Devlin: Ludwika de Bonald teoria szlachectwa
W przeciwieństwie do Edmunda Burke'a i Josepha de Maistre'a Ludwik de Bonald poświęcił stosunkowo niewiele miejsca analizie rewolucji francuskiej jako takiej. Zamiast tego skupił się na zrozumieniu tradycyjnego modelu społeczeństwa, wówczas już nieistniejącego, a jego recenzja Considérations sur les principaux événements de la Révolution française pani de Staël przeobraża się ostateczie w teorię o szlachectwie i jego roli. Zajmujący się Bonaldem uczony, Christopher Olaf Blum, nazywa to "jego najbardziej oryginalnym wkładem w teorię kontrrewolucji".
Każde zaawansowane społeczeństwo potrzebuje ludzi, którzy poświęcą się dla dobra publicznego kosztem prywatnego interesu swoich rodzin. Dzieje się tak szczególnie w przypadku zawodów związanych z prawem oraz wojną: Bonald nazywa sędziów i żołnierzy "wewnętrznymi i zewnętrznymi środkami zachowania społeczeństwa", są to zatem fundamentalne zawody polityczne – czy też publiczne.
W przypadku człowieka mającego przystąpić do służby publicznej wymagane są dwie podstawowe cechy. Po pierwsze – musi on być ekonomicznie niezależny. Nie może polegać na zmiennej woli pracodawcy, który wypłaca mu pensję, jakkolwiek hojną by ona nie była. Co więcej – służba publiczna nie pozwala mu zajmować się handlem, powinien to zatem być właściciel ziemski.
Po drugie – człowiek taki musi być społecznikiem i widzieć służbę publiczną jako honor i wyróżnienie: [Przedrewolucyjne] ustawodawstwo mówiło do każdej rodziny: kiedy już wypełnicie wasze obowiązek w otoczeniu domowym, którym jest osiągnięcie niezależnej własności poprzez pracę, porządek i gospodarność, tj. gdy osiągnęliście dosyć, by nie zależeć od innych i jesteście w stanie służyć państwu na własny koszt, z własnych przychodów, a także – jeżeli to konieczne – własnym kapitałem, największym honorem, po jaki możecie sięgnąć, stanie się wejście do grona szczególnie oddanych służbie państwu. W rzeczywistości jednak jest to rodzaj szlachetnej fikcji: "wyróżnienie, za zrządzeniem dziwnego odwrócenia pojęć, wydawało się, nawet im, być uprawnieniem, podczas gdy w rzeczywistości nie jest niczym więcej, jak tylko funkcją służebną". Interes własny zaleci więc w tym wypadku dalsze oddanie się rodzinom i zmartwieniom życia prywatnego.
Francja przedrewolucyjna dysponowała niezwykłym systemem wypełniania wakatów na urzędach publicznych: były one sprzedawane. Znany pod nazwą sprzedawalności stanowisk, system ten przywoływany jest najczęściej jako przykład irracjonalności finansów epoki ancien régime. Liberalni historycy krytykowali go zwłaszcza za opóźnianie rozwoju szeroko zakrojonego francuskiego kapitalizmu: zamiast bez wahania rozwijać swoje operacje handlowe, odnoszący sukces kupcy zamieniali je na ziemię celem dokonania zakupu cieszących się znacznie większą estymą urzędów dla siebie lub swoich synów. Jednak Bonald ciepło broni tego zwyczaju:
Nie mogło być instytucji bardziej moralnej, aniżeli ta, która z najbardziej czcigodnych pobudek dała przykład bezinteresowności ludziom opętanym chęcią posiadania pieniędzy w społeczeństwie, w którym namiętność stanowiła płodne źródło niesprawiedliwości i zbrodni. Nie mogło być polityki lepszej niż powstrzymanie środkami potężnymi, acz dobrowolnymi, a także z pobudek honorowych, nieumiarkowanej akumulacji bogactwa w tych samych rękach.
Duża suma, stanowiąca zapłatę za sprawowanie urzędów zaufania publicznego – twierdzi dalej – spełniała funkcję dowodu niezależności i bezinteresowności kandydata. Otwarcie karier na talenty, którym tak epatowała Rewolucja, otworzyło po prostu pole do łapownictwa i niekończących się sporów o to, kto jest bardziej uzdolniony. Sprzedawanie urzędów w sposób otwarty było – rzecz dziwna – procedurą znacznie bardziej obiektywną.
Bonald z atencją konfrontuje przy tym służbę szlachty we Francji z tym, co nazywa politycznym szlachectwem w Anglii: parowie w Anglii nie byli "szlachtą przeznaczoną do służby władzy politycznej, lecz senatem poddającym ją nieustannym próbom". Nie oddawali się zresztą obowiązkom publicznym bez reszty: "par, który tworzy prawo trzy miesiące w roku, sprzedaje len przez pozostałe dziewięć".
Liberał może odpowiedzieć, że prywatni kupcy lniani służą społeczeństwu tak samo, jak sędziowie czy żołnierze: oferują bowiem ogółowi wymianę towarów. Współcześni libertarianie dosyć efektywnie zwykli wyśmiewać frazę o "sługach publicznych", którzy uzurpują sobie prawo do połowy naszych dochodów, podczas gdy "samolubni" biznesmeni pracują tak, byśmy mogli jeść, ubierać się i mieszkać taniej, niż ktokolwiek inny w dziejach. [Rozważając to] de Bonald wspomina jednak wysuniętą swego czasu sugestię, zgodnie z którą nawet praca aktorów może nosić miano "służby publicznej", wystawiają oni bowiem dla ogółu. Przywołane stwierdzenie stało się rzecz jasna powszechnym obiektem drwin nawet tych, którzy nie potrafili swojego stanowiska uzasadnić.
Sprawa z handlarzami ma się podobnie. Kupiec, który sprowadza całą flotę wyładowaną cukrem i kawą, służy jednostce nie mniej, niż sklepikarz, który ją sprzedaje. Jednak żołnierz, który poświęca swoje życie za kraj, nie działa wyłącznie z powodu konkretnych, współtworzących go w danym momencie, osób. Podobnie sprawiedliwość: jej intencje są nieredukowalnie bezosobowe i uniwersalne. Jest perfekcyjnie ślepa, nie zważa na osoby. Myślenie w kategoriach ekonomicznych nie ma tu żadnego zastosowania.
Należy podkreślić, że zaprezentowana przez Bonalda teoria szlachectwa jest interpretacją idealistyczną. Od czasów Ludwika XIV grande noblesse w Wersalu nie piastowała zbyt wielu funkcji, a na długo przed wybuchem Rewolucji wielu szlachciców wykazywało wiele cech bliższych rozwiązłym postaciom z Les liaisons dangereuses, aniżeli typom idealnym, opisanym przez Bonalda. Jak pisze Blum: podnosząc swój argument [Bonald] był reformatorem, gdyż szlachta francuska pozostawała skłonna odrzucić obowiązki na rzecz takiej wolności, która pozwoliła by im, możnym, panować bardziej efektywnie, za to bez utrudniania troską o tradycyjne struktury.
F. Roger Devlin
Tłum. Mariusz Matuszewski
Kategoria: Historia, Mariusz Matuszewski, Myśl, Społeczeństwo