Bernardetka już trochę starsza
Do polskich kin niebawem trafi nowsze dzieło, "Bernardetta. Cud w Lourdes". Jestem ciekawa, jak wypadnie w porównaniu z "Bernardette Soubirous" z 1988, który to staroć z upodobaniem oglądam. Mimo że tłem historii są bieda i trud, upokorzenia i przedwczesna śmierć, opowieść jest ciepła, pogodna i daje wiele nadziei.
Skromna rodzina Sobirous sprowadza się do Lourdes. Bernardetka, jak jej koleżanki, jest pasterką. Któregoś dnia, w pobliżu groty przychodzi do niej Matka Boża… Postaci Maryi reżyser nie pokazuje. Sceny objawienia nakręcone są w ten sposób, że obserwujemy twarz Bernardette w chwili, gdy widzi Maryję i do niej mówi. Ona widzi i słyszy – my nie. Bardzo znaczący zabieg.
Film, tak jak napisałam, jest pogodny. Chociaż wśród bohaterów są czarne typy, jak policjanci przesłuchujący dziewczynę, oraz plotkary, jak te, które ją wyzywają od "g…", dobro zawsze zwycięża. Najpierw w postaci niezachwianej ufności i wiary Bernardety, potem wiary księdza, rodziców, innych prostych ludzi. Tak, jak było przed wiekami, uwierzą ludzie prości, bo mieszczuchy i intelektualiści wietrzą przede wszystkim sensację.
Co tu dużo mówić. Historia jest prosta, jak prosta jej bohaterka. I ciepła, jak Bernardeta.
Aleksandra Solarewicz
"Bernardette Soubirous", Jean Delannoy, Francja 1988
Kategoria: Recenzje