banner ad

Brzozowski: Na manowcach otchłani

| 20 listopada 2018 | 0 Komentarzy

Nasze życie niczym sinusoida zmierza ku nieosiągalnym celom. Gdy młodość pobudzi nas do chorobliwego aktywizmu na rzecz przyjemności – wszelkiej przyjemności – zatracamy się i wędrujemy niezliczoną ilością ścieżek by dotrzeć na szczyt piramidy naszych indywidualnych potrzeb – od dobrobytu po sławę, od obżarstwa po nieczystość. Wtem nastaje kres naszych pragnień, zwieńczony wszelką ludzką pogardą dla naszego przepychu – zostaje otchłań, własna nicość, przyzywająca otchłań; pusty krzyk w pustkę.

To co św. Jan od Krzyża nazywał „nocą ciemną”, to co Ojcowie Pustyni utożsamiali z acedią wydaje się chorobą, która pochłania nas wszystkich – od maluczki, po wiekowe autorytety. Życie staję przed nami jakby coś nie-naszego, jakby „ciało obce” – i my sami zdajemy się być sobie obcy sami nawzajem i sami dla siebie. I znów przywołujemy tę pustkę, wołamy do niebios, do ludzi nam bliskich, do światów realnych i nierealnych – toniemy w pustce.

Zradza się w nas dojmujące pragnienie wypełnienia tej pustki, melancholijny stan obojętności, trwanie w samotności i obrzydzenie światem; wydaje nam się, że już nic nie znaczymy i że nigdy nie znaczyliśmy – duchowo nie czeka nas nic więcej niż depresja, która jak zły duch nawołuje do zakończenia tego żywota – dokonania rozpaczliwej próby ucieczki z własnej wewnętrznej pustki – w nicość.

I ów czas stawia nas przed wyborem jednej z dwóch dróg: rozpaczy pełnej goryczy i żalu bądź akceptacji pełnej łagodności i wstrzemięźliwości.

I ten moment, ta decyzja, którą z dróg pójdziemy jest sprawdzianem naszej dojrzałości.

Zbyt wielu unika podjęcia decyzji – zbyt wielu ucieka, dezerteruje. Tchórzliwość przed tą duchową walką wyznacza nam miejsce na manowcach otchłani – w miejscu biernej wegetacji, oczywiście pełnej zewnętrznego blichtru, politycznej czy ideologicznej walki ku słusznej sprawie. Ozdobieni światowymi tytułami i materialnymi dobrami wnikamy w obszary pełne frustracji i niespełnienia, gdzie jak bumerang wracają do nas puste krzyki w pustkę.

Trzeba nam wtedy wielkiej odwagi, aby zboczyć z bezdroży na które sami zmierzamy, uciszyć puste krzyki – uciszyć cierpliwością i roztropnością. Uciszyć ciszą naszych grzechów i trudności. Uciszyć modlitwą pełną ciszy.

Trzeba nam oddać się w ręce Nadziei.

Nadziei, że droga akceptacji, łagodności i wstrzemięźliwości jest możliwa – wystarczy siła naszej woli, aby nią w życiu podążać.

Wystarczy więcej odwagi.

 

Franciszek Brzozowski

 

Kategoria: Franciszek Brzozowski, Myśl, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *