Danek: Inspiratorka ekumenizmu
5 czerwca 1991 r. w Białymstoku papież Jan Paweł II ogłosił błogosławioną Bolesławę Lament, założycielkę Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny, która zmarła w tym mieście krótko po zakończeniu II wojny światowej. W litanii ułożonej ku jej czci matka Bolesława nazywana jest „inspiratorką ekumenizmu przez miłość”.
W ramach represji po powstaniu styczniowym carska administracja usunęła z Królestwa Polskiego wszystkie zakony. Ich działalność została w zaborze rosyjskim zakazana, przetrwały jednak w ukryciu, zakamuflowane jako świeckie stowarzyszenia dla pobożnych niewiast. Jednym z takich zakonspirowanych zakonów było Zgromadzenie Rodziny Maryi, założone przez św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, arcybiskupa warszawskiego w okresie przedpowstaniowym, wygnanego przez rząd ze stolicy biskupiej. Bolesława Lament wstąpiła do Zgromadzenia w 1884 r., mając dwadzieścia dwa lata. Przeszła nowicjat i złożyła śluby czasowe.
Zgromadzenie Rodziny Maryi zajmowało się zwłaszcza ubogimi dziewczętami, aby uchronić je przed zejściem na złą drogę. Przez osiem lat Bolesława opiekowała się nimi jako wychowawczyni oraz nauczycielka zarówno przedmiotów ogólnych, jak i zawodu (sama jeszcze przed wstąpieniem do zakonu była mistrzynią krawiecką). Spowiednik, rozeznawszy jej życie duchowe, ostatecznie odradził jej jednak składanie ślubów wieczystych. Nie przyszło jej to bez trudności, ale posłuchała tej rady i powróciła ze Zgromadzenia do świata. W nadziei na znalezienie odpowiedzi na pytanie o dalszą drogę życiową wzięła udział w dziewięciodniowych rekolekcjach, których kierownik przekonał ją, że powinna pozostać wśród ludzi świeckich, by ratować dzieci i młodzież zagrożone odejściem od wiary. W 1892 r. Bolesława objęła więc zarząd jednej z dwóch noclegowni dla biedoty działających w Warszawie. Tak poznała bł. Honorata Koźmińskiego, założyciela licznych ukrytych zakonów, znanych później jako zgromadzenia honorackie.
W 1903 r., po wielu latach pracy pod duchowym kierownictwem ojca Honorata, Bolesława opuściła Królestwo Polskie i udała się na wschód, jak dawniej mówiono: na ziemie zabrane. Z Mohylewa docierały bowiem do Warszawy prośby o przysłanie kogoś, kto mógłby się zająć wychowaniem miejscowej młodzieży, wobec małej liczby duchownych również religijnym. W nowym miejscu Bolesława oficjalnie prowadziła kursy krawieckie dla dziewcząt z wiosek nad Dnieprem, nieoficjalnie – także katechezę oraz naukę języka polskiego i historii Polski. Obowiązków było wiele, ale przyszła też pomoc: do Bolesławy przyłączyły się dwie inne pobożne niewiasty, Łucja Czechowska i Leokadia Górczyńska. W 1905 r. do Mohylewa przybył z Moskwy misjonarz apostolski, ksiądz Feliks Wierciński. Pod jego opieką Bolesława, Łucja i Leokadia odbyły zamknięte rekolekcje. Po ich zakończeniu wyraziły wolę założenia nowego zakonu, którego powołaniem byłoby umacnianie w wierze katolików żyjących na Wschodzie oraz praca nad przywiedzeniem chrześcijan odłączonych z powrotem do Kościoła katolickiego. Tak narodziło się Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny.
W 1907 r. placówka w Mohylewie została zamknięta i Bolesława wyruszyła dalej na Wschód, do Rosji właściwej. Objęła zarząd sierocińca przy kościele św. Kazimierza w Petersburgu i zarazem stanowisko nauczycielki religii w tamtejszej szkole parafialnej. W 1908 r. założyła gimnazjum męskie z internatem, a przy kościele Nawiedzenia NMP progimnazjum żeńskie. W 1912 r. proboszcz parafii Nawiedzenia uprosił ją o przejęcie zarządu również nad jego szkołą parafialną. Obowiązki Bolesławy wypełniały nie tylko rok szkolny – w miesiącach wolnych od nauki organizowała wakacje w Finlandii dla ubogich dzieci i sierot.
