Posadzy: Wiedźmy – proroctwa kinematografii lat 90’
W roku 1990 na ekranach kin pojawił się film, pt. Wiedźmy (The Witches, reż. Nicolas Roeg, scen. Allan Scott). Jest to przygodowy obraz familijny z elementami fantastyki, według niektórych ocierający się o kino grozy (w odbiorze młodszego widza). Produkcja powstała na podstawie książki dla dzieci pod tym samym tytułem autorstwa Roalda Dahla (pierwsze wydanie w 1983 r.). Przedmiotowy film bardzo szybko znalazł się na liście moich ulubionych i takie same, bardzo pozytywne oceny otrzymał od moich dzieci.
Obraz opowiada o kilkumiesięcznym okresie życia pewnego chłopca (imieniem Luke) i jego babci. Młodzieniec ów traci rodziców, którzy giną tragicznie w wypadku samochodowym i odtąd opiekę nad nim roztacza matka jego zmarłego ojca. Babka chłopczyka (akt. Mai Zetterling) jest starszą, energiczną panią z zamiłowaniem do cygar, słodyczy i opowieści o czarownicach, którymi hojnie obdarowuje swego wnuka (słodyczami i opowieściami, nie cygarami). Jak się okazuje, posiada ona bardzo rozległą wiedzę na temat wiedźm, wynikającą z osobistych z nimi doświadczeń. Kiedyś straciła przyjaciółkę za sprawą wiedźmiego czaru i sama też padła ofiarą napaści czarownicy, jednak udało jej się ujść z życiem z tego spotkania. Wspomnieniem po owym wydarzeniu pozostał brak jednego palca kobiety. Babcia z wnukiem wybierają się do angielskiego hotelu (menedżerem którego jest osobliwy Anglik, grany przez Rowana Atkinsona), gdzie w tym samym czasie odbyć się ma wielki zjazd czarownic z całej Wielkiej Brytanii pod przywództwem Jej Wysokości Wiedźmy, o czym nie wiedzą główni bohaterowie. Przywódczyni czarownic okazuje się być dawną oprawczynią babci chłopca. Luke odkrywa wiedźmi plan zabicia wszystkich dzieci w kraju, zostaje zmieniony w mysz i uniknąwszy śmierci przyczynia się pod tą postacią do likwidacji czarownic w hotelu oraz udaremnienia ich zamierzeń. Na koniec, pewna nawrócona wiedźma, chcąc naprawić swe dotychczasowe występki, zdejmuje czar z chłopca. Wszystko kończy się szczęśliwie.
Fabuła filmu jest prosta, skierowana do odbiorców w każdym wieku. Nie oznacza to, że nie można wychwycić kilku ciekawych i wychowawczych tropów w jego treści.
W produkcji występuje drugoplanowo rodzina Jenkinsów, składająca się z małżeństwa oraz jednego dziecka. Pan Jenkins jest uosobieniem archetypu brytyjskiego nuworysza, członka wyższej klasy finansowej – bogaty, snobistyczny, wiecznie krytykancki i zadufany w sobie bufon, któremu towarzyszy naburmuszona, wciąż narzekająca, ale pozbawiona siły przebicia żona. Głowa rodziny jest pod wrażeniem naczelnej wiedźmy i okazuje jej zainteresowanie, ignorując własną kobietę oraz dziecko. Rodzice niespecjalnie interesują się Brunem, ich otyłym i zafiksowanym na jedzeniu synem, który za sprawą obżarstwa daje się zwieść czarownicy, po czym zostaje zmieniony w mysz (podobnie jak Luke).
Wartym odnotowania jest motyw zamiany bohaterów w gryzonie, który przypomina znane prawdy o tym, że nawet najmniejsze istoty mogą zmienić bieg przyszłości. Czarownice chciały upokorzyć dzieci poprzez ich transformowanie w szkodniki, okazało się jednak, że pod tą postacią Luke był w stanie pokrzyżować ich plany, czego nie dokonałby raczej jako człowiek.
Najważniejsze jest jednak samo przedstawienie wiedźmy. Jest to kobieta, która w tłumie nie wyróżnia się na pierwszy rzut oka. Jedynie wprawny obserwator zdoła zauważyć fioletowy refleks w jej oku, kiedy światło pada na nie pod odpowiednim kątem. Wiedźmy najczęściej noszą rękawiczki i płaskie, pełne buty. Wszystko dlatego, że w rzeczywistości są brzydkimi, humanoidalnymi, łysymi stworami o kanciastych, bezpalcych stopach. Ich dłonie są zrogowaciałe, a głowy pokryte strupami i wrzodami wywołanymi ciągłym noszeniem peruk. Jedyną i niezwykle silną namiętnością wiedźmy jest nienawiść do ludzkich dzieci. Potrafią wyczuć dziecko z daleka za pomocą węchu, jego zapach kojarzy im się z psimi odchodami. Czarownice nieustannie knują, jakim sposobem unicestwić jak największą liczbę dzieci, za pomocą magii oczywiście i pod różnymi pozorami. Boją się bowiem powszechnej demaskacji i za wszelką cenę zachowują ostrożność. Zjazd czarownic, odbywający się w hotelu, do którego przybył Luke z babcią, nosi fasadę ogólnobrytyjskiej konwencji działaczy na rzecz przeciwdziałania przemocy wobec dzieci. Na tym samym zjeździe przywódczyni wiedźm oznajmia reszcie niecny plan wykorzystania potężnych zasobów finansowych w celu nabycia wielkiej liczby sklepów ze słodyczami, by w ten sposób wymordować wszystkie dzieci w Wielkiej Brytanii. Owa współpraca wielkiego kapitału z propagandową, kłamliwą fasadą organizacji jest znamienna.
Dlaczego jednak film Wiedźmy miałby być dziełem proroczym?
O ile proceder mordowania dzieci pod hasłami ochrony zdrowia, poprawy sytuacji ekonomicznej, świadczeń społecznych czy kontroli czystości rasy jest bardzo stary, jego nasilenie, połączone z gigantycznym wsparciem finansowo-ideologicznym ze strony mediów, korporacji i rządów w wieku XXI jest bezprecedensowe. Wiekowe organizacje, jak np. Planned Parenthood, nigdy dotąd nie posiadały tak silnego wsparcia w aktywnej działalności na rzecz depopulacji. Dzisiejsi działacze na rzecz aborcji, eutanazji i kontroli ciąży niczym nie różnią się od filmowych wiedźm. Swą diabelską aktywność nazywają dobroczynnością, starają się szerzyć hasła o pomocy społecznej i ochronie zdrowia, korzystają z olbrzymich pieniędzy i za nic nie pozwolą zdradzić się z nienawiścią, która nimi kieruje.
G.K. Chesterton napisał kiedyś piękną myśl o tym, że bajka nie ma na celu uzmysłowienia dziecku, że smoki istnieją. Dzieci bowiem doskonale to wiedzą. Bajka ma udowodnić, że smoka da się zabić, podsuwając maluchowi postać Św. Jerzego (G.K. Chesterton, Tremendous Trifles). Należałoby sparafrazować tę prawdę, iż Wiedźmy trzeba odczytywać w taki sposób, że z czarownicami należy walczyć i da się je pokonać. I nie chodzi bynajmniej o idiotyczne, publiczne palenie wyjątkowo chrześcijańskich i dobrych książek, jak Harry Potter czy karanie dziecka za grę w Dungeons and Dragons na obozie ministranckim. Chodzi o przeciwdziałanie prawdziwemu złu, które działa i ma się dobrze. Przede wszystkim jednak należy zapamiętać jedno:
Wiedźmy istnieją.
Jan Posadzy
Kategoria: Kultura, Publicystyka, Wiara
"chrześcijańskich i dobrych książek, jak Harry Potter" – co za idiotyzmy!
Szkoda ze autor tego tekstu nie doczytał ze sama autorka ww. książki stwierdziła ze pisze ją przeciw chrześcijaństwu, a kard. Ratzinger stwierdził ze ma ona zabić wiarę w duszach dzieci.
takie brednie pisz sobie pan u Michnika.
ps. biedne dzieci karmione tym syfem
Poczytajcie sobie artykuł "Magia oznacza diabelstwo? Harry Potter na cenzurowanym… " w dzienniku zachodnim. Gorliwy katolik i największy tolkienista w Polsce zaraz wyjaśni łowcom czarownic dlaczego stajecie się protestantami.
Lepiej to przejąć dla prawicy, zanim lewica zdąży, zamiast palić.