Afryka a panowanie Chrystusa Króla
Wywiad z Ojcem Loïc Duverger’em, Przełożonym Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X w Afryce.
Rozmawiał Brian Mc Call.
We wrześniu 2010 Papież Benedykt XVI ustanowił Papieską Radę na rzecz Nowej Ewangelizacji. Jako że autodestrukcja Kościoła postępuje, a Jego członki wykrwawiają się ze wszystkich stron, nawet Watykan zrozumiał, że coś trzeba w końcu zrobić. Do rozpoczęcia Nowej Ewangelizacji nawoływali nieustannie zarówno Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI. Teraz jednak nawet „nowe” metody, przyjęte przez Sobór Watykański II i jego apologetów wydają się nie przynosić zakładanych efektów. Jak dotąd ciągle potrzebne były nowe chwyty. Tymczasem strumień konwersji skurczył do rozmiarów niewielkiej strużki, podczas gdy odstępstwa od Wiary da się przyrównać do fali tsunami. Za „starych” czasów tzw. Nowa Ewangelizacja nazywała się po prostu pracą misyjną, tą samą, którą powierzył nam Nasz Pan wysyłając Swój Kościół, by „nauczał wszystkie narody”. Ta „stara” ewangelizacja nawróciła kontynenty i zbudowała cywilizację. Niestety z całą pewnością niechętnie przyjmujemy wskazówki dotyczące powrotu do misyjnej żarliwości od watykańskiej biurokracji, prowadzącej studia i piszącej kolejne artykuły o tym, jak można by wreszcie nadać pędu „nowej” ewangelizacji, bazującej na „nowych” (dziś już nieco zmiętych) ideach Vaticanum II.
Piszący te słowa zdecydował się poprosić o rozmowę kogoś z naszej strony barykady, żyjącego „starą” ewangelizacją – tą, która działała przez ostatnie dwa tysiące lat. Skontaktowałem się z ojcem Loïc’em Duvergerem, przełożonym Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X w Afryce (…).
Brian Mc Call: Dziękuję Ojcu za wyrażenie zgody na ten wywiad. Wiem, że jest Ojciec bardzo zajęty realizując swój apostolat, doceniam więc czas poświęcony odpowiedziom na moje pytania. Kiedy rozpoczęła się działalność Bractwa w Afryce? Kto zapoczątkował tę pracę? Czy był to sam Arcybiskup Lefebvre?
O. Duverger: Apostolat Bractwa rozpoczął się we wczesnych latach 80-tych, gdy Arcybiskup Lefebvre przybył do RPA wesprzeć wiernych sprzeciwiających się kryzysowi w Kościele. Już w roku 1985 otwarto pierwszy przeorat w Roodeport niedaleko Johanesbugra. Potem, w roku 1986, pojawiły się dwa następne, w Zimbabwe i Gabonie (którego 25-lecie obchodzimy obecnie). Arcybiskup Lefebvre bacznie obserwował te fundacje, jednak szczególną uwagę poświęcał placówce w Gabonie, gdzie sam rozpoczynał pracę ewangelizacyjną w roku 1932. W roku 1985 odbył tam ważną podróż celem przygotowania misji. Z tej okazji spotkał się z ówczesną głową państwa, prezydentem Omarem Bongo, kilkoma biskupami oraz innymi osobistościami, ponadto jego byłymi studentami z seminarium oraz z misji w Donguili, Kango i Lambaréne. W swoich listach do o. Patricka Groche, twórcy przeoratu, nie szczędził rad jako były misjonarz i okazywał troskę, z którą odnosił się do późniejszego rozwoju placówki. Powrócił tam rok przed śmiercią i był bardzo szczęśliwy widząc wspaniały rozwój tego dzieła.
Brian Mc Call: Ilu księży macie obecnie w Afryce?
O. Duverger: Na dzień dzisiejszy w ośmiu domach, jakie posiada Bractwo na terenie Afryki, przebywa 21 kapłanów, 4 braci, 5 sióstr i dwóch oblatów doskonalących się w pracy misyjnej.
Brian Mc Call: Ile przeoratów (a więc stałych domów zamieszkanych przez duchownych prowadzących życie wspólnotowe) lub placówek innego typu zostało założonych w Afryce i w jakich krajach są one zlokalizowane?
