Danek: Silentio dominante omnia sanantur
Na truizm zakrawa stwierdzenie, że lista grzechów głównych jest zdecydowanie za krótka. Ojcowie Kościoła do znanej nam siódemki dodają jeszcze smutek. Wymieniają również acedię – pojęcie trudno przekładalne na współczesny język, bo jego najdokładniejsze tłumaczenie to chyba „zgnuśnienie duchowe”. Osobiście żałuję, że do wad głównych nie została nigdy zaliczona gadatliwość – a w pełni ona na to zasługuje. Demon gadulstwa jest przy tym podstępny i jego działanie nie alarmuje naszej wrażliwości moralnej w tak oczywisty sposób, jak złamanie piątego, szóstego czy siódmego przykazania.
Współczesną cywilizację można bez przesady określić jako cywilizację słowotoku. Albo cywilizację bełkotu, bo niekontrolowany słowotok zawsze przechodzi w bełkot. Dzisiejszy świat nakłania nas, byśmy mówili jak najwięcej, najlepiej bez przerwy, mówili dla samego mówienia, wszystko jedno co i o czym. Efektem jest ogłuszająca kakofonia, która nie pozwala myśleć, ludzkie rykowisko. Wszyscy nieustannie mówią, dlatego nikt niczego nie słyszy ani nie rozumie. Ładniej nazywa się to szumem informacyjnym.
Milowym krokiem na drodze do takiego stanu okazało się wprowadzenie do obiegu telefonów komórkowych, żeby ludzie trajkotali, gdziekolwiek się akurat znajdują, nawet jeśli w pobliżu nikogo nie ma. Dalszych przełomów dokonało zainstalowanie w nich internetu oraz wynalezienie „mediów społecznościowych”. Teraz każdą myślą możemy się podzielić z całym światem natychmiast po tym, jak przyjdzie nam ona do głowy. A skutki?
Po pierwsze, chodzi o to, by wszelkie treści wygenerowane w naszym mózgu pod wpływem emocji czy okoliczności niezwłocznie wydostawały się na zewnątrz, nie poddane autoanalizie i refleksji. Człowiek ma się zamienić w mentalny układ pokarmowy, który na zasadzie odruchu na bieżąco pochłania, przetrawia i wydala papkę informacyjną; w żywą pompę ssąco-tłoczącą medialną sieczkę. Po drugie, wywiera się na nas presję, żebyśmy utrzymywali nieprzerwany kontakt z innymi, i to z jak największą liczbą osób naraz. W rezultacie ludzka osobowość roztapia się; istnieje tylko w relacjach, i to w dużej części fikcyjnych („internetowi znajomi”); nie ma żadnej własnej treści. Oto jedno z wyjaśnień, skąd się biorą Musilowscy „ludzie bez właściwości”. Spójrz na nich, jak idą ulicą, obwieszeni mikrofonami (ostatnio również kamerkami), do których gadają, i słuchawkami, którymi zatykają uszy, żeby tylko nawet przez moment nie słyszeć ciszy. Bo wiedzą, że w tej ciszy stanie przed nimi ich własna pustka (pustota?).
Parafrazując słynną formułę św. Benedykta z Nursji, gadulstwo jest wrogiem duszy. Małomówność i nawyk milczenia uodporniają natomiast na głupotę: kto mówi niewiele, ten starannie waży słowa i nie wypowiada byle czego. Godne naśladowania, osobliwie dla plotkarskich i rezonerskich Polaków, są zatem obyczaje narodów słynących z milczkowatości, jak niegdyś Skandynawowie czy niektóre ludy Wschodu. Jeżeli w protestantyzmie, który podzielił Kościół na Zachodzie, ujawniły się jakieś zdrowe dążenia, to z pewnością należała do nich rehabilitacja milczenia (zwłaszcza wśród purytanów i pietystów) i uwewnętrznienia życia religijnego – po wiekach schyłkowego, rozkładającego się średniowiecza, a po nim Renesansu, kiedy to Kościół zachodni zanadto zabrnął w światową zmysłowość i zeświecczenie. W poszukiwaniu wzorców nie trzeba jednak sięgać aż do Reformacji, bo przecież w świecie katolickim milczenie od zawsze stanowi jedną z podstawowych praktyk ascetycznych w monastycyzmie, szczególnie w surowych zakonach mniszych, takich jak cystersi czy trapiści, a zwłaszcza kameduli – jedyny zakon pustelniczy w Kościele katolickim. To droga do wolności, ale żeby nią pójść, nie trzeba koniecznie być zakonnikiem. Ks. Antoni Żurek pisze o św. Bazylim Wielkim (325-379), patriarsze mnichów Wschodu: „Odbywając w młodości podróż po wszystkich najważniejszych ośrodkach ówczesnego monastycyzmu, miał okazję zapoznać się bezpośrednio z różnymi jego odmianami. (…). Z dużą rezerwą podchodził do radykalnych form życia monastycznego (…). Doświadczenie zebrane w czasie tych podróży, a potem w osobistej praktyce pozwoliły mu na wypracowanie własnego modelu tego życia. Stał się jego propagatorem i organizatorem. Był przekonany, że styl ten – choć w nieco okrojonej wersji – można realizować także, żyjąc w rodzinie, wśród ludzi, bez formalnego wstępowania do wspólnoty [zakonnej].”*
A oto kilka przydatnych wskazówek. Spróbuj nie mówić, gdy nie jest to konieczne. Gdy jesteś sam, milcz przez cały czas. Nigdy nie mów do siebie. Nigdy, ale to nigdy nie pisz żadnych „komentarzy” w internecie. Ani ich nie czytaj, bo już sam kontakt z tymi spazmatycznymi wytryskami głupstwa tysięcy zagubionych ludzi bruka duszę. Nie korzystaj z „mediów społecznościowych” i nie ulegaj stwarzanej przez nie iluzji życia i działania. Modlitwę postaraj się w jak największym stopniu zamienić w modlitwę myślną.
Silendo nemo peccat. Kiedyś, gdy opadną wszelkie zasłony i wszystko stanie się jasne, zostaniemy rozliczeni z każdego niepotrzebnego słowa. „Milcząc, nikt nie grzeszy.”
Kiedy nauczysz się wyciszać zewnętrznie, przejdziemy do nauki wyciszenia wewnętrznego.
Adam Danek
* Ks. Antoni Żurek, Święty Bazyli Wielki, Kraków 2009, s. 95 (uzupełnienie – A.D.).
Kategoria: Adam Danek, Kultura, Myśl, Publicystyka, Religia
No ale brak zdrowego komentarza w bełkocie internetowym jest w/g mnie zaniechaniem dobra. Może ta kropla czystej miłości pokieruje kogoś czytającego do dobra? Może kogoś natchnie do myślenia?
Zdecydowałem się na komentarz mimo sugestii z felietonu :)
Tere fere dudki, gospodarz malutki, próba łączy i sprawdzenie zamieszczania komentarzy. Dlaczego nie są zamieszczane???
Szanowny Panie Polak, komentarze są moderowane przez naszą redakcję. Czasami wymaga to cierpliwości. Zachęcamy do konstruktywnej krytyki.
Przepraszam :(