Rękas: Pro-banderowska kastracja ustawy o IPN
Polska legislacja od dawna jest chora, nadmiernie kazuistyczna i niewolniczo przywiązana do literalnej tylko interpretacji przepisów. Nazywam to roboczo „prawem czerwonego samochodu”. Kiedy bowiem gdzieś w Polsce obowiązuje „zakaz skrętu samochodów w prawo” – to zawsze znajdzie się ktoś, kto zapyta: „ale zaraz, co to znaczy samochodów?! przecież nie uchwalono, czy czerwonych też!”. I Sejm bierze się za uchwalanie poprawki, że „zakaz obowiązuje też czerwone samochody”. A potem ktoś zwraca uwagę, że nie wspomniano o żółtych…
Dyskusja o rzekomej niemożliwości ustalenia co to są „ukraińscy nacjonaliści” i „Małopolska Wschodnia” – to praktyczne zastosowanie słynnego paradoksu Gongsun Longa, zgodnie z którym „biały koń nie jest koniem”. Wszyscy wiedzą co to jest ukraiński nacjonalizm i kto jest ukraińskim nacjonalistą – tylko nie prezydent Andrzej Duda i Trybunał Konstytucyjny! Przecież to śmieszne…
Oczywiście jednak, naprawdę nikomu nie jest to śmiechu. Jest oczywistością, że zmiana ustawy o IPN została dokonana przez TK na polecenie amerykańskie, podobnie jak i wcześniejsze skreślenie z niej zapisów penalizujących kłamliwe oskarżanie Polaków o udział w holocauście. Upokarzające Polskę wymuszenie nowelizacji polskiego prawa rozłożono w czasie, jakby wierząc, że lepiej ofierze obcinać po jednym palcu raz na kilka miesięcy, zamiast od razy uciąć całą rękę. Można więc powiedzieć, że rozkazujący polskiej legislatywie dobrze odrobili lekcję Rzezi Wołyńskiej – dręczą powoli i patrzą na bolesne miotanie się władz III RP.
Pozostaję przy zdaniu, że Prawo i Sprawiedliwość, działając tylko we własnym, partyjnym interesie, niepotrzebnie władowało Polskę na minę przepisów zupełnie zbędnych – bo takie same efekty, w tym tępienie ukraińskiego nacjonalizmu, można by uzyskać po prostu konsekwentnym stosowaniem przepisów już (jeszcze…) w Polsce obowiązujących. Skoro tak się jednak stało – ponoszone przez Polskę upokorzenia są tylko smutną konsekwencją. Błędne było dłubanie w ustawie o IPN, skrajnie szkodliwe jest jej obecne kastrowanie. Takie są fakty.
Faktem też więc pozostaje, że jeśli chcemy skutecznie bronić się przed ukraińskim (i żydowskim…) nacjonalizmem – nie możemy zadania tego powierzać w tak niesuwerenne ręce, jak te PiS-owskie. Żeby zaś dzieła tego dokonać, by zdławić banderyzm całkowicie – musi się to to stać także na terenie Małopolski Wschodniej. Kiedy więc znowu dawne województwa lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie znów się będą tak nazywać – nikomu nie trzeba będzie tłumaczyć czym Małopolska Wschodnia jest. Bo jest i będzie po prostu częścią Polski. I żaden wyrok tego nie zmieni.
Konrad Rękas
Kategoria: Myśl, Polityka, Publicystyka