banner ad

Eris: „Milczący kat” – Szamuelly

| 15 marca 2021 | 0 Komentarzy

Felieton niniejszy osnuty jest na tle korespondencyi z Budapesztu specjalnego wysłannika paryskiego „Journal’a”, Paul’a Eris, który w artykule „Les crimes de Szamuelly” kreśli sylwetkę tego krwawego apostoła bolszewizmu na Węgrzech.

 

Kiedy po dziesiątkach lat na żyznej ziemi węgierskiej zaschnie krew przelana przez „apostołów” bolszewickich i kwiatami porosną groby ich niezliczonych ofiar, stare nianie i siwe babki opowiadać będą o zmroku zapatrzonym w nie chciwie dzieciom jedną z najstraszliwszych i najkrwawszych legend, bardziej przerażającą niż bajka o siedmiu zbójcach, albo o królu Sinobrodym, który mordował piękne, młodziutkie żony i trupy wrzucał do wilgotnych ciemnic swego posępnego zamczyska.

 

Tą najstraszliwszą i najkrwawszą legendą będzie opowieść o słynnym kacie bolszewickim, drapieżnym bękarcie Lenina i Trockiego, węgierskim „apostole” teroryzmu i komunizmu – Tiborze Szamuelly’m. Dwudziestoparoletni reporterzyna jednego z pism węgierskich, brudny, głodny i obdarty, po deklaracyi wojny posłany, jako prosty żołnierz na front rosyjski, z entuzyazmem dał się wziąć do niewoli i jako jeniec rosyjski, wraz z bratem swym duchowym i współwyznawcą Belą Kunem, oddał się całą duszą na usługi bolezewizmu.

 

– W Syberyi rozstrzelatłem własnoręcznie tysiąc dwustu oficerów węgierskich z obozów koncentracyjnych. Rozstrzelałem ich tylko dlatego, że wpływali na swoich żołnierzy, by opierali się demagogii sowietów! – chlubił się swem bohaterstwem w krótkiej fazie rozkwitu swej późniejszej krwawej władzy.

 

Po powrocie z Rosyi do Budapesztu wzgardził portfelem ministeryalnym, który mu po przyjacielsku ofiarował Bela Kuhn i wziął się do tępienia rewolucyonistów. Jak krwawe widmo, widmo zgrozy, rozpaczy i przerażenia zjawiał się w miastach i miasteczkach w swym luksusowym automobilu otoczony świtą, złożoną z czterdziestu zbirów. W gmachu miejscowej rady sowieckiej rozkazywał zgromadzić wszystkich antykomunistów, ustawiać ich następnie na wielkim placu i godzinami czekać na mrozie na ostatnią audyencyę.

 

W kosztownem futrze, z cygarem w ustach, ze zmrużonemi okrucieństwem oczami, odbywał rewię, niedbałym gestem ręki lśniącej tęczą zrabowanych brylantowych pierścionków, wskazując w milczeniu bez zapytania o nazwisko tych, którzy mieli zostać straceni.

 

– Macie dwie godziny czasu, aby ich powiesić – zwracał się „milczący kat” do swej świty.

 

Na jego rozkaz spędzano całą miejscową ludność na plac egzekucyi, ustawiając w pierwszym rzędzie na pół oszalałą z rozpaczy rodzinę skazańców. Wśród rozpaczliwych krzyków i szlochów steroryzowanych matek, żon i braci, powoli, z bestyalskiem okrucieństwem wieszano nieszczęśliwych lub rozstrzeliwano z mitraliez, ustawionych w bezpośredniej bliskości tłumów, zmuszonych patrzeć na śmierć najbliższych. A eks-reporter i nędzarz, Tibor Szamuelly, siadał w pobliżu w towarzystwie dwóch „adjutantów” i paląc spokojnie cygaro, przyglądał się z wyrafinowaniem nieopisanego okrucieństwa krwawej egzekucyi niewinnych…

 

Często kazał na placu straceń nakrywać sobie stół i jedząc wykwintnie podany obiad, pijąc ze zrabowanych kryształów najkosztowniejsze wina, patrzył uważnie na konających. W jednem z większych miast węgierskich, podczas takiego właśnie obiadu, zwrócił się do towarzyszących mu zbirów z konfidencyonalnem wyznaniem:

 

– Widok agonii tych rozstrzelanych psów antykomunistów zaostrza mi apetyt…

 

Steroryzowana ludność poddawała się krwawym eksperymentom „milczącego kata” z apatyą bezsiły i determinacyi. Cóż znaczyły bowiem protesty? Kiedy w Solnsku powieszono z rozkazu Szamuelly’ego pewnego urzędnika, obecny przy egzekucyi ojca syn powieszonego, czternastoletni chłopiec podbiegł do kata i zalany łzami, krzyknął: „Za co powiesiłeś mego ojca? Nie jesteś człowiekiem, jesteś drapieżnym zwierzem! – Szamuelly milcząc jak zwykle, wzruszył ramionami, wykonał jeden gest ręką skrzącą brylantami i w dwie minuty później jeszcze jedna sylwetka powieszonego zakołysała się w próżni…

 

– – – – –

 

Gdyby potworny teror bolszewizmu potrwał na Węgrzech parę miesięcy dłużej, Szamuelly bezwątpienia zrealizowałby swój krwawy sen o hetakombach. W przededniu ogłoszenia się dyktatorem, musiał skapitulować, wypuścić z rąk mordercy i kata okrwawione berło zbrodniczej, krótkotrwałej władzy. Nie mogąc uciec do Austryi, jak Bela Kuhn obładowany złotem i w blaskach jedwabnego życia snuć wątek rozkosznych, a czerwonych od krwi ludzkiej wspomnień, znienawidzony i przeklęty, wzgardzony i zgięty brzemieniem swych zbrodni musiał sam wymierzyć sobie sprawiedliwość.

 

Na nędznem śródmieściu, w cuchnącym zaułku znaleziono trupa samobójcy. Tym razem Tibor Szamuelly, którego apetyt „zaostrzał widok agonii rozstrzelanych psów -antykomunistów” – skąpał się w kałuży własnej krwi…

 

Zwłoki jego pogrzebano w pustkowiu, w pobliżu cmentarza żydowskiego, gdyż współwyznawcy jego nie pozwolili miejsca wiecznego spoczynku zbezcześcić trupem, „milczącego kata”. Na przeklętym grobie widnieje napis krótki i sprawiedliwy: „Tu spoczywa człowiek krwiożerczy”…

 

* * *

 

Tak wygląda bohater komunistów, tak przedstawiają się rządy bolszewickie! Wszędzie, gdzie tylko bolszewizm na chwilę dorwał się władzy, widzimy doszczętnie zwyrodniałych, szałem krwiożerczym owładniętych oprawców jako dygnitarzy, dzierżących ster rządów. Wszędzie panoszy się najwstrętniejsza zbrodnia. Działacze bolszewizmu głoszą ewangelię uszczęśliwienia proletaryatu, a są faktycznie najohydniejszymi katami, wobec których w kąt idą cary i zbiry carskie.

 

I pomyśleć, że znajdują się ludzie w Polsce, którzy robotnikowi polskiemu śmią zachwalać bolszewizm i rządy bolszewickie!

 

Paul Eris

 

Ilustrowany Kuryer Codzienny/ 16.10.1919/ Kraków/ Rok 10, Nr 282

 

 

Kategoria: klasyki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *