Sądy: bicz na demokrację
Od początków transformacji ustrojowej w Polsce łatwo zaobserwować postępujący proces umacniania władzy sądowniczej przez kolejne rządy III RP. Z kadencji na kadencję uzyskują one coraz rozleglejsze kompetencje oraz wpływy, co tłumaczy się nam w telewizji mitem sędziowskiej merytoryczności, bezstronności i nieskazitelności. Rozbudowywanie pozycji sądownictwa dokonywane jest rzekomo w kontrze do poprzedniego systemu, w którym było ono ręcznie sterowane przez partię komunistyczną.
W jakim celu dokonuje się tego zabiegu? W naszym kraju przecież wmawia się Polakom, iż sędziowie to niemal bogowie, a krytykowanie ich orzeczeń powinno być zakazane. Uruchomiono w tym celu potężną machinę propagandową salonowych mediów, wtłaczających nam ten dogmat do głów już od ponad 20 lat. Wytworzyła ona w ludziach swego rodzaju automatyzm przypisywania sędziom cech prawie nadnaturalnych. Tymczasem polska baza orzecznicza pełna jest absurdalnych działań sądowych, takich jak m. in. niedawny wyrok ws. zbrodni w kopalni Wujek („pobicie ze skutkiem śmiertelnym”), działania sądów ws. agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy (na początku lat 90 Sąd Lustracyjny Wałęsę oczyścił, więc obecnie sądy nie są zainteresowane nowo odnalezionymi dowodami ws. TW Bolka), cała seria orzeczeń w procesach Michnika (krytyka naczelnego GW „godzi w zasady współżycia społecznego” itd.), czy sądowa bierność wobec zbrodniarzy komunistycznych (Jaruzelski, Kiszczak). Jak uczy doświadczenie polskiego życia publicznego, żadna z tego typu nachalnych akcji medialnych nie jest bezcelowa i ma swoje drugie, ukryte dno.
W Polsce po 1989 r. siły starego aparatu na mocy porozumień okrągłostołowych uzyskały swobodną rękę w celu utrwalania swoich wpływów w najważniejszych gałęziach polityki i gospodarki narodowej. Co więcej, tzw. „rozsądna” część solidarnościowej opozycji po dojściu do władzy aktywnie ją w tym wspierała. Aby w ogóle można było dokonywać prób oplątania naszego państwa siecią trwałych na dziesięciolecia układów oraz powiązań należało doprowadzić do sytuacji, w której mechanizmy demokratyczne mogą zmienić jak najmniej tylko się da. Prawdopodobnie skalkulowano, iż po ewentualnym zwycięstwie wyborczym sił nieprzychylnych michnikowszczyznie i postkomunie zburzenie zbudowanego przez nich systemu będzie dziecinnie proste. W tym celu trzeba było konstytucyjnie wzmocnić te gałęzie państwa, nad którymi społeczeństwo nie ma jakiejkolwiek kontroli, zaś osłabić te wywodzące swój skład z mechanizmu wyborczego.
Sądy na wieczystego strażnika III Rzeczypospolitej nadały się idealnie. Po pierwsze polska Konstytucja stworzyła z nich pozostającą poza społeczną kontrolą, zamkniętą w sobie korporację. Sędziowie nie odpowiadają przed nikim za nic, gdyż postępowania dyscyplinarne to fikcja korporacyjnej solidarności. Po drugie, w tym środowisku nigdy nie dokonano samooczyszczenia z PRLowskiego dziedzictwa. Najgorsi z sędziów stanu wojennego pozostali na swoich stanowiskach, niektórzy nawet awansowali. Nigdy nie zbudujemy nowego państwa, dopóki stary system wciąż będzie funkcjonował m. in. w polskim sądownictwie, oplatając państwo polskie jak nowotwór.
Sergiusz Muszyński
Kategoria: Inni autorzy, Myśl, Polityka