Synowie zła
Z chrześcijańskiego punktu widzenia historia jest olbrzymim polem bitwy pomiędzy siłami dobra i zła. Wojna ta rozgrywa się na kilku płaszczyznach rzeczywistości: zapoczątkowana została buntem aniołów mających miejsce w niebiańskich kręgach, trwa w historii człowieka na ziemi i zakończy się apokaliptycznym starciem sił duchowych i ziemskich opowiadających się bądź po stronie Boga Trójjedynego, bądź po stronie satanicznej triady (szatana – nierządnicy – antychrysta). Wydarzenia historii ziemskiej stanowią kolejne akty postępującej degeneracji i oddalania się stworzenia od Boga. Katolickie postrzeganie historii dalekie jest od postępowej wizji demokratów, liberałów lub socjalistów wyrastającej z filozofii oświecenia. Historia ludzkości jest historią upadku ludzi zmierzających poprzez łaskę Boga, wstawiennictwo aniołów oraz świętych do odkupienia ludzkości. Zanim jednak nastąpi takowe odkupienie ludzkość musi stoczyć niejedną bitwę znacznie okrutniejszą, straszliwszą i krwawszą niż znane nam z kart podręczników – wojnę pełną bitew z najbardziej zdeprawowaną i złą istotą jaką jest szatan. Tak samo jak istnieją duchowe i materialne legiony aniołów, świętych i żyjących ludzi wiernych nauce Chrystusa zgromadzonych w Kościele Wojującym, gotowych do wypełnienia każdego rozkazu swojego króla, tak samo istnieją niemniej liczne i zdeterminowane siły zła – antykościół. Stopniowy upadek cywilizacji chrześcijańskiej, obserwowany od mniej więcej XVI wieku, a którego jaskrawe objawy widoczne stały się na przełomie XVII i XVIII wieku, posiadał swoich aktywnych satanistycznych promotorów. Niejednokrotnie były to osoby wpływowe, posiadające dużą popularność wśród elit lub mas, wpływające aktywnie na wydarzenia społeczne lub polityczne. Od końca XVII wieku następuje stopniowa satanizacja, wypierająca chrześcijaństwo i tradycje cywilizacji grecko-rzymskiej z Europy, spychając ją w otchłań nowego barbarzyństwa.
Bunt Asmodeusza – satanizm intelektualny oświecenia
Dobrym przykładem degeneracji postępującej wewnątrz cywilizacji europejskiej był markiz Donat de Sade. Aż trudno uwierzyć, że jeden z najbardziej zdegenerowanych twórców Europy był w prostej linii potomkiem Petrarki, w takim samym stopniu jak wyobrazić sobie szlachetnego antenata zdegenerowanego Toulouse-Lautreca, szturmującego w czasie pierwszej krucjaty mury Jerozolimy. W obu przypadkach to jednak prawda.
Dorastająca winorośl starego arystokratycznego rodu langwedockiego otrzymała staranne wykształcenie pod okiem pogrążonego w libertynizmie wuja, prałata de Sade, wspomaganego przez cztery ciotki zakonnice i sztab paryskich jezuitów. Myliłby się jednak ten, kto przypuszczałby, że wychowanie dorastającego chłopca posiadało religijny charakter ćwiczenia cnót, było ono charakterystyczne dla Francji Ludwika XV osuwającej się po równi pochyłej w kierunku krwawej rewolucyjnej kipieli. Sceptycyzm, szukanie przyjemności jako remedium na nudę i materializm. Otrzymane wychowanie, brak troskliwości i miłości rodzinnej kształtowało istotę zwierzęcą markiza, późniejsze smutne i bolesne doświadczenia życia pełnego porażek i zawodów stworzyły satanistycznego potwora, a złe skłonności charakteru pozbawione moralnych zasad umożliwiły temu monstrum ujawnienie swojego ohydnego oblicza. Odraza, z jaką ludzie traktowali tego człowieka, dumnie obnoszącego się swoją nienawiścią do Boga, z zaciekłością atakującego nie tylko prawdy wiary, ale zasady uznane powszechnie za naturalnie przypisane człowiekowi, ściągnęły na niego niechęć jemu współczesnych, nienawiść rodziny, wrogość synów i wstyd wnuków1. Dopiero przełom XIX i XX wieku spowodował zainteresowanie pisarstwem pozostawionym przez markiza de Sade, które zostało wydobyte na światło dzienne przy wydatnej pomocy francuskiej masonerii walczącej z Kościołem. Dziś ta satanistyczna literatura posiada spore grono naiwnych obrońców, wynoszących odwagę autora i nowatorstwo jego dzieła2.
Podstawą światopoglądu Donata de Sade’a, wyrażającego się czynami jego życia, a opisywanego z lubością w powieściach i powiastkach filozoficznych, było całkowite zanegowanie boskiego porządku moralnego i religijnego. Dopiero z tego wynikały jego poglądy społeczne i polityczne. Markiz de Sade był wiernym naśladowcą Lucyfera.
Uzurpacja szatana polega na podważeniu boskiej władzy nad wszelkim stworzeniem (Rdz 3, 3–4), głoszeniu niezależności człowieka względem Boskiego prawa (Rdz 3, 5), przy jednoczesnej pogardzie do człowieka jako istoty słabej i niesamowystarczalnej (tradycja apokryficzna oraz objawienia3). Szatan starał się uczynić z siebie Boga, żądając oddania sobie czci przez Chrystusa oraz ludzkość (Mt 4, 9). W czasie kuszenia Chrystusa nadawał sobie moc sprawczą wszystkich działań na świecie i całkowitą władzę na ziemi. Ojciec kłamstwa, istota zwodnicza, jak zgodnie potwierdza tradycja chrześcijańska, takiej władzy nie posiada. Szatan posługuje się kłamstwem, a jego działanie polega na naśladownictwie Boga, przy jednoczesnym wypaczaniu boskiej władzy, natury ludzkiej i zasad moralności. Wszystkie elementy szatańskiego buntu i uzurpacji są dobrze widoczne w życiu i twórczości oświeceniowego arystokraty.
Podstawą koncepcji filozoficznej markiza de Sade było skrajne przekonanie o złej naturze ludzkiej. Koncepcja ta odrzucała istnienie jakiegokolwiek podziału etycznego na dobro i zło, ponieważ zdaniem pisarza działaniem ludzi rządziła natura, interpretowana jako instynkty i żądze. Do takiej skrajnie pesymistycznej konkluzji, odrzucającej katolickie nauczanie o grzechu pierworodnym i tajemnicę odkupienia (będącej dla de Sade’a – delikatnie mówiąc – przesądem), autor powiastek filozoficznych doszedł już w wieku dwudziestu lat. Bez przesady, w koncepcjach markiza, człowiek był istotą stworzoną przez złego boga, okrutnego i nieinteresującego się losem swojego stworzenia i nie zasługiwał na łaskę, miłosierdzie i odkupienie. Poglądy te były bliskie większości oświeceniowych intelektualistów. Już we wczesnej młodości de Sade dał poznać się jako niedościgły libertyn, pozbawiony wszelkich zahamowań – o tyle jednak diabelski, że łączący swoje zboczenia i kaprysy bez emocji i namiętności z chłodem naukowego obserwatora. Podczas kolejno następujących aresztowań przez królewską policję organy sądowe odnotowywały z przerażeniem, że organizowane orgie połączone z chłostą, nacinaniem skóry, duszeniem, odurzaniem, przypalaniem ciała woskiem, praktykami sodomicznymi z udziałem kobiet i mężczyzn, wiążą się z tworzeniem powiększającej się dokumentacji, nazwanej przez jednego z badaczy twórczości markiza „son dossier luciferien”. Rozwiązłość szlachcica nie miała nic wspólnego ze słabością natury ludzkiej, z niszczycielską siłą namiętności, opisywaną przez katolickiego pisarza Julesa Barbey d’Aurevilly4. O ile dla kontrowersyjnego normandzkiego ultrasa człowiek stoi bezbronny wobec grzesznej namiętności wykorzystywanej przez diabła, którą poskramia jedynie chrześcijańska etyka i łaska Boga, ku zachowaniu porządku społecznego, to dla de Sade’a seksualny libertynizm był narzędziem dokładnie przemyślanej i wprowadzonej w życie rebelii satanicznej.
Bóg tworząc człowieka wyniósł go ponad anioły obdarzając go darem prokreacji. Jest to najważniejsza cecha podobieństwa człowieka do Boga. Bóg konstruując naturę ludzką, obdarzył człowieka instynktownymi popędami, dzięki którym odczuwa głód, pragnienie i pożądanie. Prokreacja została przez Stwórcę – jak piszą poeci – ozdobiona klejnotem rozkoszy, aczkolwiek obwarowana nakazami moralnymi i społecznymi. Donatien de Sade występował zdecydowanie przeciwko takiemu rozumieniu ludzkiej natury i wpisanej w nią seksualności.
Natura jest zbrodnicza. Człowiek jest „monstrum”, zdeterminowanym przez naturę. Markiz de Sade staje w poprzek całej tradycji europejskiej. Natura opiera się na gwałcie, zbrodni, zadawaniu bólu, wzajemnym stręczycielstwie i upokarzaniu. Nasze odczytanie moralne natury zostało zabarwione etyką chrześcijańską, która tworzy iluzję. Nasza odraza do działań uważanych za odpychające i złe, wynika z naszego wychowania. „Odraza ta nie pochodzi od Natury, źródłem jej jest brak odpowiedniego przyzwyczajenia”5. W tym kontekście nie istnieje pojęcie dewiacji, zła moralnego, zboczenia, grzechu i występku. Postać z powieści de Sade’a – Bressac, najbliższy utożsamieniu z autorem, wychodzi z założenia, że dla natury nie istnieje pojęcie zbrodni, jest to tylko przekształcenie formy egzystencji, organizacji materii. Dla natury nie istnieje problem straty jakiejś dwunogiej istoty, zwłaszcza takiej która nie potrafi się obronić. Człowiek jest zmuszony przez naturę do poszukiwania nie tyle towarzysza życia ile ofiary, której kosztem egzystuje. Jeśli odrzuci tą prawdę zaprzeczy swojej naturze i skaże się na samounicestwienie. Wypełniając te przykazanie śmierci i zniszczenia człowiek najpełniej realizuje istotę swojej natury i osiąga pełnię swojego jestestwa w zaspokojeniu żądz. Istota silna to „Jedyny” tworzący dla siebie normy moralne i stawiający swój egoizm na ołtarzu uwielbienia, domagając się czci i ofiar. Satysfakcja „Jedynego” jest dobrem absolutnym, z którym nie może konkurować żadna wartość moralna w świecie materialnym i duchowym, a działanie etycznie odczytywane za złe jest prawem naczelnym ludzi – nowym dekalogiem. Julietta, jedna z bohaterek de Sade’a woła: „Tak, przyznaję, miłuję zbrodnię! Ona jedynie pobudza me zmysły; zasady jej wyznawać będę aż do ostatniej chwili życia! Jakaż moc, boska czy ludzka, jest w stanie przeciwstawić się moim pragnieniom, skoro wolna jestem od jakichkolwiek religijnych bojaźni, skoro dzięki swoim wpływom i bogactwu stoję ponad prawem? (…) Natura stworzyła ludzi po to jedynie, aby radowali się na ziemi; to jej najświętsze prawo – i ono właśnie panować będzie zawsze w mym sercu! Tym gorzej dla ofiar, że są potrzebne; bez zachowania równowagi wszystko zniszczałoby we wszechświecie. Natura umacnia się przez zbrodnie, tylko w ten sposób odzyskuje swoje prawa, których pozbawia ją cnota. Realizując zło posłuszni jesteśmy nakazom Natury, a nasz opór byłby jedyną zbrodnią, jakiej nie byłaby w stanie nam wybaczyć”6. W tym przypadku de Sade jest całkowitym antymoralistą w przeciwieństwie do amoralisty Nietzschego. Kim jest „Jedyny” de Sade’a? Szatanem? Najprawdopodobniej tak, ponieważ posiada wartość, której markiz nie przypisałby pogardzanemu przez siebie człowiekowi, istocie słabej i zależnej od innych.
Seksualność nie służy prokreacji. Koncepcja markiza nie wywodziła się z zamysłów totalnego hedonizmu, ale gloryfikowała najbardziej wynaturzone dewiacje seksualne, jako sprzeciw względem Boskiego przykazania. W tym zamyśle bynajmniej nie chodziło o świadome unikanie poczęcia nowego życia, ale o takie nakierowanie ludzkiej seksualności aby całkowicie wypaczyć jej charakter, poprzez akceptację sodomii, koprofagii, kazirodztwa, masochizmu itp. Odrażająca sodomia de Sade’a, praktykowana z kobietami, była wykalkulowana na zimno jako konsekwentna rebelia. Wybitny historyk katolicki Marek Jan Chodakiewicz w następujący sposób charakteryzuje poglądy markiza: „Chodziło mu o to, by nasienie w fekalia się obróciło, a nie w nowe życie. Uznał, że w ten sposób najbardziej sprzeciwi się boskim zamysłom”7. Jedna z dwóch głównych bohaterek poprawionej wersji Justyny de Sade’a8 w kulminacyjnym momencie powieści, tuż przed wyrecytowaniem swojego satanicznego credo życiowego, morduje swoją córeczkę Mariannę przez wrzucenie jej w ogień. Książka 120 dni Sodomy, czyli szkoła libertynizmu rozgrywająca się we Francji XVIII wieku zawiera opis 300 perwersji dokonywanych przez bohaterów w przeciągu 120 dni, a autor zakładał opisanie ponad 660 (666?) zboczeń i występków, tylko brakło mu czasu! Zdając sobie sprawę z konsekwencji swojego dzieła, de Sade pisał we wstępnej części tej odrażającej pracy: „Teraz więc, drogi czytelniku musisz przygotować swe serce i umysł na przyjęcie najbardziej nieczystej opowieści, jaka powstała od początku świata; podobnej książki nie spotkasz ani w starożytności, ani w czasach nowożytnych. Wyobraź sobie, że wszystkie rozkosze godziwe lub wskazane przez tego potwora, którego nie znasz, a zowiesz Naturą, będą w tym zbiorze bezwzględnie wykluczone, a jeśli spotkasz je przypadkiem, to jedynie wtedy, gdy skojarzone będą z jakąś zbrodnią albo ubarwione czymś haniebnym”9.
Nie istnieje miłość. Według oświeceniowego pisarza miłość jest sentymentalną chimerą zrodzoną przez chrześcijaństwo. Jest sprzeczna z prawem natury, twierdził jeden z bohaterów powieści Justyna, czyli niedole cnoty, zdegenerowany mnich rozpustnik Clement. Człowiek, jako część natury jest przez nią całkowicie zdeterminowany, a natura nie zna pojęcia miłości. Cokolwiek człowiek czyni jest to z punktu widzenia natury dobre, choćby dopuścił się najgorszych – z punktu widzenia etyki – występków, nie podlega osądowi, ponieważ jest niewinny. Miłość wyrasta z chrześcijaństwa a nie z natury. Natura kieruje się zaspokojeniem a nie miłością.
Kontakt seksualny powinien być cierpieniem dla jednej ze stron. To kolejny krok wystąpienia przeciwko Bogu. Nie tylko brak miłości, ale uzyskiwanie satysfakcji seksualnej kosztem drugiej osoby. Z tego powodu tyle miejsca autor pornograficznych książek poświęcił opisom gwałtów i dewiacjom wiążącym się z zadawaniem bólu. Clement wyraża wprost to haniebne zdanie. Rozkosz może rodzić się tylko kosztem drugiej osoby, „nie przestanę powtarzać, że rozkosz nie musi być bynajmniej przez nikogo podzielana, aby była realna. A ponadto (aby nadać tym przeżyciom pikanterii, ile tylko może się w nich zamknąć) pamiętać należy, iż mężczyzna może doznawać rozkoszy tylko kosztem kobiety, że czerpie z niej (bez względu na jej doznania) to wszystko, co przyczynić się może do wzmożenia jego rozkoszy, nie bacząc na skutki, jakie może to mieć dla niej, gdyż względy takie niechybnie by mu przeszkadzały…”. W innym miejscu stwierdza: „(…) egoistyczny rozpustnik, który wie, że rozkosze jego będą dopiero wówczas głębokie, gdy obejmą całą gamę przeżyć, zadaje służącemu sobie obiektowi (skoro stanie się jego panem) możliwie najsilniejszą dozę bólu, w przekonaniu, że rozkosz swoja czerpać będzie w proporcji do spowodowanych przez siebie warzeń ofiary…”10. W tej koncepcji nie ma mowy o mężu i żonie, ani nawet o kochanku i kochance, ale jest miejsce wyłącznie na kata i ofiarę. Smutną konkluzję Tomasza Hobbesa o egoistycznej stronie natury ludzkiej skalanej grzechem pierworodnym, markiz de Sade podniósł do godności dogmatu swojej satanicznej religii natury. W nowej wersji Justyny de Sade wspomina o tajemniczym „Zrzeszeniu przyjaciół zbrodni”, działającym w przedrewolucyjnej Francji. Celem tej zakonspirowanej organizacji było czerpanie satysfakcji z łamania wszelkich zasad moralnych, całkowite wyzwolenie seksualne wiążące się z akceptacją zboczeń, oraz mordowanie zwabionych ofiar w czasie organizowanych orgii11.
Aby rozwiać wszelkie wątpliwości czytelnika, przypuszczającego, że te koncepcje narodziły się w chorej imaginacji szalonego człowieka, zacytujmy fragment listu (2 VIII 1808r.) wybitnego psychiatry dra Antoniego Royer-Collarda poddającego de Sade’a wnikliwej obserwacji, który doszedł do wniosku, że jego pacjent jest człowiekiem jak najbardziej normalnym, ale za to całkowicie zdeprawowanym. „Jest w Charenton (więzienie o charakterze szpitala psychiatrycznego – przyp. R.M.) pewien człowiek, którego zuchwała niemoralność zyskała na nieszczęście zbyt wielka sławę, a którego obecność w tym szpitalu grozi najpoważniejszymi konsekwencjami; (…). Człowiek ten nie jest bynajmniej chory umysłowo. Jedyną jego manią jest występek, a wybuchy tego rodzaju delirium powinny być tłumione bynajmniej nie w zakładzie poświęconym leczeniu chorób umysłowych zgodnie z zasadami medycyny. Dotknięty nim osobnik winien być poddany surowszemu regulaminowi, aby zarówno uchronić innych przed jego szaleństwami, jak i odseparować jego samego od zjawisk, które mogą wzbudzać lub choćby utrzymywać w nim tę ohydną namiętność. W zakładzie w Charenton nie ma sposobu spełnienia żadnego z tych warunków; pan de Sade korzysta tutaj ze zbyt wielkiej swobody. Może komunikować się ze znaczną liczbą osób obojga płci, przyjmuje je u siebie albo odwiedza w ich pokojach. Może przechadzać się po parku, (…). Wykłada niektórym swoją straszliwą doktrynę, pożycza innym książki. Co więcej, opowiadają powszechnie w zakładzie, że żyje z kobietą, którą podaje za swoją córkę (w rzeczywistości była to kochanka de Sade’a, pani Quesnet – przyp. R.M.)”12.
Jestem przekonany, że każdy uważny czytelnik odnalazł w poglądach markiza de Sade przerażające elementy dzisiejszej satanicznej cywilizacji postoświecieniowej.
Bunt Lucyfera – piekielna rewolucja XIX wieku
Poglądy mają zawsze swoje konsekwencje. Koncepcja de Sade’a dotycząca natury ludzkiej posiadała przełożenie na płaszczenie społecznej i politycznej. Markiz był gorącym zwolennikiem rewolucji, która była wprowadzeniem w życie jego poglądu o zbrodni jako motorze przemian. Jednak dopiero po jego śmierci (1814) nadeszli nowi „apostołowie” zniszczenia ładu społecznego, piewcy buntu politycznego, prawdziwi uczniowie szatana.
Szatański bunt u zarania dziejów posiadał charakter sprzeciwu względem suwerennej władzy Boga. Objawił się on nie tylko w bezpośredniej odmowie anioła Lucyfera wypełnienia rozkazu Boga, ale również w kuszeniu Ewy oraz kuszeniu Chrystusa na pustyni, w czasie którego szatan obiecuje Synowi Bożemu władzę nad wszystkimi państwami na ziemi.
Ten aspekt polityczny szatańskiej rebelii został wykorzystany z premedytacją przez masonerie i rodzący się ruch socjalistyczny w XIX wieku. Już dla Franciszka Babeufa „Gracchusa” Lucyfer był pozytywną siłą sprawczą zmian społecznych i politycznych. Od czasów tego piewcy równości i terroru rewolucyjnego, przyznającego, że „miłość do rewolucji zabiła we mnie wszelką inną miłość”, kolejne pokolenia socjalistycznych rewolucjonistów XIX stulecia, po komunistę Bucharina (po przeczytaniu Apokalipsy św. Jana zapragnął stać się antychrystem), obierały szatana za patrona swojego politycznego dzieła.
Najsławniejszym z nich pozostał jednak Karol Marks, pochodzący z Trewiru potomek galicyjskich żydów nawróconych na protestantyzm. Do dziś nietrudno znaleźć miłośników twórczości brodatego podpalacza, starających się za wszelką cenę ratować jego spuściznę przed ostatecznym wylądowaniem na śmietniku historii.
Szczęście i dostatek domu rodzinnego Marksów nie wskazywały na późniejsze odstępstwo ukochanego syna Karola od drogich ojcu zasad religijnych. Aż do dwudziestego roku życia, chłopak był wcieleniem ideałów swojego ojca, szczodrze wspomagającego ambicje i marzenia młodego Marksa. Karol wykazywał duże zainteresowanie sprawami religijnymi i był radością rodziców. Właśnie w wieku dwudziestu lat nastąpiła całkowita zmiana, a wcześniejsze płomienne deklaracje religijne oraz dobre oceny wychowania religijnego ustąpiły złorzeczeniom i buntowi. Zadeklarowana wtedy zemsta na Bogu („Chcę się zemścić na tym, który króluje nad nami…”) stała się motorem dalszego postępowania i podstawą poglądów społeczno-politycznych. Stan umysłu początkującego filozofa i zadeklarowanego wroga Boga dobrze oddaje poezja, której ze względu na mierną wartość artystyczną nigdy Marks nie opublikował. Niemniej dzięki temu nie uległa ona jakiejkolwiek ingerencji samego autora i jego wyznawców, chcących zatrzeć jej przerażający sataniczny charakter.
Podstawą działania Marksa był bunt, destrukcja i nienawiść. Nienawiść do Boga zawiera jeden z pierwszych wierszy Marksa pt. Inwokacja zrozpaczonego. „Tak więc bóg wydarł mi «moje wszystko» / W nieszczęściach, w ciosach losu. / Te wszystkie jego światy rozwiały się bez nadziei powrotu. / I nie zostaje mi nic od tej pory jak tylko zemsta”13. Przyczyną zerwania z chrześcijaństwem było zdaniem badaczy związanie się Marksa z Mojżeszem Hessem i wejście w obręb popularnych wśród młodzieży studenckiej grup o charakterze gnostycko-masońskim. Hess był zafascynowany swoim nowym przyjacielem, wychodząc z założenia, że jego umysł będzie wkrótce zdolny do „wyrzucenia kopniakiem Boga z nieba”. W późniejszym czasie pomimo rozejścia się dróg Hessa i Marksa, żydowski mistyk i twórca rasowego syjonizmu będzie w dalszym ciągu nazywać Marksa swoim idolem. Odchodzący z padołu ziemskiego Henryk Marks, obserwujący z przerażeniem postępującą apostazję swojego syna i rosnącą wrogość do Boga, zaklinał go (list z 2 III 1837): „Twoje postępy, nadzieje że zobaczę pewnego dnia twoje imię wysoko respektowane i twoje dobre poczucie w tym świecie nie są tylko jedynym pragnieniem mego serca. Są to, co prawda, marzenia dawno pielęgnowane, ale mogę cię jednak zapewnić, że ich realizacja nie sprawiła by mi pełnej radości. Jeśli twoje serce zostanie czyste, jeśli bije razem z ludzkością i jeśli żadnemu demonowi nie uda się pozbawić cię tych najszlachetniejszych uczuć, wtedy tylko będę zupełnie szczęśliwy”. „Non serviam!” – brzmiała odpowiedz syna. W liście z 10 XI 1837 roku Karol Marks napisał do ojca wprost: „Kurtyna opadła. Mój Święty Świętych się rozpadł i trzeba było zainstalować nowych bogów”. Pytanie brzmi – jakich?!
Odpowiedzi udziela Marks mniej więcej w tym samym czasie w swoim poemacie pt. Blada dziewica: „W ten sposób zgubiłem niebo, / Wiem to dobrze. / Moja dusza niegdyś wierna Bogu / Została skierowana do piekła”.
Badacze i teoretycy marksizmu zgodnie przyznają, że możemy wyróżnić dwa marksizmy. Pierwszy, będący prywatnymi poglądami Karola Marksa, i drugi, będący oficjalną ideologią racjonalistycznego i ateistycznego komunizmu, będący syntezą poglądów głównie Marksa i Engelsa. Z punktu widzenia tematu niniejszej pracy, o wiele istotniejsze dla nas są prywatne poglądy głównego teoretyka komunizmu tzw. naukowego, skrywane wstydliwie nie tyle przez samego myśliciela, co przez jego odnoszących coraz większe sukcesy naśladowców. Dla skuteczniejszej propagandy wśród ciemnych i konserwatywnie nastawionych mas należało zrezygnować z otwartego głoszenia niektórych poglądów. Dlatego destrukcyjność ideologii komunistycznej została zastąpiona propagandą afirmacyjną. Celem rewolucji nie było zniszczenie i chaos a wyzwolenie religijne, klasowe i polityczne14. W tym celu starano się przypisać komunistycznej rewolucji pozytywne wartości maskujące jej nihilistyczny, destrukcyjny i sataniczny charakter. Tak więc zamiast destrukcji głoszono hasło budowy socjalizmu jako pomostu pomiędzy ustrojem burżuazyjnym a komunizmem; nienawiść jako motor politycznych przemian zastąpiono pojemnym hasłem odwiecznej walki klas; zamiast chaosu i porewolucyjnej anarchii wprowadzono łagodne pojęcie społeczeństwa bezpaństwowego; zamiast walki z Bogiem i wiarą propagowano racjonalizm, materializm i ateizm. W tym ostatnim przypadku wykorzystano heglowskie pojęcie człowieka religijnego jako „niewolnika Pana Boga”. W program polityczny wpisano wyzwolenie ludzkości z wszelkiej niewoli, również tej opartej na wierze w Boga. Komunistyczny prometeizm pomimo kamuflażu pozostał nadal dogmatycznym systemem o charakterze „religijnym” posiadającym swoich teologów i toczących swoje zewnętrzne i wewnętrzne (patrz I Międzynarodówka) wojny „religijne”. Podskórnie, głosiciele ateizmu, szermierze racjonalizmu, materialiści odrzucający istnienie świata wyższego, z wielkim zainteresowaniem poświęcali czas na metafizyczne spekulacje, zajmowali się spirytyzmem, podtrzymywali kontakty z masonerią i gnostyckimi grupami15. Karol Marks przez całe swoje życie utrzymywał serdeczne kontakty z Johanną Southcolt, „mistyczką” utrzymującą, że jest opętana przez demona o imieniu Shiloh i przedstawicielami utajnionych grupek paladystycznych16. Już dawno po zaprzestaniu swoich prób literackich Marks w dalszym ciągu zabawiał się w „czarną poezję” ze swoim zięciem Edwardem Avelingiem, autorem grafomańskich inwokacji satanicznych17.
Satanizm Karola Marksa składa się z czterech istotnych składników: 1. Przekonania, że bunt (bunt Lucyfera) jest wszelką siłą działania i motorem zmian. 2. Bóg jest czynnikiem statycznym, utrzymującym ludzi w poniżeniu i niewolniczej zależności. 3. Twierdzeniu, że jedynie przekroczenie Boskich nakazów, złamanie ich i ignorowanie jest miarą osiągnięcia zwycięstwa. Afirmacja zła i przypisanie sobie boskich cech. 4. Antyhumanizm – nienawiść do człowieka jako istoty stworzonej przez Boga.
1. Dla Marksa Lucyfer posiadał podobieństwo do Prometeusza, wykradającego Bogu strzeżone zazdrośnie przez niego atrybuty. Bunt Lucyfera, pomimo jego pierwotnego zła i niebezpieczeństwa był dla Marksa wszelkim działaniem na rzecz zmian mających postępowy charakter. Historia stawała się w oczach Marksa wyrywaniem ochłapów ze stołu Pana Boga przez zbuntowanych przedstawicieli ludzkości biorących przykład – świadomie lub nieświadomie – z anioła buntu. Marks uważał siebie za osobę predestynowaną do poprowadzenia ludzkości ku świetlanej przyszłości, co naznaczało go jako adiutanta szatańskiego. W satanistycznym poemacie Oulanem (anagram słowa Emanuel) stwierdzał: „Wyziewy piekielne podchodzą do mego mózgu / I napełniają go aż staję się szalony, / Aż moje serce staje się zupełnie zmienione. / Patrz na tę szpadę: / Książę ciemności podarował mi ją”. Aby zapewnić zwycięstwo sprawie wyzwolenia ludzkości, należało ugodzić w najwyższy czynnik gwarantujący dotychczasowy ład. Czynnikiem tym jest Bóg. Dla Marksa było oczywiste, że można uczynić to tylko sprzymierzając się z najdoskonalszym wrogiem Boga, jakim jest szatan, oraz zgadzając się na zniszczenie siebie w akcie satanicznego ofiarowania. Kończąc swój poemat główny bohater zostaje unicestwiony przez demona: „On uderza pałeczką i daje mi znak, a ja / Z coraz większą pewnością tańczę taniec śmierci. / I oto są także Oulanem! Oulanem! / To słowo rozbrzmiewa jak śmierć, następnie / Przedłuża się aż do nieszczęsnego wygaśnięcia. / Zatrzymajcie się! Ja go trzymam! / I oto wznosi się wtedy z mego umysłu, / Jasne jak powietrze, tak spójne jak moje własne kości”.
Poglądy Marksa w tej materii były zbieżne z koncepcjami niektórych odłamów masonerii i karbonaryzmem włoskim. Dla nich wszystkich – jak pięknie ujął to najbardziej sataniczny myśliciel socjalizmu Michaił Bakunin (wg Karola Schmitta) – „Szatan jest pierwszym wolnomyślicielem i zbawcą tego świata. Uwalnia on Adama i wyciska na jego czole znamię ludzkości i wolności przez dokonanie nieposłuszeństwa”18.
2. Z powyższych, dalekich od materializmu, opinii młodego Marksa wyrastało przekonanie, że Bóg stanowi element wsteczny w historii ludzkości. Inny z wielkich twórców myśli lewicowej, współczesny Marksowi Józef Proudhon, wyrażał to jasno: „Dochodzimy do poznania wbrew niemu, mamy dobre poczucie wbrew niemu, dochodzimy do stowarzyszenia się również wbrew niemu. Każdy krok człowieka do przodu jest zwycięstwem nad Bogiem i dzięki temu osiąga on boskość”. W innym miejscu czytamy: „Bóg jest głupotą i podłością, Bóg jest hipokryzją i fałszem. Bóg jest tyranią i ubóstwem, Bóg jest zły. Wszędzie gdzie ludzkość bije pokłony przed ołtarzem, czyni ją niewolnikami królów i kapłanów i za to będzie ludzkość potępiona… Przysięgam o Boże, z ręką podniesiona ku niebu, że Ty nie jesteś niczym innym, jak tylko wykonawcą mego rozumu, berłem mojej świadomości… Bóg jest najbardziej istotnie anty-cywilizacyjny, antyliberalny, antyludzki”19. Dla Marksa, tak jak dla rewolucjonistów Komuny Paryskiej Bóg był wrogiem, a bunt przeciw Niemu „początkiem mądrości”. „Z pogardą rzucę moją rękawicę w twarz światu / I ujrzę jak zapada się ten olbrzymi karzeł. / Jego upadek nie ugasi mojej żarliwości. / Ale jak bóg zwycięski rzucę się na los szczęścia / Pomiędzy ruiny świata, / I dając moim słowom potęgę czynu, / Poczuję się równy Stwórcy” – pisał dwudziestokilkuletni Marks.
3. Karol Marks od czasów młodości był zafascynowany niszczycielską siłą szatana, jego destrukcyjną mocą czynienia zła i unicestwiana materii. Pisał w jednym z wierszy: „Jeśli jest cokolwiek, co może być zniszczone, / Rzuciłbym się i walczył do upadłego, / Aby bezwzględnie doprowadzić świat do ruiny, / Tak – ten świat, który jest zasłoną pomiędzy mną i otchłanią; / Chcę go roztrzaskać na tysiące kawałków”. Życie Marksa, wyglądającego dobrotliwie na fotografiach brodatego mieszczucha, było rozsiewaniem nasion zepsucia i destrukcji. Rodzina – ten reakcyjny przeżytek – trwała dzięki heroicznej postawie, znoszącej kaprysy męża, tolerującej kochanki, pijaństwo, chroniczne nieróbstwo, długi i różne ekstrawagancje Jenny Marks. „Wybitny potwór” (Engels o Marksie) doprowadził do zniszczenia wielu członków swojej rodziny. Zrozpaczona żona kilkakrotnie chciała odebrać sobie życie. Samobójczą śmiercią odeszły z tego świata dwie córki Karola Marksa (Laura i Eleonora) i jeden z zięciów. Troje dzieci zmarło z powodu niedożywienia, w czasie kiedy Marks musiał spożywać obiad na srebrnej, rodzinnej zastawie. Jedna z samobójczyń, córka Laura, odprowadziła na cmentarz również troje swoich dzieci, co ostatecznie odebrało jej sens życia. Tuż po jej samobójstwie pozbawił się życia mąż Laury, socjalistyczny idealista Laforgue20. „Chcę sobie zbudować tron na wysokościach. / Jego szczyt będzie lodowaty i gigantyczny, / Jego wałem ochronnym będzie obłąkańczy / Strach, jako szczyt najczarniejszych agonii. / Ktokolwiek podniesie na ten tron swój zdrowy wzrok, / Ten odwróci się od niego blady i milczący jak śmierć. / Wpadnie w szpony ślepej – przejmującej dreszczem – śmiertelności, / Aby jego szczęście znalazło grób” – czytamy w Inwokacji zrozpaczonego Marksa21.
4. Paradoksalnie – „nowy Prometej” nienawidził ludzi, pogardzał nimi, brzydził się ich słabością. Wołał ustami bohatera swojego poematu: „Wkrótce dokonam profanacji ludzkości, straszliwego przekleństwa”. Nowy „mesjasz” ludzkości wkrótce okaże się najbardziej zbrodniczym, bezprecedensowym katem ludzkości w jej dotychczasowej historii pełnej błędów i grzechów. Destrukcja ogarniająca umysł Marksa zostanie zaszczepiona w umysłach i sercach otumanionych wyznawców komunistycznej ideologii. „Siła przekleństwa; / Chcę zdusić w moich ramionach tę / Brutalną rzeczywistość, by świat skonał / W moich uściskach bez słowa i rozpłynął się / Zlikwidowany w totalnej nicości, / bez egzystencji. / Tak życie to będzie właśnie to!”. Antyhumanizm komunizmu nie objawił się w postaci Stalina, jak próbują to przedstawić liberalni wyznawcy prostackiego dualizmu: „totalitaryzm stalinowski – demokracja”, ukazał swoją ohydną brodatą twarz trewirczyka. Nie ma żadnej świetlanej przyszłości, jest wyłącznie szeroka droga w dół potępienia, opisana w poemacie Oulanem: „Mam siłę moimi ramionami / Zgnieść was i zmiażdżyć was / Z siłą huraganu, podczas gdy dla nas / Wspólnie otwiera się przepaść rozwarta w ciemnościach. / Zatoniecie tam aż do głębin, / A ja pójdę za wami śmiejąc się. / Będę wam szeptał do ucha: / Schodźcie! Chodź za mną mój przyjacielu!”.
Marks najpełniej przeszczepił teologię satanistyczną w świat nowoczesnej polityki.
Bunt Mefistofelesa – powabne kształty sztuki
Prometeistyczna wizja szatana zrobiła karierę w XIX-wiecznej sztuce. Prekursorem tej artystycznej wizji Lucyfera, jako tragicznej istoty rozpiętej pomiędzy wiernością Bogu a miłością do człowieka był XVII-wieczny poeta John Milton, autor Raju utraconego22. Anioł upadły nie został przedstawiony w poemacie w tradycyjny sposób, ale Milton odmalował Lucyfera jako istotę doskonałą, piękną i mądrą, perfekcyjnego przeciwnika Boga. Szatan w jego wizji artystycznej jest istotą tragiczną, która poprzez swoją dumę została skazana wyrokiem Boga na wieczne czynienie zła. Gnostycka wizja angielskiego poety mocno odeszła od teologicznej wykładni upadku aniołów. Zło nie stanowi natury Lucyfera, a jest karą Boga nałożoną na barki przez Niego stworzonej doskonałej istoty. Bóg jest zimny i surowy – to właściwie nieuchronne, konsekwentne fatum, upadły anioł natomiast pełnym ludzkich sprzeczności, bliskim przyjacielem romantyków – „Wiecznym Przeczycielem”, elementem niezbędnym dla prawidłowego funkcjonowania wszechświata. Część artystów dziewiętnastego stulecia przyjęła właśnie ten punkt widzenia. Wątek heroiczny Lucyfera, poświęcającego swoją godność istoty najwyższej dla wyzwolenia ludzkości z więzów niewoli, zależności i ciemnoty, zakorzenił się w wizji artystycznej kolejnych pokoleń. Lucyfer (właśc. Lucyper – łac. tracący światło) stał się „niosącym światło” sztuki… Za przewodnikiem podążał cały sznur naiwnych i świadomych fascynatów sponsorowanych przez ówczesną masonerię, pragnących posiąść tajemnicę diabolicznej siły, potęgę magii i wieczne szczęście. Wbrew opinii Renata Laurentina, nie każdy pisarz zajmujący się tematyką zła i piszących o sile i działaniu szatana podpada pod satanistyczne paragrafy23. Prócz wyraźnych satanistycznych sympatii dziewiętnastowiecznej bohemy, uszykował się silny obóz katolickiej demonologii i antysatanizmu. O ile ukryci i jawni sympatycy wroga ludzkości odwoływali się do całego arsenału gnostyckiej, dualistycznej i oświeceniowej terminologii, skrywanej pod budzące dreszczyk grozy koźle łby i pentagramy, to ich przeciwnicy występowali często z pozycji katolickich, nawiązujących niejednokrotnie do średniowiecznej teologii i demonologii.
