Rękas: Fatima – Hawana – Monachium i… Warszawa
W przeciwieństwie do wielu kolegów stosunkowo rzadko zapuszczam się na pole tematyki religijnej. Nie mniej szczyt kubański nasuwa kilka prostych refleksji.
„In hoc signo vinces!”
Mamy do czynienia z pozornym paradoksem. Oto część środowisk ultramontańskich, ignorując oczywiste fakty – wciąż wierzy w istnienie jakiejś „cywilizacji zachodniej”, jakby banki, McDonald's, a wkrótce i minarety już dawno nie przesłoniły gotyckich katedr. Nie bacząc jednak na to – niektórzy szczerze wierni katolicy raczej bezrefleksyjnie powtarzają wyinterpretowaną z Fatimy tezę o „konieczności nawrócenia Rosji”, rozumianą wyłącznie w kategoriach prozelityzmu swego wyznania. Tymczasem wydarzenia zwłaszcza ostatniej dekady wskazują ponad wszelką wątpliwość, że to Zachód chcąc się uratować cywilizacyjnie – musi przynajmniej spróbować odbudowy tradycyjnego ładu społecznego, siłą rzeczy opartego o wartości i etykę religijną, czyli wejść na tę samą drogę, jaką na swoim podwórku realizuje Cerkiew prawosławna oddziałując na władze Federacji Rosyjskiej.
Oczywiście, w tym miejscu zawsze wybucha ten sam krzyk – że demoralizacja, aborcja, alkoholizm i cyniczność władz. Cóż, sytuacja Zachodu pod tymi akurat względami nie jest bynajmniej lepsza, a nastawienie tamtejszych elit do absolutnie koniecznych zmian – znacznie, znacznie gorsze. Nawet więc, jeśli „nawrócenie Rosji” (takie, jakie się faktycznie i deklaratywnie dokonuje) jest tylko taktycznym wyborem klasy rządzącej – to przecież nie inne motywy kierowały i Konstantynem Wielkim, i Chlodwigiem, i Mieszkiem I…! Dla reszty świata zaś proces ten oznacza również szansę na odbudowę i uratowanie ładu międzynarodowego, w którym może odnaleźć się i bezpieczna Polska.
„Bez Boga ani do proga!”
Do czego bowiem prowadzi porządek bez Boga – widzimy na przykładzie ewolucji świata zachodniego. Po różnych eksperymentach państwowo-społeczno-ustrojowych, doszliśmy w ciągu kilku stuleci od monarchii prawno-naturalnej przez absolutyzm, republikę, do narodowych państewek, dalej ponad-narodowych quasi-państw, aż po rządy korporacyjne i ponowny rozpad państw i narodów do poziomu przedcywilizacyjnego, widoczny tam, gdzie scenariusz ten testowany jest w pierwszej kolejności. Analogiczne procesy zachodzą na poziomie społecznym, na którym dawne organizmy cieszące się nawet atrybutami suwerenności (od jednostek po cechy i stany) zamieniły w fikcyjne podmioty polityki, równocześnie atomizując się między sobą i popadając w całkowitą zależność, także duchową i umysłową od struktur rządzących, a więc poniekąd w niewolnictwo, cóż z tego, że słabo uświadomione. Choć wspólnotowy porządek prawosławny w swej historii przeżył równie dotkliwe ciosy, a i dziś jest poddany takiemu samemu zagrożeniu utożsamianemu na Wschodzie z westernizacją (zapadnictwem) – per saldo okazuje się jednak odporniejszy, a przede wszystkim mniej zainfekowany od wewnątrz. I w tym właśnie należy widzieć wagę rozmów patriarchów Rzymu i Moskwy. Powtórzmy – Rosja już się nawraca/nawróciła. Teraz zaś na jej wzór musi nawrócić się Zachód – oczywiście jeśli chce przetrwać i być czymś więcej, niż pojęciem geograficznym.
Duchowy rurociąg
Nawiasem mówiąc Polska i tak ma swój udział w tym procesie, dzięki znaczącej, choć akurat nad Wisłą szybko zapomnianej wspólnej deklaracji abp. Michalika i patriarchy Cyryla. Niestety, polski Kościół widać nie mógł (nie chciał, nie potrafił?) iść dalej tą drogą jako forpoczta niezbędnej współpracy. I trudno dziś oceniać z jakich powodów – braku osobowości i wizji, przesadnego reagowania na jakże lokalną, zaściankową politykę III RP, czy też kościelnych uwarunkowań wewnętrznych. Czy szczyt kubański mógł odbywać się w Warszawie – brak nam danych do takiego rozpamiętywania. Z pewnością jednak odbywać się tu powinien. Polacy wierząc w swą zachodniość są przecież tak uroczo anachroniczni – jedni pieszcząc nieistniejącą od dawna wizję Cywilizacji Europejskiej, inni zaś poważnie traktując deklaracje, że zastąpiono ją czymś więcej niż planowanym chaosem i nowym niewolnictwem. Z wciąż mimo wszystko żywą i tak bardzo wschodnią wiarą – to Polacy powinni stać się łącznikiem chrześcijaństwa – także po to, by ochronić własne państwo i społeczeństwo, a ponadto w misji dobrej woli, jakże korzystnej i przydatnej geopolitycznie.
Prymitywizując (ale tylko trochę) – zamiast po raz enty powtarzać frazesy o NORD STREAMIE 2, siedząc przy reprezentantach degrengolady Zachodu, różnych Schulzach i innych – odpowiedzialny prezydent RP wraz z prymasem Kościoła katolickiego w Polsce lepiej by zrobili stając u boku Franciszka i Cyryla, a jeszcze lepiej – goszcząc ich obu w Krakowie, Warszawie czy Gnieźnie, by mówić o sprawach dużo ważniejszych, niż strumyczek gazu w tę czy tamtą stronę. Bo potrzebny jest przede wszystkim rurociąg duchowy – i ten faktycznie dobrze, gdyby przechodził przez Polskę.
Konrad Rękas
za: konserwatyzm.pl
Kategoria: Inni autorzy, Myśl, Publicystyka, Religia, Wiara