banner ad

Ambrożek: Przeciwdziałać prymitywizacji polityki

| 26 kwietnia 2017 | 0 Komentarzy

Polityka jest dziedziną życia sprzęgniętą silnymi więzami ze społeczeństwem. Nie sposób analizować sensu poszczególnych wydarzeń w jej obrębie abstrahując od nastrojów społecznych, pragnień poszczególnych jednostek, wspólnych dążeń, pożądanej wizji przyszłości. Polityka, skutecznie lawirując między tymi wszystkimi czynnikami, stara się je wszystkie pogodzić, agregując większość jednostek w niej partycypujących i stwarzając w ten sposób wrażenie samorealizacji. To teza wybitnie arystotelesowska. Jeżeli jednak zagłębimy się w proces polityczny zauważymy, iż natychmiast wyrastają setki zagrożeń, które wykrzywiają powyższą percepcję uczestnictwa ludzi w polityce. Pojawia się bowiem szereg ograniczeń, głównie tych dotyczących rzeczywistości politycznej wewnętrznej i zewnętrznej, które nie pozwalają nam na swobodne kreowanie stanu faktycznego. W tym zakresie polityka staje się raczej sztuką samoograniczania.

 

Dlaczego zatem polityka, która niewątpliwie jest dziedziną, do której należą dwie wyżej opisane przeze mnie postawy, jest odbierana jako zwykła gra ludzkich namiętności, parcia do władzy i zaszczytów? Czy tak jest w istocie? Bardzo prawdopodobne. Odpowiedź na to pytanie dała socjologia – gdy człowiek zdobędzie już pewne zasoby materialne, szacunek wśród własnego otoczenia, wystarczający poziom wykształcenia etc. próbuje wznieść się na kolejny etap własnych umiejętności. Naturalnym jest, że człowiek jest istotą walczącą o ciągłe poprawienie swoich warunków bytowych. Kiedy człowiek, niezależnie od posiadanych przez siebie zasobów, uzna, że w jego życiu koniecznym jest osiągnięcie pewnego następnego etapu i – w jego mniemaniu – tym etapem będzie partycypacja w polityce, to przedsięweźmie wszelkie kroki ku realizacji tak postawionego celu.

 

Złożoność świata i jego istoty warunkuje posługiwanie się często subiektywizmem, jak i obiektywizmem. Wyżej przedstawiona przeze mnie sytuacja jest bliższa tego pierwszego modelu, ponieważ zwraca uwagę na człowieka jako obiekt jego największych pragnień oraz nie zestawia tychże chęci z pożądaniami innych. Przejdźmy teraz do pewnych kategorii obiektywnych, formułowanych w starożytności. Czy nie powinno być tak, że ludzkie żądze powinny być kontrolowane, hamowane, blokowane przez instytucje gwarantujące pomyślność działania państwa? Kolejnym dualizmem, jaki nie został zaobserwowany w polityce, a który odczytywał Bobbio, jest dualizm między ludzkimi żądzami a obiektywnymi kategoriami, którymi powinno się kierować każde państwo, by pomyślnie realizować swoje cele. Czyż jednym z takich warunków nie powinno być dopuszczanie w obręb władzy państwowej tych, którzy są do tego predestynowani? W różnych okresach czasu wyznacznikami realizującymi ten warunek były różne kryteria: wykształcenie, wiek, majątek. W czasach demokratycznych poza wiekiem, które również został poddany daleko idącej inflacji[1], brakuje żadnych takich cenzusów.

 

Nie chcę tu krytykować zjawiska złego doboru ludzi na stanowiska państwowe. Zostało to już opisane bardzo szeroko i nie ma sensu powielać kolejnych stwierdzeń. Chciałbym się skupić na czymś innym. Mówi się, że zachowania polityków, przedsiębrane przez nich decyzje, kultura polityczna, style wypowiedzi są odwzorowaniem czegoś, co można nazywać charakterem narodowym. W skrócie to pojęcie można wyjaśnić jako pewne cechy ukształtowane pośród danej społeczności powiązanej historią, religią, wspólnymi przeżyciami i więzami cywilizacyjnymi, a które są tożsame dla każdego człowieka, przynajmniej w niewielkim stopniu. Czy zatem możemy krytykować polityków za to, że w Sejmie zachowują się jak nieznająca obyczajów dzicz, wzajemnie rzucająca na siebie inwektywy, niepotrafiąca wyzbyć się mentalności niewolnika skrępowanego kajdanami nienawiści do wszystkiego, co obce? Nie, bo jesteśmy tacy sami. A kto nie wierzy tym słowom niech poobserwuje ludzi w autobusie, w hipermarkecie, w miejscach zgromadzeń masowych. Wszyscy ci, podlegający jednakowym skłonnościom ducha, albo w masie roztapiają się i nie przyjmują żadnego innego katalogu postępowania poza ten, który im wyznaczyła dana masa, albo w obrębie tejże masy każdego uważają za swojego przeciwnika, niczym wyjętego z hobbesowskiego stanu natury.