Jeszcze niezdecydowany i daleki od katolicyzmu Goethe przedstawił w Fauście Mefistofelesa jako demona siły i racjonalistę, choć ostatecznie niebezpiecznego dla ludzi podejmujących flirt z siłami przekraczającymi naturalne zdolności człowieka. Poemat Goethego jest jeszcze bardziej apoteozą ludzkiej siły, obywającej się bez dalekiego Boga. Następcy odstąpili od takiego przedstawiania głównego wroga. Na niwie literackiej w obozie katolickim stanęli oficer armii królewskiej Alfred de Vigny, autor La chute d’un ange i wspomniany już Jules Barbey d’Aurevilly. Wśród polemistów, demonologów i teologów wyróżniali się podążający ścieżką wytkniętą przez Józefa von Görresa: Eudes de Mirville, Henryk Roger Gougenot des Mousseaux i Józef Bizouard, atakując głównie spirytyzm i wolnomularstwo jako satanistyczną ekspozyturę. Z kolei Claude Charles Berbiguier zasłynął jako autor brawurowych artykułów przedstawiających szatana jako przyczynę zła społecznego, pierwszego rewolucjonistę i twórcę rewolucji francuskiej. Kontynuatorem twórczości tych autorów był Georges Bernanos (Pod słońcem szatana; Pamiętnik wiejskiego proboszcza”; Pan Ouine24), Robert H. Benson (Antychryst Pan Świata25), czy Włodzimierz Sołowiew i Reinhard Raffalt26.
Większą siłę przebicia posiadał obóz przeciwny. Choć trudno jednoznacznie zakwalifikować jego przedstawicieli jako świadomych satanistów, niejednokrotnie niebezpiecznie przekraczali granicę dopuszczalnego dystansu względem siły zła. Wiktor Hugo w swoim pośmiertnie wydanym dziele „La fin de Satan” przedstawia Lucyfera jako ostatecznego tryumfatora, który doprowadził do ukrzyżowania Jezusa Chrystusa. Proszę zastanowić się nad teologicznymi konsekwencjami takiego poglądu! Swoje utwory poświęcali szatanowi niedługo przed powstaniem masońskiego „Hymnu do Szatana” Ciosue Carducciego Charles Baudelaire w „Kwiatach zła” i Artur Rimbaud w „Sezonie w piekle”, ten ostatni znajdujący się pod silnym wpływem „kapłana wielkiej magii” Eliphasa Leviego. Obaj jednak zdecydowanie zerwali z siarczoną inspiracją po nawróceniu. Jak w każdej prawdziwej bitwie na najprawdziwszej wojnie straty były po obu stronach. Nawrócenie Baudelaire’a i Rimbaud’a okupione zostało utratą katolickiego publicysty Eugeniusza Vintrasa i ks. Jana Antoniego Boullan, którzy pogrążyli się w ezoteryzmie i rozpuście, poszukując „prawdziwej wiedzy”27. Vintrasa uroczyście potępił papież Pius IX w 1851 roku. W XX wieku inklinacje satanistyczne przejawiali dadaiści, a o satanistyczne grupki ocierali się min. David H. Lawrence, James Joyce, Howard P. Lovercraft28, Rene Guenon i Artur Machen, który po zerwaniu z gnostykami nawrócił się na katolicyzm i dał się poznać jako autor apologetycznych prac.
Trzema postaciami oskarżanymi w XIX i XX wieku o głoszenie satanizmu lub przynależność do satanistycznych sekt byli: Joris Karl Huysmans, Stanisław Przybyszewski i Fryderyk Nietzsche.
Publikacja w odcinkach na łamach „L’Ècho de Paris” kuriozalnej, trudnej w recepcji powieści Huysmansa „Là-bas” (flam. „Na wspak”) pokrywała się z postępującą dekadencją burżuazyjnej kultury, tego swoistego, cuchnącego wykwitu rewolucji francuskiej, który objawiał się rozkwitem satanistycznych grup i satanistycznej sztuki. Prym wiedli w Belgii twórcy pokroju Felicjana Ropsa, głoszący otwarcie swoją sataniczną rebelię przeciwko chrześcijaństwu i ładowi społecznemu. Huysmans opisując wyalienowanego ze społeczeństwa dandysa żyjącego „na wspak” zawrze w swojej powieści całą niechęć do burżuazyjnego społeczeństwa porewolucyjnego, okraszając w kilku miejscach intelektualne dywagacje na temat sztuki opisami satanistycznych rytuałów i bluźnierczymi uwagami. Jules Barbey d’Aurevilly po przeczytaniu opublikowanej w całości pod tytułem „À rebours”29 powieści Huysmansa stwierdził: „Po napisaniu takiej książki autorowi nie pozostaje nic innego jak wybór między lufą pistoletu a stopami krzyża”. Autor na szczęście po dwudziestoletnim osuwaniu się po równi pochyłej w otchłań piekła wybrał w końcu stopy krzyża. Najpierw stykając się z mistyfikatorem Leo Taxilem, udającym nawrócenie ezoterykiem30, później wracając do wcześniej poznanego kanonika Mugniera, który wysłał pisarza na rekolekcje do specjalizujących się w demonologii trapistów z Igny. Ostatnie piętnaście lat życia, Joris Huysmans przeżył jako katolik31.
Niejednokrotnie Stanisław Przybyszewski otrzymywał, ku uciesze całego rozbawionego towarzystwa, korespondencję zaadresowaną: „Arcykapłanowi synagogi szatana”. Poszukiwania metafizyczne tego nieszczęśliwego w życiu osobistym człowieka szybko zetknęły go z litografiami Ropsa, pisarstwem Huysmansa i Aurevilly’ego, rzeźbami Gustawa Vieglanda. Przybyszewski zafascynowany średniowiecznymi herezjami, magią i zjawiskiem czarownictwa, rozpoczął w Berlinie studia dotyczące tych tematów, które zaowocowały teoretyczną pracą dotyczącą satanizmu pt. „Synagoga szatana”32. Ta nierówna praca, składająca się z kilku wykładów poświęconych tematyce szerokiej – od katedr średniowiecznych poprzez procesy czarownic na satanizmie skończywszy – tworzyła zręby koncepcji Przybyszewskiego. Trudno jednoznacznie zgodzić się ze stwierdzeniem, że pisarstwo satanistyczne Przybyszewskiego było wyłącznie „metafizyczną prowokacją”, zważywszy osobiste zaangażowanie autora widoczne we wspomnianej pracy. Na pewno jednak można wykluczyć uczestnictwo autora „Synagogi szatana” w jakichkolwiek rytuałach satanistycznych, pomimo uczynienia z polsko-niemieckiego pisarza głównej postaci w powieści pt. „Wie Hilda Simon mit Gott und dem Teufel Kämpfe” napisanej przez zadeklarowanego wyznawcę Lucyfera Artura Landsberga. Do wątków satanistycznych Przybyszewski powracał jeszcze kilkakrotnie na kartach swoich książek, min. w interesującej powieści pt. „Dzieci szatana”33 i w „apologetycznej” recenzji satanistycznej powieści H.H. Ewersa, z którym zresztą utrzymywał kontakt. Koncepcja Przybyszewskiego opierała się na tzw. psychicznym naturalizmie, przekonaniu, że nie istnieje trwały i jednoznaczny podział etyczny na dobro i zło. Rozpatrując wnikliwie teologię satanizmu w „Synagodze szatana” Przybyszewski odrzucił lucyferianizm jako równoległy katolicyzmowi by oddać pierwszeństwo satanizmowi jako najbardziej uderzającemu (prostopadłemu) w chrześcijaństwo34. Dla frenetycznego pisarza przełomu wieków XIX i XX, szatan stanowił ucieleśnienie największego anarchisty, odrzucającego jakiekolwiek nakazy i prawa krępujące jego ekspresję. Anioł zła jest na kartach powieści „Dzieci szatana” ucieleśnieniem siły w walce gorszych z lepszymi, upośledzonych z lepiej sytuowanymi, jest siewcą nihilizmu i dekadencji35. Satanizm opisywany przez Przybyszewskiego deklarował walkę w imieniu szatana z „bogiem burżuazji”; oparcie się na zawiści jako motorze działania; uczynienie z nienawiści najistotniejszego uczucia; przekonaniu, że chrześcijaństwo opiera się na kulcie doskonałości, siły, hierarchii i wartości arystokratycznych. Jest to rebelia słabszych przeciwko porządkowi społecznemu, polegająca na uderzeniu w religijne i moralne fundamenty ładu (np. poprzez pozyskanie duchowieństwa!) w oparciu o postulat uwolnienia ludzkich instynktów i namiętności. W nowe szatki ubrano wcześniejsze pomysły zdeprawowanego markiza i brodatego rewolucjonisty. Pisarstwo Przybyszewkiego odcisnęło trwałe piętno w twórczości tak odległych ideowo od siebie ludzi jak Tadeusz Miciński i Emil Zegdałowicz, który przeszczepił niektóre poglądy swojego mistrza do grupy literackiej „Czartak”.
Autor filozoficznego pamfletu pt. „Antychryst” trafia na strony prac poświeconych satanizmowi głównie ze względu na prowokacyjny tytuł, obliczony na szok potencjalnego czytelnika. Przytłaczająca większość „apologetów” i „krytyków” Nietzschego powinna uczciwie stwierdzić, że nie przebrnęła przez wyjątkowo bełkotliwe dziełko „kanoniera”36. Na próżno szukać w książeczce Nietzschego elementów satanizmu, choć jadowity język, drwina i bluźnierczość sformułowań potrafiłaby wytrącić z równowagi najbardziej stoickiego czytelnika traktującego poważnie swoją wiarę. Skala zarzutów miotanych pod adresem chrześcijaństwa jest wyjątkowa. Nietzsche zarzuca wyznawcom Chrystusa odrzucenie antyku i upadek cesarskiego Rzymu, anarchizm, negacje życia ziemskiego i szerzenie iluzji życia wiecznego, które ogranicza ludzką ekspresję. Chrześcijaństwo zdaniem filozofa stanowi ciało obce w strukturze kultury europejskiej, jest to żydowski przesąd, który został sprytnie sprzedany przez św. Pawła z Tarsu. Chrześcijaństwo opiera się na mdłym humanitaryzmie i egalitaryzmie, jest antyarstokratyczne, jest religią łączącą żydowską filozofię z zabobonami rzymskiego plebsu. Doprawdy trudno zrozumieć jakie chrześcijaństwo opisywał niemiecki filozof?… Było to prawdopodobnie „chrześcijaństwo Nietzschego” – jak twierdzą niektórzy interpretatorzy – dekadencki protestantyzm domu rodzinnego filozofa rozciągnięty w swej niechęci na całe chrześcijaństwo. Warto zauważyć zupełną rozbieżność interpretacyjną u Przybyszewskiego i Nietzschego. Dla jednego chrześcijaństwo jest religią „lepszych”, religią hierarchii, dla drugiego zabobonem słabych. Paradoksalnie krytyka chrześcijaństwa dokonana przez Nietzschego jest tożsama z krytyką judaistyczną chrześcijaństwa, jako religii opierającej się na prymacie ducha nad materią (Nietzsche pisze o „instynktownej nienawiści do rzeczywistości”). W wielu miejscach system filozoficzny niemieckiego filozofa zawiera sprzeczności. Krytyka chrześcijaństwa, która według Beli Hamvasa wynika z agnostycyzmu i rozczarowania Nietzschego, który obarczał Kościół odpowiedzialnością za rewolucję społeczną XIX w. W tym przypadku krytyk oświecenia stał się admiratorem oświeceniowej „teofobii”.
Bunt Baphometa – „złota jutrzenka” satanizmu
Wiek XX był stuleciem najpoważniejszej apostazji w dotychczasowej historii ludzkości. Trudno jednoznacznie określić, czy ludzkość osiągnęła kulminacyjny moment „misterium nieprawości”, ale przyznać należy słusznemu spostrzeżeniu, że ludzkość spróbowała już wszystkiego i zaczyna ziewać. Zło stało się „normalnością”. Przybrało aktualnie tyleż groźną maskę obojętności na sprawy ducha, negacji naturalnych praw, co groteskowe oblicze rockowych dzieci Frankensteina. Największy udział w budowie tego „satanistycznego disneylandu” mieli dwaj teoretycy kultu zła – Alistair Crowley i Anton Szandor La Vey.
