Danek: Tradycja i anty-Tradycja w architekturze nowoczesnej
Architektura „modernistyczna”, czyli – mówiąc właściwiej – nowoczesna odzwierciedla historię XX wieku: podobnie jak ona, jest rezultatem walk między siłami wrogimi tradycji a siłami tradycji broniącymi. Trzeba to mocno zaznaczyć na użytek co bardziej prostodusznych konserwatystów, którzy często zadowalają się łatwym stwierdzeniem, że architektura nowoczesna ma charakter w całości antytradycyjny, po czy oddają się iluzji, jakoby w dzisiejszych czasach należało budować gotyckie katedry albo barokowe pałace – i tak samo w minionym stuleciu.
Owszem, nie jest trudno ulec wrażeniu, iż oblicze architektury nowoczesnej określiły kierunki i koncepcje programowo antagonistyczne względem tradycji i tradycjonalizmu. Nie brakowało takich w XX wieku. Dzisiaj, po stu latach, w krajobrazie miast na całym świecie nadal najbardziej skupiają na sobie uwagę budynki utrzymane w zainaugurowanym w latach dwudziestych poprzedniego stulecia „stylu międzynarodowym”, rozmyślnie nie nawiązującym w żaden sposób do lokalnej specyfiki miejsca ani do tradycji kraju czy regionu, gdzie leży miasto. Gmach zbudowany w „stylu międzynarodowym” w Kuala Lumpur równie dobrze mógłby się znajdować w Buenos Aires, Reykjaviku albo w Ciechocinku i wyglądałby dokładnie tak samo, bo nie tkwi korzeniami w ziemi, na której stoi i ignoruje tło. „Styl międzynarodowy” rozpoczął przesuwanie form architektonicznych w kierunku świadomie eksponowanej abstrakcji i sztuczności.
Również w latach dwudziestych zaczęła się rozwijać architektura konstruktywistyczna. Początek dali jej architekci radzieccy, ale ich koncepcje szybko stały się modne w całej Europie. Zgodnie z założeniami nowej estetyki konstruktywizmu budynki należało projektować tak, by wygląd gmachu eksponował jego elementy konstrukcyjne – szkielet budowli czy belkowanie – w tradycyjnym budownictwie zakryte przed oczami patrzącego. Miało to uwypuklać harmonię kompozycji osiągniętą przez architekta, w praktyce jednak sprowadzało się do epatowania charakterem obiektu budowlanego jako konstrukcji właśnie, to znaczy czegoś nienaturalnego – wzmacniało efekt sztuczności w miejskim krajobrazie; było też wątpliwej wartości estetycznej, bo stwarzało efekt wywlekania bebechów budynku na zewnątrz.
W latach czterdziestych ofensywę rozpoczęli brutaliści, bardziej radykalni następcy konstruktywistów. Architektura brutalistyczna programowo eksponowała nie tylko elementy konstrukcyjne gmachów, ale również materiały budowlane, których użyto do ich wzniesienia, ze szczególnym upodobaniem do surowego betonu, nie malowanego i nie przykrywanego żadną warstwą kamuflującą. Równolegle od lat trzydziestych w budownictwie rozwijał się minimalizm. Archiktektura minimalistyczna, którą rozpropagował Ludwig Mies van der Rohe (1886-1969), redukowała znaczenie obiektów budowlanych do funkcji czysto użytkowych, spychając ich walory kulturowe, estetyczne czy artystyczne na podrzędne miejsce. Dążyła do maksymalnie efektywnego wykorzystania przestrzeni przy jej minimalnym zużyciu; łączyła więc punkty w przestrzeni liniami prostymi i w ten sposób nadawała budowlom formy czysto geometryczne, nie występujące w świecie natury.
Tym antytradycyjnym kierunkom architektonicznym – „stylowi międzynarodowemu”, konstruktywizmowi, brutalizmowi, minimalizmowi – przeciwstawiła się architektura organiczna, będąca wyrazem neotradycjonalizmu w budownictwie. Koncepcje jej twórców cechował pewien sceptycyzm względem nowoczesności, często też sceptycyzm wobec miasta. Porządek organiczny w zabudowie rozpoznać można wszędzie tam, gdzie architekt pragnął zakorzenić projektowane budowle w otaczającym je środowisku, zarówno naturalnym, jak i kulturowym czy historycznym. Organiczność w nowoczesnym budownictwie to świadomy powrót do form architektury tradycyjnej, ludowej, regionalnej, a z drugiej strony – wtapianie budynków w krajobraz, integrowanie ich ze światem przyrody czy wreszcie nadawanie im form naśladujących twory natury.
Niektóre idee porządku organicznego są już obecne w poglądach Louisa Sullivana (1856-1924), twórcy architektury, którą można by określić mianem „amerykańskiego gotyku”. Najwybitniejszym wśród architektów teoretykiem organicyzmu był jednak jego rodak, Frank Lloyd Wright (1867-1959); on też uczynił potrzebę wprowadzenia „stylu organicznego” w budownictwie przedmiotem debat na całym świecie. Elementy ładu organicznego w mniejszym lub większym stopniu występują również w twórczości takich architektów, jak Austriak Richard Neutra (1892-1970), Czech Bohuslav Fuchs (1895-1972), Alvar Aalto (1898-1976) z Finlandii, Duńczyk Arne Jacobsen (1902-1971), Szkot Ralph Erskine (1914-2005) czy Węgier Imre Makovecz (1935-2011). Przedstawiciele nurtu architektury organicznej pochodzili więc w większości z Północy (z krajów skandynawskich, germańskich czy ze Stanów Zjednoczonych), pozostali zaś z Europy Środkowej, a ściślej z krajów dawnej monarchii habsburskiej (Austria, Węgry, Czechy). Pierwszy z tych faktów zasługuje na uwagę, ponieważ dzisiaj za główny wkład Północy w rozwój sztuki urządzania domów uchodzi w potocznym odbiorze aseptyczny, pozbawiony życia „styl skandynawski” mebli z masowej produkcji fabrycznej.
Poniekąd w centrum między powyższymi sprzecznościami – architekturą nowoczesną nastawioną obojętnie lub niechętnie do tradycji a architekturą organiczną reprezentującą neotradycjonalizm w budownictwie – stoją dwaj wielcy architekci i urbaniści. Pierwszy z nich to Szwajcar, a przez większość życia Francuz z wyboru, Charles-Édouard Jeanneret, powszechnie znany pod pseudonimem Le Corbusier (1887-1965). Z jednej strony autor skrajnie stechnicyzowanej wizji architektury – zalecał traktowanie domu jako „maszyny do mieszkania”; z drugiej strony – czerpał inspiracje (choć krytycznie) z rozwiniętych na przełomie XIX i XX wieku neośredniowiecznych koncepcji ruchu „sztuk i rzemiosł” (Arts and Crafts). Będąc jednym z ojców idei bloku mieszkalnego, wyposażał mieszkania w projektowanych przez siebie blokach w balkony rozplanowane tak, by stwarzały jak najlepsze warunki dla hodowania na nich roślin, w tym roślin pnących. Zasłynął też nowatorskim w tamtych czasach – a do dziś zbyt rzadko realizowanym – pomysłem umieszczania pasa zieleni na dachu bloku. Jedno i drugie miało rozpostrzeć nad miastem współczesną wersję „wiszących ogrodów Babilonu” znanych ze starożytnego przekazu Herodota. Do historii przeszedł jednak Le Corbusier przede wszystkim jako twórca śmiałej wizji reintegracji terenów miejskich z terenami zielonymi przez ponowne zadrzewienie, czy wręcz ponowne zalesienie, miast. Obliczył, iż ogół istniejących w dzisiejszych miastach lokali mieszkalnych i użytkowych dałoby się pomieścić na 15% powierzchni pokrytej obecnie przez zabudowę miejską, gdyby przenieść je do sześćdziesięciopiętrowych wieżowców. 85% terenów miejskich dałoby się więc oczyścić z zabudowań i ponownie obsadzić drzewami, krzewami oraz inną roślinnością. Ponieważ wieżowce zajmowałyby tylko niewielki fragment powierzchni ziemi, byłyby rozmieszczone na tyle daleko od siebie, by nie powodować efektu zacienienia. Miasto, albo przynajmniej jego centrum, przekształciłoby się w morze zieleni i drzew, z którego tu i ówdzie wyrastałyby pod niebo majestatyczne wieże (dlatego koncepcję Le Corbusiera określano lapidarnie jako „drapacze chmur w lesie”). Architekt już w 1925 r zaproponował konkretny projekt przebudowy paryskiego prawego brzegu Sekwany zgodnie z opisany wzorem. Wieżowce Le Corbusiera miały mieć w przekroju poprzecznym kształt krzyża greckiego i matowe ściany zewnętrzne, wyłożone lub przynajmniej ozdobione kamieniem. W przeciwieństwie do obudowanych szkłem wysokościowców w dzisiejszych miastach nie wyglądałyby więc jak błyszczące pudełka. Przypominałyby raczej formy architektoniczne z najsurowszego okresu średniowiecza lub megality z epoki przedhistorycznej.
