Danek: Powieść ekonomiczna
Odkąd pamiętam, w – nazwijmy je tak – kręgach prawicy ekonomicznej przyjmuje się, że co najmniej jednym ze źródeł problemów rozwojowych Polski jest mizerny poziom znajomości ekonomii w społeczeństwie, a jej zwiększenie pozostaje konieczne dla ich przezwyciężenia. Może to i prawda. Wiedza o tym, jak funkcjonuje gospodarka jest w każdym razie wiedzą użyteczną. O ile jednak ten generalny postulat wyrasta z trafnych intuicji, o tyle dobór środków jego realizacji pozostawia niejedno do życzenia. Kolportaż wydawnictw i innych publikacji o charakterze popularnonaukowym ma swoje dobre strony, ponieważ potencjalnie dociera do szerszego kręgu odbiorców niż hermetyczna ze swej natury literatura stricte naukowa, ale wydaje się mieć też granice oddziaływania. Zwłaszcza, jeśli w intencjach leży nie tylko kształtować znajomość tematu u odbiorcy, lecz również wpłynąć na wartościowanie przez niego określonych rozwiązań czy instytucji. W tym celu zamiast do samej wiedzy, trzeba przemówić również do jego wyobraźni, bo wyobraźnia zawsze dostarcza pożywki myśleniu – i chyba bardziej pobudzającej, niż suche fakty. Aby uruchomić wyobraźnię, nie wystarczą środki przekazu informacji; należy użyć środków kultury. A jeśli chcemy wpłynąć na jak najszerszy krąg odbiorców, konieczne okaże się wkroczenie w sferę kultury popularnej, która wyciska w świadomości społeczeństwa trwalszy ślad, niż często bardziej wartościowe, ale elitarne bądź hermetyczne obiegi idei.
Przykłady nawet z ostatnich lat (nie wymienię ich z nazwy, bo ze względu na swoją tematykę i charakter nie są tego godne) wskazują, iż mimo ekspansji i wszędobylstwa mediów elektronicznych wytworem kultury wciąż silnie oddziałującym na myślenie społeczeństw pozostaje powieść. Na miejscu środowisk prawicy ekonomicznej, które lubią narzekać na słabą orientację Polaków w sprawach gospodarczych i mówić o potrzebie jej poprawy, nie lekceważyłbym tego faktu – bo to kultura, bardziej niż wiedza sformalizowana, jest dla ludzi sferą głębokiego przyswajania ważnych dla nich treści. Kontaktowi z kulturą towarzyszy moment przeżywania jej treści, kontaktowi z wiedzą sformalizowaną – najczęściej nie. Z punktu widzenia naszych propagatorów wiedzy ekonomicznej niewątpliwym osiągnięciem, czy w każdym razie pomyślną okolicznością byłoby stworzenie typu powieści, która w żywy, barwny, absorbujący czytelnika sposób ukazywałaby funkcjonowanie gospodarki oraz jej rolę jako fundamentalnego elementu indywidualnego i zbiorowego życia człowieka. Nazwijmy taki typ książek powieścią ekonomiczną (1). Kręgi prawicy ekonomicznej powtarzają do znudzenia, że rola społeczna przedsiębiorcy mimo upływu lat pozostaje w naszym kraju poważnie niedoceniana, a jego wizerunek w odbiorze opinii publicznej – niezadowalający. Mentalność narodów kształtuje się poprzez kulturę. Gdzież, jeśli nie w takiej powieści, jest dobre miejsce, by ukazać heroizm przedsiębiorcy, uczynić zeń bohatera godnego naśladowania, kierującego się wysokim etosem, odmalować go jako twórcę wartości, a nie przyziemnego groszoroba, jako człowieka pracy – pracy użytecznej dla bliźnich – a nie tylko jako egoistycznego „człowieka sukcesu” na toksyczną modłę amerykańską?
Jednak w czasach masowego zalewania rynku książkowego nieodróżnialnymi od siebie tytułami, z których każdy zostaje profilaktycznie okrzyknięty przez wydawcę znakomitością i bestsellerem, być może zapominamy trochę, że pisanie powieści nie jest wcale rzeczą łatwą. Książka nie składa się wyłącznie z tematyki i przesłania; musi również posiadać normalne, niezależne od nich walory literackie. Powieści ekonomiczne próbowała pisać Ayn Rand (1905-1982), czego najbardziej znany przykład to „Atlas zbuntowany” (1957). Rezultat wzbudza co najmniej mieszane uczucia – dydaktyzm w literaturze nie nadrobi słabego poziomu pisarstwa, lecz uczyni go jeszcze bardziej widocznym.
W polskiej literaturze nie jest łatwo znaleźć utwory wpisujące się w nakreślony tu wzorzec. Nawet w okresie pozytywizmu, który – zdawałoby się – położył idealne podglebie dla ich powstawania. Tematykę życia gospodarczego oraz misji i dylematów przedsiębiorcy podejmują niektóre wątki „Lalki” (1890), stanowią one jednak tylko część konstrukcji tej jednej z najwybitniejszych w dorobku epoki powieści. W tym samym czasie, co dzieło Bolesława Prusa ukazał się zapomniany dziś dramat Aleksandra Świętochowskiego „Aureli Wiszar” (1888), o fabrykancie-humaniście i burzliwej historii zarządzania przezeń zakładem przemysłowym (tytułowy bohater próbuje wprowadzić w swojej fabryce formy akcjonariatu pracowniczego, co później, w latach trzydziestych XX wieku, zostało spopularyzowane pod nazwą „ludowego kapitalizmu”).
Podobnie, jak w wielu kwestiach, również na tym tle trzeba podkreślić szczególną pozycję, jaką zajmuje w polskiej kulturze Stefan Kisielewski – autor, z którego współczesna, wielonurtowa prawica w Polsce powinna obficie czerpać, stawiając go w pierwszym rzędzie swych duchowych ojców, a nie czyni tego (2).
Za najwybitniejsze z dzieł literackich Kisielewskiego niektórzy uznają jego pierwszą powieść, „Sprzysiężenie” (1946). Ja jestem skłonny wyżej stawiać pięć tzw. powieści politycznych, które pisarz ze względów cenzuralnych wydał w Paryżu w emigracyjnej serii Biblioteka „Kultury” pod pseudonimem Tomasz Staliński. Kisielewski wypracował w nich oryginalny nie tylko w dziejach literatury polskiej, ale może nawet na tle literatury światowej, gatunek powieści politologicznej. Tak – właśnie politologicznej, a nie politycznej. Nie są bowiem wyłącznie powieściami z kluczem (wykorzystującymi jako bohaterów autentyczne postacie pod zmienionymi nazwiskami); nie są to również powieści typowo polityczne, czyli wyrażające polityczny punkt widzenia autora – lecz powieści o charakterze analitycznym. W utworach „Widziane z góry” (1967), „Śledztwo” (1974) czy „Ludzie w akwarium” (1976) Kisielewski przedstawia w formie literackiej znakomitą analizę systemu politycznego PRL, z wnikliwością, jakiej próżno by szukać w nieprzeliczonych wydawnictwach produkowanych przez Instytut Pamięci Narodowej.
Dwie z powieści, „Romans zimowy” (1972) i „Śledztwo”, przedstawiają ponadto obraz funkcjonowania gospodarki PRL, ukazując nieefektywność państwowo-socjalistycznego systemu ekonomicznego i niewydolność jego mechanizmów – a to ostatnie czynią bardziej przekonująco, niż abstrakcyjne, z tendencją do talmudyzowania, wywody Misesa czy innych liberalnych ekonomistów piszących po angielsku. Wspomniane dwie książki można zaliczyć do dzieł literackich popularyzujących elementarną wiedzę o ekonomii, wpisują się więc w typ powieści ekonomicznej. A przy tym są po prostu dobrze skonstruowanymi utworami, którym nic nie można zarzucić w warstwie czysto pisarskiej. Autor udowodnił swą umiejętność budowania fabuły i nastroju, uniknął natomiast groźby popsucia tekstu literackiego natrętnym, łopatologicznym dydaktyzmem.
Od czasu jednak ukazania się książek Kisielewskiego minęło już pół wieku, a o nowych osiągnięciach na polu powieści ekonomicznej w polskiej literaturze nie słychać. W międzyczasie gospodarka rynkowa wróciła do Polski, ale – jak wszystko – potrzebuje uwznioślenia. A tego zwolennicy ideologii „wolnego rynku” zazwyczaj nie umieją dokonać.
Adam Danek
1. O ile wiem, do tej pory nie posługiwano się takim określeniem. Ale przecież w 1833 r. Edward Tomasz Massalski wydał powieść „Pan Podstolic, albo czym jesteśmy, czym możemy być. Romans administracyjny”. Skoro mógł powstać romans administracyjny, dlaczego nie miałaby istnieć powieść ekonomiczna?
2. Na przykład, przeszło trzydzieści lat po upadku PRL na polskiej prawicy za obowiązkowy element środowiskowego etosu uchodzi zwykle „antykomunizm”, rozumiany jako potępianie w czambuł PRL oraz wszystkiego i wszystkich, którzy ją na różne sposoby współtworzyli; kto zaś się od takiego pozbawionego realnego desygnatu, nerwicowego „antykomunizmu” dystansuje, stygmatyzowany jest jako zdrajca prawicowych ideałów. Kisielewski epokę PRL przeżył od początku do końca i pozostawił po sobie krytykę ówczesnego porządku politycznego i ekonomicznego znacznie głębszą, niż byliby ją zdolni sformułować „antykomuniści” doby III RP, jednak od nihilistycznej, bezproduktywnej podstawy „antykomunizmu” był jak najdalszy.
Quentin Massys, Bankier z żoną
Kategoria: Adam Danek, Ekonomia, Kultura, Myśl, Publicystyka
Tak. Homo aeconomicus.