcie błędnej pozycji wyjściowej skutkuje błędami na pozostałych poziomach. W tekście p. Magdaleny Ziętek pierwszym błędem jest determinizm, drugim sprzężenie nauki, postępu i kapitalizmu, trzecim utożsamienie kapitalizmu z procesami modernizacyjnymi, by finalnie przejść do wyroku pt. „normatywność tego, co możliwe”. Postaram się w kilku punktach pokazać „pomieszanie pojęć i porządków” dokonanych w poprzedniej polemice.

 

Parafrazując pewnego dżentelmena, nie jestem w stanie powiedzieć, jakie pomieszanie pojęć doprowadziło do aż tylu błędnych utożsamień. Pierwsza próbka brzmi tak:


(…) kapitalizm traktuję jako jeden z elementów procesów modernizacyjnych, które rozpoczęły się we wczesnej nowoczesności, a obecnie w pełni się rozwinęły. Kapitalizm rozpatruję więc w ścisłym związku z całością procesów modernizacyjnych i staram się zbadać, jaką funkcję pełnił on w tychże procesach.“


Można mówić o konkretnej formie „kapitalizmu” jako elementowi modernizacji, który uległ w epoce nowożytności „akceleracji”, kiedy dokonała się leseferystyczna reakcja na absolutystyczny merkantylizmi. Ale tylko tyle, gdyż szybkość przemian nie daje żadnego historycznego uprawnienia do takiej generalizacji.

 

Handel jako dominującą formę gospodarowania mieliśmy już np. w starożytnej Krecieii, w faktoriach i portach fenickich, greckich koloniach czy Kartaginie (tej zniszczonej przez Rzym). Wymiana handlowa, będąca konstytuantą kapitalizmu, towarzyszyła nam zawsze – w różnych proporcjach do gospodarki(ek) autarkicznej(ych). Cechą współczesności jest właśnie odejście od autarkiczności – ale tylko w proporcjach, a nie co do generalnej zasadyiii, gdyż obie formy istniały niejako zawsze. Zatem nie wolno per se ograniczać skutków kapitalizmu (na płaszczyźnie analizy socjologicznej) tylko do epoki procesów modernizacyjnych. Związek między bazą a nadbudową nigdy nie jest tak oczywisty, jak chcieliby tego np. marksiści. Oczywiste łączenie gospodarki kapitalistycznej z modernizacją jest nie do końca nawet w kontekście średniowiecznej Europy uprawnione: Jako sposób gospodarowania zaczął się na nowo jeszcze w średniowieczu, wraz z rozwojem miast i gospodarki towarowo-pieniężnej.

 

Zgadzam się z [Heglem], że procesy modernizacyjne przebiegają według reguł dialektyki i mają charakter deterministyczny.“

 

Myślę, że to jest punkt decydujący w całej dyskusji. Przyjmując deterministyczny punkt widzenia, musimy brać na siebie wszystkie tego konsekwencje. Przyjmując nawet, że z błędnej przesłanki może wynikać dobry wniosek, nie zajdziemy dalej niż inny konserwatysta-arystokrata, Joseph Schumpeter. On także przyjmował koncept deterministyczny w rozwoju kapitalizmu: Zgodnie z zasadą racjonalizacji działania („maksymalizacja satysfakcji”) także uważał, że jest to istota procesów modernizacji (ze wszystkimi tego brzemiennymi skutkami dla samego kapitalizmu).

 

W książce dra A. Chaffuena „Wiara i Wolność” pokazane jest, że późnoscholastyczna koncepcja personalizmu, wywiedziona z pism św. Tomasza z Akwinu była głównym źródłem atomistycznej koncepcji jednostki wśród późniejszych liberałów gospodarczych. Krokiem decydującym, z czym należałoby się zgodzić, było gwałtowne odrzucenie metafizyki – i co jest rewersem tego – uczynienie z koncepcji człowieka spreparowaną abstrakcję. Obie koncepcje, mające wspólne źródło, zakładają wolną wolę człowieka i zdolność do dokonywania wyborów. Jest to najwyższe zaprzeczenie determinizmuiv, nawet pomimo tego, że liberałowie wypaczyli abstrakcją koncept personalizmu. Porządek pojęć i uczciwość intelektualna to nakazuje.

