banner ad

Danek: Trochę o sobie samym

| 8 października 2024 | 3 komentarze

Napisałem nieco tekstów o szczególnych rodzajach modlitw, nabożeństw, o pewnych formach ascezy religijnej, ogólnie mówiąc – o duchowości. Pora więc chyba skreślić parę zdań o tym, jak te sprawy wyglądają u mnie samego. Z jednej strony, w jakimś sensie taki jest wymóg uczciwości. Z drugiej strony, nawet luźny opis osobistego doświadczenia może się okazać pożyteczny dla kogoś innego, kto także zastanawia się nad życiem duchowym, tak jak mi wielokrotnie pomagały zapisy świadectw innych osób, w tym ogłoszonych później świętymi czy błogosławionymi albo obecnie kandydatów na ołtarze. I – co też nie całkiem pozbawione znaczenia – przynajmniej nie dam nikomu pola do spekulacji, jak na przykład wielki badacz religii Mircea Eliade, który zawsze uciekał od odpowiedzi na pytania o to, w co i jak wierzy. Przypuszczalnie rozczarował w ten sposób niejednego spośród entuzjastów swojego pisarstwa, tak samo, jak piszącego te słowa – bo pozostawił jedynie podejrzenie, że do życia religijnego, które umiał tak pasjonująco opisywać w książkach, osobiście miał stosunek obojętny.

Przeważnie zaczynam dzień od porannego „Anioła Pańskiego” – i tu już trzeba otworzyć rachunek słabości, bo z reguły nie odprawiam później południowego ani wieczornego. Jeżeli wstaję o innej godzinie, wybieram na rano inną modlitwę, zwłaszcza „zanurzenia we Krwi Jezusa Chrystusa”, którą odkryłem w zeszłym roku, podczas ciężkich prób życiowych. Potem w ciągu dnia odmawiam jedną część Różańca (wbrew niektórym „tradycyjnym katolikom”, nie pomijając Tajemnic Światła) albo ułożoną przez siebie wersję litanii do wszystkich świętych, kilkakrotnie dłuższą od powszechnie używanej. Kończę dzień którąś z krótszych litanii lub koronką, jako modlitwą wynagradzającą. Znam kilkadziesiąt rozmaitych koronek. To dlatego, że lubię modlitwy powtarzalne. Pomagają oderwać się od własnego małego ego – przywołują poczucie, iż to nie ja się modlę, lecz coś większego, potężniejszego modli się przeze mnie.

Martwi mnie fakt, że nie potrafiłem dotąd wprowadzić do stałych czynności codziennego rachunku sumienia. Wątpię, czy zdrowie duszy jest w ogóle możliwe bez kontroli sprawowanej przez systematyczną autoanalizę. W tradycjach zakonów mniszych, zwłaszcza w XV i XVI wieku, wypracowano różne wyrafinowane metody rachunku sumienia, ale mnie rzadko kiedy udaje się wymóc na sobie nawet zwykły, nie licząc tego przed comiesięczną spowiedzią. Mam świadomość, że muszę się tego wreszcie nauczyć.

Staram się czytać Pismo Święte codziennie. Męczę się nad Prorokami i Hiobem, mój umysł mota się i dusi w ciemnej zasłonie, którą otoczyła się ich nauka – jednak czytam. Pewne rzeczy rozjaśniają się dopiero po tym, jak wsiąkną w serce, a to wymaga nieraz długiego czasu. Najwięcej podpory w życiu dają mi księgi dydaktyczne. Mądrość Syracha. Kohelet. Księga Mądrości. Psalmy. Ojciec Szymon Hiżycki, opat tyniecki, podkreśla, że benedyktyni przynieśli na ziemie polskie to, co w tytule jednej ze swoich książek nazwał „Cywilizacją Psałterza”. Lubię też księgi historyczne Starego Testamentu, bo uczą sceptycznej rozwagi wobec mechanizmów świata, ale i czci dla przejawów wielkości w dziejach. Aczkolwiek nie zapominajmy, że Biblia opowiada przede wszystkim o tym, jak na ziemi człowiek spotykał Boga i jak Bóg spotykał człowieka. Jeżeli ktoś, podobnie jak ja, z upodobaniem czytuje autorów spod znaku „tradycjonalizmu integralnego”, to szczególnie bliskie będą mu Księga Rodzaju i Księga Wyjścia. Stanowią najobszerniejszy w Piśmie Świętym – choć bynajmniej nie jedyny – opis świata, w jakim żył człowiek tradycyjny (1).

Już dawno zrobiłem postanowienie, by codziennie sięgać również po pobożną lekturę inną niż sama Biblia. Pisma mistyków czytam na ogół z przyjemnością, choć nieraz nie są ani łatwe, ani jasne. Skądinąd zdaję sobie sprawę, że ta droga pozostanie dla mnie zamknięta. Dzieła teologiczne idą mi najciężej i jak mi się wydaje, z małym pożytkiem. Znów, najwięcej oparcia dają mi żywoty świętych, bo pokazują, jak ich bohaterowie praktykowali wiarę na co dzień. Wiele pokrzepienia przynosi też spokój i konkretność literatury monastycznej.

Jakim to wszystko czyni mnie chrześcijaninem? W moim odczuciu – bardzo kiepskim. Ale próbuję, staram się. I wy czyńcie podobnie.

 

Adam Danek

 

1. O Księdze Wyjścia w tym kontekście zob. zwłaszcza fabularyzowany esej: Julian Stryjkowski, Odpowiedź, Poznań 1982.

Kategoria: Adam Danek, Publicystyka, Religia, Wiara

Komentarze (3)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Sgraffito pisze:

    Bardzo fajny artykuł, gratuluje, świetnie się czytało

  2. K.J. pisze:

    To Twój najlepszy artykuł od zawsze Adamie. 

  3. Kyselow pisze:

    Bardzo pieknie, Panie Adamie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *