„Jestem Gabriel”
Jest taki nieśmiertelny serial pt. „Autostrada do nieba”, o tajemniczych posłańcach, niespodziankach od Boga i dobru, które wychodzi z cienia po to, by zupełnie zmienić ludzkie życie. I tak pewnego dnia natknęłam się na kolejny film, a z cienia wyszedł Gabriel.
Do małego miasteczka przywędrował z daleka chłopiec, który nie ma nic, prócz maty. Miasteczko nosi nazwę Promise, czyli obietnica. Beznadziejne miejsce, nad którym ciąży fatum. A chłopiec został tu przysłany przez „niego” i dokładnie wie, do kogo i po co się wybiera.
Niezwykły chłopiec. Szczerze mówiąc, ale nie wiem, czy to zabieg celowy, bo Gab ma nienaturalnie nieruchomą i poważną twarz. I to jego przenikliwe spojrzenie, czasem nienaturalnie ostre jak na dziecko. Mało mówi, patrzy, wie wszystko o innych, ale o nim samym nic nie wiadomo. Ostrzega, przepowiada i znika. Pomyślałam: równie dobrze mógłby być bohaterem horroru. Ale on wchodzi w życie mieszkańców po to, by rozwiązywać ich problemy: małżeństwa, które straciło dziecko przy porodzie, policjanta, który stracił żonę, więc walczy z Bogiem, zbuntowanej nastolatki-wnuczki pastora, pijaka i lekarza, który umiera na raka. W mieście nic nie wychodzi, jest susza, plajtują firmy. Gabriel kładzie na podłodze swoją matę do modlitwy i zaczyna rozmawiać z Bogiem, a potem wyrusza od domu do domu…
Pojawienie się Gabriela to zetknięcie się człowieka z jego dawną przeszłością, przyznanie się do słabości i zranień. To wyzwolenie z więzienia wewnętrznego i uzdrowienie relacji z ludźmi. Dzieją się więc małe i duże cuda, których wspólnym tłem jest nawrócenie. Wszyscy chcą wiedzieć, kim jest chłopiec. Aż ostatniego wieczoru, który spędza on w Promise, mały staje przed gremium zboru protestanckiego i za jego plecami pojawiają się dwa puszyste, śnieżnobiałe skrzydła. Gdyby nie pojawiła się ta postać o wielkich, dziwnych oczach, to trudno by było uwierzyć, że chodzi o anioła stróża. A jednak był to Anioł Stróż.
Tak, to jest bajka osadzona w realiach amerykańskich, z uwzględnieniem amerykańskiej religijności protestantów. Ale ma realne przesłanie: jak ważny jest dobry podszept, poznanie prawdy, moc wiary dziecka (tylko chłopiec z zespołem Downa cierpliwie czeka na deszcz – i deszcz przychodzi). Nawet sprawy beznadziejne znajdują dobry koniec. Takich opowieści nigdy za dużo. Tolle et vide!
Aleksandra Solarewicz
„Jestem Gabriel”, G. Casalegno (Gabriel) i in., reż. M. Norris, USA 2012
Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Recenzje