 

Przypisywanie wyłącznie kapitalizmowi zasług w postaci zapewnienia dobrobytu jest więc zupełnym nieporozumieniem: sam kapitalizm, bez rozwoju nauki i techniki nic by nie zdziałał.“

 

W tym fragmencie nastąpiło kolejne pomieszanie pojęć: Wspomniano kulturę minojską, która także doszła tylko do pewnego etapu (została zniszczona przez erupcję wulkanu, nie wiemy, jak dalej potoczyłyby się jej losy), postęp techniczny (mniej normy kulturowe, o ile są antyrozwojowe – sporny temat) definiuje górną granicę. Jednakże sam postęp techniczny nie ma przełożenia na życie przeciętnego człowieka, jeśli nie nastąpi jego rozpowszechnienie. Rozpowszechnienie może dokonać się tylko wtedy, kiedy istnieje kapitał do rozdysponowania w postaci rozszerzenia produkcji. Mylący się w wielu kwestiach Schumpeter słusznie zauważył, że cechą kapitalizmu nie jest „wynalazczość”v, tylko upowszechnienie. Nie jest zasługą zatem fakt wyprodukowania „pończoch” dla króla – takoż żarówki (bo król mógł sobie kupić służących, którzy zapalaliby mu świeczki i odcinali knoty) – sztuką było wyprodukowanie pończoch i żarówek dla szerokich mas ludności. Pytaniem z zakresu społecznej i etycznej analizy jest to, czy uważamy to za rzecz słuszną. Jednakże np. III Rzesza czy ZSRR mogła pochwalić się zaawansowanymi wynalazkami, to system gospodarczy uniemożliwiał im ich rozpowszechnienie. Bez kapitału i dozy wolności gospodarczej nie ma rozpowszechnienia.

 

Błąd, jakim jest utożsamianie gospodarki na zasadzie wymiany (w odróżnieniu od gospodarki autarkicznej) z determinizmem, a potem z procesami modernizacyjnymi, musi prowadzić do utożsamiania jej z postępem i nauką.

 

(…) jeśli coś można skonstruować i sprzedać, należy to zrobić, gdyż w przeciwnym razie oznaczałoby to zahamowanie postępu.“

 

Analogię można zastosować także do gospodarki autarkicznej: Jeśli można zastosować sierp zamiast gołych rąk i pług zamiast radła, to czy w ten sposób hołdujemy „normatywności tego, co możliwe”? Redukując to do absurdu, to kult postępu musiał się zacząć od rewolucji neolitycznej, kiedy ludzie zaczęli korzystać z ognia. Jasne, ogień doprowadził do pożarów, podpalanych strzał używano do zadawania bólu sąsiednim szczepom: nadal jednak nie przesądza to o etyczności czy nieetyczności wynalazku ognia. Cokolwiek nie wzięlibyśmy na tapetę: Handel organami, wynajmowanie surogatek, prostytucja, to wartościowanie tych zjawisk jako nieodłącznych elementów gospodarki kapitalistycznej jest błędem; jest też historycznym błędem stwierdzenie, że nigdy one nie występowały poza kapitalizmemvi. Nawet, jeśli nadal używalibyśmy nieuprawnionej, „spersonalizowanej” metafory kapitalizmu (co już jest wypaczeniem kierującym dyskusję w jałowe spory), to poradziłby on sobie bez tych wątpliwie etycznych zjawisk. Żadna forma gospodarowania nie jest wolna od takich dylematów, forma autarkiczna także: W rejonie cywilizacji łacińskiej dominowała monogamia, w rejonie cywilizacji np. islamskiej poligamia wojennavii. Z punktu widzenia zasady monogamii, wynikając z zasad etyki chrześcijańskiej, jest to niemoralne tak samo jak prostytucja i promiskuityzm. Konflikty etyczne zawsze wynikają z tego, co von Mises (zazwyczaj krytykowany przeze mnie za socjologiczną Blindheit) nazywa „ostatecznym wartościowaniem” – czyli tym, co jest albo niedefiniowalne i niepodlegające weryfikacji, albo definiowane per se. Ekonomiczna efektywność i etyczna ocena należą do różnych porządkówviii: Ich ocena powinna być rozdzielona: Dopiero po tym można przystąpić do badania połączenia. W dodatku, jeśli przyjmiemy, że za decyzją stoi zawsze „ostateczne wartościowanie”ix, wcale nie dojdziemy do fatalistycznych wniosków „normatywności tego, co możliwe”. Wartościowanie ludzi może ulec zmianie: M.in. poprzez uświadomienie fatalnych skutków danej decyzji, a także (co mnie różni z liberałami, chociaż i ja zdaję sobie sprawę z dalekich ograniczeń) przez paternalistyczną politykę wspólnot różnego rzędu (im mniejsza wspólnota, tym lepiej, bo mniej anonimowa).