Przerodzenie się do tej pory elitarnego kultu satanistycznego w masowy ruch religijny, posiadający swoje oficjalne placówki sprawujące uproszczone i złagodzone rytuały, możliwe stało się dopiero po 1945 roku i nakładało się na kilka równoczesnych procesów społecznych, politycznych i religijnych. 1. wyjście satanizmu z podziemia stało się możliwe ze względu na zakończoną sukcesem Vaticanum II wywrotową robotę liberałów wewnątrz Kościoła, 2. nastąpił całkowity upadek autorytarnych państw chrześcijańskich, zniszczonych przez polityczny sojusz USA i ZSRR; 3. nastał czas „bezideologicznej” ery liberalnej, społeczeństwa otwartego, pluralistycznego i tolerancyjnego, które w imię akceptacji wartości odmiennych zaakceptowało złagodzony i ufilozoficzniony satanizm.
Do niewątpliwego sukcesu przyczynił się jako pierwszy Aleksander Clowley, syn angielskiego sekciarza, wędrownego, apokaliptycznego kaznodziei utopijnych Braci z Plymouth. Surowe, pozbawione miłości wychowanie, które wspominał w swoich pracach jako pasmo upokorzeń, surowych ponad miarę kar fizycznych i religijnych szałów ojca, doprowadziło chłopca do przekonania, że jest wcieleniem apokaliptycznej bestii zrodzonej dla zniszczenia chrześcijaństwa i wprowadzenia anarchicznej thelemy37. Już w czasie studiów na uniwersytecie w Cambridge Aleksander związał się gnostyckimi organizacjami, co zaakcentował poprzez zmianę imienia z Aleksander na celtyckie Alistair. Dwudziestotrzyletni młodzieniec (1898 r.) o szerokich zainteresowaniach (poezja, alpinizm, szachy) został wprowadzony przez parającego się okultyzmem Juliana Bakera do ezoterycznej sekty Zamkniętego Zakonu Złocistego Świtu (tzw. Złotej Jutrzenki), z którą kontakt utrzymywało wówczas wielu początkujących i sławnych artystów. Skłócony z przywódcą sekty Gregorem Mahlerem, którego próbował usunąć by zdobyć większy wpływ na członków oraz ze względu na odrzucenie przez dość snobistyczne środowisko jego głoszonych otwarcie zdeprawowanych poglądów homoseksualistycznych, został ze Złotej Jutrzenki wyrzucony38. Dla człowieka przekonanego o swoim geniuszu, a odrzuconego wśród poetów i gnostyków nie zostało zbyt dużo przestrzeni ideologicznej dla swoich megalomańskich projektów. W czasie przynależności do Złotej Jutrzenki uformował się zręb poglądów Crowley’a, które odrzucili członkowie sekty. Kiedy kilka lat później utworzył Zakon Srebrnej Gwiazdy posiadał zwarty system poglądów. Nareszcie mógł Crowley zostać szefem tajnej organizacji masońskiej, utrzymującej posiadanie antycznej wiedzy tajemnej. Wbrew niektórym poglądom przeciwników Crowley’a jego megalomania nie szła w parze z świadomą szarlatanerią, był autentycznie przekonany, że jest nowym wcieleniem kilku starożytnych czarnoksiężników, posiadającym moc czynienia magii. Wokół Crowley’a zaczęło się gromadzić grono wyznawców, a sukces jego ezoterycznej ideologii przykuł uwagę ezoteryków, masonów i zwykłych ciekawskich po obu stronach Atlantyku.
Z czego wynikała magnetyczna siła Crowley’a? Niewykluczone, że odpowiedzi należy szukać w egipskiej przygodzie niespełna trzydziestoletniego mężczyzny. W jedno z nudnych i trudnych do wytrzymania ze względu na wysoką temperaturę dni, w godzinach południowych, w hotelowym pokoju Crowley dostąpił „angelofanii”. Świetlisty duch opisywany przez niego miał być jego aniołem stróżem o imieniu Aiwaz39. Dzięki temu objawieniu, jak utrzymywał autor wielu prac okultystycznych, poznał praktykę i teorię magii (magick), przekazanej mu dla wyzwolenia i nadania siły ludzkości. Alistair Crowley twierdził, że od czasów tego najważniejszego wydarzenia w swoim życiu jego dotychczasowe spojrzenie na świat uległo całkowitej zmianie. Przypuśćmy, że Crowley nie kłamał. Z analizy opisów „angelofanii” pozostawionych przez niego i porównania ze znanymi angelofaniami można wysunąć hipotezę, że Crowley przeżył jakąś formę kontaktu z demonem. Świadczyć o tym mogą: wszechobecny strach, uczucie bólu i beznadziejności dominujące w czasie kontaktu z objawioną istotą. Demonolodzy oraz gnostycy są zgodni w poglądzie opisującym Lucyfera jako anioła południa i „Syna Jutrzenki”, świetlistej postaci, odpowiadającej za południowy kierunek (w dół) i południowe godziny (moment przesilenia).
Tuż przed wybuchem I wojny światowej, w 1912 roku Crowley spotkał się z niemieckim okultystą Teodorem Reussem, który wprowadził szefa Zakonu Srebrnej Gwiazdy w obręb okultystycznej sekty Ordo Templi Orientis (Zakon Świątyni Wschodu – OTO)40. Pomimo tego, że Reuss nie był jak sam siebie przedstawiał przywódcą sekty, a jego możliwości osobiste były nader skromne, otworzył przed Crowley’em niesamowite możliwości działania. Po berlińskiej inicjacji, i przyjęciu przez Crowley’a nowego imienia Bafomet Zakon Srebrnej Gwiazdy przestał istnieć, a właściwie został wchłonięty przez OTO. Alistair Bafomet Crowley stanął na czele brytyjskiej sekcji Ordo Templi Orientis, poświęcając cały czas na popularyzacje swoich koncepcji. Największy posłuch uzyskał już wtedy wśród okultystów amerykańskich, co miało zaprocentować niebawem. Po zakończeniu I wojny światowej Crowley bez przeszkód rozwinął działalność na kontynencie europejskim, zakładając w 1920 roku w Cefalu na Sardynii „klasztor szatana” pod nazwą Telemy. Po kilkuletniej działalności „rozsławiającej” Telemy jako miejsce orgii, perwersji, narkomanii i śmierci, po dojściu do władzy faszystów w Italii „klasztor” zamknięto (IV 1923 r.) a przewodniczącego czarnego kultu jako obywatela obcego państwa wydalono z Włoch. Tylko paszport brytyjski na nazwisko „John Bull” uchronił Crowley’a od zasłużonej kary za postawione jemu i jego zwolennikom zarzuty, wśród których najlżejszymi były gwałty, sodomia, stręczycielstwo i składanie ofiar ze zwierząt. Władze włoskie wraz z prof. Del Re również zarzucały Crowley’owi składanie krwawych ofiar z niemowląt kupowanych w przytułkach i szpitalach!41 Reinkarnacja Maga po raz kolejny wylądowała na południu, bo aż w Tunisie. Bez środków do życia, z długami i miernymi perspektywami na przyszłość, Crowley via Tunis dostał się do Francji czerpiąc satysfakcję jedynie z prasowych informacji o Johnie Bullu jako „najbardziej zdeprawowanym człowieku świata”. Niebawem spadły na niego następne ciosy – rozpad OTO na trzy nowe sekty, uderzenie nazistów we wrogą masonerię i grupy okultystyczne, usunięcie z Francji (1929 r.) i wyrok skazujący sądu Wielkiej Brytanii (1934 r.) za złamanie wszelkich zasad życia wśród ludzi42. Przerażony sędzia stwierdził podając wyrok: „Nigdy nie słuchałem rzeczy równie przerażających, odrażających i bluźnierczych jak słowa tego człowieka, który usiłował się zaprezentować przed nami jako największy żyjący poeta”. W 1940 roku Crowley wystosował list do premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla, proponując pomoc rządowi w wojnie z III Rzeszą i ofiarowując specjalny talizman chroniący Wielką Brytanię przed niemieckimi nalotami. List pozostał podobno bez odpowiedzi. W 1945 roku Crowley obwieścił światu, że osiągnął zwycięstwo nad Hitlerem poprzez sprawowane przez siebie tajemne rytuały i mobilizację duchowych sił sprzyjających blokowi demokracji i postępu. W czasie wojny z całą mocą poświęcił się produkcji tajemnego eliksiru długowieczności (składał się w poważnym procencie z naturalnych wydzielin Crowley’a) oraz praktykowaniu perwersyjnej magii seksualnej oraz odprawianiu satanicznych rytuałów komunikując ekskrementami swojej kochanki.
Zakończenie wojny dało Crowley’owi nowe możliwości działania. Po przeniesieniu ciężaru działalności za ocean, gdzie OTO nienaruszone przetrwało zawirowania historii, mistrz Magick osiedlił się w Pasadenie w Kalifornii pod opieką (miał już siedemdziesiąt lat!) swojego „syna magicznego”, miejscowego szefa OTO, Charlesa Stanfielda Jonesa. Kalifornia była wówczas „Ziemią Obiecaną” satanizmu, na której od lat 20 XX wieku prężnie działały powiązane z OTO sekty oraz grupki satanistyczne i lucyferiańskie43. Tam też w 1934 roku reaktywowano satanistyczny kościół Telemy, nawiązujący do sardyńskiego klasztoru Crowley’a, nad którym pieczę sprawował kolejny reinkarnowany mag Wilfried Smith.
Na czym polega crowleyowski fenomen zła? Liczne książki Alistaire’a Crowley’a o ile nie zawierają okultystycznego bełkotu, który trudno prześcignąć nawet broszurom Różokrzyżowców, przedstawiają pozbawiony agresywności, wyważony, unaukowiony i zobiektywizowany pogląd maga na funkcjonowanie wszechświata. Jedynie w kilku przypadkach Crowley z pięścią walącą prosto między oczy deklaruje swoje satanistyczne ideały, raczej starając się je ukryć pod łatwo strawną dla liberalnego czytelnika otoczką magii, naturalnych sił tkwiących w człowieku i harmonią duchową wszechświata44.
Zasadniczą treścią prac Crowley’a jest przekonanie o doskonałości ludzkiej natury, zdolnej do przekraczania materialnych barier i posiadającej moc kontrolowania wszechświata45.
Człowiek jest jedynym bogiem prawdziwym i prócz niego nie ma innych bogów. Już ten crowleyowski punkt widzenia uwydatnia nam sataniczność jego koncepcji, tożsamej z obietnicą skierowaną do Ewy przez pana kłamstwa: „i będziecie jako bogowie, znając dobre i złe” (Rdz 3, 5). Konsekwentnie, Crowley negował istnienie grzechu pierworodnego, z którego wynika przecież ograniczoność natury ludzkiej. Wszyscy ludzie są równi, a zróżnicowanie wynika wyłącznie z uzyskanej przez umysł samoświadomości. Liczne pojęcia i koncepcje zostały przez niego zaczerpnięte z teorii gnostyckich, kabalistycznych i najbardziej zdegenerowanych (podrawidyjskich) kultów hinduistycznych, z którymi zapoznał się w czasie wizyty na Sri Lance. Najdoskonalszą formą człowieka zdaniem Crowley’a jest mag, posiadający moc kontrolowania wszechświata – jest on „nowym Adamem”, kontrolującym wszystkie duchowe moce, może wcielać się w inne ciała i zamieszkiwać je. W tym ostatnim poglądzie uderza konsekwencja z jaką Crowley przyjmował boską naturę człowieka – opętanie diabelskie zostaje przedstawione jako emanacja siły ludzkiego umysłu. Boska elita wtajemniczonych posiada pełne prawo do przewodzenia ludzkości. Z tego wynikały poglądy etyczne satanistycznego guru, do których jeszcze powrócę.
Religie są wyłącznie emanacjami wiedzy pierwotnej. Ten popularny w drugiej połowie XIX wieku pogląd, głoszony również przez dalekich od satanizmu neopogan, został zaadoptowany przez Crowley’a. Każda z religii posiada ziarna prawdy, przykryte błędem przez ludzkie zapomnienie (gnoza). Interpretacja tej opinii czyniona przez autora „Księgi Magii” była daleka od katolickiej koncepcji objawienia pierwotnego, a wiązała się z silnym przekonaniem popularnym dzisiaj, że nie istnieje pojęcie prawdy absolutnej. Crowley twierdził na przykład, że jedyna prawda jaka istnieje to „prawda umysłu”. Pogląd ten przeniesiony na grunt religii zaowocował przekonaniem, że nie istnieje Bóg jedyny, co spowodowało interpretowanie działań Alistairea Crowley’a jako bluźnierczej prowokacji ateistycznego szarlatana, liczącego wyłącznie na przykucie uwagi opinii publicznej. Nic bardziej mylnego. Uwaga z „Księgi Magii” dotycząca bezbożności wpisywała się doskonale w całość myśli satanistycznej reinkarnowanego maga. „Bezbożność – jest ucieczką przed kontrolą”. Wiara zakłada uznanie prawdy obiektywnej, zakłada przyjęcie prawdy stojącej ponad ludzkim intelektem i niezależnej od niego, a takie spojrzenie stało w jaskrawej sprzeczności z głównym „dogmatem” crowleyańskiego satanizmu. W napisanej przez siebie „Księdze jogi”, Crowley tłumaczył, że jedynie synkretyzm religijny może przynieść ludzkości korzyść w postaci zbliżenia się do magii.
Zdaniem teoretyka okultyzmu, magia stanowi wiedzę starożytnych, pomimo jej całkiem nowych XVII-XVIII-wiecznych korzeni. Jest ona „nauką życia, kompletną i doskonałą”, odzwierciedlającą układ wszechświata i zgodną z jego prawami działania. Crowley przypisywał sobie prawo jedynego (wszak „był” reinkarnacją najwyższych duchowych mocy we wszechświecie) interpretowania co należy rozumieć pod pojęciem magii (Magick), przypisywał sobie również moc przywrócenia utraconej przez ludzkość wiedzy i potęgi, zmarnotrawionej przez krępujące działanie umysłu ludzkiego systemy religijne. Magia, przez Crowley’a nazywana często Thelemą (gr. wola), identyfikowana z tzw. magią lewej ręki (czarną magią), miała człowieka uczynić doskonałym przez poznanie oparte na otwierającej umysł inicjacji (ekstatyczność mogła być wywoływana przez narkotyki, seks lub hipnozę), która jednoczy podmiot z przedmiotem (człowieka z wszechświatem) lub poprzez powolną metapsychozę, oczyszczającą stopniowo duszę wcielającą się w różne ciała. Warto w tym momencie przypomnieć nauczanie katolickiej demonologii dotyczące magii. Podział na tzw. białą magie i czarną magię jest istocie czymś zupełnie obcym dla chrześcijaństwa. Nie istnieje magia dobra i magia zła, jak utrzymują okultyści46. Magia jest poważnym naruszeniem Bożego porządku. Katolicyzm rozróżniając dwa rodzaje kultu (dulia i latria), rezerwował ten drugi wyłącznie dla samego Boga, podczas gdy pierwszy z nich był „należnym szacunkiem” okazywanym drugiemu człowiekowi lub aniołom. Wszelka magia rytualna opiera się na niedozwolonej latrii, która odnosi się do człowieka lub upadłych aniołów, stąd bez względu na to czy nazwiemy ją białą czy czarną magią, będzie ona najohydniejszym wystąpieniem przeciwko I przykazaniu dekalogu!
Okultystyczna latria oraz synkretyczne połączenie różnych tradycji religijnych i koncepcji duchowych znajdowało swój wyraz w poglądach dotyczących rytuału. Rytuał jest znakiem, symbolem, który poprzez formę przekazuje świętą treść w chrześcijaństwie. Negując chrześcijańskie sakramenty, Crowley stworzył swój system – uświadomionych, objawionych i odnalezionych – antycznych, najstarszych rytuałów. Aby jego moc była właściwa, rytuał musiał być dokonany bezwzględnie prawidłowo. „Wierzył, że prawdziwy czarownik jest wszechpotężny, ale jeśli rytuały nie został dokonane w sposób doskonały, efekty mogą być katastrofalne. Za wszelką cenę należało unikać w czasie rytuału jakiegokolwiek złego gestu lub czynu, nawet jeśli miało to oznaczać śmierć asystenta. Crowley zabił pomocnika, który nie usłuchał jego polecenia podczas jednego z rytuałów”. – pisze ks. Jeffrey J. Steffon47. Rytuał, według maga, posiadał moc wpływania na działanie wszechświata, miał siłę poddawania kontroli rzeczywistości, co znajdowało odzwierciedlenie w późnej, zabarwionej gnozą kabale. Możliwość wpływu na działanie wszechświata wynikała z dwóch przesłanek: z teozoficznej budowy wszechświata jako jedności wszelkich bytów oraz przekonania o sile boskiej ludzkiego umysłu. Zadaniem czarnoksiężnika było jedynie dostosowanie odpowiednich środków (rytuałów, talizmanów, duchów itp.) do stawianego sobie celu. Jeśli podążymy crowleyowskim tropem, z przekonania wynoszącego człowieka jako boga, musiała wynikać specjalna magiczna siła rytuałów w których zaangażowano wszystko co wiąże się z człowiekiem (płyny ustrojowe, doznania, ciało, umysł). W istocie Crowley nadawał takim rytuałom, w których używano krwi ludzkiej lub uwalniano siłę duchową człowieka (zabijano ofiarę) szczególne znaczenie magiczne. Pisał: „By uzyskać możliwie największe duchowe działanie, należy odpowiednio wybrać ofiarę, która zawiera w sobie największą i najczystszą siłę. Dzieci płci męskiej o doskonałej niewinności są najbardziej zadowalającą i odpowiednią ofiarą. Dla niemal wszystkich celów ofiara z ludzi jest najlepsza”. W najgorszym przypadku może być to ofiara złożona z niewielkiego ciepłokrwistego zwierzęcia.
Nie istnieje żaden jednorazowy, niepodważalny system etyczny. Człowiek jako indywidualny, absolutny byt nie może podlegać ograniczeniom. „Czyń cokolwiek zechcesz. Do tego sprowadza się całe prawo”. Pragnienie i jego zaspokojenie jest nadrzędną treścią życia ludzkiego. Co jednak zrobić w momencie, gdy nasze pragnienie będzie stało w sprzeczności z pragnieniem innego indywidualnego i absolutnego bytu? Crowley poucza, że mądrość magii otworzy nam umysł. „Każdy człowiek ma prawo wypełnić swoją własną wolę bez obaw, że może to kłócić się z wolą innych; albowiem jeśli on znajduje się we właściwym dla siebie miejscu, inni ponoszą winę za wchodzenie mu w drogę”. W ten sposób wcześniejsza filozofia egoizmu skrywana w kabale została wprowadzona oficjalnie w obręb ezoteryzmu. Dla osiągnięcia celu człowiek nie powinien cofać się przed wszelkimi dostępnymi środkami materialnymi i magicznymi. Demon Aiwaz objawiony Crowley’owi w Kairze zawarł to w odpowiednich, satanicznych słowach spisanych przez Crowley’a w „Księdze prawa”: „Nie należy nic robić dla wyrzutków i słabeuszy; niech zdychają w swojej niedoli. Nie należy im współczuć. Miłosierdzie jest występkiem królów; niszcz nieszczęśliwego i słabszego, oto prawo silnego; to nasze prawo i radość świata…,”.
Stojąc nad grobem Alistair Bafomet Crowley zaglądał w otchłań swojego złego życia. Jakie myśli dręczyły opuszczonego przez wszystkich, pogrążonego w narkotycznym amoku, ciężko chorego starca, trudno dociec… Przypuszczalnie, nie były wesołe… Wszak, jak pisał pełen pesymizmu, człowiek jest istotą żyjącą z wyrokiem, którego chciałby uniknąć za wszelka cenę. To prawda, zły człowiek żyje z wyrokiem śmierci wiecznej. Zmarł 1 XII 1947 roku przekazując uprzednio sukcesję kilku kolejnym magom i zapładniając zza grobu swoimi książkami innych okultystów, szarlatanów i koneserów zła. Udało mu się z niewielkiej sekty satanistycznej uczynić masowy ruch religijny.
Bunt Belzebuba – satanistyczny „disneyland” La Vey’a
Prawie wszystko posiada swój koniec. Najczęściej jest to koniec smutny, przypominający umazane odchodami prześcieradła herolda „nadczłowieka”. Posiada swój dawno zapowiedziany koniec na ziemi również Lucyper, którego siły zostaną ostatecznie zniszczone na wieki. Wszystko ulega rozpadowi i nie ma żadnej ziemskiej siły zdolnej do powstrzymania tego gnicia. Wszystko osiąga swój karykaturalny finał poprzedzający ostateczny rozpad i satanizm nie stanowi w tym przypadku wyjątku.
Satanizm Antona Szandora La Vey, najpopularniejszego guru współczesnego satanizmu stanowi schyłkową formę tego ruchu religijnego – silną, prężną poprzez duży wpływ w przestrzeni kultury masowej ale pozbawiony wszelkiej ekspresji poprzedników. Urodzony w 1930 roku w pochodzącej ze Słowacji cygańskiej rodzinie emigrantów Anton Lavey już w wieku piętnastu lat zainteresował się okultyzmem48. Książkami, które zrobiły na nim największe wrażenie były prace Crowley’a, z których wcześnie przejął przekonanie o naznaczeniu swojej osoby piętnem zła i wyznaczeniu misji zniszczenia chrześcijaństwa. Znacznie później, odgrywając z wielkim wdziękiem rolę medialnej gwiazdki zdolnej do zapchania każdego centymetra gazety chwytliwymi i kontrowersyjnymi tekstami, dorabiał do swojego satanistycznego „nawrócenia” nową ideologię. Jako młody człowiek parając się różnymi pracami nie mógł znieść zakłamania i obłudy chrześcijan. Pracując w niedziele jako organista w jednej z wspólnot chrześcijańskich obserwował mężczyzn gorliwie uczestniczących w religijnych praktykach, których poprzedniej nocy, w trakcie zarabiania pieniędzy jako grajek, spotykał w nocnym klubie w towarzystwie pań lekkich obyczajów. To znów innym razem wspominał pracę jako policyjny fotograf, skonfrontowany z niszczycielską siłą zła, które nigdy nie zostaje ostatecznie ukarane i zawsze w końcu tryumfuje. Ostateczne zerwanie z chrześcijaństwem miało nastąpić w noc św. Walpurgii z 30 IV na 1 V 1966 roku, kiedy wraz z grupą okultystów założył oficjalny Kościół Szatana. Zdaniem okultystycznej wykładni w nocy nastąpiło zakończenie ery chrześcijańskiej i rozpoczęcie ery szatana. Liberalne władze Kalifornii nie stawiały przeszkód w zalegalizowaniu nowej wspólnoty religijnej, wzywając jedynie wyznawców do zachowania „względnej przyzwoitości”. „Arcykapłanem” i „papieżem” sekty, która niebawem rozpoczęła podbój Europy został Anton Szandor La Vey, potomek transylwańskich cyganów, posiadający w swojej krwi wiedzę tajemną ludów wschodniej Europy. W 1975 roku, kiedy wspólnota posiadała już spore grono fanów i wyznawców w całych USA, w tym spore grono sponsorów w Hoolywod, La Vey opublikował napisaną przez siebie „Biblię szatana”, która idealnie trafiła w nastroje buntu społecznego i etycznego przełomu lat ’60 i ’70 XX wieku. Była to książka znacznie przystępniejsza niż wcześniejsze dzieła Crowley’a, ale zarazem pozbawiona jakiejkolwiek oryginalności. La Vey dokonał kompilacji kilku prac Crowley’a i dzieł kilku innych okultystów, precyzując swoja satanistyczną filozofię życia, nie zwracając uwagi na liczne nieścisłości i sprzeczności. Ale przecież nie o to chodziło – książka spowodowała zainteresowanie i wzrost popularności Kościołowi Szatana a autorowi przyniosła rozgłos i pieniądze.
System religijny najpoważniejszej satanistycznej sekty stanowi, jak przyznaje sam La Vey, „mieszaninę elementów gnostycznych i masońskich, zawierających nazewnictwo i słowa wibrujące, wywodzące się od wszystkich rzeczywistych mocy i wszystkich mitów”49. Sam twórca traktuje swoje oglądy jak i język jakim się posługuje z nieukrywanym przymrużeniem oka. Jednak… Używany wcześniej przez Crowley’a jak również przez La Vey’a niezrozumiały bełkot magiczny, posiada swój ukryty sens. Już starożytni myśliciele wierzyli, że dźwięk zawarty w brzmieniu słowa uwalnia zawartą w nim moc, stąd czytanie zawsze powinno odbywać się na głos. Dawne wieki nie znały pojęcia czytania w myślach – czytania wzrokowego. Pogląd ten został przejęty przez chrześcijaństwo, co znalazło swoje odzwierciedlenie w liturgii. Był to zawsze jednak dźwięk zrozumiały, dźwięk logicznego i istniejącego języka, stworzonego przez Pana Boga. Niezrozumiały zlepek sylab z jakim mamy do czynienia w magicznych księgach okultystów50 przywodzi na myśl charyzmatyczny słowotok nazywany „mówieniem językami”. Tradycja chrześcijańska, wywodząca się od „Zielonych Świątek”, zna również to pojęcie, ale zawsze wiązało się ono z nadnaturalną umiejętnością posługiwania się językami istniejącymi. Crowley, La Vey i inni okultyści, tak jak cześć charyzmatyków, utrzymują, że sylaby są wymarłymi językami starożytności lub językami anielskimi. Czy nie chodzi przypadkiem o języki aniołów upadłych? Św. Jan od Krzyża nazwał by je językiem diabelskim, a analiza arymanicznych tekstów instrukcji magii Paitishji, opierających się na takim „nieistniejącym” języku, nie pozostawia nam w tym względzie żadnych wątpliwości.