Kres dziełu matki Lament w Rosji położyła dopiero rewolucja październikowa. Misjonarki Świętej Rodziny musiały uchodzić przed antyreligijnym terrorem bolszewików. W 1919 r. przedostały się do Żytomierza, gdzie raz jeszcze otworzyły sierociniec. W warunkach wojny domowej w Rosji, na Ukrainie i w Galicji, wśród przetaczających się frontów, zapotrzebowanie na domy opieki nad sierotami wzrosło. Jednak wojna polsko-bolszewicka dopiero zaczynała się na dobre. Lata 1919-1921 były dla Zgromadzenia czasem dalszej tułaczki po różnych miejscach: Równem, Szpanowie, Żydaczynie, Łomży, Warszawie. Matka Bolesława usilnie starała się znaleźć dla swoich sióstr miejsce, gdzie mogłyby bezpiecznie osiąść. W końcu objęły opiekę nad internatem dla repatriantek z Rosji w Chełmnie, do czego jako polski katolicki zakon wywodzący się z Rosji były najbardziej predestynowane. Ostatecznie dom generalny Zgromadzenia uzyskał stałą siedzibę dopiero w 1926 r., w Ratowie. Zakon przetrwał długą próbę wojennej zawieruchy, za co Opatrzność nagrodziła go rozkwitem w niepodległej Polsce. Matka Bolesława zakładała teraz kolejne jego placówki: w Albertynie, Białymstoku, Ostrołęce, Pińsku, Próżanie, Rutce, Słonimiu, Szereszowie, Szreńsku, Wilnie – a więc głównie w województwach wschodnich. Utworzyła też przedstawicielstwo Zgromadzenia w Rzymie, a w 1933 r. wyprawiła siostry na misje do Tallina, stolicy Estonii.
Jak widać, Bolesława Lament zawsze była tytanem pracy. Oprócz kierowania dziełami zewnętrznymi zakonu, w pierwszych latach niepodległości pełniła jednocześnie funkcje przełożonej generalnej, przełożonej domu i mistrzyni nowicjatu, które normalnie powinny się dzielić między różne osoby. W 1935 r. pogarszający się z wiekiem stan zdrowia zmusił ją wreszcie do złożenia urzędu, choć do końca życia pozostała największym autorytetem duchowym Zgromadzenia. Zmarła 29 stycznia 1946 r. w Białymstoku. Po odprawieniu uroczystości pogrzebowych, którym przewodniczył arcybiskup Romuald Jałbrzykowski, metropolita wileński, pochowano ją w podziemiach założonego przez nią klasztoru w Ratowie.
Tak – pokrótce – przedstawiają się dokonania bł. Bolesławy na przestrzeni całego jej życia. Miano inspiratorki ekumenizmu przydano jej po śmierci niebezpodstawnie. W czasach apostolstwa w Petersburgu w latach 1907-1917 Misjonarki Świętej Rodziny pod jej bezpośrednim kierownictwem przywiodły wielu prawosławnych do nawrócenia na katolicyzm. Matka Bolesława utrzymywała jednak dobre stosunki z rosyjskim duchowieństwem, na czele z egzarchą petersburskim. Siostry Zgromadzenia pomagały w przygotowywaniu nabożeństw cerkiewnych. Podczas I wojny światowej inscenizowały w Piotrogrodzie jasełka, grane po polsku i po rosyjsku, do tekstów napisanych przez założycielkę. Oglądać je przychodzili zarówno katolicy, jak i prawosławni, dzięki czemu wielu z tych ostatnich zaczynało bliżej interesować się katolicyzmem. Matka Bolesława planowała utworzyć gałąź Zgromadzenia obrządku wschodniego (unicką), aby móc szerzej rozwinąć pracę misyjną wśród wyznawców prawosławia. W tym celu siostry podjęły naukę cerkiewnego śpiewu liturgicznego, lecz urzeczywistnienie planów uniemożliwiła rewolucja bolszewicka. Gdy Zgromadzenie opuszczało Piotrogród, jego współzałożycielka Łucja Czechowska zdecydowała się zostać z dotychczasowymi podopiecznymi mimo zagrożenia dla wszystkich oczywistego w czasie, gdy trwały już aresztowania duchownych. Po pewnym czasie i ona została skazana i uwięziona przez bolszewików. Misjonarki Świętej Rodziny kontynuowały jednak swoje apostolstwo w niepodległej Polsce i doprowadziły do licznych nawróceń z prawosławia na katolicyzm na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej. Siostrze Czechowskiej po kilku latach ciężkich przejść udało się powrócić do kraju.