Następnym punktem jest pomieszanie samego systemu, jakim jest kapitalizm z ze zjawiskiem ekspansji. Ekspansja nie jest niczym nowym: Dotyczy państw, imperiów, religii, ideologii, czemu nie miałaby dotyczyć postępu materialnego? Jednak krytyka ekspansji i imperializmu dotyka wyłącznie dóbr materialnych, podczas gdy równie niemoralne wydają się anty-pacyfistyczne i agresywne działania wobec innych. Nie ma żadnej potrzeby, by po marksistowsku łączyć ekspansjonizm z kapitalizmem. Kapitalizm nie ma żadnego celu, nie jest systemem teleologicznym, jest narzędziem służącym do zarządzania produkcją (obok systemu centralnego planowania jak i ekonomiki autarkicznej). Także nastawienie na udoskonalenie produkcji, jak już zostało wyżej wspomniane, nie jest żadnym novum epoki modernizacji. Każdy rzemieślnik mógł wykonać ulepszenie lub nowy wynalazek. Była to ekspansja, dokonywała się ona jednak mniejszymi kroczkami. Wzrost ma charakter wykresu funkcji ekspotencjalnej. Dotyczy to zarówno demografii samej populacji, jak i skumulowanego wzrostu naukowo-gospodarczego. Oczywiście, jeden i drugi ma swoje granice, które jednak w kontekście ludzkiej „niesforności” (np. wynalazczości) ciężko wytyczyć.

 

Z kolei antropomorficzna metafora kapitalizmu powoduje nieuchronnie chaos w dyskusji: Mówimy, że jest grupa ludzi utożsamiana z systemem, którzy kierują się swoimi celami. Nie mamy żadnej możliwości weryfikacji takiego stwierdzenia. Ale przyjmując, że to prawda, należałoby się zastanowić, dlaczego ta grupa to nie my sami lub autorytarne elity z poglądami, które są nam bliskie. W takim ujęciu jest nieistotne, czy mówimy o systemie politycznym, czy o kapitalizmie, za działaniami stoją jacyś konkretni ludzie, którzy na każdym szczeblu społecznej piramidy mają sprzeczne i wspólne cele. Kapitaliści nie mają jednoznacznej motywacji do poszerzania produkcji: Koszty organizacji przedsiębiorstwa, marginalne i wzrastające ceny poprzez wzrost popytu na czynniki produkcji zawsze wyznaczą granicę. A przede wszystkim rozszerzenie produkcji to zachęta dla potencjalnych konkurentów, coś, co istniejący kapitaliści zawsze (za pomocą państwa czy zmów cenowych) starają się zdusić już w zarodku.

 

Przy takiej formie więzi możliwy horyzont jakiejś ponadindywidualnej sprawy wspólnej dla wszystkich daje się wytworzyć tylko pośrednio, jako rezultat stosunków, oddziaływań i uzgodnień każdej jednostki z innymi.”

 

To, że kontraktualizm był straszliwym błędem (wynikającym raczej z niezweryfikowania konceptów demokratycznych, które swoje praźródło mają w teorii umowy społecznej Rousseau), nie trzeba dzisiaj przekonywać. Charyzma, elita, wspólnota, geniusz ludzki, pozycja społeczna i ekonomiczna sprawiają, że w społeczeństwie liberalnym tworzą się ośrodki władzy obalające mit o równości ludzkiej. Przy czym to nie jest żadna wada (hierarchie są przecież także częścią konserwatywnej wizji społeczeństwa): Rzecz w tym, że poza zbawieniem nie ma żadnej przesłanki do istnienia wielkiej „ponadindywidualnej sprawy wspólnej”, gdyż zawsze jesteśmy skazani na podporządkowanie, kompromis bądź – rzadko, bo rzadko – na ordynowanie innym. Ludzie częściej podążają, niż są tymi, za którymi się podąża. Pytanie: i co z tego? Margines sprawy wspólnej jest dość wąski (społeczny „pax”, kohezja społeczna), ponadto powstaje problem z tym, kto ma w innym przypadku oceniać każdorazowo, czy dana sprawa jest wspólna, a która indywidualna? Porażek technokratów mamy aż nadto.