 

Czy człowiek jest w stanie przezwyciężyć w sobie te skłonności? Tak, ale musi posiadać pewien katalog cech, który uszlachetnia. Nie mam tu na myśli czegoś, co Sokrates wyodrębnił jako intelektualizm etyczny lub, jak u Rousseau, pierwotnego charakteru. Wręcz przeciwnie. Aby eliminować instynkt tumultu w jednostce i ją prawdziwe uszlachetniać, jest niezbędne wykształcenie postawy krytycznej, a nie posiadanie pewnych cech. Osoba uszlachetniona, a nie potrafiąca widzieć więcej i patrzeć szerzej jest tak samo podatna na propagandę jak idiota. Względem takiej osoby wystarczy tylko dobrać odpowiedni zestaw argumentów, aby przekonać ją do jakiejś wizji. Postawę krytyczną można wykształcić tylko przez ogromną ilość wiedzy i jej stopniowe przyswajanie. Nie jest to jednak warunkiem wystarczającym. Trzeba dojść do sedna tej wiedzy, nie poddawać jej urawniłowce, dostosowywania jej do wymogów doktrynalnych. Trzeba spojrzeć na wiedzę taką, jaka ona jest – bez różowych okularów lub wynaturzających ją perspektyw ideologicznych. Wtedy zobaczymy, że rzeczywistość nie jest czarno-biała, a posiada wiele punktów wspólnych i rozbieżnych, które razem koegzystują. W momencie, kiedy człowiek rozpozna sedno rzeczywistości spostrzeże, że koniecznym jest działanie polityczne roztropne, z umiarem, by móc kształtować rzeczywistość skutecznie.

 

Przyjrzyjmy się tymczasem warunkom polskim. Ludzie dostający się do organów władzy państwowej nie posiadają takich darów. Nawet przy obecności ludzi posiadających instynkt polityczny wyjęty niczym z myśli schmittiańskiej, brakuje wśród nich osób potrafiących trafnie zdefiniować cele i kierunki polityki państwowej, która powinna być nastawiona – jak sama nazwa wskazuje – na wzmocnienie pozycji państwa. Czy wynika to z ich ograniczonego horyzontu? Bardzo prawdopodobne. Ci ludzie potrafią się bardzo dobrze odnaleźć w polityce, bo kieruje się ona czymś, co można nazwać instynktem stadnym. Politolodzy bardzo łatwo odczytują działanie polityczne, bo jest czymś oczywistym dla człowieka. I z drugiej strony, może dlatego ludzie nie potrafią patrzeć na politykę trzeźwym wzrokiem, bo ich sposób działania jest niemal bliźniaczy do działań polityków?

 

Wracając do instynktu politycznego, problem polega na tym, że za jego pośrednictwem decydenci nie są w stanie wkroczyć w dziedzinę abstrakcji, w której kreują się wizje państwowe, kierunki działań, warianty realizacji tych kierunków. Do tego potrzebne jest pewne obycie z przeszłością, umiejętność logicznego wyciągania wniosków, umiejętność obserwacji, uczenie się na błędach przy jednoczesnym spostrzeżeniu, że rzeczywistość polityczna nie jest stała, lecz zmienna, a naszym zadaniem jest konieczność nadania jej pewnych cech stałości, bo tylko tak jesteśmy w stanie zapewnić sobie trwanie. Jeżeli umysły polityków nie zrozumieją tej zamglonej rzeczywistości i nie uświadomią sobie tych skomplikowanych zależności, to nie będą w stanie wyjść poza ten płytki horyzont własnych batalii i kłótni w rodzinie.

 

Mateusz Ambrożek

 

 


[1] Inflacją wieku nazywam pewną, coraz trwalszą ostatnio, dyspozycję ludzką do niedostrzegania starzenia się człowieka oraz wynikającego z tego obowiązków. W zamian za to obserwujemy „duże dzieci”, które, groteskowo podkreślając młodość swojego ducha, nie zwracają uwagę na obowiązki, jakie wynikają z określonego wieku i – teoretycznie – nabywanego z nim doświadczenia.

 

 

 

 

Kategoria: Mateusz Ambrożek, Polityka, Prawa strona świata, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *