Prof. Bartyzel: O ideowym pesymizmie i optymizmie
Napisano tysiąc razy, że reakcjonistów znamionuje tzw. pesymizm antropologiczny, postępowców natomiast optymizm. Ogólnie rzecz biorąc jest tak w istocie, niemniej każda abstrakcyjna generalizacja winna być weryfikowana przez konkretyzację. Jakie więc konsekwencje wynikają z jednego lub drugiego spojrzenia na naturę ludzką? Otóż, dla reakcjonisty "problematyczność" człowieka oznacza, że nie musi on utwierdzać swojego zasadniczego poglądu doszukiwaniem się u bliźniego samych niskich skłonności i pobudek działania, właśnie dlatego, że wie "z góry", iż człowiek do złego jest skłonny, co jednak nie wyklucza istnienia w nim skłonności przeciwnego rodzaju. W szczególności reakcjonista religijny, znając przyczynę złych skłonności, czyli skaleczenie ludzkiej natury przez grzech pierworodny, nie ma żadnego powodu podbijać stawki w licytacji oskarżeń o występki, ponieważ wie, że – jak pisał Donoso – już i jedynie Adam zbrukał czystość śnieżnobiałą, a każdy konkretny grzech indywidualny jakiegokolwiek człowieka tylko dorzuca plamy do tej plamy największej, której przewyższyć nie może żaden, nawet najstraszniejszy występek. Ale to skaleczenie pierwotne oznacza przecież także, że przed upadkiem natura ludzka, jak każdego bytu stworzonego, nie mogła być zła, toteż upadek nie może być zupełny. Dlatego reakcjonista będzie raczej starał się szukać u bliźniego tych ocalałych okruchów dobra, bo one są dowodem jednocześnie owej dobroci przedupadkowej, jak i możności i konieczności Odkupienia.
Postępowiec natomiast, przyjmując za punkt wyjścia niewzruszony pewnik o nieskalanej dobroci człowieka w "stanie natury", odrzucając tedy jako potworną niedorzeczność chrześcijański dogmat o upadku i jego przechodniości na każdego człowieka (w tej przecież podstawowej kwestii i russoiści, i marksiści, i randyści, są doskonale zgodni), nie ma innego wyjścia, jak ów ideał potraktować jako uniwersalną matrycę do oceniania każdego konkretnego człowieka. A wówczas jest rzeczą niemożliwą, aby ktokolwiek mógł wyjść obronną ręką z takiej konfrontacji. Nie ma więc ludzi "niewinnych" względem ideału, są tylko tacy, których jeszcze nie dość dokładnie zlustrowano i przesłuchano. I ostatecznie każdy winien być albo poddany "resocjalizacji" oraz takiej obróbce dusz, która uczyni z niego egzemplarz wzorcowego "człowieka dobrego z natury", albo – jeśli ta pierekowka się nie powiedzie – zasłużenie zniknąć w Comte'owskich "dołach niepamięci".
Postępowiec kocha więc Ludzkość, ale trudno mu zdobyć się na miłowanie konkretnego człowieka, bo ten zawsze jest poniżej standardów; reakcjonista stara się lubić przynajmniej niektórych ludzi, zwłaszcza tych, do których mu najbliżej, natomiast jest przekonany, że kto mówi Ludzkość, ten kłamie.
Prof. Jacek Bartyzel
Kategoria: Jacek Bartyzel, Myśl