System La Vey’a opiera się na kilku fundamentach:
Satanizm jest religią ciała i materii. „Kult diabła nie jest niczym innym jak religią ciała i materii; nagi ołtarz i naga kobieta symbolizują ciało”. Człowiek jest bogiem, głosi „Biblia szatana”. W odróżnieniu od Crowley’a, boskość nie przychodzi wraz z przekraczaniem kolejnych stopni wtajemniczenia, a jest efektem uświadomienia sobie nieistnienia jakichkolwiek krępujących jednostkę barier etycznych. Satanizm La Vey’a z lubością posługuje się liberalnie rozumianym pojęciem wolności. Dopuszczalną formą kultu jest cześć oddawana istocie człowieczeństwa swoiście pojmowanego, jako pasmo namiętności i żądz. „Szatan reprezentuje człowieka jako po prostu innego typu zwierzę, któremu czasem wiedzie się lepiej, zwykle jednak gorzej od tych, którzy chodzą na czterech łapach. On sam z powodu swojego „boskiego, duchowego i intelektualnego rozwoju” stał się zwierzęciem najbardziej ze wszystkich złowrogim!” Ze względu na to powinowactwo nie wolno krzywdzić zwierząt i ludzi, te pierwsze są najwspanialszym przykładem, krystalicznie czystym, istot kierujących się wyłącznie pragnieniami i popędami, natomiast człowiek posiada naturę boga. „Jedyny moment, w którym satanista spełnia ofiarę z człowieka, to ten, kiedy służy ona podwójnemu celowi: uwolnienia magicznej złości lub, co ważniejsze, by całkowicie pozbyć się szkaradnej i zasługującej na to osoby… Kiedy ktoś swoim nieznośnym zachowaniem prawie doprasza się, by zostać zniszczonym, to twoim obowiązkiem jest wypełnienie tego życzenia”.
Nie istnieje pojęcie grzechu. Termin ten jest wymysłem ludzi a nie bogów, a żadna istota nie posiada prawa ograniczania wyborów drugiej istoty. Każdy może czynić wszystko, co nie narusza w jakikolwiek sposób wolności innej osoby. Jako, że satanizm jest religią postulującą oficjalnie brak wstrzemięźliwości i zahamowań w łamaniu chrześcijańskich siedmiu grzechów głównych, dopuszcza ich przekraczanie tylko w sytuacji, kiedy uzyskuje to akceptację zainteresowanych. Dopuszczalne są wszelkie zboczenia i deprawacje, które odbywają się za zgodą osób uczestniczących. Człowiek nie powinien krzywdzić człowieka. Bez potrzeby… Tako rzecze La Vey. Nietrudno zauważyć, że pogląd ten ukrywający prawdziwą twarz pod anielską maską dobra, jest tożsamy z liberalną anarchią etyczną dzisiejszych państw. Właśnie ta wykładnia została przyjęta w kwestii sodomii i pedofilii. Sodomia jest akceptowana ponieważ jest świadomą decyzją ludzi, pedofilia stanowi przestępstwo bynajmniej nie ze względu na ohydny zbrodniczy czyn, ale ze względu na fakt, że jest wymuszeniem na nieświadomym swoich pragnień człowieku (dziecku). „Szatan reprezentuje wszystkie tak zwane grzechy, ponieważ one prowadzą do fizycznej, umysłowej, czy też emocjonalnej satysfakcji!”
Systemy religijne są wymysłem ludzi. Człowiek nie jest istotą stworzoną przez Boga, stanowi efekt ewolucji, wywyższającej go ponad istoty czworonożne. Umysł ludzki zdolny do abstrakcyjnego myślenia stworzył niedoskonałych, pełnych słabości i kłamstwa bogów „prawej ręki”. La Vey rozumiał pod tym terminem ezoterycznym, bogów religii monoteistycznych i takich których reprezentowały zwarte systemy religijne, jego zdaniem bogów tych charakteryzuje działanie przy pomocy „altruistycznej” białej magii. Satanizm zdaniem La Veya jest religią zwątpienia. Skoro przyjmuje się naukową niedoskonałość wcześniejszych, dużych religii, to znaczy że są one oparte na kłamstwie. Patriarcha satanizmu bluźnierczo stwierdza – Bogowie i Biblie zostały stworzone wszystkie przez diabła – ojca kłamstwa. Nie są one groźne dla satanizmu, wręcz La Vey prowokacyjnie twierdzi, że satanizm nie jest możliwy bez opozycji chrześcijańskiej. Oba systemy jego zdaniem egzystują na zasadzie symbiozy. Religie nie przeszkadzają wyznawcom satanizmu dopóki nie narzucają swoich dogmatów i idei jako prawdy jedynej i niepodważalnej. Oto kolejny element dzisiejszego świata doskonale wpisujący się w neosatanistyczny punkt widzenia.
Rytuał jest formą socjologicznego zespolenia wyznawców. La Vey nie ukrywa, że rytuały jego szatańskiego kościoła zostały przez niego wymyślone w oparciu o magnetyczna moc rytuałów okultystycznych. Zadaniem rytuału jest jednoczenie wyznawców wokół jednego celu, jakim jest osiągnięcie satanistycznej doskonałości, czyli wyzwolenie się w wszelkich nakazów i zakazów. Podobnie z szatanem, jest on charakterystyczną i naturalną dla człowieka potrzebą wyższej duchowości jednoczącej jednostkę ze zbiorowością. Nic ponadto. Kult szatana jest w istocie kultem pożądania, namiętności, żądz, pragnień, które umownie moglibyśmy nazwać siłami witalnymi człowieka. Osobowy szatan nie istnieje, odważnie głosi La Vey. Jest to najdoskonalszy trick Lucyfera, przekonanie o swoim nieistnieniu, popularne w dzisiejszych czasach rozpatrujących zło w kategoriach duchowej niedoskonałości lub społecznej niedoskonałości. O ile modernistyczni zwolennicy poglądu o nieistnieniu szatana lub pustym piekle sytuują się na jednym biegunie tej huśtawki, to Anton La Vey siada wygodnie na jej drugim końcu. Paradoksalnie można stwierdzić, że neosatanizm La Veya jest modernizmem w obrębie kultu zła.
Sekta satanistyczna La Veya posiada dziś duże wpływy w amerykańskich środowiskach artystycznych – wśród muzyków, aktorów, pisarzy itd. Jej wpływ silnie widoczny jest w elementach tzw. kultury masowej51. Wśród zadeklarowanych i oficjalnych wyznawców „kościoła szatana” można wymienić: Micke’a Jaggera, Marca Almonda czy byłego aktora i dziennikarza ukrywającego się pod pseudonimem Marilin Manson. La Veyowi udało się wyzyskać popularyzatorski sukces Crowleya do stworzenia masowej ideologii religijnej, swoistego „satanistycznego disneylandu”, dającego prostą filozofię życiową wraz z dogmatami i rytuałami. Jules Barbey d’Aurevilly przestrzegał w jednym ze swoich opowiadań: „Najlepszym i może jedynym sposobem panowania nad ludźmi jest władać ich namiętnościami”. Nieprzyjaciel Boga i ludzkości potrafi to doskonale.
* * *
Satanizm różnych form, koncepcji, obrzędów i idei posiada kilka znaczących punktów wspólnych, wszak jego źródło pozostaje te same. Satanizm wszelkich odmian jest wściekłym buntem przeciw Bogu i naturalnemu ładowi przez niego ustanowionemu na ziemi. Objawiać się on może odrzuceniem porządku Boskiego, ładu moralnego, zasad społecznych, czy odrzuceniem natury ludzkiej. Szatan, ojciec kłamstwa, posługuje się w tym przypadku pokrętnymi koncepcjami moralnymi dotyczącymi „prawdziwego oblicza natury ludzkiej”. Satanizm bez względu na swoja proweniencję wykorzystuje złe skłonności natury ludzkiej jako narzędzie w walce duchowej. Jest to zrozumiałe, ze względu na dzisiejszy teatr działań w tej wojnie duchowej, którym stała się ziemia. Przegrana Lucyfera i jego zwolenników w pierwszej fazie starcia, zakończyła się straceniem upadłych aniołów, które poprzysięgły Bogu zemstę w postaci zniszczenia człowieka, istoty wywyższonej ponad nie. W tym przypadku satanizm posługuje się chętnie argumentem wywyższenia człowieka jako istoty boskiej, przy jednoczesnym odwoływaniu się do człowieka jako zwierzęcia kierującego się morderczymi instynktami. W istocie Lucyfer nie potrafi znieść myśli, że ludzka natura jest połączeniem natury zwierzęcej z naturą aniołów. Satanizm wszelkich koncepcji głosi z różnym natężeniem opinię o „śmierci Boga” (używam umownie tego nietzscheańskiego pojęcia!). Czy to w filozoficznej formie oświeceniowego materializmu, czy poprzez nieszczery ateizm lub agnostycyzm, bądź w formie okultystycznego przekonania o „fałszywych bożkach prawej ręki”, lub modnej dziś koncepcji dobra i zła tkwiącego w człowieku. Satanizm w każdej formie wymierzony jest przede wszystkim w Chrystusa i Jego Dobrą Nowinę. Odkupieńcza śmierć i Zmartwychwstanie Zbawiciela było najpoważniejszym ciosem zadanym siłom zła od czasu klęski zastępów Lucyfera. Żadna z form dawnego lub współczesnego satanizmu nie przyzna racji powyższemu zdaniu. Dla jednych czcicieli zła negacja znaczenia śmierci Krzyżowej Jezusa Chrystusa polega na głoszeniu poglądu o tak zdeprawowanej naturze człowieka, że nie zasługuje on na jakiekolwiek odkupienie; dla drugich, na przekonaniu o tryumfie szatana, jakim była śmierć Chrystusa, odrzuconego przez ludzi; dla innych wreszcie, na poglądzie ogłaszającym Lucyfera prawdziwym dobrodziejem ludzkości a Jezusa Chrystusa sprowadzającym do wybitnej postaci ludzkiej, równej Buddzie, Mahometowi, czy Maniemu. Metody zła są wielorakie, cel jeden i niezmienny od zarania ludzkości – zerwanie wszelkiej łączności pomiędzy Bogiem a jego stworzeniem.
Żyjemy w czasach dominacji zła. Ogarnęło ono jednostki, społeczności, narody. Jesteśmy świadkami totalnego buntu, rebelii miernot i słabeuszy skrywających swoje kompleksy i niedostatki za czarnymi skrzydłami pana iluzji i złudy. Jednak czas przesilenia jest bliski. Ostatecznie Lucyfer przegrał swoją wojnę już dawno temu. A to jest nieodwracalne na wieki.
Ryszard Mozgol
1 Pierwszym potomkiem markiza de Sade, który przyznał się do powinowactwa z pisarzem i przyczynił się do publikacji nieznanych tekstów, przechowywanych w dobrze zabezpieczonym archiwum rodzinnym, był Ksawery de Sade, republikanin, zwolennik francuskiego ruchu oporu i przeciwnik rządów marszałka Petaina. W 1942 roku cześć archiwum de Sade’ów została zniszczona z rozkazu władz niemieckich. Publicznie po raz pierwszy doceniono pisarstwo de Sade’a w czasach rewolucji francuskiej.
2 Do takich „apologetów” „odważnego pisarstwa” należał największy fantasta polskiej historiografii Jerzy Łojek. Zob. J. Łojek, Wiek Markiza de Sade, Warszawa 1996.
3 Zob. Pokuta Adama 13–16, [w :] Apokryfy Starego Testamentu, Warszawa 2000; Św. Maria z Agredy, Mistyczne miasto Boże, Warszawa 2000, s. 22–23.
4 Zob. J. Barbey d’Aurevilly, Diable sprawy, Warszawa 1997. Autor, jeden z najwybitniejszych kontynuatorów twórczości de Maistre’a, stworzył dzieło dziwne. Z jednej strony apologetyczne i doktrynalnie doskonałe, z drugiej zaś przerażające w XIX wieku śmiałością opisów i dosadnością sformułowań. Ze względu na śmiały erotyzm książka była potępiana przez wielu katolickich moralistów XIX w.