Druga ze wspomnianych postaci to Walter Gropius (1883-1969), założyciel niemieckiej szkoły architektury i rzemiosła Bauhaus, która podobnie jak Frank Lloyd Wright i Le Corbusier częściowo czerpała inspiracje z dorobku neośredniowiecznego ruchu Arts and Crafts. Gropius nie był zwolennikiem architektonicznego tradycjonalizmu, choć nie był też jego przeciwnikiem. Opowiadał się za porządkiem organicznym w architekturze i sam go stosował, co szczególnie dobrze widać w zaprojektowanych przez niego jednostkach mieszkalnych, takich jak berliński zespół mieszkaniowy Siemensstadt (1929), osada robotnicza New Kensington w Pensylwanii (1941) czy Gropiusstadt (1961-1971), ukończone już po jego śmierci wielkie osiedle w Berlinie. Umieszczając w centrum osiedli przestrzeń publiczną przeznaczoną wyłącznie do ruchu pieszego, Gropius dążył do przywrócenia we współczesnych miastach instytucji życia zbiorowego, jaką w starożytności była grecka agora czy rzymskie forum. Sprzeciwiał się racjonalizmowi i industrializmowi w architekturze oraz podporządkowaniu jej głównie względom ekonomicznym, chciał ponownej humanizacji budownictwa. Organizację swojej szkoły i pracowni architektonicznej wzorował na średniowiecznym systemie cechowym.
Architektura organiczna powstaje również całkiem współcześnie. Do jej szczególnie widowiskowych przykładów należą Earthships, które od lat siedemdziesiątych po dziś dzień buduje w różnych miejscach na świecie amerykański architekt i ekolog Michael Reynolds (ur. 1945). Są to domy mieszkalne wznoszone z ziemi i… nie biodegradowalnych śmieci, o kunsztownie wykończonym wnętrzu, z zewnątrz przypominające nieco nory hobbitów z powieści J. R. R. Tolkiena. Odznaczają się trwałością i stabilnością, jednak powstają bez fundamentów, ich budowa nie wymaga więc ingerencji w naturalne ukształtowanie terenu, choć niektóre wznoszą się nawet na mocno pochyłych zboczach wzgórz. Mieszczą w sobie (wewnątrz!) szklarnie lub ogródki, gdzie dzięki odpowiedniej wielkości, rozmieszczeniu i nachyleniu powierzchni okiennych da się hodować owoce, warzywa i inne rośliny. Ogrzewanie zapewnia im ciepło słoneczne zmagazynowane w ciągu dnia, prąd pozyskują z baterii słonecznych i generatorów wykorzystujących energię wiatru. Marnotrawstwo wody zostało w nich wyeliminowane dzięki zastosowaniu specjalnie zaprojektowanego obiegu hydraulicznego, w którym ta sama woda wykorzystywana kilka razy do różnych celów. Nasuwa się wprawdzie pytanie, czy takie gospodarstwa domowe mogłyby funkcjonować poza krajami o łagodnych warunkach klimatycznych i czy w związku z tym chłodniejsze części świata nie pozostaną dla nich zamknięte. Ale skoro Earthship wybudowano nawet w północnej Polsce (we wsi Mierzeszyn koło Gdańska), kto wie?
Adam Danek
Kategoria: Adam Danek, Kultura, Myśl, Publicystyka