 

W wyniku procesu modernizacji dochodzi więc do depersonalizacji stosunków międzyludzkich: osoby odnoszą się do siebie nie wprost, ale za pośrednictwem swoich odniesień do rzeczy, a całokształt ich wzajemnych oczekiwań i zobowiązań regulowany jest różnymi formami umowy.“

 

Moim zdaniem nie jest to związane z samą modernizacją, ale z ukonstytuowaniem się społeczeństwa masowego, które już samą liczbą musi prowadzić do wyobcowania i depersonalizacji. Historia pokazała, że alternatywne systemy co do kapitalizmu, zastosowane w epoce nowożytnej, nie prowadzą wcale do dużo lepszych wyników: w większości są one równie złe lub gorsze. Znowu pojawia się pytanie: Jaka jest alternatywa i kto potrafi ją wskazać? A jeśli nie ma już odwrotu?

 

Owszem, w marketach półki wręcz uginają się pod towarem, tylko co z tego, jeśli większość to zwykłe śmieci?”

 

Nie nam to osądzać, zwłaszcza, gdy alternatywą może być brak jedzenia. Obecnie żyjemy dłużej i chorujemy mniej niż w epokach „naturalnie produkowanej” żywności. Nie znam także obecnie na świecie gospodarki, która produkowałoby w inny sposób, zatem jest to argument z gatunku logiki sakralnej. Gdyby to była żywność skrajnie szkodliwa, konsumenci podziękowaliby takim producentom i wybrali innych. Oczywiście jest to nie do pomyślenia przyjmując deterministyczny punkt widzenia. Ale dlaczego średniowieczny chłop byłby miał troszczyć się o to, czy sprzedawane przez niego na targu płody rolne były dobre? Po raz kolejny mamy do czynienia z problemem występującym niezależnie od systemu gospodarczego. Być może, z uwagi na rozrost ludzkości, postępujące z tego powodu umasowienie i anonimowość jednostek osłabła kontrola społeczna nad takimi zjawiskami. Ale: Żyjemy w takim, a nie innym świecie i w tej kwestii musimy oceniać rzeczy takie, jakie są, a nie takie, jakich byśmy sobie życzyli. Jeśli ktoś wskaże mi alternatywę, której koszty (zarówno ekonomiczne, jak i społeczne) będą mniejsze, to tylko wtedy taka krytyka stanie się zasadna.

 

Kwestię lobbingu i instrumentalnego traktowania gospodarki przez państwo mógłbym pominąć, ale warto podkreślić dwie kwestie: Pierwszy jest wynikiem pluralistycznego wypaczenia procesu politycznegox i tylko w tym kontekście kapitalizm faktycznie może zostać uznany za winny (jeśli ustrój ekonomiczny nie przewiduje rozwiązań i nie jest skuteczny w ich egzekwowaniu)xi; druga kwestia znowu tyczy się problemu uniwersalnego, czy to wyzysk kolonii greckich przez metropolie, czy kolonii południowoamerykańskich przez katolickie przecież Hiszpanię i Portugalię, których to władcy finansowali ekspedycje kolonialne.

 

Zgadzam się za to w jednej kwestii: Emancypacja z jednego czynnika powoduje uzależnienie od drugiego. Uwolnienie się człowieka z więzów doczesności jest niemożliwe, gdyż poza doczesnością nie może on funkcjonować. Nie wiem tylko, dlaczego kapitalizm miałby fatalistycznie determinować rozpad wszystkich więzów. To rozumowanie można zresztą odwrócić: Tylko przy odwrotności emancypacji – tj. związaniu, zakorzenieniu – można uzyskać trwałą motywację do pracy. Rodzina, ojczyzna, wspólnota religijna lub jakakolwiek inna (np. sportowa, artystyczna) sprawiają, że człowiek jest chętniejszy do pracy. Ostatecznie wszystko zależy od wartościowania i przekon(yw)ania. Obrona autonomii wspólnot przed Lewiatanem, a zwłaszcza rodziny, były głównym tematem XX-wiecznych neoliberałówxii.

 

Na koniec ostatnia kwestia: Teza, że dzisiaj mamy tylko poesis, a brakuje praxis i theoria jest ryzykowna. Niżej podpisany też woli zajmować się theoria i praxis. Robi to wielu moich przyjaciół. W dodatku jest to podział, który można ocenić ex post. Wiele z tego, co było theoria, a nawet praxis, ostatecznie okazywało się poesis. Jeszcze: Nie jest to podział ostry, każda wiedza może mieć proporcje wszystkich tych trzech komponent. Np. wiele dzisiaj dyskutuje się o zgubnym wpływie seksualizacji młodzieży, a dyskusja nie wyszła od konserwatystów czy katolików. Powoli odkrywa się błędy rewolucji 68’ czy reklamy. Rezultat nie jest nam znany, ale zamiast płakać nad rozlanym mlekiem i zwycięstwem procesów modernizacyjnych, zastanówmy się, czy nie można ich wykorzystać lub oddzielić wydane przez nich ziarna od wydanych plew. Pielenie jest oczywiście dużo trudniejszym zadaniem niż koszenie.

 

Kamil Kisiel

 

i Jest to element historycznego kontinuum łączące feudalizm z oświeceniem.

 

ii Kulturę minojską opisał w drugim tomie Ortsbestimmung der Gegenwart Alexander Rüstow. Był to modelowy przykład tego, co dzisiaj nazwalibyśmy „gospodarką kapitalistyczną”, przy szeregu restrykcji dotyczących postępu technicznego i podziału pracy. Kreta jako zasoby miała w zasadzie tylko oliwki i ryby, w przeciwieństwie do wielu innych kultur, szczepów, państw i królestw, mających obfite zasoby jak żelazo i złoto. Oliwki i ryby to za mało, by wytłumaczyć bujny rozkwit kultury minojskiej. Sukces polegał na tym, że jako kultura handlowców-marynarzy, Minojczycy potrafili skojarzyć towary produkowane w jednych rejonach ze zbytem u drugich. Wiele wytworów kultury minojskiej świadczy o wpływach np. kultury egipskiej (np. typowo perspektywiczne malunki). Mieszkańcy greckiej wyspy wzbogacali się na tym, co dzisiaj można nazwać „marżą pośrednika” i kojarzeniu (matching). O potędze handlowej Krety świadczy np. mit o Tezeuszu, z którego można wywnioskować tezę, że Kreta zhołdowała sobie część obszarów Peloponezu. Por. Rüstow, Alexander, Ortsbestimmung der Gegenwart (Band II), Erlenbach-Zürich 1963, s. 14-20.

 

iii Chyba, żeby znowu za Heglem przyjąć, że ilość zmienia się w jakość, a postęp jest trwały, co jednak falsyfikuje np. regres kulturowy i ekonomiczny po upadku zachodniego Imperium Rzymskiego. Co ciekawe, niektórzy próbują używać do tego „nowożytnych” terminów, por. von Mises, Ludwig, Ludzkie Działanie, Warszawa 2007, tłum., Witold Falkowski, s. 647-649.

 

iv Ten błąd wynika prawdopodobnie z ciągle żywej recepcji pism Maxa Webera. Tymczasem predestynacja kalwinistów i protestantów nie odnosi się nawet do samej reformacji, gdyż ta przechodziła dalsze mutacje (porzucając np. wspomnianą predestynację). Ale nawet przyjmując weberowskie wyjaśnienie jako prawdziwe, to nie musiał on mieć i nie ma żadnego przełożenia na sam kapitalizm: Po prostu z błędnej przesłanki wyciągnięto poprawny wniosek. Człowiek przekonany o determinizmie i pracujący w pocie czoła na zbawienie, także dokonuje aktów wyboru za pomocą wolnej woli. Predestynacja zatem działa tutaj co najwyżej jako czynnik psychologiczny i zostaje odarty z jakiejkolwiek teologicznej „nadbudowy”. Błąd determinizmu popełnił np. Marks spodziewający się, że (zgodnie z własną dialektyką) rewolucja nadejdzie w najbardziej kapitalistycznych społeczeństwach, tymczasem dokonała się w tych, które nie wyszły nawet z gospodarki, gdzie proporcje ciągle były na korzyść komponenty autarkicznej – Rosji i… Mongolii. Błąd ten nawet Schumpeter pokrętnie broniąc marksowskiej teorii koncentracji rozstrzygając historię na korzyść socjalizmu: Procesy modernizujące nie są dane raz na zawsze, kapitalizm jako system gospodarowania dopuszcza dewolucję (w pewnych momentach jest to nawet konieczność, czasami ta zmiana ma charakter trwały). Zdumiewające jest to, że za błędami deterministów (których należało zaklasyfikować tutaj jako spadkobierców Marcina Lutra i Jana Kalwina, niejako „post-protestantów”) Webera, Marxa i Schumpetera podąża katolicka konserwatystka. Krytyka determinizmu por. von Mises, Ludwig, Teoria a historia, Warszawa 2011, s. 41-55.

 

v Nie sądził też tak największy adwokat kapitalizmu, Ludwig von Mises, który koncepcję „twórczego geniusza” oddzielił od stosowanej przez siebie koncepcji prakseologii (homo agens).

 

vi Np. prostytucja sakralna. Czy etycznie jest ona lepsza od tej „gospodarczej” w dzisiejszych Niemczech?

 

vii Por. mój artykuł: http://prokapitalizm.pl/inzynieria-spoleczna-%E2%80%93-obiekcje-wobec-monogamii.html. Monogamia była jednym z warunków sukcesu ekonomicznego społeczeństw europejskich, gdyż koncentrowała zasoby ojca na jedną matkę z jej dziećmi. Społeczeństwa afrykańskie, braministyczne i arabskie (te, których allah nie obdarzył ropą naftową), gdzie przetrwało wielożeństwo, ciągle tkwią w niedorozwoju.

 

Poligamia wojenna polega także na racjonalnym wykorzystaniu „zasobów” w postaci kobiet: Jako, że na wojnie biorą udział (brali udział) głównie mężczyźni, prowadzi to do nadwyżki kobiet nad mężczyznami. Aby nie stracić „potencjału ekspansji”, mężczyźni, którzy zostali przy życiu, biorą sobie więcej niż jedną żonę (a czasami harem). Jest to też historyczne wyjaśnienie „dziewczynkobójstwa”.

 

viii Na co kładł nacisk np. Walter Eucken w Podstawach polityki gospodarczej.

 

ix Por. Ludwig von Mises, Ludzkie Działanie, rozdział I.

 

x O czym pisał w III tomie Ortsbestimmung der Gegenwart Alexander Rüstow.

 

xi To, że system autorytarny może łączyć się z gospodarką kapitalistyczną, udowadniają przypadki Chile za rządów junty Pinocheta, Korea Płd. w latach 50. I 60. oraz obecne Chiny.

 

xii Por. Dyskusja nad talonami na szkołę, Friedman, Milton, Wolny Wybór, Sosnowiec 2009, s. 167-174.

 

 

Kategoria: Ekonomia, Kamil Kisiel

Komentarze (3)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. malok pisze:

    Obecnie żyjemy dłużej i chorujemy mniej niż w epokach "naturalnie produkowanej żywności" 

    Wniosek? Naturalna żywność jest szkodliwsza dla zdrowia niż chemiczny śmietnik w żywności :). 

  2. Magdalena Ziętek pisze:

    Jak mówiła moja koleżanka, ze wzlędu na konserwanty będziemy tak zakonserwowani, że nawet po śmierci nie będziemy się rozkładać ;-)

  3. Kaml Kisiel pisze:

    Po prostu problem jest wydumany, a nawet jakby go jakoś rozwiązać, to przyniósłby ambiwalentne skutki w postaci wydłużenia długości życia i innych problemów zdrowotnych, pojawiających się ze zwykłej starości. Zresztą, to nie żywność jest głównym trucicielem: Smog, radioaktywność z licznych źródeł (komórki, rentgeny, przekaźniki fal itp. itd.), brak ruchu… Żywność jest na 5. lub 6. miejscu :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *