Mariański: Dwie komory konserwatywnego serca
Polityczność, jaką znamy, nie istniałaby bez Ancien Regime’u. Ta teza pozostaje aktualna nawet jeżeli sprawy kontrrewolucji nie są w centrum zainteresowań politycznych – socjalizm i liberalizm nie wyrosłyby bowiem z próżni. Ruchy te musiały stać w opozycji do zastanej rzeczywistości by próbować coś w niej zmienić. Podobnie szeroko rozumiany konserwatyzm stał w opozycji – nie był zwykłym stwierdzeniem wierności Staremu Porządkowi, lecz sprzeciwem wobec skierowanych przeciwko niemu rewolucji. Gdy jednak przyjrzeć się psychiczno-ideowej konstrukcji takiego ducha, to zobaczymy, że składa się on z dwóch nierozerwalnych, ale i skłóconych połów. Jedną z nich jest wilk bezczasowości, wiecznych zasad ponad „teraźniejszością” i światem, drugim zaś zwierz historycznego oglądania świata, chwytający za miecz uświęconej krwią Tradycji.
Ad fontes
Tak, jak filozofię nazywa się zbiorem „przypisów do Platona”, tak konserwatyzm można nazwać „przypisami do de Maistre’a”. Ten ojciec tradycjonalizmu, podobnie jak porównany z nim filozof, daje początek całej myśli prawicowej, która chcąc nie chcąc, musi się do niego odnieść. W jego pismach swój rodowód widzą zarówno arcykatoliccy prawicowcy, jak i Evola, który w mniemaniu niektórych wydaje się być „odchrystianizowanym de Maistre’m”. W „Rozważaniach o Francji” Sabaudczyka znajdziemy też pewne passusy wskazujące na dwie połówki konserwatywnego serca. Z jednej strony wyrazy etycznego maksymalizmu, oderwanie się od rozumianej w sposób świecki tradycji – „Nasze poglądy na dobro i zło, na to, kto jest niewinny, a kto jest winny, są zbyt często wypaczone przez utarte sądy” [1] – z drugiej zaś historyzm antropologiczny, wyrażony słynnym passusem, że „Jeśli jednak chodzi o człowieka, oświadczam: jak żyję, nie spotkałem żadnego” [2]. Raz de Maistre szuka w historii narodowych dusz i dziejowego indywiduum, raz używa argumentu z obiektywnie istniejącej natury ludzkiej dla całego gatunku, mówiąc, że „Chcecie więc, by człowiek nie był człowiekiem, żądacie niemożliwego” [3].
Ten śmiertelny zapaśniczy ścisk dwóch rodzajów umysłów konserwatywnych u Sabaudczyka jest znakomitym wyrazem tendencji w pierwotnym tradycjonalizmie. Nie są one w pełni spójne, bo wyrastają z różnych źródeł i idą w różnych kierunkach. Mimo to wielu następców tej myśli będzie próbowało pogodzić te dwa moralne kompasy.
Przejawem coraz większych tendencji rozgraniczających te dwa światy może być porównanie do siebie największych prawicowych filozofów politycznych XX wieku – w jednym szeregu znajdziemy już radykalnie historyzujących Spenglera i Evolę oraz równie ekstremalnie racjonalizującego Straussa. Oczywiście znajdziemy też chociażby Voegelina, który pozostaje pomiędzy tymi skrajnościami, nie przeczy to jednak ogólnym tendencjom.
Duch konserwatyzmu czerpie z nich obu garściami i nie sposób zrozumieć jego idei bez zrozumienia tego „dwudroża”.
Droga rozumu
Pierwsza z tych dróg jest pokusą wieczności. Konserwatysta jest niczym Kohelet, który patrzy na świat i wypowiada prorocze słowa: „To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem.” [4]
Mając świadomość marności rzeczy i człowieka budzi się w nim wstręt do tego co angielski przymiotnik „worldly” określa bardziej dobitniej, niż polskie „doczesny”. To świat go brzydzi, tymczasowy i marny. Światłem rozumu przebija się przez niego wniosek pogardy dla pragmatycznej polityczności – odrzuca Schmitowski obraz świata jako wrogów i przyjaciół, głosząc za Ateńczykiem z „Praw” Platona, że polityczność nie może odnosić się do wojny, która jest tylko „czymś koniecznym” a nie słusznym. Etyczny maksymalizm, doskonałość dobra i piękna prowadzą go do patrzenia na historię okiem sceptyka, która w Rzymie nie widzi wcale za Dantem wiecznej chwały przeznaczonej do władzy nad światem, lecz kolejne zepsute społeczeństwo, bo przecież „nic zgoła nowego nie ma pod słońcem”. Wierząc w idealne Kallipolis z platońskiego „Państwa”, nie widzi on możliwości realizacji tego co naprawdę można zwać polityką tutaj na ziemi. Można więc powiedzieć, że on i jemu podobni „Jedną tylko drogę ratunku dostrzegali, wąską i bezpowrotną, ale jedyną, (…) odkryli, że uciec się mogą tylko do samych siebie i do bogów” [5]
Tak więc staje on niejako wbrew „świętej tradycji” – pozostaje konserwatystą bo jego myśl płynie potokami Tradycji Kościoła, w której słyszymy ewangeliczne zawołanie „Królestwo moje nie jest z tego świata” [6] Ideał karze mu widzieć degenerację narodów, upadek człowieka – nie widzi jednak społeczeństwa wolnego od tych znamion zła. Nadzieje swoje pokłada on w pojedynczych jednostkach, których myśl nazywa światłem w ciemności dziejów – klasycyzuje, oddając się w objęcia Platona, Sokratesa, Arystotelesa i ich chrześcijańskich następców. Szczególnie zbliża się, nawet jeśli tego nie widzi, do myśli Św. Augustyna. Staje się pielgrzymem wiernym Bogu ponad wszystko, widząc świat tylko jako padół zniszczenia, który odwraca nas od samego Stwórcy. Pielgrzymuje i tak widzi swoje życie – polityczność ziemską przeciwstawia nowemu, chrześcijańskiemu Kallipolis, czyli „Państwu Bożemu”, Kościołowi. Tak rodzi się krajobraz obiektywnego patrzenia na rzeczywistość, rozumowego widzenia rzeczywistości, oceniania jej taką jaką jest i całkowitego odrzucenia jako niedoskonałej – z takiego drzewa rodzi się myśl chociażby Leo Straussa, który zawsze stawia na pierwszym miejscu klasyczne i racjonalne ideały, krytykując współczesną filozofię i świat.
Droga serca
Druga droga nie porzuca (wbrew pozorom) idealizmu – dusza konserwatywna nie jest duszą praktyczną. Oczywiście nie odrzuca działania, lecz zawsze stoi na stanowisku wyższym, pełnym fides teologicznej i politycznej. Widzi ona jednak świat przez inny pryzmat – rozum schodzi na dalszy plan, rzeczywistość w znaczeniu obiektywnym staje się czymś zawieszonym między bytem a niebytem. Arystotelesowska definicja prawdy jako zgodności z rzeczywistością staje się dla niego wypaczeniem – przeczy jej „rzeczywistość historyczna”. Człowiekiem rządzi historia, prawda jest tylko własna, nigdy sama w sobie. Historyzm taki przesuwa idee do tego świata – nie tworzy gnozy politycznej stylu Voegelińskiego, nie obiecuje raju na ziemi, ale zna swój najbliższy ideałowi kosmos, ład Świętej Tradycji. To w jego obronie rzuca się Rejtanem, pomijając jego wady jako nieistotne w obliczu apokaliptycznego świata współczesności. Argument siły czy siła argumentu – nie ma znaczenia. Środki stają się mniej istotne, bo celem jest sam uświęcony porządek. Rozumuje on o sobie w kategorii pompejskiego żołnierza nie odwołanego z posterunku, słynnej analogii konserwatyzmu „straconych pozycji”. Ten konserwatysta, tak samo jak tamten, często nie widzi nadziei na przywrócenie ładu politycznego – różni się jednak od tamtego przekonaniem o realności tego ładu w historii. Jest nie na stanowisku opuszczonym „na zawsze”, lecz „na dzisiaj”.
Oswald Spengler wyraża najlepiej fundamentalny dla tego myślenia historyzm. Jego teoria dziejów wyraża z jednej strony właśnie ten specyficzny, kulturowy relatywizm w zakresie prawdy: „Powszechna ważność jest zawsze błędnym wnioskowaniem o innych z samego siebie.” [7] Tak wyraża się historyczna droga każdego narodu (myśl de Maistre’owska!), a nawet całych cywilizacji. Myślenie o duszy zachodniej w kategoriach organizmu prowadzi do nieuchronności, do przeciwstawienia reprezentowanej przez konserwatystę rozumu „logiki przestrzeni” innemu porządkowi – „Jest faktem o najgłębszej wewnętrznej pewności, że poza koniecznością przyczyny i skutku (…) istnieje jeszcze w życiu organiczna konieczność przeznaczenia, logika czasu”[8] Szczególnie symptomatycznym dla tego przeciwstawienia jest konflikt na poziomie filozofii prawa – pierwszy duch konserwatywny stoi uparcie za Akwinatą na gruncie prawnonaturalnym, stając niejako w jednym szeregu z ojcami rewolucyjnej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, którzy uznają w niej przecież „naturalne, niezbywalne i święte prawa” [9]. Drugi z nich staje w rzędzie Savigny’ego i szkoły historycznej – nie wierzy w prawa oderwane od narodowej historii i przyczynowości. Ufa tylko dziejowej Opatrzności, która sama prowadzi kultury do prawa dla nich odpowiedniego. Jeden szuka prawa w Bogu – drugi w prawie widzi Boga.
Metoda i rozwiązanie
Oczywistym zarzutem dla tej diagnozy jest jej subiektywizm – to co „mi w duszy gra” przełożyłem na ogólną dusze konserwatysty. Całkowite odrzucenie jednak introspekcji jako metody poznania jest błędem o wielkim znaczeniu. Mówiąc Św. Augustynem: „Oto ludzie wędrują, aby podziwiać szczyty gór, spiętrzone fale morza, szeroko rozlane rzeki, Ocean otaczający ziemię, obroty gwiazd. A siebie samych omijają, siebie nie podziwiają.”[10] Prawda o nas jest w nas, my sami kryjemy tajemnicę tego co większe i jaśniejsze. Nazywam się kimś i to co drzemie wewnątrz tego jednego egzemplarza idei konserwatywnej jest nie tylko pojedyncze, ale też ogólne i symptomatyczne. Jeżeli chcemy szukać rozwiązań, nawet nie na samą rzeczywistość (która wydaje się nam niezwyciężona), lecz na naszą w niej kondycję to trzeba spojrzeć w głąb. Spór między dwiema połowami konserwatywnego serca jest nieunikniony, to co nam zostaje to próby uzgodnienia tych dróg lub zwycięstwo jednej nad drugą. Ten problem nie jest nowy, trwa od de Maistre’a po dzień dzisiejszy. Nigdy jednak człowiek nie zazna spokoju, dopóki jest na ziemi – nie unikajmy naturalnej walki, znajdźmy w niej swoją własną drogę.
Bartosz Mariański
[1] – „Rozważania o Francji”, hr. Joseph de Maistre
[2] – Tamże
[3] – Tamże
[4] – Koh 1, 9
[5] – „Prawa” Platon, ks. III 699b-699c
[6] – J 18, 36
[7] – „Zmierzch Zachodu” Oswald Spengler, Aletheia, Warszawa 2014 s. 37
[8] – Tamże, s. 23
[9] – Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z 26 sierpnia 1789, preambuła
[10] – „Wyznania” Św. Augustyn z Hippony, IX, viii
Kategoria: Myśl, Publicystyka