Czas dla "frajerów" czyli humaniści nie są wcale tacy głupi
Dlaczego, przeglądając podobne CV absolwenta studium public relations i absolwenta historii wybrałbym tego ostatniego? Jeśli ktoś skończył historię na publicznej uczelni, to oznacza, że potrafi zmobilizować się do ciężkiej pracy.
Z roku na rok rośnie liczba Polaków z wyższym wykształceniem. Jesteśmy niezwykle dumni ze statystyk, które nie pokazują nic poza oczywistym zjawiskiem. Skoro w ostatnim ćwierćwieczu namnożyło się prywatnych wyższych uczelni, to ktoś je musi kończyć, a kilka semestrów płacenia czesnego musi w końcu przynieść efekt w postaci dyplomu. Ba, na wschód od nas jest jeszcze lepiej, bowiem na Ukrainie mniej więcej w ten sam, mało kłopotliwy, sposób można zostać doktorem. Nie wiem, jak jest z zatrudnianiem doktorów na tamtejszym rynku, ale w Polsce tytułem magistra już nikt nie zaimponuje. Gdzie te czasy, kiedy magiczne literki „mgr” z dumą umieszczano nawet na nagrobkach (kto nie wierzy, niech przejdzie się na partyjniackie kwatery na Powązkach Wojskowych)…
Studia to nie zawodówka
Ilość rzadko kiedy przechodzi w jakość. Skoro ukończenie jednej z Wyższych Szkół Dobrego Samopoczucia i Wolnego Czasu nie wymaga zbyt wiele oleju w głowie lub pracy, to pracodawcy siłą rzeczy zwracają uwagę nie na to, jaki kierunek się kończyło, ale gdzie się studiowało i co po tym studiowaniu pozostało. Następuje – powolne, ale zauważalne – spełnienie wieloletnich marzeń humanistów. W latach 90. studia, które nie przygotowywały do określonego, cenionego na rynku zawodu, były traktowane z pobłażaniem. Prawo? Świetnie, adwokat może zarobić ładny grosz. Marketing i zarządzanie? Wonderful! PR i reklama? Przepustka do bogatego życia. Tylko frajer mógł pójść na historię, filozofię i takie tam. No, filologia w ostateczności, bo zawsze to dobrze znać angielski, ale w żadnym wypadku filologia klasyczna.
Traktowanie studiów wyższych jak zasadniczej szkoły zawodowej odbija się czkawką wielu absolwentom, którzy wierzą w magiczną moc dyplomu. Paradoksalnie zbyt wąsko sprofilowane wykształcenie, jeśli nie jest uzupełnione stażem zawodowym w renomowanych firmach bądź instytucjach, stanowi dzisiaj nie atut a barierę w znalezieniu dobrej pracy. Wyśmiewani frajerzy z historii zostawiają w tyle absolwentów marketingu mało znanych uczelni.
Historycy myślą
W wielu obszarach rynku pracy przyszłość należy do humanistów – czyli osób, które potrafią myśleć i których wiedza o świecie nie ogranicza się do przyswojonych z trudem terminów marketingowych. Dlaczego, przeglądając podobne CV absolwenta studium public relations i absolwenta historii wybrałbym tego ostatniego? Jeśli ktoś skończył historię na publicznej uczelni, to oznacza, że potrafi zmobilizować się do ciężkiej pracy. To naprawdę niełatwy kierunek, wymagający wielkiej samodyscypliny i – w odróżnieniu od mnóstwa zajęć na słabych uczelniach – logicznego myślenia. Historyk naturalnie musi także wyjść ze swą wiedzą poza sferę dat i faktów. Trudno zrozumieć koleje dziejów bez podstawowej znajomości kultury, sztuki, nauki. To studia, które gwarantują humanistyczne wykształcenie w ścisłym tego słowa znaczeniu – wyjście poza suchą znajomość nazwisk, dat i definicji.
Kogo pracodawcy chcieliby u siebie widzieć na stanowisku bardziej odpowiedzialnym, niż parzenie kawy? Właśnie osobę, która umie sama sprawnie poszerzać swoją wiedzę, która potrafi logicznie myśleć i której nie trzeba prowadzić za rękę. Oczywiście, do tego musi dojść odpowiednia wiedza z obszaru działalności firmy lub instytucji, nikt bowiem nie chce przyuczać do zawodu za własne pieniądze. Na pytanie, czy kandydat orientuje się w określonej dziedzinie, często pada odpowiedź: „nie, ale szybko się uczę”, pokazująca i brak kompetencji kandydata, i jego naiwną wiarę w to, że firma weźmie go na naukę i jeszcze mu za to zapłaci. Po krótkim zastanowieniu każdy dojdzie do wniosku, że jest to najgłupsza z możliwych odpowiedzi – ale ponieważ sugerują ją rozmaici eksperci od autoprezentacji, absolwent bez zdolności logicznego rozumowania powtarza ją bez mrugnięcia okiem. Dobrze wykształcony historyk – humanista, jak sądzę, takiego błędu by nie popełnił…
Marcin Rosołowski
Za: Rebelya.pl
Kategoria: Społeczeństwo
Bzdura… przyszłość należy do nowych technologii gdzie elektronicy, informatycy i matematycy mają największe szanse…
Na szczeblu niższym. I tylko tym. Poza tym, "elektronicy"? Eh, umyśle ścisły..