5 Cyt. za: J. Łojek, Wiek Markiza de Sade, op. cit., s. 352.
6 Ibidem, s. 348.
7 Armagedon – pierwsze starcie. Rozmowa z drem M. J. Chodakiewiczem, [w:] „Templum Novum” nr 1/2004, s. 162.
8 Powieść Justyna, czyli niedole cnoty została opublikowana po raz pierwszy w 1791 roku, jako dzieło moralizatorskie. Poglądy skrywane pod umoralniającym zakończeniem, nieszczerym i schematycznie ustosunkowującym się do zasad etycznych zostało opuszczone w o wiele obszerniejszej, bardziej pornograficznej wersji z 1797 roku wydanej jako Nowa Justyna, czyli nieszczęścia cnoty, kontynuowana przez historię Julietty, jej siostry. Markiz de Sade wydał obie anonimowo, choć wszyscy doskonale wiedzieli o jego autorstwie. Druga wersja nie ukrywała poglądów autora za firanką moralisty2ki, była jawnym potępieniem wiary, czystości, uczciwości, wszelkiej cnoty i pochwałą gwałtu, niemoralności, kłamstwa i zbrodni, ubranych w jawnie satanistyczny uniform. Jedną z pomniejszych postaci powieści uczynił de Sade papieża Piusa VI, jako rozpustnika i czołowego kapłana kultu Lucyfera, odprawiającego w Rzymie „czarne msze”.
9 Cyt. za: J. Łojek, op. cit., s. 319.
10 Ibidem, s. 351.
11 Przeprowadzone niezależne badania naukowe dowiodły, że jedynie nieliczne zdarzenia opisywane przez oświeceniowego dewianta stanowiły wymysł jego fantazji. Przykładem przeniesienia autentycznych wydarzeń mogą być wstrząsające opisy świadomego kazirodztwa z opowiadania Eugenia de Franval i wtajemniczania w różne praktyki seksualne pobożnej, niewinnej dziewczyny przez grupkę libertynów, pragnących złamać opór równie pobożnej matki, w anonimowo wydanej powieści Filozofia w buduarze, kończącej się opisem gwałtu na matce. Te wszystkie zdarzenia były przeniesieniem na karty literatury autentycznej historii zdeprawowanego przyjaciela markiza de Sade i sam autor w nich uczestniczył. Można przypuszczać również, że taka tajna organizacja istniała wśród tzw. zakonów towarzyskich (Zakon Afrodyty, Zakon Mopsów itp.).
12 J. Łojek, op. cit., s. 400.
13 R. Wurmbrand, Was Karol Marx a Satanist? Columbia 1979; Istoki zła, Moskwa 2000; G. Marchenko, The Cult of Marx – its origin in Satanism (internet). Fragmenty poezji Marksa czytelnik znajdzie w: W.T. Still, Nowy Porządek Świata. Odwieczny plan tajnych towarzystw, Poznań 1995, s. 148–156; Z. Chocimski, Ezoteryczne źródła komunizmu, [w:] „Fronda” nr 9–10/1997, s. 216–223; Marksizm i szatanizm, druk podziemny sygnowany przez Unię Nowoczesnego Humanizmu, brw, bmw.
14 Ks. M. Poradowski, Wyzwolenie czy ujarzmienie? Marksistowska rewolucja komunistyczna, Londyn 1987.
15 H. A. O. de Tollenaere, Marx and Engels Spiritualism and Theosophy (internet).
16 Marksizm i szatanizm, op. cit., s. 17.
17 Oto jeden z bełkotliwych utworów Edwarda Avelinga pt. Książe ciemności: „Do ciebie moje wiersze wyuzdane i zuchwałe / Unoszą się o Szatanie, królu bankierów. / Przyjmij kadzidła, o kapłanie! I myśli idące ku tobie. / Ponieważ nigdy – o kapłanie! – Szatan nie będzie stał za tobą. / Twój oddech – o Szatanie! – inspiruje moje wiersze, / Kiedy z głębi samego siebie urągam bogom. / Śmierć arcykapłanom królewskim, śmierć królom nieludzkim! / Ten jest błyskawicą, który wstrząsa umysłami. / O duszo, która schodzisz z prostej drogi, / Szatan jest miłosierny. Patrz Heloise. / Tak jak trąba powietrzna, która rozpościera swe skrzydła – / On przychodzi, o ludu, Szatan wielki! / Witaj wielki obrońco rozumu! / Ku tobie wznoszą się poświęcone kadzidła i ślubowania; / Ty zdetronizowałeś boga kapłana”.
18 Bakunin in Quotations from the Anarchists, red. Paul Berman (Praeger Publishers) brw, bmw.
19 С. Boyer, Philosophy of Communism, New York 1952.
20 A. Kunzli, Karl Marks eine Psychographie, Zurich 1966.
21 Por. Iz 14, 13.
22 J. Milton, Raj utracony, Kraków 2003, I, 185-199.
23 R. Laurentin, Szatan. Mit czy rzeczywistość? Warszawa 1998, s. 128–130.
24 G. Bernanos, Pod słońcem szatana, Warszawa 1989; Pamiętnik wiejskiego proboszcza, Warszawa 1991; Monsieur Ouine, Warszawa 1961.
25 R.H. Benson, Antychryst Pan Świata, Warszawa-Komorów 2002.
26 R. Raffalt, ks. bp R. Williamson FSSPX, W. Sołowiew, Trójgłos o antychryście, Poznań 1996.
27 Sprawa apostaty, ex-ks Boullan została opisana w: L. Cristiani, Znaki obecności szatana we współczesnym świecie, Gdańsk 1995, s. 222–224. Boullan, następca Vintrasa w godności przywódcy sekty „Kościół Karmelu”, dezerter z kapłaństwa, który pociągnął za sobą swoją spowiedniczkę, zakonnicę Adelajdę Chevalier. Jako jego kochanka i kapłanka sekty brała udział w perwersyjnych rytuałach. Boullana oskarżano o złożenie jednego ze swoich dzieci w satanistycznej ofierze 8 I 1860 roku. Przerażeni rozmiarami oddziaływania Boullana i „Kościoła Karmelu” Różokrzyżowcy mieli przyczynić się do jego śmierci. Przywódca francuskiego Różokrzyża został oskarżony o dokonanie „magicznego morderstwa” na Boullanie. Zob. również: Cassiel, Encyklopedia wiedzy zakazanej, Warszawa 1992, s. 54-57.
28 Obszernie omawiają związki pomiędzy powieściami grozy H. P. Lovercrafta a czarna magią Alistaira Crowleya jego zwolennicy w poświęconej mu obszernej, anonimowej pracy The Necronomicon (internet).
29 J. K. Huysmans, Na wspak, Kraków 2003.
30 Leo Taxil (właść. Gabriel Jogand), stał się dzięki swoim działaniom jedną z najpopularniejszych postaci III Republiki. Najpierw jako komunard z 1871 roku, przestępca, mason, antyklerykał, wydawca pornografii i bluźnierczych broszur, później jako demaskator wolnomularstwa i obrońca Kościoła. Po swoim szumnym „nawróceniu”, bezkrytycznego poparcia udzielili mu liczni hierarchowie Kościoła francuskiego, oraz św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Taxil był twórcą popularnego mitu, że u szczytu masońskiej piramidy znajduje się ściśle zakonspirowana palladystyczna sekta. Mistyfikacja wyszła jednak na jaw, choć poglądy Taxila przetrwały. Na temat mistyfikacji L. Taxila zob.: A.M. di Nola, Diabeł, wyd. II, Kraków 2000, s. 352; A. Borkowski, Zwycięstwo prowokacji, [w:] „Fronda” nr 29/ 2003, s. 96-103 .
31 Spowiednikiem Huysmansa został „kapelan” paryskich artystów, kanonik Mugnier. W 1906 roku ukazała się ostatnia powieść flamandzkiego pisarza (Les Foules de Lourdes), efekt pielgrzymki do Lourdes, będący odpowiedzią na złośliwy paszkwil Emila Zoli na temat cudów mających miejsce w sanktuarium.
32 S. Przybyszewski, Synagoga Szatana, Białystok 1995.
33 S. Przybyszewski, Dzieci szatana, Kraków 1993.
34 S. Przybyszewski, Synagoga…, op. cit., s. 96.
35 Ernst Jünger posłużył się opisem satanistycznych teatrzyków paryskich dla zaakcentowania dekadencji europejskiej cywilizacji i mieszczańskiej kultury końca XIX w. Zob. E. Jünger, Niebezpieczne spotkanie, Warszawa 1998. Należy przyznać racje tezie, że powodzenie satanizmu jest związane z dekadencją i nihilizmem rozwijającym się wewnątrz cywilizacji europejskiej od XVIII wieku.
36 F. Nietzsche, Antychryst. Próba krytyki chrześcijaństwa, Warszawa 1907.
37 A. Crowley, Magick in Theory and Practice, XI.
38 Hollywood, Satanism, Scientology and Suicide. The Fable (internet), 31. Niezwykle obszerna i bogato udokumentowana praca anonimowego autora.
39 Ibidem; B. Larson, Satanism: The Seduction of American’s Youth, Nashville 1989.
40 Kompletną, aczkolwiek apologetyczną historię sekty, z uwzględnieniem działalności Crowleya, zawiera: The Secret Rituals of the O.T.O. Opr. F. King (internet) I, 4 . Autor tego opracowania był zadeklarowanym okultystą i zwolennikiem „crowleyanizmu”. Pierwsza publikacja książki w 1973 roku spowodowała panikę w lożach obrządku szkockiego w USA, które wydały obszerny list otwarty odcinający się od publikacji i jej „chorego umysłowo, pogrążonego w czarnej magii” autora oraz „nieślubnego dziecka” w postaci pomyłkowo przyjętego do OTO Alistaira Bafometa Crowleya. Zob. Letter from the Supreme Council of Freemasonry about Crowley’s
supposed status in the Masonic Order (internet).
41 R. Laurentin, Szatan…, op. cit., s. 131.
42 Jeden z czołowych braci OTO Rudolf Steiner, twórca antropozofii, przyjęty do sekty w Berlinie i zajmujący w niej jedno z najważniejszych stanowisk, wyrażał się o Crowleyu niezwykle ciepło, odbierając dedykowane sobie wiersze. Steiner po dojściu do władzy Hitlera opuścił Niemcy, a sprawne działania gestapo rozbiły ostatecznie konspirację OTO w 1937 roku. The Secret Rituals…, op. cit., I, 4.
43 Lucyferianizm jest gnostycką sektą o dualistycznym charakterze, odwracającą chrześcijański układ religijny. Twórca świata – według ich koncepcji – zły Demiurg rywalizuje ze swoim zbuntowanym synem „niosącym światło” – Lucyferem, będącym bogiem mądrości, oświecenia, prawdy itp. Satanizm z kolei akceptuje teoretycznie wszystkie dogmaty chrześcijaństwa, wywracając je na opak. Jest kontynuacją ziemską rebelii Lucyfera w niebiosach.
44 Pewne elementy deklarowanego satanizmu odnajdujemy w grafomańskiej poezji Crowleya z 1898 roku, pełnej homoseksualnych i pornograficznych odniesień. Zob. More unpublished Crowley poems (internet).
45 A. Crowley, The Book of Lies (internet); idem, Księga jogii i magii (internet); idem, Magick in Theory and Practice (internet); idem, Magic without Tears (internet).
46 Nawrócony okultysta A.E. Waite charakteryzował to następująco: „Magia obejmuje wykorzystanie procesów rytualnych, aby uzyskać określone cele, i jeśli cele te są dobre, to jest to biała magia, jeśli zaś złe, to jest to magia czarna”. Zob. Cassiel, Encyklopedia…, op. cit., s. 10.
47 Ks. J. J. Steffon, Satanizm jako ucieczka w absurd, Kraków 1993, s. 103.
48 Skrótową biografię La Vey’a zawierają: Ks. J. J. Steffon, Satanizm…, op. cit; R. Laurentin, Szatan…, op. cit.
49 A. La Vey, Biblia szatana (internet).
50 Najlepszym przykładem takiej księgi jest popularna „Goetia”, będąca księgą mającą zaklinać duchy. Goetia. The Lesser Key of Solomon, tłum. S.L. Mathers (mag „MacGregor”), b.m.w. 1903; również księga magii seksualnej: The Zoetic Grimoire of Zos, opr. A. “Osman” Spare, b.m.i r.w.
51 Wpływ satanizmu na kulturę masową przedstawiają takie przykładowe prace: o. A. D’Ascanio OFMCap., Cywilizacja śmierci. Działanie szatana dzisiaj, Lublin 2000; Satanizm, rock, narkomania, seks, red. o. A. J. Nowak OFM, Lublin 1999.
Kategoria: Wiara
Alternatywny temat. Merytorycznie bardzo dobry, ciekawy i kierunkujacy do innych, mniej lub bardziej zwiazanych z tym nurtem. Fajnie, ze jeszcze ktos nazywa rzeczy po imieniu i obnaza fakty znanych postaci, o ktorych raczej sie nie mowi. Dzieki.