O. Duverger: W RPA mamy 3 domy (2 przeoraty i dom okręgowy), obsługujące 7 kaplic. W Gabonie posiadamy jeden przeorat i szkołę. Sporo przeoratów ma Kenia, gdzie ostatnio otwarto też nowicjat zakonny powołany do celów misyjnych – Sióstr Misjonarek Jezusa i Maryi. Zimbabwe jest czwartym krajem, w którym posiadamy przeorat. Nasi księża nie poprzestają jednak na tych krajach. Starają się docierać wszędzie, gdzie wierni proszą o prawdziwą Mszę i Sakramenty. Dzięki podróżom misyjnym – o różnym zasięgu i częstotliwości, wspierają oni grupy wiernych w Nigerii, Ugandzie, Zambii, Kamerunie, Tanzanii, Burundi i Ghanie, ponadto zaś na wyspach Madagaskar, Reunion i Mauritius. Ogółem, wliczając miejsca, w których mamy swoje placówki, jak również te, które odwiedzamy, Bractwo jest obecne w piętnastu krajach Afryki.
Najbardziej zaawansowane jeśli chodzi o nasze wizyty i ich efekty spośród krajów, które odwiedzamy regularnie, są Nigeria i Uganda. W Nigerii kilka lat temu dołączył do Bractwa o. Obih, kapłan uprzednio należący do Augustianów. Obecnie przygotowuje się do wstąpienia do nas i ma zamiar przemierzać wzdłuż i wszerz najgęściej zaludnione tereny Afryki (chodzi o 150 000 000 mieszkańców). W Ugandzie jedna z wiernych, która kontaktowała się z Bractwem przed dość długi okres, wybudowała kaplicę w swoim domu i zebrała razem katolików chcących zachować i umacniać swoją wiarę poprzez modlitwę i sakramenty. Nasi wysłannicy w Kenii pojawiają się tam co miesiąc by odprawić mszę. Gdzie indziej spotykamy się z sytuacją, gdy jedynie kilku członków rodziny, zachęconych przez zbawienny wpływ ojca, staje wbrew soborowej rewolucji i dechrystianizacji. Dalej, w Namibii, żyją rodziny oddzielone od siebie setkami kilometrów, a jednak zbierają się razem gdy przybywa kapłan.
Brian Mc Call: Z jakich krajów pochodzą wasi księża? Z Europy, Ameryki, czy też może jest to kler wywodzący się spośród samych Afrykanów?
O. Duverger: Kapłani pochodzą z Francji (13), Australii (1), Gabonu (1), Nigerii (1), USA (1), Filipin (1) oraz Belgii (1). Jest naprawdę międzynarodowo. Obecnie Bractwo ma również dwóch afrykańskich seminarzystów w swoich głównych placówkach (jednego z Zimbabwe, a drugiego z Kenii). Jeden z nich studiuje teologię w Winonie, z kolei drugi w la Reja w Argentynie. Są i kandydaci pragnący do nas przystąpić, spośród których trzech znajduje się już w seminarium w australijskim Goulburn. Inni pukają do drzwi, ale musimy dokonać wartościowania każdej prośby oddzielnie by przyjąć wyłącznie tych, którzy będą w stanie wytrwać.
Gdzie indziej, w pozostałych przeoratach Bractwa, mamy czterech księży z Gabonu. Jest wreszcie drugi kapłan z Nigerii, służący w jednej z parafii, który poprosił o przyjęcie do Bractwa. Mam zamiar spotkać się z nim w przeciągu kilku następnych tygodni. W ubiegłym roku wziął on udział w rekolekcjach wygłoszonych przez o. Obih’a, jego przyjaciela, a także o. Vernoy – byłego przełożonego okręgu. Po tym wydarzeniu definitywnie powrócił w swojej parafii do celebry zgodnej z mszałem św. Piusa V. W roku bieżącym ponownie przyjechał na rekolekcje i podjął decyzję o wstąpieniu do nas. Chcemy przyjąć go na okres próbny, jaki przepisany jest w statutach Bractwa. Dla niego będzie to możliwość do uzupełnienia własnej formacji doktrynalnej, lepszego poznania prac Arcybiskupa Lefebvre, a także celów naszej walki.
Brian Mc Call: Czy może Ojciec opisać charakter wiary, którą znalazł Ojciec w Afrykanach poszukujących Bractwa dla zyskania strawy duchowej?
O. Duverger: To godne podziwu móc zobaczyć moc Bożej łaski, która pomaga tym wiernym strzec ich wiary w sytuacji, gdy otaczający ich świat stara się ją odsunąć jak najdalej, a protestanckie sekty, często finansowane przez podmioty spoza Afryki, mnożą się na potęgę. Nie wolno również zapomnieć o pochodzie islamu, którego obecność staje się coraz wyraźniejsza i uwidacznia podbój poprzez liczbę powstających meczetów. Wzdłuż drogi, jaka wiedzie z Nairobi do Mombasy w Kenii, muzułmanie, finansowani przez państwa arabskie, nie ustają w budowie meczetów na całej jej długości nawet w sytuacji, gdy jest ich już wystarczająco dużo, by pokryć zapotrzebowanie całego regionu. W Libreville w Gabonie, gdzie Bractwo osiadło w roku 1986, istniał tylko jeden meczet. Dziś wokół misji trzy lub nawet cztery minarety rozbrzmiewają muzułmańskim wezwaniem do modlitwy kilka razy dziennie.
Wiara ludzi, którzy zwracają się do Bractwa, jest budująca i zaiste krzepiąca. Chcielibyśmy móc pomagać wszystkim, którzy nas o to proszą, odpowiadać na wszystkie ich pytania, ale nasza liczba nie wystarczy. Ciągle ta sama konkluzja: „żniwo wielkie, ale robotników mało”.
Brian Mc Call: Jakie są warunki życia wiernych pozostających pod opieką Bractwa?
O. Duverger: Jak wszędzie indziej – materializm sieje spustoszenie. Poszukiwanie zysku dotyka ludzi na całym świecie, od najbogatszych aż po najbiedniejszych. Napływają oni do miast i chcą się w nich osiedlić, gdyż żyją złudzeniem lepszego standardu życia. Niestety zamiast tego ich obecność dokłada kolejną cegiełkę do ogromnych slumsów, w których wszyscy żyją w degradującej ich mieszaninie i znajdują biedę częstokroć większą od ubóstwa wsi. Także w Kenii księża dostarczają posiłek dla dzieci po każdej niedzielnej mszy jako rodzaj wsparcia najuboższych i uzupełnienie niewystarczającego pożywienia, jakie otrzymują w domach. I wszyscy w tym małym światku jedzą łapczywie.
Niejednokrotnie domy tych ludzi składają się z dwóch małych pokoi na całą rodzinę, która czasem rozrasta się dodatkowo w drodze przyjęcia pod dach bratanków lub bratanic, których rodzice zginęli lub też nie mogą utrzymać dzieci ze względu na jeszcze większe ubóstwo. Bezrobocie jest znaczne. Chcąc sobie jakoś poradzić, rodziny podejmują się przeróżnych przypadkowych zajęć, które pozwalają zarobić jakiekolwiek pieniądze. Jednak owe ciężko zapracowane kwoty wydawane są bezmyślnie. Tak oto slumsy zbudowane z desek, pokryte cieknącymi w czasie deszczu dachami z blachy, zwieńczone są talerzami anten satelitarnych, zaś wewnątrz znajdujemy telewizję pozwalającą mieszkańcom odbierać programy z całego świata – razem z ich wpływem, deformacją, dezinformacją i wyuzdaniem. Nie mają za co opłacić szkoły dla swoich dzieci, ale wszyscy posiadają telefony komórkowe.
Te same przyczyny powodują takie same efekty. Zachodni materializm po trochu wkrada się w dusze i sprawia, że pragną sztucznego raju, jaki widzą w telewizji. Coraz bardziej zamyka je na działanie Łaski. Szkodliwe skutki ekumenizmu i wolności religijnej, ponadto zaś wzrastająca ilość charyzmatycznych sekt protestanckich sprawiają, że religia staje się opcjonalna, a prawda – relatywna: Nasz Pan Jezus Chrystus, jedyny, przez którego możemy być zbawieni, nie jest już konieczny. Oczywiście zło nie okopało się jeszcze tak mocno, jak na Zachodzie, ale proces ten postępuje bardzo szybko. Praca apostolska, bez wątpienia zawsze pełna radości, staje się coraz trudniejsza w niektórych jej aspektach, gdzie indziej zaś coraz mozolniejsza.
Brian Mc Call: Jakimi instytucjami Bractwo posługuje się w Afryce? Czy są np. jakieś szkoły?
O. Duverger: W chwili obecnej rozbudowujemy przede wszystkim sieć naszych przeoratów wraz z kaplicami. Należy wykazać się sporymi zapasami energii by w tym nieprzychylnym klimacie sprostać potrzebom wiernych: Msza, Sakramenty, katechizacja, grupy młodzieży, wezwania do chorych, odwiedziny w domach, prace budowlane, utrzymanie obiektów, kwestie administracyjne – zawsze długotrwałe i szczegółowe. Jedynie w Gabonie i południowo-afrykańskim Roodepoort istnieją szkoły: podstawowa w Roodepoort i średnia w Gabonie. Szkoły są niezbędne, bo pozwalają na rozkwit powołań i formację chrześcijańskich rodzin. Są przyszłością Kościoła i naszych kaplic. Wymagają naszego pełnego zaangażowania i opieki, jakkolwiek potrzebne są też znaczące inwestycje. Mamy nadzieję, że uda się doprowadzić do otwarcia jednej przy każdym przeoracie. Ale to św. Józef musi być tym, który stanie przy nas jako współorganizator – inaczej nie ma szans.
Brian Mc Call: Wspomniał Ojciec o powołaniach. Czy posługa waszych księży przynosi również owoce w postaci nowych powołań wśród miejscowej ludności?
O. Duverger: Zanim doświadczymy radości płynącej z rozwoju każdego z miejsc, najpierw musimy sami zajmować się tymi, którzy proszą o przyjęcie w szeregi Bractwa. Kapłaństwo i wszystko to, co dotyczy kapłaństwa, pozostaje naszym najważniejszym celem. Jednym z największych projektów, które mamy, jest otwarcie niższego seminarium, w którym przyjmowalibyśmy kandydatów do kapłaństwa i życia zakonnego. Miejsce takie pozwoli młodym ludziom, wybranym przez naszych księży, zgłębić ich powołanie, otrzymać formację doktrynalną i nauczyć się podstaw łaciny tak, by łatwiej mogli podołać dalszej nauce. Jest to pierwszy, zarazem zaś niezbędny krok do otwarcia seminarium Bractwa w Afryce. Jesteśmy przekonani, że wobec ogromnych potrzeb w zakresie apostolatu, chcąc oddać Afrykę pod panowanie naszego Pana Jezusa Chrystusa, muszą pojawić się afrykański kapłani, afrykańscy współbracia i afrykańscy mnisi. Dziś nie jesteśmy w stanie osiągnąć celu bez pomocy „starego Chrześcijaństwa”. Potrzeby wiernych są tak liczne, zaś powołań tak niewiele, że każdy kraj chciałby zająć się sobą. Każdego roku swojej obecności w Afryce Arcybiskup Lefebvre pracował nad formacją afrykańskiego kleru. Wyświęcał księży oraz biskupów, a także powoływał do życia ośrodki zakonne.
Brian Mc Call: Obawiam się, że jedna z ważnych zasad Bractwa głosi, iż żaden kapłan nie powinien mieszkać sam. Gwoli ich moralnego bezpieczeństwa statuty nakładają na współbraci obowiązek życia we wspólnocie przynajmniej po trzech. Obecnie jednak w Afryce jest tak wiele do zrobienia. Czy jesteście w stanie zachować tę regułę w obliczu tak dużej ilości pracy i tak niewielu kapłanów?
O. Duverger: Oczywiście może pojawić się pokusa, by uwolnić apostolat od zasad ustanowionych przez naszego założyciela. Próba stworzenia czegoś dobrego poza ramami opisanymi przez konstytucje jest jednak iluzją: życie duchowe upadło by bardzo szybko, apostolski dynamizm wysechł by, a [zamiast niego] pojawi się wyjałowienie. Jakby diabeł robił wszystko, co w jego mocy, by pokazać coś wręcz przeciwnego zsyłając płytki sukces…
Arcybiskup Lefebvre, chcąc zilustrować ową pokusę, użył przykładu ogrodnika, który usiłował przeciągnąć rurę doprowadzającą wodę tak, by wypływała na zewnątrz [domu], ale przy okazji wydarł też ostatni korek, w związku z czym nie może już podlewać niczego. Nasi współbracia rozumieją to bardzo dobrze i robią wszystko, by uszanować tę złotą zasadę apostolskiej efektywności, jaką jest życie wspólnotowe. Musimy jednak również odpowiadać na potrzeby wiernych, stąd konieczność wyjazdów na misje – jednak nigdy na zbyt długo, a następnie powrót do przeoratu, by uzupełnić siły zarówno fizyczne, jak i duchowe. Ideałem było by, gdyby misję prowadziło kilku kapłanów, tak, by pielęgnować życie wspólnotowe. W chwili obecnej nie jest to jednak możliwe.
Brian Mc Call: Jaki jest charakter relacji Bractwa z rządami państw afrykańskich, w których prowadzicie misje? Są przyjaźni, czy nastawieni raczej wrogo?
O. Duverger: Gdziekolwiek się udajemy, staramy się ze wszystkich sił ułożyć dobre stosunki z władzami cywilnymi: po pierwsze gwoli poszanowania kroków administracyjnych, koniecznych do naszego osiedlenia się, ponadto zaś dla wywołania naszą pracą zadowolenia wiernych. W przypadku pojawienia się jakichkolwiek zastrzeżeń władze bardzo szybko dostrzegają, że nasze działania są pokojowe i korzystne. W Afryce – inaczej, niż ma to miejsce w Europie – rzeczywistość często bywa ważniejsza od ideologii. Kapłan w sutannie jest szanowany. Rzadko doświadcza wrogości. Niejednokrotnie przyciąga uwagę możliwością rozmowy na tematy religijne w urzędach administracji publicznej. Dla przykładu: w trakcie ostatnich świąt Bożego Narodzenia towarzyszyłem księdzu ze szkoły w Libreville w jego wizycie do biura burmistrza, mającej na celu zapytanie o opłaty pobierane przez policję za utrzymywanie porządku na ulicach prowadzących do szkoły. Burmistrz była akurat nieobecny, więc [jakiś czas] rozmawialiśmy z sekretarkami, po czym nasza konwersacja została zakończona. Wówczas sekretarki te, pamiętając święta z dzieciństwa, zaczęły śpiewać na całe gardło, przy czym jedna po drugiej dołączały do nich koleżanki z całego piętra. Innym razem, przy końcu spotkania z osobą odpowiedzialną za jedno z miast w RPA urzędnik poprosił o kapłańskie błogosławieństwo i odmówienie modlitwy. Udzieliłem więc błogosławieństwa, po czym wyrecytowaliśmy w jego biurze Pater Noster.
W kilku krajach występują trudności z otrzymaniem długookresowych wiz. Są to długie, bardzo czasochłonne procedury biurokratyczne, mające imponującą wręcz zdolność do uczenia cierpliwości, uprzejmości, grzeczności, a także – jednym słowem – samokontroli. Jak mówiłem: nie jest niczym niezwykłym, że po wielogodzinnym oczekiwaniu osoba za kontuarem odwraca się oznajmiając, że właśnie zabrakło papieru, zgubiła się nasza aplikacja, lub że po prostu właśnie wybiła godzina zamknięcia biura. To nie jest wrogość – wszyscy przechodzą przez te same procedury. Tak już jest. To właśnie Afryka: doskonała szkoła cierpliwości.
Brian Mc Call: A co z biskupami diecezjalnymi? Czy zajmują stanowisko wrogie względem Bractwa – jak ma to miejsce w Europie, np. we Francji?
O. Duverger: Relacje z diecezjami w znacznej mierze zależą od biskupa miejsca. Nie odnotowaliśmy jak dotąd ani częstych, ani też bliskich kontaktów, jednak przy pewnych okazjach mogliśmy zaobserwować wiele dobrej woli po ich stronie. Na przykład biskup Johannesburga zezwolił nam na uczczenie relikwii św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Roodespoort. Był to dla nas piękny dzień celebracji, źródło łaski, a także początek rekolekcji kapłańskich w październiku 2010.
Biskup Nairobi w Kenii dał nam pisemne zezwolenie na zainstalowanie Bractwa w tym kraju – jest ono niezbędne do uzyskania umowy z rządem w celu otwarcia naszych przeoratów. Godne wspomnienia jest również życzliwe przyjęcie przez biskupa [miasta] Oyem w Gabonie. Gdy zdecydowaliśmy się zrobić tam przystanek w drodze do Kamerunu, biskup zaprosił nas na wspólny posiłek. Gdy byliśmy tam ostatnio, mieliśmy okazję zjeść lunch z kapłanem, odbywającym właśnie jakąś roboczą wizytę.
Lepsi biskupi i duchowni widzą doskonale, że wykonujemy poważną pracę. Że prawdziwie – jesteśmy katolikami. Oczywiście większość nie rozumie naszej postawy, nie zna też prawdziwych powodów naszego oporu i walki, jaką prowadzimy. Częstokroć są bardzo „nowocześni” i wypełnieni fałszywymi ideami, szerzącymi się obecnie w Kościele, lecz mimo wszystko dość rzadko doświadczamy otwartej wrogości.
Brian Mc Call: Czy ma Ojciec jakieś generalne uwagi dotyczące stanu Kościoła we współczesnej Afryce?
O. Duverger: Wydaje się, że w pewnych krajach reformy soborowe wchodziły w życie wolniej – np. w Nigerii, gdzie komunia na rękę nie została dozwolona aż do roku 2008. Seminaria wydają się pełne, trudno jednak określić jaką formację otrzymują przyszli kapłani. Tę soborową, polegającą na nauczaniu wszystkich błędów, z którymi walczymy? Obawiam się, że jutro te same posunięcia przyniosą takie same rezultaty. Tak, jak stało się to w Europie, modernizm nauczany przez źle uformowanych księży dokona drenażu Kościoła w Afryce. Można zaryzykować obserwację, że młodsze pokolenia, wykształcone w duchu doktryny modernistycznej i wypaczone przez materializm, stopniowo utracą swoje przeżywanie Boga, Kościół zmieni się w pustynię, one zaś ulegną słabościom i sztucznemu rajowi oferowanemu przez nowoczesne społeczeństwo.
Brian Mc Call: Czy wśród zadań Bractwa najważniejsze jest niesienie tradycyjnej formy wiary i Sakramentów do katolików, czy również aktywność misyjna wśród niekatolików?
O. Duverger: Nasza praca ma charakter wieloaspektowy. Jest adresowana przede wszystkim do katolików, którzy zwracają się do nas, a w dalszej kolejności – co naturalne – również do wszystkich dusz, które do nas przychodzą. W Kenii jednym z katechumenów jest dozorca, wynajęty przez ojców do doglądania misji, inny pojawił się pewnego dnia w kościele i powiedział, że chce być jak najszybciej ochrzczony, z kolei trzeciego przyprowadził przyjaciel. Bóg ma wiele dróg. W Gabonie na przestrzeni 25 lat udzieliliśmy prawie 6000 chrztów – od małych, dopiero co narodzonych dzieci aż do starca na łożu śmierci, w jego zbitej z desek chacie. Był animistą, potem muzułmaninem. Kilka tygodni przed śmiercią doznał łaski spotkania jednego z wiernych z misji, po czym po kilku krótkich lekcjach katechezy kapłan ochrzcił go i przygotował do tego, by umarł jako chrześcijanin.
Jest bez wątpienia jedną z wielkich nagród misjonarza móc widzieć jak Dobry Pan przyciąga dusze dobrej woli, prowadzi je krok za krokiem drogą do zbawienia i pozwala im napotykać kapłana, który gotów jest przywieść je do drzwi Kościoła i pomagać im stać się dziećmi Bożymi poprzez chrzest. Z drugiej strony – jest okazją do cierpienia, kiedy ktoś, uprzednio przetrwawszy tak wiele trudności i pokonawszy tak wiele przeszkód w celu zaznania ukojenia w wodzie chrztu, później zostaje porwany przez namiętności i pokusy, po czym coraz bardziej odrzuca życie chrześcijańskie, które przedtem przyjął z tak wielkim entuzjazmem.
Brian Mc Call: Które ze stojących przed Bractwem wyzwań uznać należy za największe?
O. Duverger: Afryka to ogromne terytorium (3,3 razy większe od USA), zamieszkane przez miliard ludzi. Niestety tylko 145 – 150 milionów to katolicy. Jedna osoba na trzy to muzułmanin. Islam dokonuje ekspansji w krajach, które do tej pory znajdowały się poza sferą jego wpływów, jak np. Gabon (islam przybył tam w latach 60-tych XX wieku). Do tego niepohamowanego wroga katolicyzmu można dodać silne naciski sekt ewangelickich, często finansowanych z środków pochodzących z zagranicy, odciągających od Kościoła zaczną ilość wiernych. Niezmierzony tłum znajdujący się w dolinie śmierci… I to właśnie jest nasze „wyzwanie”. Musimy walczyć i całkowicie oddać się naszemu zadaniu, jak również podbić kontynent dla naszego Zbawiciela. Chrystus musi panować w sercach Afrykanów – jest to warunek pokoju i dobrobytu. Ci, którzy śledzą wiadomości dochodzące z Afryki, przerażeni są wszechobecną wojną i rewolucjami, moralną korupcją elit, która niszczy życie gospodarcze, a także tym, że najubożsi stają się ofiarami tego braku porządku. Jeżeli rządy podporządkują się Odkupicielowi i przyjmą jego nakazy, wszystkie te wspaniałe kraje, posiadające przecież ogromne bogactwa, staną się istnymi rajami pokoju i dobrobytu.
