banner ad

Danek: Zygmunt Beczkowicz – sanacyjny wojewoda

| 16 września 2024 | 0 Komentarzy

Głośno komentowany w swoim czasie przypadek represjonowanego przez Stolicę Apostolską metropolity gdańskiego Sławoja Leszka Głodzia pokazuje, w jaki sposób powinno się sprawować władzę. I to właśnie z powodów, dla których był on głośno komentowany: ze względu na styl, w jakim arcybiskup Głódź kierował archidiecezją i kurią, a także ze względu na fakt, iż po usunięciu ze stanowiska szybko został sołtysem swojej rodzinnej miejscowości.

W należyty sposób sprawują rządy dostojnicy krytykowani – przeważnie przez demokratów – za to, że zachowują się jak „udzielni książęta”, a w podległych sobie strukturach zaprowadzają stosunki „feudalne”. Świadczą o tym już same określenia używane przez krytyków. Średniowieczny feudał faktycznie rządził lennem jak osobnym państewkiem, nad którym miał pełnię władzy. I sprawował ją z pełną świadomością, czyli z przekonaniem, że odpowiada tylko przed Bogiem i Jego ziemskimi pomazańcami. Rządzenie w takim stylu jest władzą we właściwym sensie tego słowa, to znaczy władaniem, a nie tylko urzędniczym administrowaniem. Rządzący w ten sposób postępuje jak wcielenie zasady władzy, którym rzeczywiście jest.

W II Rzeczypospolitej do najwybitniejszych wojewodów należeli właśnie ci krytykowani przez opozycję za to, że postępują jak „udzielni książęta” – ci, co kierowali województwem na sposób dawnego wielkorządcy postawionego na czele prowincji, mieli całościową wizję swoich rządów i w pełni wykorzystywali swoją władzę.

W 1935 r. na łamach konserwatywnego „Czasu” Ksawery Pruszyński pisał: „Uważam, że w Polsce jest trzech tylko administratorów w wielkim stylu, stylu oczywiście zupełnie od siebie różnym: wojewoda śląski Grażyński, wojewoda poleski Biernacki, wojewoda wołyński Józewski. Można ich potępiać lub wynosić pod niebiosy, nie można obok nich przejść mimo. To są ludzie, którzy nie tylko urzędują, ale rządzą.” (1). Może dlatego, że Pruszyński pisał swój tekst w 1935 r., obok wymienionych nie pojawił się w nim niepełniący już wówczas służby w tym charakterze Zygmunt Beczkowicz (1887-1985). Na pewno zaliczał się bowiem do lepszych wojewodów w okresie rządów sanacji.

Aż do przewrotu majowego Beczkowicz nie miał ściślejszych związków z obozem legionowym. Jego działalność polityczna zaczęła się od udziału w strajkach młodzieży szkolnej w zaborze rosyjskim, jakie wybuchały na początku XX wieku. Beczkowicz w 1902 r. uczestniczył w lokalnym strajku uczniów na Podlasiu, mającym wymóc wprowadzenie do rządowych szkół lekcji religii w języku polskim, a w 1905 r. w powszechnym strajku szkolnym w Królestwie. To przeżycie pokoleniowe łączyło go z młodszą częścią obozu piłsudczykowskiego. Jak ważne dla piłsudczyków były później tamte wydarzenia, niech świadczy fakt, iż jeszcze w 1938 r. (!) „legionowy” generał Kordian Zamorski, wówczas komendant główny Policji Państwowej, zarzucał wiceministrowi spraw wewnętrznych, pułkownikowi Bronisławowi Nakoniecznikowowi-Klukowskiemu, że to „opój i łamistrajk szkolny z czasów 1905 r., bity po pysku” (2). Beczkowicz nigdy nie należał do PPS-Frakcji Rewolucyjnej, podczas I wojny światowej nie służył też w Legionach. Po wyparciu przez państwa centralne wojsk rosyjskich z Kongresówki włączył się natomiast w ruch Komitetów Obywatelskich, organizujących po wyjściu zaborcy zręby polskiego sądownictwa i administracji, później zaś podjął pracę jako urzędnik Rady Stanu Królestwa Polskiego. Sytuowało go to nie w obozie piłsudczyków, a w obozie aktywistów, dążących do jak najszybszego odtworzenia polskich instytucji państwowych, dopóki Rosja ponosi w wojnie klęski. Zdobyte podczas wojny doświadczenie administracyjne zapewniło mu już w pierwszych miesiącach odzyskanej niepodległości nominację na stanowisko zastępcy Komisarza Rządu dla miasta stołecznego Warszawy, które objął w 1919 r. (3). Przetrwał na nim kilka następnych lat, co nie było sprawą oczywistą, biorąc pod uwagę, iż w czasie tym zmieniło się dziesięć rządów, a na funkcjonowaniu administracji odbijały się najpierw wpływy Józefa Piłsudskiego jako Naczelnika Państwa, następnie zaś jego odejście na wewnętrzną emigrację polityczną i usuwanie jego zwolenników z aparatu państwowego przez partie sprawujące władzę. Beczkowicz musiał jednak cieszyć się opinią kompetentnego i solidnego urzędnika. Z pewnością przyczynił się do niej fakt, iż podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. współorganizował obronę Warszawy w dramatycznym momencie, kiedy oddziały Armii Czerwonej docierały już do granic miasta. Dopiero w 1925 r. ze stanowiska zastępcy Komisarza Rządu został przeniesiony na równorzędne – wicewojewody warszawskiego. Pełnił na nim służbę do przejęcia władzy przez marszałka Piłsudskiego drogą zamachu stanu. Po przewrocie majowym rozpocząć się miał szczytowy okres jego kariery politycznej.

Od września 1926 r. Beczkowicz był wojewodą nowogródzkim, a potem – krócej – wileńskim. Sprawował więc władzę na Ziemiach Wschodnich, nazywanych błędnie, lecz nagminnie „kresami” – w części państwa uważanej powszechnie za tyleż ważną dla Polski, co problematyczną dla administracji (4), to ostatnie ze względu na ich wieloetniczny charakter. Wojewoda Beczkowicz zgodnie z założeniem „krajowców” głoszących, że dawne Wielkie Księstwo Litewskie to ziemia „trzech narodów” – Polaków, Litwinów i Białorusinów – dążył do zbliżenia tych trzech grup ludności. Wobec Białorusinów prowadził w swoich województwach podobną politykę, jak wspomnianych wcześniej wojewoda wołyński Henryk Józewski wobec Ukraińców: włączania miejscowej ludności niepolskiej do współzarządzania zamieszkiwaną przez nią prowincją. Na tle standardowych praktyk administracji terenowej II Rzeczypospolitej był to ewenement. W Polsce obowiązywała wówczas ustawa o szkolnictwie z 1924 r., nazywana „lex Grabski”, przygotowana przez endeckiego ministra oświaty Stanisława Grabskiego, wówczas zwolennika „polonizacji” mniejszości narodowych, czyli ich wynarodowienia, w miarę możliwości łagodnymi metodami. Ustawa usankcjonowała tworzenie na obszarach zamieszkanych przez mniejszości tzw. szkół utrakwistycznych, z dwoma językami wykładowymi, ale jej przepisy skonstruowano tak, aby umożliwić stopniową ich likwidację na rzecz placówek z lekcjami wyłącznie w języku polskim. Ludność niepolska widziała w tym narzędzie ucisku narodowego, a co najmniej ograniczania jej praw obywatelskich. Beczkowicz w grudniu 1929 r. zaproponował zniesienie szkół utrakwistycznych na terenach zamieszkanych przez Białorusinów w województwie nowogródzkim i zastąpienie ich szkołami białoruskimi.

Województwo nowogródzkie należało przed wojną do bardziej peryferyjnych – nie tylko z racji położenia przy wschodniej granicy państwa, ale również braku wyższych uczelni czy większych ośrodków przemysłowych. Z drugiej strony, to ostatnie oznaczało przetrwanie w tej części Polski tradycyjnych form krajobrazu, niezdewastowanych przez proces industrializacji, tym bardziej, że na terytorium województwa znajdowało się stosunkowo dużo obiektów historycznych i dóbr kultury materialnej. Chcąc wyeksponować związek Nowogródczyzny z resztą Polski i zarazem jej znaczenie dla polskiej kultury, Beczkowicz wybrał strategię promowania województwa jako ojczystej ziemi Adama Mickiewicza, uwiecznionej też w jego utworach. Jako wojewoda zainicjował akcję usypania w Nowogródku kopca ku czci poety przez ochotników z całej Polski. Wybudował schronisko turystyczne im. Aleksandra Janowskiego w pobliżu jeziora Świteź, we wsi Zaosie, gdzie znajduje się rodzinny dworek Mickiewicza. Schronisko przekazano oddziałowi Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego w Nowogródku. W 1930 r. w ziemi nowogródzkiej odbyły się uroczyste obchody 75-lecia śmierci wieszcza. Beczkowicz przewodniczył komitetowi organizacyjnemu uroczystości. Ich elementem był zjazd artystów i ludzi kultury połączony ze zwiedzaniem miejscowości związanych z poetą i jego twórczością; goście odwiedzili wówczas również schronisko w Zaosiu.

W 1931 r. Beczkowicz został przeniesiony do Wilna. Wojewodą wileńskim pozostał przez dwa lata, kontynuując politykę wypróbowaną wcześniej w województwie nowogródzkim. W 1933 r. minister spraw zagranicznych wytypował go na stanowiska posła RP w Rydze. Być może Beczkowicza postrzegano już wówczas na Wierzbowej jako specjalistę od ziem wschodnich dawnej Rzeczypospolitej. On sam początkowo nie chciał przyjąć nominacji; przekonał go do tego dopiero marszałek Piłsudski w osobistej rozmowie. Choć Łotwa należała do mniejszych sąsiadów Polski, poselstwo w Rydze było stosunkowo ważną placówką dyplomatyczną, z jednej strony ze względu na rolę, jaką w polskiej polityce wschodniej odgrywały państwa „limitrofowe”, to znaczy położone przy zachodnich granicach Związku Radzieckiego, z drugiej strony ze względu na liczną społeczność polską w łotewskiej Łatgalii i Kurlandii, której status i sprawy powodowały problemy, czy wręcz konflikty w stosunkach między Polską a Łotwą przez pierwsze kilka lat niepodległości. W Polsce pamiętano, że Łotwa była jej sojusznikiem w wojnie z Rosją radziecką w 1920 r., ale i to, że w momencie największego natężenia polskiego wysiłku zbrojnego z sojuszu się wycofała. Beczkowicz musiał traktować swoją służbę dyplomatyczną jako osobiste zobowiązanie wobec Marszałka, bo po jego śmierci złożył funkcję posła w Rydze na ręce ministra Becka i choć ten próbował go przekonać do pozostania na stanowisku, rezygnację podtrzymał. Po powrocie do kraju, w którym funkcjonował już nowy ustrój wprowadzony przez konstytucję kwietniową, został senatorem z nominacji prezydenta Mościckiego. W Senacie zasiadał do wybuchu II wojny światowej.

Beczkowicz w swoich województwach prowadził politykę promowania regionalnego patriotyzmu również dlatego, że wcześniej od wielu lat był zaangażowanym zwolennikiem idei krajoznawstwa. Wstąpił do Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego z chwilą jego założenia w 1908 r. i pozostał w tej organizacji właściwie przez resztę życia. Nie przerwał działalności w strukturach PTK także jako wojewoda. Po uzyskaniu nominacji do Senatu przeniósł się do warszawskiego oddziału Towarzystwa. W 1937 r. wybrano go na prezesa PTK. Pozostał na tym stanowisku przez dziesięć lat.

Czas wojny i okupacji Beczkowicz przeżył w Warszawie. W jej pierwszych miesiącach pracował w komitecie pomocy ludności przy prezydencie Starzyńskim; podczas powstania wraz z żoną zorganizował w swoim domu improwizowany szpital. Zaraz po zakończeniu wojny przystąpił do odbudowywania struktur Towarzystwa. Już w listopadzie 1945 r. odbył konferencję z przedstawicielami najstarszej krajowej organizacji turystycznej, istniejącego od 1873 r. Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, oraz innych stowarzyszeń krajoznawczych, podczas której wysunięto propozycję połączenia ich z PTK w jedną instytucję o zasięgu ogólnopaństwowym. W kwietniu 1946 r. Beczkowicz doprowadził do wznowienia na zebraniu w dawnym opactwie cystersów w Oliwie działalności Oddziału Gdańskiego PTK po dziesięciu latach przerwy. Przedwojenna komórka Towarzystwa w tym mieście została w 1936 r. rozwiązana pod naciskiem senatu (czyli rządu) Wolnego Miasta Gdańska. Latem 1947 r. Beczkowicz zorganizował pierwszy po wojnie zjazd krajowy PTK. Obradowano również w Gdańsku, w Sali Mieszczańskiej na Ratuszu Staromiejskim. Beczkowicz złożył prezesurę organizacji. Dążył do zapewnienia Towarzystwu bezpieczeństwa i możliwości swobodnego działania, a w nowej, powojennej rzeczywistości politycznej biografia dotychczasowego lidera ruchu mogła ściągnąć kłopoty. Na nowego prezesa PTK wybrano więc znanego uczonego, dyrektora Instytutu Geografii Uniwersytetu Jagiellońskiego, Stanisława Leszczyckiego, który zarazem był wówczas wiceministrem spraw zagranicznych i świeżo upieczonym posłem na Sejm Ustawodawczy (z ramienia prorządowej Polskiej Partii Socjalistycznej).

Beczkowicza nadal wybierano do władz organizacji do 1949 r. włącznie, kiedy przestał czynnie uczestniczyć w pracach PTK. W obroty wziął go bowiem Urząd Bezpieczeństwa. Przesłuchiwany w osławionej siedzibie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego na Koszykowej, nie obciążył jednak ani siebie, ani nikogo innego i ostatecznie został zwolniony. Od l946 r. Beczkowicz kierował uruchomionym przez siebie Przedsiębiorstwem Połowów Dalekomorskich i Usług Rybackich „Dalmor” w Gdyni. Miał w tej dziedzinie doświadczenie, ponieważ już przed wojną założył – także w Gdyni – przedsiębiorstwo połowów dalekomorskich „Delfin”. Objęcie go śledztwem przez UB sprawiło, że stracił posadę dyrektora Dalmoru. Jako podejrzany w oczach władz, przez dłuższy czas nie mógł w stalinowskiej Polsce znaleźć innej pracy; w końcu rektor Politechniki Warszawskiej zgodził się zatrudnić go na uczelni na etacie lektora języków obcych.

Kiedy przymusowo odsunięty od aktywności publicznej Beczkowicz znosił szykany ze strony aparatu bezpieczeństwa, paradoksalnie władze zrealizowały jego postulat wysunięty zaraz po zakończeniu wojny: w 1950 r. Polskie Towarzystwo Krajoznawcze i Polskie Towarzystwo Tatrzańskie zostały połączone w istniejące do dziś Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze. Wreszcie w kraju nastąpiło przesilenie polityczne; rok 1956 zakończył również przymusową izolację Beczkowicza, który powrócił do wcześniejszej działalności. Dwukrotnie pełnił funkcję przewodniczącego Komisji Krajoznawczej PTTK; później zasiadał w kilku innych komórkach Towarzystwa, m. in. w Komisji Historii.

W przeciwieństwie do wielu prominentnych członków przedwojennego obozu rządowego, Beczkowicz nigdy nie uciekł z kraju. Choć po wojnie nie ominęły go represje, można powiedzieć, że jak na sanacyjnego wojewodę i senatora przetrwał okres stalinowski stosunkowo szczęśliwie. Nie wszystkie osobistości o podobnych biografiach miały tyle szczęścia. Nie trzeba daleko szukać: w latach 1927-1928 naczelnikiem Wydziału Bezpieczeństwa urzędu wojewódzkiego u Beczkowicza w Nowogródku był Stanisław Jarecki. Odchodząc w 1925 r. do cywila, Jarecki miał na koncie udział w akcjach bojowych POW podczas I wojny światowej, epizod żołnierski w I Brygadzie, działalność w terrorystycznym Pogotowiu Bojowym PPS, funkcję szefa sztabu efemerycznej Milicji Ludowej w początkach niepodległości i kilka lat służby w regularnym Wojsku Polskim, gdzie dosłużył się rangi kapitana. Z Wydziału Bezpieczeństwa w Nowogródku został przeniesiony na identyczne stanowisko do urzędu wojewódzkiego w Toruniu. Później pokonywał kolejne szczeble kariery w administracji państwowej: inspektora Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, wicewojewody (w Kielcach), dyrektora Biura Inspekcyjnego MSW; w 1934 r. przez kilka tygodni pełnił obowiązki wojewody kieleckiego. W styczniu 1939 r. został wojewodą stanisławowskim i na tym stanowisku zastał go wybuch II wojny światowej. Po wkroczeniu Sowietów przedostał się na Węgry. Aresztowany przez Niemców przy próbie powrotu do kraju w 1941 r., resztę wojny spędził w więzieniu w Nowym Sączu. Po jej zakończeniu ukrywał się w kraju pod fałszywym nazwiskiem do 1952 r., kiedy go w końcu ujęto. Skazany w 1954 r. na osiem lat pozbawienia wolności, zmarł w więzieniu w maju 1955 r., nie doczekawszy „odwilży” w PRL.

Współcześnie, także w Polsce, lansuje się typ pozbawionego wyrazistej fizjonomii, technokratycznego urzędnika-menadżera, „specjalisty od zarządzania”, który może zarządzać wszystkim i czymkolwiek, przerzucany od jednej dziedziny do drugiej, w czym przypomina „dyrektora z zawodu” z filmu Stanisława Barei „Poszukiwany, poszukiwana”, a różni się od niego tylko tym, że jest sprawny i rzetelny. Beczkowicz jawi się jako jego pozytywne przeciwieństwo: przykład urzędnika, który sam się czymś interesuje, i to czymś istotnym dla dobra publicznego, z pasją wspierając przedmiot swoich zainteresowań zarówno w ramach obowiązków służbowych, jak i poza nimi. Beczkowicz to również przykład człowieka – i polityka – który zdaje sobie sprawę, że podstawowym nośnikiem tradycji jest ziemia (nie grupa etniczna czy narodowościowa), dlatego krajoznawstwa nie można degradować do rangi hobby: pozostaje ono ważnym narzędziem umacniania więzi wspólnoty historycznej poprzez ukazywanie wkładu i znaczenia, jakie poszczególne ziemie mają w ideomatrycy kraju bądź narodu.

 

Adam Danek

 

1. Ksawery Pruszyński, Szacunek dla człowieka, negacja dla dzieła, [w:] tenże, Niezadowoleni i entuzjaści. Wybór tekstów, t. 1, Warszawa 1990, s. 351-352.

2. Jako urzędnik Nakoniecznikow-Klukowski miał jednak u Zamorskiego lepszą opinię niż jako człowiek: „ale będzie cośkolwiek robił” (Kordian Józef Zamorski, Dzienniki (1930-1938), Warszawa 2011, s. 447).

3. Terytorium II Rzeczypospolitej zostało ostatecznie podzielone na szesnaście województw, których nazwy w większości pochodziły od miast wojewódzkich. Warszawę jako największą polską metropolię wyodrębniono jednak administracyjnie z województwa warszawskiego i nie wchodziła ona w jego skład. Administracją rządową na terenie stolicy kierował Komisarz Rządu dla m. st. Warszawy, równy rangą wojewodom i stąd nazywany potocznie „wojewodą grodzkim”. Beczkowicz objął więc stanowisko będące odpowiednikiem wicewojewody.

4. O znaczeniu Ziem Wschodnich zob. np.: Władysław Studnicki, Ziemie Wschodnie, Warszawa 1920; Joachim Bartoszewicz, Znaczenie polityczne kresów wschodnich dla Polski, Warszawa 1924; Konstancja Skirmunt, Idea jagiellońska a polityka kresowa, Wilno 1925. Pierwsza z prac została napisana przez konserwatystę, druga przez polityka Narodowej Demokracji, trzecia przez przedstawicielkę wileńskich „krajowców”.

Kategoria: Adam Danek, Historia, Myśl, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *