Rękas: Ludowcy oszukują Kresowian
To przecież takie proste. Zagrożenie banderowskie jest faktem, podobnie jak i bezkarność ukraińskich szowinistów na terytorium RP. Wydawałoby się więc, że uniemożliwienie w Polsce działalności odwołującej się do najbardziej zbrodniczej ideologii i praktyki XX wieku dla wszystkich odpowiedzialnych Polaków, także, a może przede wszystkim polityków, policjantów, prokuratorów i sędziów – stanie się kwestią narodowego bezpieczeństwa i po prostu zdrowego rozsądku. Nic z tego jednak. O zwalczaniu, czy chociaż blokowaniu banderyzmu tylko się mówi, a zamiast konkretnych działań – mamy do czynienia z propagandowymi szopkami, dla uciułania paru głosów więcej przez tych samych co zawsze politykierów.
Najpierw na obawach wyrażanych przede wszystkim przez środowiska kresowe (jako najbardziej doświadczone i świadome) próbował coś ugrać KUKIZ’15 – którego lider publicznie deklarował swoje poparcie dla Euromajdanu, spotykał się z przedstawicielami jego banderowskiej samoobrony, ale przynajmniej zdążył wybąkać coś, że się pomylił i generalnie nie o to mu chodziło. Dobre i to, choć można mieć wątpliwości co do szczerości tego nawrócenia. Projekt ustawy o zmianie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu przewalał się po Sejmie między listopadem 2016, a majem 2017 i sprowadzał się do dopisania banderyzmu i jego symboli do dwupozycyjnego „wykazu” obejmującego ścigane przez IPN zbrodnie nazistowskie i komunistyczne oraz penalizację „kłamstwa wołyńskiego”. Teraz z niemal identycznym projektem wystąpiło Polskie Stronnictwo Ludowe. Brzmi świetnie, nasuwa się jednak pytanie: PO CO?
To jest brak woli, nie prawa
W istocie bowiem o ile kukizowcami kierowała zapewne naiwna nadgorliwość – o tyle starzy establishmentowi wyjadacze, ludowcy ewidentnie nie tylko mają Kresowian i osoby świadome zagrożenia banderowskiego za naiwnych idiotów, ale jeszcze swoimi zagrywkami pod publiczkę tylko ułatwiają szowinistom ukraińskim ich aktywność na terytorium RP. Podobnie jak w przypadku wcześniejszych hasełek Kukiz’15 – projekt „uszczegółowienia prawa” przez zapisanie wprost penalizacji banderyzmu w Polsce jest po prostu… zbędny. Banderyzm w Polsce można z powodzeniem ścigać na podstawie obowiązujących przepisów, wystarczy konsekwentnie pilnować ich stosowania, to zaś zależy od politycznych zwierzchników prokuratorów i policjantów, nie zaś od papierowych zapisów.
Jak wiadomo, kiedy zawodzą wszystkie próby uruchomienia odkurzacza – należy włączyć go do prądu i ew. przeczytać instrukcję. Podobnie jest z prawem – przede wszystkim warto je przeczytać Już obowiązujący art. 1 ustawy o IPN wyraźnie podkreśla, że działalność tej instytucji nie jest zawężona do ścigania zbrodni wyłącznie nazistowskich i komunistycznych, ale także „innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne” – a to znaczy także zbrodni banderowskich, o czym zresztą wszyscy zainteresowani świetnie wiedzą, bo przecież śledczy Instytutu (niestety, przeważnie powolnie, niechętnie i z marnymi efektami) takie dochodzenia w sprawie zbrodni OUN/UPA i przeciw żyjącym członkom tych band prowadzą. Dalej też – penalizacja „kłamstwa wołyńskiego” jest jak najbardziej możliwa na mocy mocno skądinąd kontrowersyjnego (z punktu widzenia swobody badań naukowych) art. 55 tej samej ustawy, w którym czytamy:
„Art. 55. Kto publicznie i wbrew faktom zaprzecza zbrodniom, o których mowa w art. 1 pkt 1, podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Wyrok podawany jest do publicznej wiadomości”
. Zbrodniom z art. 1 ustawy o IPN – a więc TAKŻE zbrodniom banderowskim.
Powinno to być zresztą o tyle jeszcze prostsze, że nie ma przecież większych kontrowersji naukowych wokół kwestii identyfikacji ideologicznej banderyzmu – który był przecież po prostu ukraińską odmianą nazizmu, sam się tak przedstawiał i prezentował. W przypadku zaś innych historycznych zbrodni szowinistów ukraińskich – to przecież znaczna ich część została dokonana przez ukraińskich funkcjonariuszy w służbie nazistowskiego państwa niemieckiego, zatem w ogóle nikt łaski nie robi ścigając ukraińskich policjantów, bandytów z Waffen-SS itd. Sprawę powinien załatwiać czytany literalnie art. 256 kodeksu karnego. A jeśli trzeba będzie panów prokuratorów, policjantów i sędziów zmusić, by doczytali co pisali Dmytro Doncow czy Mykoła Ściborski o totalitaryzmie– to i tak byłoby to przecież prostsze i szybsze niż wieczne opowiadania o zmianie ustaw, które w obecnym układzie parlamentarnym okazują się być nie do zmiany.
Jeszcze wbrew pozorom prościej rzecz się ma z banderowską aktywnością jak najbardziej współczesną. Przeciwdziałaniu właśnie przenikania do Polski banderowców, ich demonstracjom, wywieraniu wpływu na ukraińską mniejszość w RP – skutecznie służyć może art. 127 kodeksu karnego, zaczynający rozdział o „przestępstwach przeciw Rzeczypospolitej”, a mówiąc o przeciwdziałaniu zamachom na niepodległość i całość naszego państwa. Wystarczy przestać udawać wiarę, że pachnące jeszcze farbą drukarską mapy z Chełmem, Przemyślem i Rzeszowem w składzie państwa ukraińskiego – to pamiątki historyczne!
Alibi dla zaniechania
Powtarzać trzeba do znudzenia – wszystko sprowadza się do PRAKTYKI. To prawda, że policja lubi mieć jasne instrukcje kogo ma ścigać, a komu zawsze darować – ale choć formalnie wynikają one jakoś z przepisów, to w istocie są kwestią interpretacji dokonywanych przez politycznie umocowanych przełożonych. Wystarczy wspomnieć niesławne akcje policji przeciw symbolom polskich narodowców, tym samym, pod którymi polscy bohaterowie walczyli i ginęli tak z nazizmem, jak i komunizmem, tak łatwo zakazanymi samą literą. Nie inaczej może i powinno być z banderyzmem – chodzi o danie o zielonego światła na czynne go zwalczanie, a nie o parlamentarne gierki.
No tak, powie ktoś – „ale przynajmniej zwraca się uwagę na problem, jest jakaś dyskusja, kogoś może się przekona…”. Sęk w tym, że w polityce nie chodzi o to, żeby mieć rację, tylko żeby mieć większość, a przynamniej siłę oddziaływania przez istniejącą większość zauważalną i odczuwalną. Spójrzmy bowiem jakie są/będą realne skutki kukizowo-peeselowskich pomysłów. Oto po odarciu ze wszystkich dobrych chęci – mamy do czynienia z… alibi dla wszystkich odmawiających podejmowania czynności przeciw banderowcom "bo przecież była taka poprawka zgłoszona, ale nie przeszła, ergo policja/prokuratura/sąd ma związane ręce…". W ten sposób się niczego nie załatwi, to musi być ciągły społeczny nacisk na resorty Ziobry i Błaszczaka, piętnowanie zaniechań, zawiadomienia o przestępstwach słane do prokuratur, obywatelskie zatrzymania banderowców. Nie łudźmy się. Ta władza niczego pozytywnego dla Kresowian – a więc i dla bezpieczeństwa państwa – już dobrowolnie nie zrobi. Trzeba ją do obrony Polaków po prostu zmusić.
Nadto, same namowy opozycji – oceniajmy raczej po czynach jej przedstawicieli, nie po deklaracjach. W takich sytuacjach zawsze zaś warto pamiętać, że przecież ludowcy z reguły głoszą jedno (zwłaszcza będąc w opozycji…), a robią swoje. PSL-owscy samorządowcy szli w forpoczcie czynnego wspierania kijowskiego Euromajdanu, wydawali miliony z publicznych pieniędzy na leczenie i rehabilitację w samorządowych szpitali bandytów z banderowskich batalionów – a teraz chcą nic nie znaczącymi obietnicami znowu zyskać głosy Kresowian i innych patriotów. Dlatego róbmy swoje i bądźmy bardzo ostrożni. Jeden oszust drugim oszustem pogania, a zagrożenie dla Polski i Polaków wciąż rośnie.
Konrad Rękas
za: prawica.net
Kategoria: Inni autorzy, Polityka, Prawa strona świata, Publicystyka, Społeczeństwo