Ktoś mógłby postrzegać to jako akt rozpaczy – tę chęć zmiany świata i nawrócenia wszystkich tych ludzi. Czyż nie jest to niedorzeczna iluzja lub chory idealizm? Czy nie lepiej cieszyć się naszymi kaplicami, przeoratami oraz kilkoma tysiącami wiernych? Postępowanie takie nie jest katolickie. Gdyby apostołowie rozumowali w ten właśnie sposób, św. Tomasz nie dotarł by w głąb Indii, a my nie zostalibyśmy ochrzczeni. Mamy Łaskę Bożą, wszechpotężną i zdolną pozyskiwać synów Izraela w najdalszych zakątkach. Co więcej – mogącą czynić tak z tymi, którzy tkwią w okowach fałszywej religii. Znamy nasze ograniczenia i sami z siebie nie możemy nic zrobić. Jednak większa liczba księży zwiększa dobro, jakie można osiągnąć. To dlatego twór naszego lśni tak bardzo: należy prowadzić tłumy do Chrystusa, ale potrzebni są księża uświęceni Mszą Wszechczasów, więcej i więcej takich księży ze wszystkich stron świata.
Proszę pomyśleć o wszystkich młodych ludziach z całego świata, którzy będą to czytać. Precyzując nieco bardziej: „wyzwanie” dla Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X w Afryce to formacja kapłanów, poszukiwanie nowych powołań, ich wzrost oraz prowadzenie młodych ludzi do kapłaństwa, dążenie do zwiększenia liczby kapłanów włączających się wraz z nami w te krucjatę na rzecz triumfu Naszego Pana, a także wspieranie tych nielicznych księży, którzy pozostali wierni Mszy Wszechczasów.
Brian Mc Call: Co mogą zrobić czytelnicy The Remnant chcąc wesprzeć waszą pracę w Afryce?
O. Duverger: Przede wszystkim dziękuję za zaszczyt zaprezentowania Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X w Afryce w waszym magazynie, dziękuję też czytelnikom za uwagę poświęconą temu wywiadowi. Następnie chciałbym powiedzieć, że wiem jak bardzo są zarzuceni prośbami z innych dzieł, które wspierają, a także zajęci walką o triumf Kościoła Katolickiego w ich własnych krajach. Mam prostą prośbę. Niech w swoim miłosierdziu nie zapominają o tych częściach świata, które są bardziej zaniedbane i nieszczęśliwe, poza tym niech modlą się za kapłanów, którzy pracują tam by szerzyć panowanie Naszego Pana Jezusa Chrystusa, jedyny warunek pokoju.
Poza tym, jeżeli są w stanie nam pomagać materialnie poprzez jałmużnę i podarunki, było by wspaniale. Projektem stanowiącym teraz największe pragnienie naszych serc jest budowa niższego seminarium, które mogło by służyć także jako nowicjat dla braci. Posiadamy 16 akrów ziemi za Libreville, która pozostaje w miarę czysta. Istnieją drogi, wykopaliśmy studnię, pociągnięto też elektryczność. Nie mamy jednak 700 000 dolarów, które pozwoliły by postawić budynki niezbędne dla formacji około 20 mężczyzn. Jeżeli św. Józef pomógłby nam znaleźć taką kwotę poprzez ręce jakichś darczyńców, było by świetnie. Jakkolwiek się stanie, chcemy wyrazić naszą wdzięczność wszystkim tym, którzy mogą wnieść swoją cegiełkę do realizacji tego projektu. Odmawiamy codzienny różaniec w ich intencji. Dobry Pan będzie o tym wiedział i odpłaci im po tysiąckroć. Dziękuję wam wszystkim.
Tłum. Mariusz Matuszewski
Za: The Remnant
Kategoria: Mariusz Matuszewski, Religia