Sukcesy przyniosła również misja w Estonii. Siostry posłane przez bł. Bolesławę zastały w Tallinie tylko jedną czynną świątynię katolicką; pozostałe historyczne kościoły w stolicy przeszły wcześniej w ręce protestantów. Na stołecznej parafii posługiwał niemiecki jezuita, Sługa Boży prałat Eduard Proffitlich; to on zwrócił się do matki Bolesławy z prośbą o pomoc. Misjonarki Świętej Rodziny zajęły się kościołem parafialnym, działalnością charytatywną oraz formacją religijną dzieci, zarówno należących do polskiej diaspory, jak i innych. Katechezę prowadziły w szkołach publicznych i w prywatnych domach, początkowo po polsku i rosyjsku, jednocześnie ucząc się intensywnie języka estońskiego i po rocznym pobycie w Tallinie opanowały go dostatecznie dobrze, by móc w nim udzielać lekcji. Katolicy w Estonii stanowili mniejszość rozsianą w protestanckim głównie społeczeństwie, toteż siostry musiały nieraz chodzić po kilka kilometrów do domu rodziny, której dziecko czekało na katechezę. Praca przynosiła jednak efekty: co roku wśród dzieci przygotowywanych przez siostry do pierwszej Komunii świętej było kilkoro nawróconych z wyznania reformowanego. Nawrócenia zdarzały się także wśród dorosłych, nie tylko z protestantyzmu, ale również z prawosławia. Siostry propagowały w Tallinie formy pobożności przeznaczone dla dojrzałych wiernych, m. in. zorganizowały przy kościele parafialnym Straż Honorową Serca Jezusowego. Jedna z nich prowadziła ponadto wykłady dla kobiet zrzeszonych w tallińskim Katolickim Towarzystwie Dobroczynności.
W 1938 r. misjonarki objęły w Estonii drugą placówkę – w fabrycznej osadzie Kivioli, odległej o około sto kilometrów od Tallina. Mniejszą część załogi tamtejszych zakładów stanowili Polacy. Siostry z Tallina mogły delegować do Kivioli tylko jedną członkinię Zgromadzenia, Marię Chrzanowską, która została tam nauczycielką w szkole dla polskich dzieci. Polacy wystarali się o otwarcie w osadzie kaplicy, obsługiwanej przez jezuitę, księdza Rutha. Był to jedyny obiekt sakralny w Kivioli. W zakładach pracowali jednak w większości protestanci i prawosławni, którzy nie mieli żadnych miejsc, gdzie mogliby odprawiać swoje nabożeństwa. Zwrócili się więc do ojca Rutha z prośbą o pozwolenie, by mogli przychodzić na modlitwę do katolickiej kaplicy i uzyskali je. W rezultacie siostra Chrzanowska pomagała sprawować opiekę duchową nad chrześcijanami trzech wyznań, którzy w środowisku robotniczym w izolowanej miejscowości byli szczególnie narażeni na zarzucenie praktyk religijnych.
Bł. Bolesławę Lament nazywa się inspiratorką ekumenizmu. Ekumenizmu rozumianego prawidłowo – jako zachęcanie chrześcijan odłączonych do powrotu na łono Kościoła katolickiego. Warto podkreślić to ostatnie, skoro ostatnimi czasy nawet w kręgach hierarchii kościelnej padają godne ubolewania, dezorientujące twierdzenia, że wszystkie religie są równie dobrymi drogami do Boga. Ale żeby taki ekumenizm spełniał swoją rolę, powinien mieć charakter autentycznego nawracania: starań, by chrześcijanin-niekatolik dobrowolnie, z przekonania, przyjął katolicyzm. Muszą one być wolne od agresji i powiązane ze szczerym, życzliwym zainteresowaniem odrębnymi tradycjami wyznań niekatolickich.
Od kilkunastu lat do naszego kraju napływa masowa imigracja z Ukrainy, wobec której polskie władze (niezależnie od aktualnego koloru politycznego rządu) prowadzą nadmiernie liberalną politykę, a która jeszcze gwałtownie wzrosła po wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej w 2022 r. Polacy mieli wiele powodów do niezadowolenia z tej sytuacji (i nadal mają). Jednak Pan Bóg pragnie ze wszystkiego wyprowadzić dobro i my powinniśmy czynić tak samo. Zadajmy sobie pytanie: ilu spośród migrantów z Ukrainy przyjeżdżających do Polski nawróciliśmy lub przynajmniej próbowaliśmy nawrócić na katolicyzm? Ilu prawosławnych? Ilu takich, co wychowali się w obrządku greckokatolickim, ale później odeszli od wiary? Ilu takich, co żyjąc w postradzieckiej rzeczywistości, nigdy nie otrzymali chrztu? Nadal nie jest za późno, by próbować. Kiedyś zostaniemy z tego rozliczeni.
Adam Danek
Kategoria: Adam Danek, Historia, Publicystyka, Religia, Wiara